Czy ta przyjaźń jest możliwa?

Z o. dr Witoldem Kaweckim, redemptorystą, rozmawia Małgorzata Glabisz-Pniewska

publikacja 11.03.2008 19:07

Gdybym powiedział, że nie wierzę w przyjaźń między duchownym a kobietą, to musiałbym również stwierdzić, że nie wierzę w przyjaźń między kobietą a mężczyzną, ani w ogóle w przyjaźń między ludźmi. Na pewno taka przyjaźń jest trudna i oznacza długą drogę wymagającą dojrzałości obu stron. Idziemy, 9 marca 2008

Czy ta przyjaźń jest możliwa?



Czy wierzy Ojciec w prawdziwą, czystą, pozbawioną podtekstów erotycznych przyjaźń między kobietą a duchownym?

Gdybym powiedział, że nie wierzę w przyjaźń między duchownym a kobietą, to musiałbym również stwierdzić, że nie wierzę w przyjaźń między kobietą a mężczyzną, ani w ogóle w przyjaźń między ludźmi. Ale na pewno taka przyjaźń jest trudna i oznacza długą drogę wymagającą ogromnej dojrzałości obu stron i ustalenia celu, jaki w życiu chce się osiągnąć. Całe mnóstwo przykładów od czasów dawnych aż po historię współczesną wskazuje na znakomite owoce takich przyjaźni! Choć po drodze było wiele przeszkód, pomówień, niesłusznych oskarżeń czy wyrządzonej krzywdy, to jednak historia weryfikowała i wynosiła na ołtarze również takie osoby, które tak rozumianej przyjaźni były wierne.

Wystarczy chyba przykład przyjaźni św. Franciszka Salezego i Joanny de Chantalle, czy – cofając się bardziej w czasie – św. Franciszka i św. Klary. Chyba od samych początków chrześcijaństwa kobiety odgrywały znaczącą rolę w Kościele?

Ogromną, choć wydawało się niekiedy, że drugoplanową rolę. Na tym polegała też istota ich powołania: będąc na drugim planie działały pierwszoplanowo. Kobieta posiada, moim zdaniem, jakiś nadzwyczajny dar związany ze swą osobowością, ze światem emocji – dar otwarcia na transcendencję, na religię, na Boga.

Mężczyźni tego daru nie posiadają? Mają inny zmysł religijny?

Kobieta w sposób naturalny jest predysponowana do pogłębionego życia religijnego. Nie dziwi fakt, że w przeważającym procencie – nie tylko w Polsce, ale na całym świecie – ruchy religijne, stowarzyszenia czy związki kościelne budują i tworzą kobiety. Mężczyźni, jeśli już przekonają się do Boga i zaangażują religijnie, są aktywnym i ważnym ogniwem działalności Kościoła. Jednak droga mężczyzn do przezwyciężenia samego siebie, otwarcia na Boga jest znacznie dłuższa i trudniejsza.

Skoro kobiety tak żywo uczestniczą w życiu Kościoła, to siłą rzeczy wchodzą w bliskie relacje z duchownymi i mogą zawiązywać się między nimi przyjaźnie. Czy to dobrze?

Po pierwsze, poruszając tak delikatny, aczkolwiek ważny temat trzeba podkreślić, że rozmawiając o przyjaźni między kobietą a duchownym, w żadnym stopniu nie można podważać czy obalać sensu czy wartości celibatu czy umniejszać roli i znaczenia osób konsekrowanych. Dzisiaj stan kapłański związany jest z celibatem, jednak nie zamyka się on na relacje, które z wyboru, z natury rzeczy albo z siły faktu wzajemnej współpracy w jakiś sposób łączą osoby duchowne z kobietami. Czy to dobrze? Oczywiście, że właściwie realizowana przyjaźń pokazuje nam piękne pola współpracy i możliwości, jakie się tutaj rysują dla dobra ewangelizacji.





A nie widzi Ojciec tu żadnych zagrożeń?

Zagrożenie stanowi na pewno niedojrzałość którejkolwiek ze stron i złe zrozumienie swojej roli w Kościele. Może to prowadzić do dryfowania na granicy pewnej dwuznaczności, która polega na tym, że do końca nie wiem czego oczekuję od siebie i od drugiej strony. Podobnie jak miłość małżeńska mogłaby być narażona poprzez niedojrzałą i źle przeżywaną znajomość z innym człowiekiem, przez pewne dwuznaczne zachowania.

Ale w innych relacjach sytuacja wydaje się prostsza i bardziej jasna. Tu obracamy się w sferze ducha, która może być przykrywką dla niewłaściwych zachowań.

Upierałbym się jednak przy powyższym porównaniu. Miłość małżeńska rozwija się i jest otwarta także na przyjaźnie zarówno po stronie męża, jak i żony. I taka przyjaźń jest możliwa, chociaż także mogłaby być źle przeżywana i prowadzić, na przykład, do rozpadu małżeństwa. Podobnie jest w życiu kapłańskim czy zakonnym. Ksiądz, będąc celibatariuszem, może zachowywać się dwuznacznie, to się zdarza, ale wielu innych ma fantastyczną postawę, akceptującą świat kobiet takim, jakim on jest, współpracując z kobietami, uznając w nich godnego partnera do swojej pracy apostolskiej. Trudno zresztą wyobrazić sobie sytuację, w której ksiądz będzie dobrze ewangelizował także „świat kobiet”, nie rozumiejąc ich psychiki.

Czy przyjaźń z kobietą dla duchownego nie jest zapełnieniem pustki związanej z celibatem?

Może tak się zdarzyć, jeśli ktoś ucieka od samego siebie, od swoich problemów i szuka niejako po omacku rozwiązań trudnych dla siebie kwestii. Ale jednocześnie trzeba powiedzieć, że życie w celibacie dedykowane Jezusowi, bez podejmowania miłości ziemskiej, którą normalny człowiek realizuje w małżeństwie, może być pięknie rozwijane i dopełniane poprzez żywe, prawdziwe, czyste relacje także ze światem kobiet. Jest to poszukiwanie miłości bliźniego, o którym mówią nam ewangelie. Przecież miłość bliźniego nie dzieli się na kobietę i mężczyznę. Ewangelia nie rozróżnia, mówiąc o miłości człowieka, na płeć, której ma ona dotyczyć. Musimy szukać dobra drugiego człowieka i szczerych z nim relacji.

Od wieków kobieta jawiła się jako źródło zła i grzechu. Nawet dzisiaj częstym, choć na pewno nie jedynym powodem odejścia od kapłaństwa są kobiety.

Dotykamy ważnego, choć niezwykle delikatnego i nie przez wszystkich zrozumiałego problemu. Z całą pewnością potrzebna jest na ten temat zdrowa dyskusja, której w Polsce trochę mi brakuje. Trzeba powiedzieć jasno, że celibat jest wielką wartością i jedną z wielu dróg dojścia do Boga. Ale nie bójmy się z drugiej strony tematów związanych z kryzysem kapłaństwa i porzucaniem stanu duchownego. Sam mam kolegów, którzy z różnych racji odeszli z kapłaństwa, ale zamiast szukać sensacji powiedzmy, że mamy tutaj do czynienia z pewnym dramatem ludzkim. Można czuć się powołanym do kapłaństwa, a jednocześnie niezdolnym do odpowiedzi na to wyzwanie i wybierać ostatecznie życie w małżeństwie, choć zawsze pozostanie ono otwartą raną pewnego „zaparcia się Jezusa”. Czy winę za to ponosi tylko kobieta, dla której dany ksiądz zostawił kapłaństwo? Byłaby to opinia upraszczająca i niesprawiedliwa.




Jak odróżnić przyjaźń od uzależnienia psychicznego między kapłanem a kobietą?

Toksyczne związki obecne są we wszystkich sferach naszego życia i w różnego typu relacjach. Może być też zły, toksyczny związek czy zniewolenie psychiczne kobiety w odniesieniu do kapłana. Jak to rozróżnić? Kryteria i kwalifikacje są dość jasne. Jeżeli znamy się, współpracujemy, chcemy swojego dobra, chcemy dobra dzieła, które razem podejmujemy i nie ma w tym własnych pragnień, żądań, jeśli jest to szczere i dobrze ukierunkowane na określony cel, to ewidentnie da się odróżnić przyjaźń od jakiejś kalkulacji. Przecież najczęściej człowiek wie, czy gra, czy jest autentyczny. Czy podskórnie oczekuje czegoś więcej lub coś wymusza, czy jest czysty i przejrzysty w swoich intencjach. Jeśli temu towarzyszyć będzie duch odpowiedzialności, troska o drugiego człowieka i świadomość zadań, a nade wszystko myślenie religijne, to sądzę, że nie będzie tu większych wątpliwości. Problem pojawia się wtedy, gdy jest to daleko posunięta gra z sobą samym i z drugim człowiekiem. Wtedy otwierają się furtki do wypaczeń, do psychicznych uzależnień, ale także do zranień i krzywd. Trzeba po prostu być ostrożnym i zachować zdrowy dystans.

A czy Ojciec przyjaźnił lub przyjaźni się z kobietami?

Wychowywałem się w świecie kobiet, ponieważ miałem dwie starsze siostry i w związku z tym obserwowałem ich świat. Dużo mi to dało. Potem los kierował mnie w stronę duszpasterstwa młodzieży i studentów. Obecnie moja praca naukowa i duszpasterska związana jest także w jakiejś mierze ze światem kobiet. Ale przyjaźń to wielkie słowo i chociaż pewnie się o nią ocieram, to nie wiem, czy mam prawo nazywać moje relacje z kobietami przyjaźnią. Nawet trochę boję się tego poważnego słowa, choć bardzo bym chciał, żebym mógł realizować w swoim życiu piękne przyjaźnie zarówno z mężczyznami, jak i kobietami. Nie wiem jednak, czy dorastam do tego i pozostawiam to pytanie otwarte przed Bogiem.



Autorka wywiadu jest dziennikarką Polskiego Radia.

***

Ojciec Witold Kawecki (1960), redemptorysta. Kierownik Sekcji Teologii Kultury i wykładowca m.in. Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, pisarz, dziennikarz, były dyrektor wydawnictwa, wiceprowincjał i redaktor naczelny „Homo De”, rekolekcjonista w Polsce, a także w USA, Danii, Szwajcarii, Włoszech, Niemczech, Białorusi i Ukrainie. Tłumacz z języka włoskiego, francuskiego i hiszpańskiego. Filmowy konsultant teologiczny, współpracownik TVP, Polskiego Radia i innych mediów. Twórca i organizator „Wieczornych spotkań z kulturą” na UKSW. Autor wielu książek, m.in. „Dlaczego Kościół broni życia”, „W stronę trzeciego tysiąclecia”, „Bóg pochylony nad człowiekiem”, „W drodze na Górę Błogosławieństw”, „Dylematy moralne współczesnego człowieka”, „Rozpoznać miłość”, „Ocalić człowieka – ocalić kulturę”, „Jan Paweł II – człowiek Kultury”.