Jeśli nie będzie mediów publicznych

Z dr. Tomaszem Żukowskim, socjologiem i politologiem, rozmawia Alicja Wysocka

publikacja 11.03.2008 19:01

Nieprzypadkowo o rzekomo dobroczynnym wpływie takiego rozwiązania przekonują nas energicznie dziennikarze pracujący dla prywatnych korporacji. Tymczasem medioznawcy mają zupełnie inne zdanie, pokazując ogromne znaczenie mediów publicznych w równoważeniu roli wielkiego biznesu w organizowaniu debaty publicznej. Idziemy, 9 marca 2008

Jeśli nie będzie mediów publicznych



Czy nowelizacja ustawy medialnej powinna być priorytetem dla rządu Donalda Tuska?

Co do tej sprawy mam mieszane uczucia. Z jednej strony debata na temat mediów publicznych jest Polsce potrzebna. Z drugiej - niepokoi mnie jej przebieg, w tym kolejność poruszanych tematów. Skład Krajowej Rady i sprawa struktur nadzoru nad mediami publicznymi powinny być - moim zdaniem - rozważane łącznie z kwestią dostosowania mediów publicznych do nowych wyzwań technologicznych. Już za kilka lat telewizja cyfrowa zrewolucjonizuje nasz świat. Władze państwowe staną przed nowymi wyzwaniami dotyczącymi regulowania rynku medialnego. Tymczasem projekt nowelizacji zgłoszony przez PO tego tematu nie podejmuje. Nie ma tam też jasnej koncepcji roli mediów publicznych w społeczeństwie demokratycznym - i jak w związku z tym powinny być finansowane.

Proponuje się likwidację abonamentu.

A część społeczeństwa odbiera te zapowiedzi polityków Platformy jako sygnał, że abonamentu można nie płacić już teraz. I tak się zaczyna dziać. Pogarsza to sytuację ekonomiczną mediów publicznych, zwłaszcza Polskiego Radia. Niepokoić musi też propozycja zastąpienia abonamentu pieniędzmi z budżetu państwa. To prosta droga do uzależnienia finansów publicznych mediów od bieżącej oceny ich pracy przez aktualną większość parlamentarną.

Czy PO rzeczywiście zależy na odpolitycznieniu - w znaczeniu eliminacji ręcznego sterowania – mediów publicznych, czy też w nowelizacja będzie pretekstem do obsadzenia Krajowej Rady swoimi ludźmi?

Oczywiście, że może być takim pretekstem. Czas pokaże. Proponowane dziś zmiany z całą pewnością nie zmniejszają możliwości ręcznego sterowania mediami. Raczej je zwiększają. Uprawnienia pluralistycznie powoływanej Krajowej Rady maleją, ministrów oraz powoływanego przez premiera szefa Urzędu Komunikacji Elektronicznej rosną.

Ale jest też problem poważniejszy, dostrzegany przez coraz większą grupę publicystów i ekspertów. Przyznam, że chciałbym, aby w tym przypadku akurat się mylili. Chodzi o to, że celem działań obecnego rządu może być trwałe osłabienie mediów publicznych po to, by stworzyć większe pole dla mediów komercyjnych. Nieprzypadkowo o rzekomo dobroczynnym wpływie takiego rozwiązania przekonują nas energicznie dziennikarze pracujący dla prywatnych korporacji. Tymczasem medioznawcy mają zupełnie inne zdanie pokazując ogromne znaczenie mediów publicznych w równoważeniu roli wielkiego biznesu w organizowaniu debaty publicznej. Nieprzypadkowo silne państwa europejskie mają silne media publiczne. Tak jest we Francji, Wielkiej Brytanii, w Niemczech. Ograniczenie roli mediów publicznych, zwłaszcza w czasach ekspansji globalnych koncernów medialnych, po prostu osłabi nasze państwo, naszą republikę. Przecież jeśli nie ma się większego wpływu na debatę publiczną we własnym kraju, trudno być w nim zarówno skuteczną władzą, jak i skuteczną opozycją. A także - skutecznym obywatelem. A bezsilni stają się przedmiotami, a nie podmiotami realnej polityki.