Spod znaku ΦΩΣ-ΖΩΗ

Irena Świerdzewska

publikacja 12.08.2008 13:55

Ruch Światło–Życie jest jednym z nielicznych, który zrodził się na polskim gruncie. I wciąż najliczniejszym. Założony przez ks. Franciszka Blachnickiego miał obrońcę i przyjaciela w osobie kardynała Wojtyły. Idziemy, 10 sierpnia 2008

Spod znaku ΦΩΣ-ΖΩΗ



Kopia Górka w Krościenku nad Dunajcem to dzisiaj serce Ruchu Światło–Życie, zwanego popularnie Oazą. Z nastrojową kaplicą Chrystusa Sługi, do której wchodzi się boso. Z świetnie zorganizowanym sekretariatem, w którym działają diakonie, czyli komórki odpowiadające za organizację działań na rzecz ochrony życia, przygotowywanie materiałów formacyjnych oraz organizację rekolekcji i całorocznej pracy w grupach na poziomie całego kraju.

„Ruch w centrum jest duży. Czasem zamykane jest o godzinie 22-23” – mówi ks. Adam Wodarczyk, moderator generalny ruchu i postulator procesu beatyfikacyjnego sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. W kościele Dobrego Pasterza w Krościenku złożone są szczątki założyciela ruchu.

Dorota Seweryn – jedna z pierwszych uczestniczek i animatorek oazowych –opowiada: „Pamiętam czasy przed Soborem Watykańskim II, kiedy Msza św. odprawiana była po łacinie. Ks. Franciszek Blachnicki chciał, by ministranci – chłopcy ze szkoły podstawowej – lepiej rozumieli Eucharystię i świadomie przyjmowali Chrystusa. Zorganizował dla nich rekolekcje. Te pierwsze, które dały początek oazom odbyły się w Bibieli koło Tarnowskich Gór. Maleńka wioska ukryta w lesie miała dać poczucie bezpieczeństwa przed kontrolą SB.



W konspiracji przed SB


„Był 19 lipca 1954 r. – wspomina Jerzy Bindacz, wówczas ministrant ks. Blachnickiego. – Pod plandeką ciężarówki na ławach jechała nas ponad 70-tka. Zabraliśmy ze sobą garnki, jedzenie. Dosłownie wszystko, żeby móc przeżyć 2-tygodniowe rekolekcje. Zakwaterowaliśmy się w miejscowej szkole z napisem «Punkt agitacyjny». Każdy dzień zaczynał się od wciągnięcia biało-niebieskiej, maryjnej flagi na maszt. Śpiewaliśmy przy tym «O Maryjo, witam Cię»” – wspomina Jerzy Bindacz.

Przed Mszą św. była poranna gimnastyka. W ciągu dnia wycieczki, na których w pięknie przyrody odkrywali działanie Boga. Ks. Blachnicki program rekolekcji oparł na wzorcach wychowawczych zaczerpniętych z harcerstwa, z którym przez lata był związany.

„Od tamtego czasu minęły 54 lata, a te same metody pracy formacyjnej zachowały się aż do dnia dzisiejszego” – mówi Dorota Seweryn. Najważniejszym elementem jest Eucharystia. 15-dniowe rekolekcje wakacyjne oddane są pod opiekę Matki Bożej. Każdego dnia rozważana jest jedna tajemnica z trzech części Różańca. Jest nawiedzenie Najświętszego Sakramentu. Każdy oazowicz dba również o codzienną osobistą modlitwę, zwaną Namiotem Spotkania. Nazwa zaczerpnięta jest z Księgi Wyjścia i przenosi do czasu wędrówki ludu Wybranego do Ziemi Obiecanej, kiedy to Mojżesz udawał się na „spotkanie z Panem twarzą w twarz”.





„W czasie pierwszych oaz młodzież podzielona była na kilkuosobowe grupy. Te spotkania, przerodziły się potem w tzw. ewangeliczną rewizję życia. Ks. Blachnicki w czasie konferencji uczył wtedy, jak żyć tajemnicami Różańca. Przy tajemnicy Zwiastowania Matce Bożej stawiał pytania: Czy potrafimy słuchać Słowa Bożego?. Przy tajemnicach Bolesnych: Jak przyjmujemy wydarzenia każdego dnia i czy traktujemy je jako Bożą wolę?. Dzień kończył Pogodny wieczór, czyli wspólna zabawa ze śpiewem przy gitarze. Wszyscy uczyli się na tych wyjazdach odpowiedzialności za grupę. Wyznaczone były dyżury: gospodarczy, porządkowy, liturgiczny. To one dały początek istniejącym dziś diakoniom” – mówi pani Dorota.

Choć w pierwotnym zamyśle oazy miały służyć jedynie formacji ministrantów, to szybko się okazało, że trzeba tworzyć grupy dla kolejnych zainteresowanych. Od 1957 r. zaczęły odbywać się oazy dla dziewcząt, od 1963 r. dla młodzieży, potem co dwa lata następne: w 1965 r. dla kapłanów, w 1967 r. dla młodzieży męskiej, w 1969 r. dla alumnów, w 1971 r. dla młodzieży studiującej, pracującej i dla dorosłych.

„Na rekolekcje przyjeżdżali też małżonkowie, ale najczęściej jedno z nich musiało zostać z dziećmi w domu. Dlatego ks. Franciszek w 1973 r. zorganizował oazy dla rodzin, nazywane dziś Domowym Kościołem” – opowiada Dorota Seweryn. Kiedy okazało się, że ludzie wracają na wakacyjne rekolekcje, ks. Blachnicki wprowadził stopnie formacyjne. Na I stopniu odbywa się przyjęcie Boga jako Zbawiciela, na II stopniu – wyjście z grzechu, stopień III uczy zakorzenienia w Kościele, który jest wspólnotą wierzących.

Na oazy przyjeżdżały tłumy. Trudno było znaleźć już wioski, które by je przyjęły. Zaczęto więc szukać miejsc w innych diecezjach. Tak ruch oazowy zaczął ogarniać całą Polskę.



Kar-nawał


Taka inicjatywa w Kościele nie podobała się władzy ludowej. Zaczęły się szykany. Najpierw próbowano karać pomysłodawcę. Ale ks. Blachnicki żył w takim ubóstwie, że komornik wychodził od niego z pustymi rękoma. Dlatego władza zaczęła karać gospodarzy, którzy przyjmowali oazowiczów. „Czasem po kilka osób przychodziło na kontrolę – wspomina dziś z uśmiechem pani Dorota. Milicjant, pracownicy z biura meldunkowego, z oświaty, Sanepidu i inni. Kontrola trwała dotąd aż choćby jedna z osób znalazła pretekst do wystawienia mandatu”. W jednym z dobrze utrzymanych gospodarstw komisja oceniała, że dom ma… za wysokie stopnie schodów. Przy innym domu w potoku znaleziono zardzewiałą puszkę.

Oazowicze z całej Polski składali się wtedy po kilka groszy na zapłacenie mandatów. Poczta została zalana przekazami na drobne sumy. Władza wróciła więc do karania ks. Blachnickiego. Wstrzymano przydział koksu na ogrzewanie budynku, w którym mieściło się biuro oazowe. Poczta tym razem tonęła w węglowym pyle, bo zasypały sterty paczek od oazowiczów zawierające po kilka kilogramów węgla.

O tamtym okresie mówi się „kar-nawał”. „Była to walka bez przemocy. Ks. Franciszek wzywany był na rozprawy, ale dla Pana Boga gotów był wszystko znieść. Niczego nie robił dla siebie, ale z myślą o wiernych. W tamtym czasie wiele powołań kapłańskich rodziło się wśród oazowiczów” – wspomina pani Dorota.




Przyjaciel oaz


W trudnych czasach komunizmu największym przyjacielem oaz był kard. Karol Wojtyła. „Bogu dzięki, że są te oazy! Przecież to jest front walki o człowieka w Polsce! (...) Wiemy, co jest po stronie przeciwnej: jakie spłycenie, jaki minimalizm, jaka postawa wobec życia (...) więc będziemy sobie radzić” – mówił do oazowiczów.

Każdego roku kard. Wojtyła przyjeżdżał na wakacyjne rekolekcje w tzw. „dniu wspólnoty”, kiedy kilka mniejszych grup stacjonujących po okolicznych miejscowościach spotykało się w jednym miejscu. Już po pierwszym takim spotkaniu w 1972 r. popłynęły do kardynała Wojtyły listy jedności od młodzieży, a jego samego nazwano protektorem oazy. To on był rzecznikiem oaz w Episkopacie Polski. Do miejscowości, gdzie oazy były najbardziej szykanowane kierował specjalne komunikaty. Dziękował gospodarzom, że przyjmują młodzież pod swój dach. Zachęcał do niesienia oazowiczom pomocy. I zapewniał, że w wypadku wymierzania nielegalnych kar przez władze administracyjne, Krajowe Duszpasterstwo Służby Liturgicznej, organizujące oazy, będzie służyło im pomocą.

W 1973 r. kard. Karol Wojtyła dokonał aktu oddania Ruchu Światło–Życie Maryi Niepokalanej Matce Kościoła. Ten moment Ruch uznaje za bardzo ważne wydarzenie w swojej historii – za swój „akt konstytutywny”.



O trzeźwość narodu


W komunistycznych czasach rozpijania społeczeństwa Ruch Światło–Życie podjął walkę o godność człowieka. W 1957 r. ks. Blachnicki utworzył Krucjatę Wstrzemięźliwości, która zakładała abstynencję alkoholową i zachowanie wolności od wszelkiego rodzaju uzależnień. Około 100 tys. dorosłych osób włączyło się w tę Krucjatę. Władza ludowa zadrżała, kiedy okazało się, że w Polsce zaczyna spadać spożycie alkoholu. Pod barak przy kurii, gdzie mieściło się biuro Krucjaty zajechał samochód. Zabrano sprzęty, wyrzucono ludzi, budynek zamknięto. Ks. Blachnicki trafił do aresztu.

Po wyborze na Stolicę Piotrową podczas jednej z pierwszych audiencji Jan Paweł II zwrócił się do Polaków: „Proszę abyście przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu, co może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła”. Ks. Blachnicki reaktywował wtedy Krucjatę ale pod nową, jako Krucjata Wyzwolenia Człowieka.



Statystyka


Oazy wyszły poza teren Polski. Ks. Franciszek Blachnicki przebywając w Niemczech, od 1982 r. rozpoczął działalność Ruchu Światło–Życie wśród polskiej emigracji.

Również członkowie Ruchu emigrujący z Polski w latach 80. i 90. zakładali wspólnoty oazowe, w większości kręgi rodzin, w innych krajach. Tak powstały wspólnoty Ruchu w USA, Kanadzie, Austrii, a także w Australii, Francji i Luksemburgu. Od 1985 r. datuje się istnienie Ruchu w Brazylii, a w latach 90. Ruch Światło–Życie rozpoczął działalność na Litwie, Białorusi, Ukrainie, w Rosji i w Bułgarii. Szczególnie liczne są od niedawna wspólnoty na Ukrainie. Ostatnie lata to początki rozwoju Ruchu w Azji Środkowo-Wschodniej – w 2003 r. powstały pierwsze wspólnoty w Kazachstanie.

„W Polsce najliczniejsze wspólnoty istnieją na południu kraju. W Archidiecezji Katowickiej najwięcej jest grup młodzieżowych, w Archidiecezji Przemyskiej - Kręgów Domowego Kościoła, a w Archidiecezji Krakowskiej Dzieci Bożych” – mówi ks. Wodarczyk.




„Prężne wspólnoty działają też w obydwu diecezjach warszawskich. W diecezji warszawsko-praskiej mocną stroną są wyszkoleni animatorzy i moderatorzy, którzy raz w miesiącu spotykają się w Choszczówce w Szkole Animatora. Działa Diakonia Misyjna. Rodzą się powołania misyjne. Jedna osoba zgłosiła się ostatnio na wyjazd do Kazachstanu, dwie osoby na Ukrainę. To zjawisko bardzo nas cieszy” – mówi ks. Wodarczyk.

„Nasza diecezja znajduje się na piątym miejscu w Polsce pod względem liczebności oazowiczów – dodaje ks. Zbigniew Rajski, odpowiedzialny za Ruch Światło–Życie w diecezji warszawsko-praskiej. – Nowe osoby przychodzą, bo zachęcili ich koledzy albo byli na rekolekcjach wielkopostnych, w których organizację włącza się Ruch Światło–Życie”. „Na wakacyjne rekolekcje wyjeżdża corocznie około 1,2 tys. osób. Domowy Kościół liczy 360 małżeństw” – liczą Gabriela i Ryszard Królewscy, odpowiadający za te wspólnoty w diecezji.

„Życie pokazuje, kto jest oazowiczem. Ten, kto żyje charyzmatami i ideałami ruchu” – mówi Dorota Seweryn. Choć minęło pół wieku od powstania oaz, przesłanie ruchu jest wciąż aktualne.

„Od kilkunastu lat jesteśmy w Domowym Kościele. Szukaliśmy wspólnoty, która pomogłaby nam budować nasze małżeństwo, w której obydwoje moglibyśmy przechodzić formację. Codziennie modlimy się razem, całą rodziną, czytamy Pismo Święte, raz w miesiącu spotkamy się w kręgu kilku innych rodzin. Charakterystycznym elementem tej formacji jest dialog małżeński, to znaczy rozmowa o wszystkich nurtujących nas sprawach, z zaproszeniem do naszych relacji Pana Boga” – mówią Gabriela i Ryszard Królewscy.

Wielu oazowiczów składa zobowiązania, że nie będzie spożywać alkoholu do końca życia. „Jestem od kilkunastu lat w Ruchu Światło–Życie i w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka – mówi Ania z diecezji warszawsko-praskiej. –Całkowita rezygnacja z alkoholu nie jest dla mnie uciążliwym wyrzeczeniem. Najtrudniejsze było doświadczanie niezrozumienia ze strony innych osób, kiedy z narzeczonym zdecydowaliśmy, że chcemy mieć bezalkoholowe wesele”.

„W ogóle ruch nauczył mnie dojrzałego patrzenia na Kościół, staram się żyć nauką Kościoła, szukać woli Bożej w swoim życiu, korzystać z Eucharystii także w powszednie dni tygodnia. Rodzinne święta, imieniny, urodziny staramy się uczcić obecnością na Mszy świętej” – dodaje Ania.

Ruch Światło–Życie w swoim szczytowym okresie liczył 78 tys. członków (1989 r.). Po przemianach ustrojowych liczba członków zmniejszała się do 34 tys. (2006 r.). Ale od roku ubiegłego widać zauważalny skok – prawie 48 tys. wyjechało na wakacyjne oazy.

Niebawem rozpoczną się obchody 55. rocznicy utworzenia oaz. – We wrześniu rozpoczynamy 9-miesięczną nowennę, w czerwcu przyszłego roku spotkamy się na Mszy św. na pl. Zwycięstwa w Warszawie, gdzie Jan Paweł II wypowiedział pamiętne słowa: Niech Zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, tej ziemi” – zapowiada ks. Wodarczyk. Czyżby rozpoczynał się renesans Ruchu Światło–Życie?




Rozmowa z abp Damianem Zimoniem:


Jakie są osobiste związki Księdza Arcybiskupa z Ruchem Światło-Życie?

Oaza to jest dziecko, któremu towarzyszyłem przy urodzeniu. Kiedy byłem przełożonym w seminarium duchownym, w czasie wakacji prowadziłem oazy, w tym także Domowy Kościół. Ks. Franciszek Blachnicki jako kapłan naszej Archidiecezji tutaj zakładał pierwsze oazy. To jedyny taki przypadek, kiedy ksiądz w czasach stalinowskich, w czasach komunizmu w naszej części Europy organizuje taką inicjatywę. Pracował w kurii jako dyrektor wydziału duszpasterskiego, wtedy rozwinął niezwykle żywą akcję trzeźwości w całej Polsce. Pamiętam również, jak wyszedł z więzienia, był wtedy wikarym w Tychach.

W diecezji Księdza Biskupa Ruch Światło–Życie działa najprężniej. Co wpływa na jego kondycję?

Ruch Światło–Życie wyrósł z naszych śląskich pastoralnych doświadczeń, gdzie akcent kładziony jest na Liturgię, Słowo Boże i dobrą organizację pracy. Ponadto księża w diecezji angażują się w ten ruch, sami korzystając z formacji w nim. Pilnuję, by ten ruch w diecezji mógł się rozwijać. Stale jestem na spotkaniach rekolekcyjnych. Kiedy w katedrze w Katowicach odbywa się Dzień Wspólnoty przybywa 8-9 tys. młodzieży i rodzin. Corocznie ponad 1,5 tys. osób wyjeżdża na rekolekcje oazowe. To rodzima i najliczniejsza wspólnota w Archidiecezji Katowickiej, ale także w całej Polsce. Tworzą ją wspaniali ludzie, a formacja jest bardzo rzetelna. Charyzmat ruchu ustawicznie się rozwija. Kiedy patrzę na młodzież oazową uczestniczącą we Mszy św., to widzę, że jest to absolutnie pełne uczestnictwo: dobre przygotowanie liturgii z komentarzami, pobożna postawa, wsłuchiwanie się w Słowo Boże.

Należy podkreślić, że ks. Blachnicki bardzo związał Ruch Światło–Życie z Kościołem hierarchicznym, by nie dochodziło do postaw w rodzaju „Chrystus – tak, Kościół – nie”, które gdzie indziej mają miejsce. Oazowicze piszą do biskupów listy. Otrzymuję od nich pozdrowienia i miłą korespondencję. Bardzo im za to dziękuję. To ważne, by biskupi zwracali na ten element uwagę.

Czy nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że w Ruchu Światło–Życie za mało mówi się o zaangażowaniu w życie społeczne?

To słuszna uwaga. Myślę, że jest to zadanie dla obecnych moderatorów Ruchu Światło–Życie. W czasach ks. Blachnickiego angażowanie się w życie społeczne ze względu na komunistyczny reżim było ściśle zakazane. Uważam jednak, że to zadanie dla ruchu na dzisiaj – podkreślić ten wymiar formacji, który wtedy nie mógł być podjęty, choć istniał w teorii. Ks. Blachnicki podnosił go w swoich wypowiedziach odnośnie Ruchu Światło–Życie, ale nie mógł uwzględnić w programie formacyjnym.