Dziecko potrzebuje czasu

Z Leną Wojdan, psychologiem psychoterapeutą rozmawia Małgorzata Glabisz-Pniewska

publikacja 04.11.2008 20:37

To rodzice często próbują zaprosić dziecko do swojego świata. A może trzeba też spróbować postąpić odwrotnie, tzn. zobaczyć, do jakiego świata zaprasza nas dziecko, które jeśli nawet ogląda z nami telewizję, to będą to zupełnie inne bajki. Idziemy, 2 listopada 2008

Dziecko potrzebuje czasu



Spotkałam się kiedyś ze sformułowaniem, że czas, to najcenniejszy prezent, jaki rodzice mogą dać swojemu dziecku. Czy można mówić o określonej ilości czasu, który na pewno musimy poświęcić dziecku?

Trudno mówić o ścisłych ramach czasowych przebywania z naszymi dziećmi. Nie będzie nic odkrywczego w stwierdzeniu, że najistotniejsza jest nie ilość, a raczej jakość tego czasu i uwagi poświęconej dziecku. Dobrze, żeby zarówno ilość jak i jakość czasu spędzanego z małym człowiekiem była dostosowana do możliwości rodziców, ale przede wszystkim do wieku rozwojowego dziecka i jego potrzeb. Ilość czasu poświęcana w pierwszych miesiącach życia jest ogromna i wtedy rzeczywiście dziecko potrzebuje ciągłej obecności, przynajmniej matki. Wraz z wiekiem wydaje się, że tego czasu potrzeba mniej.

Ale czy rzeczywiście tak jest?

No właśnie! To już nie jest tak oczywiste. Zastanówmy się, czym w ogóle jest czas. My dorośli, rodzice, jesteśmy przyzwyczajeni, że czasu nie można zmarnować. Więc zapełniamy go mnóstwem zajęć, pracą i wydaje nam się, że troska i opieka nad dzieckiem polega na tym, aby zapewnić mu odpowiednią ilość zajęć pozalekcyjnych, pilnować odrabiania lekcji, sprawdzać, czy ma umyte zęby, itd. To wszystko oczywiście jest ważne, ale nie najważniejsze.

Czas istotny dla dziecka, to jest właśnie czas pozornie zmarnowany. Czyli dany nam po to, żeby nie podejmując żadnych zadań, po prostu być z dzieckiem, słuchać go i rozmawiać z nim. U młodszych dzieci ważne jest to, że mama pocałuje na dobranoc albo trzyma za rękę. Dziecko kilku czy kilkunastoletnie pochłonięte w swoim pokoju milionem własnych spraw musi wiedzieć, że chociaż mama z tatą zajęci są w kuchni swoimi problemami, to w każdej chwili może ono przyjść do nich i zostanie wysłuchane.

Czyli nie zawsze jest konieczne robienie czegoś razem, ale wystarczy wspólne bycie. To chyba nie do końca uświadomiona wartość bycia razem…

…która daje ogromne poczucie bezpieczeństwa dziecku, przyjęcia przez rodziców, zaakceptowania, dostępu do nich. Dziecko musi czuć, że w każdej chwili może przyjść z różnymi trudnymi sprawami. Nie znaczy to, że dorośli mają przeznaczyć dla syna czy córki pięć godzin raz w tygodniu, czy godzinę dziennie.

Najistotniejsze jest to, żeby byli dostępni. Muszą mieć świadomość, że dla dziecka nie jest ważne, ile zajęć pozalekcyjnych rodzice mu załatwili, ale to, żeby mogło opowiedzieć im o swoich problemach. O tym, że na przykład w szkole pokłóciło się ze swoją ukochaną koleżanką i przeżywa to okrutnie. Ważne, aby problemy dzieci stały się tak samo istotne, jak problemy dorosłych i żeby rodzice sami sobie nie zamknęli dostępu do świata dziecka.







W którym momencie życia dziecka można orzec, że jest już za późno na jego wychowanie?

Jeśli mamy do czynienia z dorosłym człowiekiem, który uświadamia sobie, że były w jego domu rodzinnym chwile, w których nie miał dostępu do rodziców i w związku z tym, pojawiły się u niego jakieś patologie, to można powiedzieć, że rodzice nie zdążyli go wychować. Ale on już od pewnego momentu sam się wychowuje, więc różne rzeczy też mogą się w jego życiu zmienić.

Myślę, że na pewno czas do osiemnastego roku życia jest okresem intensywnej pracy rodziców związanej z wychowaniem dziecka. Tylko że my często wychowanie wyobrażamy sobie jako pracę twórczą. Chcemy coś ulepić, zrobić po swojemu, a myślę, że trzeba to zobaczyć w zupełnie innej perspektywie.

To znaczy w jakiej? Czyżby wychowanie nie było pracą twórczą?

Nie do końca. Rodzice przyjmując dziecko, otwierają się na jakiś dar, na jakiś pomysł Pana Boga na to dziecko. I myślę, że wychowanie można porównać raczej do ogrodnictwa, do pielęgnowania cudu natury, jakim jest dziecko. Na początku bywa tak, jak z pięknym kwiatem; trzeba go osłaniać od wiatru, wystawiać na słońce. Ale potem przychodzi moment, w którym potrzebna jest bezwarunkowa miłość, przyjęcie dziecka w całości.

Zawsze mówię, że okres pierwszych sześciu czy siedmiu lat życia dziecka to taki czas, w którym mały człowiek dostaje swoistą szczepionkę odpornościową na życie. Bo to jest moment, w którym może dowiedzieć się od swoich rodziców i – co najważniejsze – poczuć, że jest właśnie tym cudem, kimś najważniejszym, najcenniejszym, jedynym i bardzo kochanym.
Ważne jest docenianie dziecka, ale też wychowanie go i mówienie o złych rzeczach, które robi.

Oczywiście, że dziecko wraz z wiekiem powinno także otrzymywać od rodziców bardzo konkretne i uczciwe informacje, jak radzi sobie z wchodzeniem w życie. Jeżeli na początku dostało taki zastrzyk odpornościowy, to będzie w stanie poradzić sobie nawet z trudnymi informacjami dotyczącymi tego, że coś niedostatecznie umie, że w czymś jest słabsze. Zacznie też poznawać i doceniać siebie, mimo że różne rzeczy mogą mu nie wychodzić.

W którym momencie rodzice powinni się zastanowić, czy wręcz mieć wyrzuty sumienia, że za mało czasu poświęcają swoim dzieciom?

Okres dojrzewania jest czasem, w którym dzieci najsilniej manifestują to, jak bardzo potrzebni są im rodzice, których akurat nie ma. Wtedy właśnie mamy do czynienia z ucieczkami z domu, z narkotykami czy ze złym towarzystwem. Młodzi ludzie szukają miejsca i akceptacji dla siebie poza domem. I to jest taki moment, w którym rodzice na pewno powinni się zastanowić, czy są wystarczająco dostępni dla swojego dziecka.

Sięgając do danych statystycznych mówiących o formach spędzania czasu z dziećmi, widzimy, że 60 procent dorosłych ogląda ze swoimi pociechami telewizję, 30 procent chodzi na zakupy, 5 procent spędza czas wolny w kinie lub teatrze. Ale aż jedna trzecia rodziców w ogóle nie wie, jak spędzać czas z dziećmi. O czym to może świadczyć?

Z przytoczonych danych wynika, że rodzice próbują zaprosić dziecko do swojego świata. A może trzeba też spróbować postąpić odwrotnie, tzn. zobaczyć, do jakiego świata zaprasza nas dziecko, które jeśli nawet ogląda z nami telewizję, to będą to zupełnie inne bajki. To może być czytanie książki, wspólne rysowanie czy spacery. Nie próbujmy na siłę wciągać dziecka w świat dorosłych.








Ale czy na przykład wspólne robienie zakupów, a więc wprowadzanie dziecka w świat dorosłych, nie ma swoich plusów?

Oczywiście, że ma to też i swoje dobre strony. Młody człowiek zaczyna uczestniczyć w normalnym życiu, czyli ogląda, co ile kosztuje, staje się odpowiedzialny za to, co wybiera. Ale najważniejsze jest pokazanie dziecku odpowiednich proporcji w życiu, czyli ile czasu poświęcamy na robienie zakupów, a ile spędzamy na rozmowach z dzieckiem. Kłopot pojawia się wtedy, kiedy rodzice w ogóle nie mają pomysłu na to, jak spędzać czas z dziećmi i ograniczają się wyłącznie do telewizji i zakupów.

Czasami dorośli czują się bezsilni i nawet chcieliby więcej czasu poświęcać swoim dzieciom, ale nie potrafią tego zrobić. Są tak zapracowani i zabiegani, że winą za taki stan rzeczy obarczają czasy, w których żyją.

Obecnie rzeczywiście pracujemy coraz więcej. Ale pojawia się tu szersze pytanie, czy musimy tak dużo pracować i czy sami nie zakręciliśmy się wokół nierzadko wmawianych nam przez reklamę i media potrzeb, za którymi ślepo gonimy. Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Otóż kiedyś dzieci spędzały więcej czasu w domu.

W tej chwili duża ilość zajęć pozalekcyjnych i różne formy rozrywki poza domem sprawiają, że często rodzice z dziećmi się po prostu mijają. Oczywiście, znowu niezmiernie ważne jest to, o jakim okresie rozwojowym mówimy. Nastolatek ma większą potrzebę spędzania czasu poza domem z rówieśnikami, ale kilkuletnie dziecko z pewnością bezpieczniej czuje się w domu i nie wymaga ciągłego organizowania mu czasu poza domem.

Rodzice, dużo pracując, mają poczucie winy i chcą coś z tym zrobić. Wtedy próbują w materialny sposób wynagrodzić dziecku czas, którego mu nie poświęcili…

…i skoro już zarobili pieniądze, to chcą je wydać, obsypując dziecko prezentami. Tyle że małemu człowiekowi wcale nie o to chodzi. Chłopiec chce, aby tata pobawił się z nim najzwyklejszymi drewnianymi klockami, a dziewczynka pragnie, aby mama uszyła razem z nią sukienkę dla lalki. Starsze dzieci pragną porozmawiać o książce, którą właśnie przeczytały, obejrzeć razem film w telewizji, albo pójść do kina czy na rower. Dzieci potrzebują przede wszystkim naszej uwagi i zainteresowania.

Mówi się, że czasu poświęconego dzieciom nie można odłożyć na później. Jest to chyba jedna z niewielu, jeśli nie jedyna sprawa, której nie da się odroczyć i kiedyś nadrobić?

To tylko nam się wydaje, że kiedyś nadrobimy czas, którego obecnie nie mamy dla dziecka; w ciągu roku nie będziemy rozmawiać z córką, ale weźmiemy ją na wakacje. Tyle że z tych wakacji nic nie wyniknie nawet wówczas, gdy rzeczywiście pojedzie ona razem z nami.

Nie mamy wpływu na to, co już było, nie bardzo wiemy, co będzie, natomiast jest bardzo ważne, aby dorośli poświęcili czas na spotkanie z dzieckiem w momencie, w którym dziecko jeszcze chce być z rodzicami, chce z nimi rozmawiać i potrzebuje ich. Warto tego nie przegapić, bo gdy młody człowiek dorośnie i pójdzie swoją własną drogą, to chociaż wtedy będziemy być może mieli dla niego bardzo dużo czasu – on już nie będzie go od nas potrzebował. To może być właśnie czas zmarnowany.

Rozmawiała Małgorzata Glabisz-Pniewska - dziennikarka Polskiego Radia

****

Lena Wojdan, mgr psycholog, certyfikowany psychoterapeuta Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich. Prowadzi psychoterapię indywidualną i grupową w Ośrodku Pomocy Psychologicznej SPCH i CARITAS AW "Bednarska" w Warszawie. W Ośrodku "Odwaga" Ruchu Światło-Życie w Lublinie zajmuje się pomocą osobom homoseksualnym i ich rodzinom. Jest mamą dwóch dorosłych synów.