Spór o cerkwie

Z arcybiskupem Janem Martyniakiem, greckokatolickim metropolitą przemysko-warszawskim, rozmawia Irena Świerdzewska

publikacja 09.04.2008 19:51

Chodzi o cerkwie budowane przez grekokatolików w XIX i XX wieku. W akcji „Wisła” w 1947 r. grekokatolicy z południowo-wchodniej Polski zostali wywiezieni w różne rejony Polski, głównie na ziemie Zachodnie. Zostali tak osiedleni, żeby ich rozproszyć i uniemożliwić łączenie się we wspólnoty. Idziemy, 6 kwietnia 2008

Spór o cerkwie



Kościół Prawosławny wniósł przeciwko Polsce skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strassburgu w sprawie nieprzyznania mu prawa własności do cerkwi greckokatolickich, które użytkuje od lat powojennych. Jak grekokatolicy w Polsce oceniają te dążenia?

Prawosławni nie mogą rościć pretensji do cudzej własności. Chodzi przecież o cerkwie budowane przez grekokatolików w XIX i XX wieku. W akcji „Wisła” w 1947 r. grekokatolicy z południowo-wchodniej Polski zostali wywiezieni w różne rejony Polski, głównie na ziemie Zachodnie. Zostali tak osiedleni, żeby ich rozproszyć i uniemożliwić łączenie się we wspólnoty. Taka była polityka ówczesnych władz. Ale nikt oficjalnie nie likwidował kościoła grekokatolickiego. Gdyby nawet taki nakaz wyszedł ze strony komunistycznego państwa, nie byłby ważny. Dążenie Kościoła Prawosławnego do przejęcia cerkwi greckokatolickich oceniam jako zachowanie niestosowne.

Prawosławni domagając się prawa do użytkowanych cerkwi pounickich odwołują się do ustawy z 1989 r.

W 1989 r. ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego wprowadziła tzw. zasadę „status quo”: nieruchomości pozostające w dniu jej wejścia we władaniu kościelnych osób prawnych stają się z mocy prawa ich własnością.

Prawosławni domagali się przejęcia cerkwi greckokatolickich na tej samej zasadzie, na której Kościół rzymskokatolicki zasiedlał opuszczone świątynie po akcji „Wisła”. Ale prawosławni zapomnieli, że nasz Kościół greckokatolicki jako Kościół swego prawa (sui iuris) należy do rodziny Kościołów Katolickich. A dobra Kościoła katolickiego nie mogą przechodzić do innej konfesji, do innego Kościoła. Myśmy z Kościołem rzymskokatolickim już doszli do porozumienia. Zwrócono nam te świątynie, o które nam chodziło.

Czy Kościół greckokatolicki próbował uregulować z prawosławnymi sprawy związane z utraconymi świątyniami?

W ciągu kilkunastu lat wiele razy proponowaliśmy spotkania przedstawicielom Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Prawosławni użytkują nasze 23 świątynie. Zaproponowaliśmy zwrot tylko trzech z nich. Chcieliśmy pójść na tak daleko idące ustępstwa, chociaż nasi wierni nie do końca się z tym zgadzają. Uważam jednak, że skoro świątynie używane są przez prawosławnych, a w tamtych rejonach nie ma już naszych wiernych, to nie będziemy o nie walczyć. Ale tam, gdzie są grekokatolicy, mają oni prawo mieć własną świątynię. Nasza cerkiew w Wysowej nie jest wcale prawosławnym potrzebna, bo nieopodal – w Hańczowej – mają swoją świątynię. Wystąpiliśmy też o zwrot cerkwi w Bielance oraz w Przemyślu, gdzie przecież prawosławni mają dwie cerkwie. Gwarantowaliśmy, że będą mogli odprawiać nabożeństwa w tych naszych cerkwiach po ich zwrocie. Mimo to nie zgodzili się na taką umowę. Nie chcą podejmować rozmów, odwołują się za to do najwyższych instancji. Najpierw do Trybunału Konstytucyjnego w Polsce, a kiedy ich skargę oddalił, do Trybunału w Strasburgu. W tej sytuacji będziemy domagali się zwrotu wszystkich naszych cerkwi.




Odrębną sprawą jest cerkiew na Górze Jawor koło Wysowej. Użytkowana jest przez prawosławnych, ale sąd dwukrotnie wydał wyrok przyznający prawa własności do niej grekokatolikom. Budowali ją nasi wierni. Zajęta została przez prawosławnych, którzy nawet nie pozwalali nam odprawić w niej nabożeństwa. Teraz nie chcą uznać wyroku sądu. Złożyli kasację za pośrednictwem Rzecznika Praw Obywatelskich. Rozprawa ma się odbyć w niedługim czasie. Dziwię się, co do powiedzenia w sprawach Kościoła może mieć Rzecznik Praw Obywatelskich. Zresztą do nas nie zwracał się on w tej sprawie. Dochodzi do swoistego rodzaju niedorzeczności, ponieważ Rzecznik Praw Obywatelskich powinien bronić sprawiedliwości.

Ze strony prawosławnych słychać głosy: „Unici mają do nas pretensje, a jak tylko przejmą cerkiew, to razem z naszymi wiernymi”.

Nie odbieramy wiernych innym wyznaniom. Nie handlujemy duszami. Nikogo nie zmuszamy też do bycia w naszym Kościele. Grekokatolik jest katolikiem, czuje się związany ze Stolicą Apostolską, z Kościołem katolickim.

Jeśli Trybunał w Strasburgu uzna 17 VI skargę prawosławnych za zasadną, co stanie się z cerkwiami pounickimi?

Trybunał w Strasburgu może uchylić postanowienie Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Do wyroku musi ustosunkować się nasze państwo. Prawosławni nie dostaną automatycznie tych cerkwi na własność. Nasz Kościół będzie odwoływał się od wyroku. Trybunał w Strasburgu nie może działać przeciw zasadom sprawiedliwości, przekazując cudzą własność innemu Kościołowi.

Premier Tusk miał podjąć rozmowy z Kościołem prawosławnym o wycofanie skargi z Trybunału w Strasburgu. Jakie Ksiądz Arcybiskup widzi rozwiązanie tego problemu?

Uważam, że należałoby wrócić do rozmów między prawosławnymi i grekokatolikami i oddać nam na własność te trzy świątynie, o które idzie ciągle spór. Obecna sytuacja to skutek zaniedbań rządów przez ostatnie kilkanaście lat. W 1991 r. uchwalono ustawę o stosunku państwa do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Zapisano, że do czasu wejścia w życie ustawy regulującej stosunki własnościowe, prawosławni i grekokatolicy mogą wspólnie użytkować sporne świątynie. Przez 17 lat nie rozwiązano tego problemu. Sprawą powinien zająć się Sejm polski i doprowadzić do ostatecznego rozwiązania. Jednak Państwo ciągle boi się podejmować temat, żeby nie wywoływać nieporozumień religijnych. Jak długo cerkwie pounickie będą własnością agencji Skarbu Państwa, użytkujący je nie mogą nawet wykonać remontu. Jednak Kościół prawosławny nie może regulować swojego prawa własności kosztem naszego Kościoła greckokatolickiego.




Bardzo dobrze rozwiązała ten problem Słowacja. Między państwem a Cerkwią Greckokatolicką doszło do porozumienia. Pobudowano prawosławnym cerkwie w miejsce tych zwróconych grekokatolikom albo wypłacono im rekompensaty.

Jak obecnie układają się stosunki między wiernymi grekokatolikami a prawosławnymi?

Między ludźmi nie ma problemów i napięć. Żyją obok siebie, odwiedzają się, powstają mieszane małżeństwa. Sprawa rozgrywa się w strukturach hierarchicznych Kościoła prawosławnego, który nie chce ustąpić ani o krok. My chcemy porozumienia. Istniała przecież komisja między prawosławnymi a grekokatolikami, w której naszą stronę reprezentował bp Włodzimierz Juszczak. Istniała do czasu zerwania rozmów przez stronę prawosławną, co oceniam jako przejaw złej woli w rozwiązaniu problemu.

Jak dzisiaj wygląda wspólnota kościoła greckokatolickiego w Polsce?

Mamy dwie diecezje: archidiecezję przemysko-warszawską i diecezję wrocławsko-gdańską. W pierwszej w 80 parafiach pracuje 50 kapłanów, w drugiej w 70 parafiach – 40 kapłanów. Posiadamy swoje seminarium w Lublinie. W Polsce są trzy zakony żeńskie i jeden męski – bazylianie. Trudno jest podać dokładną liczbę wiernych, którzy po akcji „Wisła” zostali rozsiani po całej Polsce. Największe skupiska to: województwa olsztyńskie, elbląskie, Podkarpacie, Przemyśl. Na zachodzie Zielona Góra, Wrocław. Dalej Koszalin, Szczecin. Wierni, z którymi utrzymujemy bliski kontakt to liczba około 100 tys. osób. Parafie są małe i biedna, liczą po 50, 100, 200 osób. Utrzymanie się tak małych wspólnot nie jest proste. Nasza cerkiew realizuje ewangeliczne, często skrajne ubóstwo. Księża wiedzą, jaka jest sytuacja w parafiach i mimo to decydują się na pracę w nich. Katechizacja odbywa się na wszystkich poziomach w szkole, prowadzimy normalne duszpasterstwo. Chociaż wiernych jest mało, są bardzo przywiązani do cerkwi, do tradycji. Pomimo ubóstwa udało się nam wznieść 30 nowych świątyń.

Czy Kościół greckokatolicki może liczyć na wsparcie z zewnątrz?

Niestety, na niewielkie. W remontach cerkwi pomagają nam dotacje z Funduszu Kościelnego i niektóre urzędy marszałkowskie, za co chciałbym podziękować. Częściowo pomaga nam Fundacja Renovabis. Innej pomocy nie mamy. Ale kardynał Gulbinowicz powiedział o nas kiedyś: „Nie musicie im pomagać. Wystarczy, byście im nie przeszkadzali”. Czasem potrzeba tylko tyle.



***

Abp Jan Martyniak urodził się w 1939 r. w rodzinie greckokatolickiej w Spasie koło Lwowa. W 1946 r. w ramach akcji przesiedleńczej, wraz z matką i rodzeństwem znalazł się na Dolnym Śląsku. Przygotowanie do kapłaństwa odbywał w Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu. Święcenia przyjął w 1946 r. w rycie łacińskim. Studiował na ATK w Warszawie i w Prymasowskim Instytucie Życia Wewnętrznego. W 1989 r. został mianowany biskupem pomocniczym Prymasa Polski dla wiernych obrządków wschodnich w Polsce, a w 1991 r. ordynariuszem reaktywowanej diecezji przemyskiej obrządku greckokatolickiego. W roku 1996 wyniesiony do godności arcybiskupa metropolity greckokatolickiej metropolii przemysko-warszawskiej.