Polskość bez granic

Z prezesem Stowarzyszenia Wspólnota Polska, senatorem Maciejem Płażyńskim, rozmawia Irena Świerdzewska

publikacja 30.07.2008 16:24

Polacy rzeczywiście są rozsiani po całym świecie. Ale jest kilka państw, w których stanowią społeczność liczną i bardzo zwartą. Tak jest przede wszystkim na wschodnich kresach dawnej Rzeczypospolitej. Ale trzeba także pamiętać o Niemczech, gdzie również żyje około 1,5–2 mln Polaków. Idziemy, 13 lipca 2008

Polskość bez granic



Za granicą mieszka kilkanaście milionów Polaków. W którym kraju mają największe trudności z zachowaniem swojej tożsamości?

Polacy rzeczywiście są rozsiani po całym świecie. Ale jest kilka państw, w których stanowią społeczność liczną i bardzo zwartą. Tak jest przede wszystkim na wschodnich kresach dawnej Rzeczypospolitej. Około miliona naszych rodaków mieszka na Litwie i Białorusi. W wielu powiatach to oni stanowią większość. Ale trzeba także pamiętać o Niemczech, gdzie również żyje około 1,5–2 mln Polaków. I właśnie w tych krajach Polacy mają największe kłopoty.

Słusznie minister Radosław Sikorski w czasie prezentacji polskiej polityki zagranicznej w Sejmie wspomniał o tych trzech państwach jako nieprzestrzegających praw polskiej mniejszości. Litwini nawet się z tego powodu obrazili i wystosowali specjalną notę dyplomatyczną. Ale taka jest prawda. Mamy też problemy na zachodniej Ukrainie, gdzie formalnie deklaracje władz są sympatyczne, a rzeczywistość jest całkiem inna, mocno antypolska.

A co na to prawo międzynarodowe?

Oczywiście, trzymanie się standardów praw mniejszości nie jest grzecznością, tylko elementem wypełniania prawa. Wszystkich członków Unii Europejskiej obowiązuje konwencja o prawach mniejszości. Takie prawo gwarantują także traktaty zawarte między Polską a poszczególnymi krajami. Z Litwą zawarliśmy taki traktat na początku lat 90., z Niemcami w 1991 r. Polska wywiązuje się z umów. Tego samego oczekujemy od drugiej strony.

Z Litwą jako państwo mamy jednak bardzo dobre stosunki. Czego więc dotyczą problemy Polaków na Litwie?

Wynikają z zaszłości historycznych oraz ambicji odradzającego się państwa, które chciałoby być na wskroś litewskie. A musi przyjąć, że mieszka tam kilkaset tysięcy Polaków. Od kilkunastu lat istnieją wciąż te same nierozwiązane problemy. Niektóre o wymiarze symbolicznym niezwiązanym z wydatkami budżetowymi, jak spór o pisownię nazwisk. Polacy zmuszani są, by w dowodach osobistych i innych dokumentach mieć nazwisko pisane po litewsku. To tak jakby zabrać komuś element jego tożsamości.
Kolejny spór dotyczy nakazu zmian nazw polskich ulic na litewskie. Polacy nie chcą się podporządkować i rodzi się z tego poważny konflikt. Na Litwie funkcjonują 2 sprzeczne ustawy: ustawa o mniejszościach gwarantująca im standardy zgodne z konwencjami europejskimi i ustawa o języku litewskim nakazująca posługiwanie się urzędowo tylko nim. W praktyce w polskiej szkole pracownia historii musi być opisana na drzwiach po litewsku.

Problemy ma też polska szkoła. Na terenie, gdzie większość stanowią Polacy, powstają nowoczesne szkoły litewskie, mające swym standardem przyciągać polskie dzieci, utrzymywane są one ze specjalnej dotacji rządu litewskiego, poza zwykłym finansowaniem szkół. W okręgach zamieszkiwanych w większości, bo na przykład w ok. 80 proc. przez Polaków, szkoły podstawowe i średnie utrzymywane są przez samorządy.





Druga kwestia to próby sprowadzenia języka polskiego do poziomu przedmiotu fakultatywnego w polskich szkołach. Dąży się na przykład do zniesienia obowiązku matury z języka polskiego. Ma to spowodować, że uczniowie będą traktować ten przedmiot mniej prestiżowo, co odbije się na poziomie nauczania.

Trzeba podkreślić, że pomimo obowiązku finansowania szkolnictwa przez państwo litewskie, Polska inwestuje duże pieniądze w remonty szkół na Litwie. Z jednej strony rozumiemy problemy finansowe władz litewskich, z drugiej widzimy niechęć do mieszkających tam Polaków. Od lat prowadzimy więc remonty szkół. Mimo to przez lata w Wilnie blokowano możliwości inwestycji ze strony Polski w nasze szkoły.

Bardzo ważny problem to różnice w traktowaniu Polaków i Litwinów w procesie reprywatyzacji ziem zabranych obywatelom przez komunistów. Polacy urzędowo traktowani są znacznie gorzej, tak by nie otrzymywali zwrotu utraconych dóbr.

Z czego natomiast wynikają problemy Polaków w Niemczech?

Niemcy nie chcą uznać, że Polacy mają prawo do nauczania własnego języka i podtrzymywania własnej kultury. Tłumaczą, że Polacy mają przecież obywatelstwo niemieckie. Trzeba przypominać, że mają oni jednocześnie obywatelstwo polskie. A więc należy uszanować ich prawo do nauki w polskiej szkole, zaś państwo niemieckie ma obowiązek finansowania kształcenia.

Gdyby porównywać nakłady Polski na rzecz mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie i nakłady Niemiec na rzecz mniejszości polskiej w ich kraju, to okazuje się że nasze nakłady są nieporównanie wyższe. Mimo różnic w poziomie zamożności obydwu krajów.

Władze niemieckie nie chcą finansować polskich szkół. Jednak nauka języka polskiego odbywa się w szkółkach sobotnio-niedzielnych, prowadzonych przez polską misję katolicką w Niemczech. To mniej atrakcyjna forma nauki. Z racji sposobu finansowania nie obejmuje wszystkich chętnych.

Mówiąc o potrzebie polskich szkół w Niemczech, nie oczekujemy placówek z wykładowym językiem polskim. Rozumiemy, że rodzice chcą wysyłać dzieci do szkoły niemieckiej. Potrzebne jest jednak zagwarantowanie nauki języka polskiego, historii Polski, polskiej kultury, by dzieci mogły otrzymać świadectwo w zakresie tych przedmiotów. Czasem słyszymy argumenty, że Polacy nie są zainteresowani nauką polskiego. Jeśli nie są, to dlatego, że czują opór ze strony władz niemieckich. Podpisaliśmy traktat z państwem niemieckim i liczymy, że będzie on przestrzegany.

Czy wpływ na tę sytuację może mieć fakt, że w traktacie z 1991 r. zawarto zapis o „mniejszości niemieckiej w Polsce” i jedynie o „grupie Polaków w Niemczech”?

To oczywiście interpretacja strony niemieckiej, która ma własną definicję mniejszości. Niemcy przyjmują, że mniejszość stanowią ci, którzy są osiedleni na terenie ich kraju od 100 lat. Osoby, które wyemigrowały z Polski do Niemiec w latach 70. i 80. określane są jako „grupa polska”. Z kolei dla nas podstawą nie może być definicja niemiecka.




My wywiązujemy się ze zobowiązań wobec mniejszości narodowych, inne państwa nie. Dlaczego dopuszczamy do takich sytuacji?

W Polsce przez lata obowiązywała nadmierna poprawność polityczna. Mówimy że z Niemcami i Litwinami mamy strategiczne partnerstwo, prowadzimy wspólną politykę w ramach Unii Europejskiej i NATO. Z Litwą łączy nas wspólne stanowisko wobec Rosji, rozmawiamy o budowie elektrowni atomowej. Jednocześnie nie rozwiązujemy istotnych problemów od 18 lat, istotnych dla kilkuset tysięcy naszych rodaków. Nie można mówić o wyjątkowej przyjaźni, nie dostrzegając problemów, które wynikają z niechęci, a nie z braku pieniędzy na zaradzenie im.

Podobna sytuacja dotyczy relacji z Niemcami. Władze polskie przez lata nie podnosiły kwestii braku nauczania języka polskiego w Niemczech. Tymczasem Niemcy inaczej traktują choćby Turków, którzy nie pozwalają się zasymilować. Przyjmują do wiadomości ich odrębność. Polacy zaś są „łagodniejsi, mniej konfliktowi”, przez co ich prawa są przestrzegane w mniejszym stopniu.

Co w tej kwestii robi Stowarzyszenie Wspólnota Polska?

Nasze działania przebiegają w dwóch płaszczyznach. Po pierwsze jest to realna pomoc finansowa dla mniejszości polskich. Za naszym pośrednictwem z budżetu Senatu trafiają pieniądze do organizacji polskich i polonijnych. Określamy na co należy przeznaczyć te fundusze. Po wtóre, informujemy Sejm, Senat i MSZ o problemach Polaków mieszkających za granicami kraju. Chcemy też odbudować zainteresowanie tą problematyką w naszym kraju.

Jak Pan ocenia funkcjonowanie niedawno wprowadzonej Karty Polaka?

Ustawa o Karcie Polaka funkcjonuje od kwietnia. To jeszcze za krótko, by móc dokonać oceny. Chcemy jako Wspólnota Polska wystawić taką ocenę jesienią. Praktyka pokaże, czy będzie potrzebna nowelizacja ustawodawstwa w tej sprawie. Obecnie wszędzie, gdzie ona funkcjonuje, ustawiają się długie kolejki osób zapisujących się na spotkanie z konsulem w sprawie uzyskania Karty.

Od kilku lat tysiące Polaków emigrują za pracą, m.in. do Anglii, Irlandii, ostatnio granice otworzyła Francja. Czy Wspólnota Polska będzie się również nimi zajmować?

Oczywiście, chociaż w innym zakresie. Nie będziemy im pomagać szukać pracy, załatwiać problemów socjalnych czy materialnych, ponieważ w tych kwestiach korzystają z praw obywateli UE. Naszym wspólnym zmartwieniem jest to, by ich dzieci nie straciły możliwości uczenia się w polskiej szkole. Chcemy, by miały polskie świadectwo, bo to ułatwia powrót do Polski. Po wtóre, chcemy pomóc w budowaniu prestiżu Polaków pracujących za granicą. To znaczy pokazywać środowiska emigracyjne, które dobrze radzą sobie w tamtej rzeczywistości, zajmują ważne miejsca w tamtych społecznościach. Istotne, by Polacy nie kojarzyli się tylko z „hydraulikiem”, ale z ludźmi zawodowego sukcesu.



***

Maciej Płażyński (1958), urodził się w Młynarach za ziemi elbląskiej, studiował prawo na Uniwersytecie Gdański, działał w opozycyjnym Ruchu Młodej Polski, był przewodniczącym NZS i działaczem opozycji solidarnościowej. W latach 1990–96 wojewoda gdański, marszałek Sejmu III kadencji. W 2001 r. współzałożyciel Platformy Obywatelskiej, z której wystąpił w 2003 r. Wicemarszałek Senatu VI kadencji, w wyborach parlamentarnych 21 X 2007 roku startował z listy PiS jako poseł niezrzeszony. Od 11 V 2008 r. Prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska". Założyciel Fundacji Pomorskiej, propagującej aktywność i przedsiębiorczość wśród młodych ludzi z najuboższych rodzin, współfundator Fundacji "Nuta Nadziei", wspierającej utalentowane muzycznie niepełnosprawne dzieci. Żonaty, troje dzieci.