Krótkie wyznanie miłości

Stefan Meetschen

publikacja 09.06.2008 11:22

Urągająca Polakom reklama w niemieckiej telewizji sprawiła, że temat wzajemnych relacji pojawił się jeszcze wcześniej niż piłkarskie mistrzostwa Europy, gdzie przeciw sobie zagrają Niemcy i Polacy. Idziemy, 8 czerwca 2008

Krótkie wyznanie miłości



Niemcy nie przepadają za Polakami. Zarówno za krajem, jak też za ludźmi. Kraj nie oferuje, mimo najnowszej wielce obiecującej historii, ani materialnej wolności i szczęścia, ani też promieni słońca jak Ameryka, Włochy czy inne kraje. A ludzie? Dla Niemców raczej podejrzani. Nieco kombinują, są trochę zbyt leniwi i trochę zbyt uczuciowi. Tysiące polsko-niemieckich seminariów pojednawczych, konferencji o dialogu i wymian młodzieży niewiele tu zmieniły. W każdym razie nie wśród szerokich rzesz społeczeństwa. Być może, co demaskuje w swej książce „Dojczland” Andrzej Stasiuk, Niemcy potrzebują po prostu negatywnego obrazu Polaka, aby poczuć się dowartościowani.

W rzeczywistości Polska i Polacy są całkowicie od tego obrazu odmienni. Polska przeżywa rozkwit, odnosi sukcesy większe być może niż inne kraje w Europie, także jeżeli nie buduje się tu w każdym mieście Aquaparku (choć ma to miejsce z niemieckim udziałem we Wrocławiu). Wielu ludzi jest tu niesamowicie pracowitych, chcą się rozwijać, studiować, choć przychodzi im to czasem robić w ekstremalnie trudnych warunkach finansowych. Wielu z nich znajduje przy tym czas na życie rodzinne i religijne, kontemplację rzeczywistości, przy której odrobina melancholii i gorzałki, o czym wie każdy prawdziwy filozof, nie może z pewnością zaszkodzić. Oto styl, który Polska może zaoferować Niemcom i innym krajom europejskim, gdzie od dłuższego czasu roi się od przereklamowanych postaci i idei nie mających odniesienia do rzeczywistości. Socjolog religii Jose Casanova z uniwersytetu w amerykańskim Georgetown zauważył zgodnie z prawdą podczas tegorocznych dni tischnerowskich: „Właśnie dlatego Polska ma szanse stać się zwierciadłem, w którym UE może się krytycznie przeglądać. Będzie tak oczywiście tylko wówczas, jeśli okaże się zdolna do rozwoju i osiągnięcia standardów europejskich społeczeństw przy jednoczesnym zachowaniu żywotności wiary katolickiej”.

Zwierciadło dla Europy, a jednocześnie pielęgnacja własnej siły życiowej: w tym obrazie unosi się duch Jana Pawła II, znawcy sztuki i osoby doświadczonej przez dyktatury. Powiedział on o kulturze, że jest ważniejsza od ekonomii i polityki. Kultura, o czym ten obywatel świata był głęboko przekonany, jest najsilniejszą i najgłębszą siłą ludzkiej cywilizacji.

Nie da się poznać polskiej kultury w ciągu trzech dni, w czasie krótkiej, może i nostalgicznej, wędrówki przez Wrocław, Kraków czy Gdańsk. Trzeba na to więcej czasu i otwartości na to, czym Polska była i czym jest obecnie. To naród kultury, być może jedna z najbogatszych w mądrość i wykształcenie nacji na świecie. Kraj, w którym oświecenie szło zawsze w parze ze zdrowym rozsądkiem, z normalną, niemal naturalną wiarą w niewidzialną rzeczywistość. Tym bardziej bolesne jest czasem doświadczenie, gdy Niemcy w Polsce przykładają do współczesnego polskiego społeczeństwa utarte szablony. Bez wglądu w odmienną mentalność i historię. Również wówczas, kiedy co niektórzy prawią wobec strony polskiej moralitety w kwestiach społecznych, Kościoła czy demokracji. Naturalnie w języku niemieckim, którego znajomości oczekuje się od Polaków.

Nie wystarczy to do prawdziwego dialogu i spotkania. Co jednak można zdziałać? Jak usunąć liczące setki lat uprzedzenia i kłody leżące między – jak się okazuje – odległymi sąsiadami. Jak Polacy i Niemcy mogą być silni wspólną siłą w Europie, w rozumieniu Jana Pawła II? Na pewno nie poprzez oficjalne programy i inicjatywy, które nie burzą ściany niewiedzy. Odpowiedzi na pytanie, jak osiągnąć wspólnotę, trzeba być może poszukać w słowach emerytowanego sędziego z filmu „Trzy Kolory: Czerwony”, kiedy udziela on rady studentce Valentine przygotowującej się do ważnego spotkania i co za tym idzie wewnętrznej przemiany: „Być, po prostu być”. Ufać, że tylko w ten sposób można uchwycić niemal bezgłośne dźwięki ludzkich losów i dróg. Czy to własne postanowienie nie mogłoby również dotyczyć krajów i narodów? Jakkolwiek wysoko byłyby rozwinięte i nowoczesne?

Film nakręcono 15 lat temu, a powstał on jako efekt szeroko zakrojonej europejskiej kooperacji Niemców, Szwajcarów i Francuzów. Scenariusz i reżyserię przejęli wówczas Polacy. I pięknie.



***

Autor mieszka i pracuje w Warszawie jako korespondent katolickiej gazety „Die Tagespost”