Specyfika młodości a potrzeba charakteru

ks. Bogdan Czupryn

publikacja 29.10.2008 16:00

Najważniejsze wymiary młodości pragniemy zachować do końca swoich dni. Musimy jednak w tym miejscu przypomnieć następującą prawidłowość: aby coś zachować, trzeba najpierw to właściwie posiąść. Cywilizacja, 26/2008

Specyfika młodości a potrzeba charakteru



Nie trzeba zapewne nikogo specjalnie przekonywać o niepowtarzalnej wartości młodości. Wracamy do niej z tęsknotą. Chcielibyśmy ją zachować na zawsze; „młodym być i więcej nic” – słyszymy w jednej ze starych piosenek. Młodością ducha mierzymy wartość życia; „mimo upływu lat zachował młodość ducha” – mówimy z satysfakcją, a czasami z zazdrością. Najważniejsze wymiary młodości pragniemy zachować do końca swoich dni. Musimy jednak w tym miejscu przypomnieć następującą prawidłowość: aby coś zachować, trzeba najpierw to właściwie posiąść.

Budowanie młodości musi być zatem przedmiotem autentycznej troski, zaś refleksja nad młodością nie tylko służy tym, którzy ją aktualnie osiągają, czy przeżywają, ale każdemu, kto chciałby młody duchem pozostać na zawsze. Czym jest młodość i dlaczego takim szacunkiem i pragnieniem ją otaczamy? Co należy zrobić, aby ją osiągnąć i ożywiać nią całą swoją egzystencję?

Aby na te pytania odpowiedzieć, trzeba spojrzeć na młodość w perspektywie osobowego rozwoju człowieka. To pozwoli nam nie tylko scharakteryzować młodość, ale również zrozumieć, dzięki czemu można ją skutecznie osiągać i zachować. W tym kontekście ujawni się zatem znaczenie charakteru, jako istotnego narzędzia budowania młodości.

Młodość jako fundament osobowego dojrzewania

Zarówno przednaukowa refleksja porównawcza, jak również podstawowe doświadczenie siebie ujawniają człowieka jako osobę. Być osobą, to znaczy obiektywnie istnieć jako świadomy siebie podmiot, który poprzez faktycznie powodowane działania kształtuje siebie oraz otaczającą go rzeczywistość .

Świadomość siebie wiąże się z wymiarem rozumienia. Być świadomym siebie, to nie tylko wiedzieć, kim jestem jako ten oto konkretny człowiek, co robię i gdzie się znajduję, ale to ostatecznie wiedzieć, kim jestem jako obiektywna rzeczywistość [1]. Człowiek jest osobą w rozwoju. Mamy zatem prawo uznać osobowy rozwój jako obiektywny sens ludzkiej egzystencji; po to żyjemy, aby stawać się bardziej osobą, to znaczy bardziej siebie rozumieć, bardziej siebie kształtować, bardziej sobą dysponować i bardziej za siebie odpowiadać [2]. Tak rozumiany rozwój osiągamy poprzez obiektywną prawdę, rzeczywiste dobro, autentyczne piękno i prawdziwą miłość.

A zatem człowiek żyje sensownie, tzn. realizuje obiektywny cel swego istnienia, gdy otwiera się na obiektywną prawdę, gdy czyni rzeczywiste dobro, doświadcza autentycznego piękna i prawdziwie kocha. Postępując w ten sposób nie tylko bardziej staje się osobą, ale również bardziej staje się sobą, to znaczy aktualizuje swoją niepowtarzalną indywidualność [3].

Trzeba przy tym pamiętać, że rozwój osobowy, inaczej niż fizyczny – a pewnie też i psychiczny – nie przebiega po sinusoidzie. To znaczy: nie ma punktu najwyższego (swoistego apogeum), po którym zaczyna się spadek. Jeżeli już chcielibyśmy odwołać się jakiegoś wykresu, to najlepiej byłoby posłużyć się linią – może nie zawsze prostą – ale za to ciągle wznoszącą się w górę. Rozwój osobowy oczywiście posiada swoje wypełnienie, ale trudno mówić o czasowym spełnieniu, po którym z konieczności przychodzi regres.
 


[1]W podstawowym samopoznaniu ujmujemy siebie jako obiektywną rzeczywistość „ja”. Subiektywizacja obrazu siebie ma charakter wtórny i dokonuje się poprzez konkretne doświadczenia („utreściowienia”). To podstawowe, obiektywne doświadczenie siebie, stanowi fundament i uzasadnienie dla rozeznania ostatecznej i obiektywnej prawdy o sobie jako człowieku. Zob. M.A. Krąpiec, Ja – człowiek, Lublin 1978, s. 108-114.
[2] Przy takim rozumieniu można żyć sensownie w każdym czasie i w każdych warunkach. Nie oznacza to oczywiście, że warunki zewnętrzne, zwłaszcza typ relacji międzyludzkich, nie mają żadnego wpływu na jakość życia.
[3] K. Wojtyła mówi o personalistycznej wartości czynu. Stanowi ona podstawę do osiągania wartości bardziej szczegółowych i indywidualnych zarazem, dzięki czemu następuje samostanowienie. Zob. K. Wojtyła, Osoba i czyn, Kraków 1983, s. 327-328. Rozwijając myśl K. Wojtyły, J. Crosby pokazuje drogę, jaką trzeba przejść, aby w obiektywnym rozwoju osobowym osiągnąć rzeczywistą indywidualność, tzn. być sobą. Zob. J. Crosby, Zarys filozofii osoby. Bycie sobą, tłum. B. Matczyna, Kraków 2007 (zwłaszcza s. 199-247).



Dla całości tej krótkiej prezentacji warto jeszcze przypomnieć, że osobowe istnienie stanowi podstawowy wyraz właściwej człowiekowi transcendencji, natomiast osobowy rozwój to jedyna droga jej wypełnienia. Podstawą transcendencji, a więc również podstawą osobowego rozwoju, jest poznanie; w zależności od tego, co i jak poznajemy, tak wybieramy czy też przeżywamy zachwyt nad poznawaną rzeczywistością.

Trzeba jednak bardzo jednoznacznie podkreślić, że nie każde poznanie buduje prawdziwą wielkość człowieka czyli aktualizuje właściwą mu transcendencję, tak jak nie każdy fundament gwarantuje bezpieczne zamieszkiwanie w domu. Słabe fundamenty prędzej czy później dadzą o sobie znać. Najpiękniejszy dom bez solidnych fundamentów, zamiast poczucia bezpieczeństwa, stanie się źródłem niepokoju, a nierzadko również nieszczęść.

Rzeczywistym fundamentem autentycznej wielkości człowieka jest poznanie realistyczne, a więc takie, w którym zmierzamy do ujęcia obiektywnej prawdy o świecie i o sobie. Chodzi więc o poznanie, w którym odczytujemy prawdę z obiektywnej rzeczywistości, a nie tworzymy jej w oparciu o własne myśli. Człowiek musi usytuować się w obiektywnym świecie rzeczy, aby mógł odczytać obiektywną prawdę o sobie i na niej budować właściwą sobie wielkość. Otwarcie na obiektywną rzeczywistość stanowi zatem konieczny warunek faktycznego osobowego rozwoju.

Świadomość tych podstawowych prawd z antropologii filozoficznej pozwala nam dokonać w miarę wszechstronnego rozeznania młodości. W perspektywie osobowego rozwoju nie należy jej ujmować jedynie w wymiarze czasowym, choć z racji praktycznych taka identyfikacja staje się bardzo użyteczna. Nie powinniśmy jednak poprzestać na stwierdzeniu, że młodość to określony czas w życiu człowieka, który stanowi pomost pomiędzy dzieciństwem a dorosłością.

W perspektywie całościowej wizji człowieka jako osoby, młodość ujawnia się jako postawa szczególnego samozaangażowania na rzecz budowania fundamentów pod dojrzałe życie osobowe. A skoro fundamentem osobowego rozwoju jest poznanie prawdziwościowe – o czym wyżej była mowa – mamy prawo powiedzieć, że młodość to postawa szczególnego otwarcia na prawdę i prawdziwość.

Szczególność tej postawy wyraża się w swoistym zafascynowaniu obiektywną rzeczywistością, w tym zwłaszcza rzeczywistością drugiego człowieka. Jednym z ważniejszych przejawów tej otwartości jest uwrażliwienie na prawdę i prawdziwość, co sprawia, że młodzież bardzo emocjonalnie reaguje na wszelkie przejawy sztuczności i zakłamania.

Tego szczególnego otwarcia na prawdę, które charakteryzuje młodość, nie należy jednak ujmować w kategoriach wypełnienia poznania prawdziwościowego. Bardziej w tym miejscu chodzi o kładzenie fundamentów pod budowlę, która będzie tworzona przez całe życie.

Gdybyśmy chcieli związać poszczególne etapy życia człowieka z konkretnymi wartościami, poprzez które osiąga się osobowy rozwój, a więc z prawdą, dobrem, pięknem i miłością, to młodość niewątpliwie należałoby powiązać z prawdą, dojrzałość z dobrem, a starość z pięknem. A gdzie miłość? Wszędzie. Z miłości przychodzimy na świat, miłością jesteśmy szczególnie obdarowywani w dzieciństwie, miłości uczymy się w okresie dojrzewania, obdarzamy nią innych, wreszcie ku pełni Miłości zmierzamy przekraczając próg wieczności.



Powróćmy do pytania, które padło wcześniej: dlaczego człowiek pragnie być ciągle młody duchem, to znaczy fascynować się obiektywną rzeczywistością? W oparciu o poczynione wcześniej ustalenia mamy prawo powiedzieć, że dzięki temu żyje sensownie, czyli osiąga osobowy rozwój, którego fundamentem jest właśnie wspomniane otwarcie na obiektywny świat rzeczy.

Podkreślając niepowtarzalną wartość młodości musimy również – w ramach konsekwentnego realizmu – widzieć związane z nią konkretne zagrożenia. I tak, choć młodość jest bezkompromisowa, bardzo wrażliwa na wszelką dwuznaczność i niesprawiedliwość, jest również niestała, brakuje jej konsekwentnej wytrwałości i rozsądnego dystansu do problemu.

Młodzieńczy zapał traktujemy przecież jako synonimem niestałości. Młodym brakuje doświadczenia, które pozwala skutecznie osiągać zamierzone cele. Jest też nieco zadufana; młodemu często wydaje się, że wszystkiemu podoła w pojedynkę, a uwagi starszych po prostu go drażnią. Właśnie z tych racji wielu pięknym i dobrym intencjom nie towarzyszą trwałe osiągnięcia, bo czegoś zabrakło. Czego? Ogólnie można powiedzieć: brakuje siły woli, czyli charakteru.

Charakter jako narzędzie budowania młodości

Budowanie fundamentów pod prawdziwe, dojrzałe życie wiąże się z określonymi trudami. A młodość nie lubi trudów, oczekuje szybkich efektów, najlepiej tanim kosztem. Dlatego też, aby ją właściwie przeżyć, trzeba kształtować silną wolę, czyli tworzyć charakter. Charakter to bezkompromisowa postawa w osiąganiu prawdziwej wielkości. A skoro wielkość wyrasta z prawdy, traktujemy charakter w pierwszym rzędzie jako siłę woli w konsekwentnym otwieraniu się na prawdę.

Tak rozumiany charakter nie może być utożsamiany z bezwzględnością w osiąganiu osobistych korzyści, czego wyrazem jest choćby znana skądinąd zasada, że w biznesie nie ma sentymentów. Na marginesie warto zauważyć, że do takiego rozumienia charakteru próbuje się dzisiaj dość powszechnie przekonywać ludzi młodych. Podobnie nie można utożsamiać charakteru z tzw. charakterkiem, czyli tępym emocjonalnym uporem dla samego uporu.

Jeżeli już szukamy pewnej analogii do znanych postaw, to można w pewnej mierze przyrównać charakter do cnoty, choć i tutaj trudno mówić o pełnej tożsamości. Wg J. Woronieckiego poprzez kształtowanie cnót osiągamy charakter. Trudno nie zgodzić się z tym twierdzeniem. Trzeba jednak zapytać, co decyduje, co sprawia, że chcemy kształtować w sobie stałą skłonność do dobra; krótko mówiąc, dzięki czemu chcemy być dobrymi. Właśnie to, dzięki czemu chcemy być dobrymi, traktujemy jako podstawę charakteru.

Wspomniana wyżej chęć bycia dobrym rodzi się z doświadczenia obiektywnej rzeczywistości dobra u innych, zwłaszcza u najbliższych. W tym ujęciu odróżniamy zatem podstawę charakteru jako wynikającą z osobowego dialogu chęć osiągania dobra; można w tym miejscu mówić o pierwotnej skłonności do dobra, oraz charakter jako „utreściowioną” poprzez osiąganie cnót, postawę konsekwentnego trwania przy dobrym. To rozróżnienie wydaje się być istotne, aby pokazać, że charakter ujawnia się zarówno na etapie osiągania dobra, jak również na poziomie jego zachowania.

Z tych też racji jednym z podstawowych wymiarów charakteru jest trwałość ogarniająca całość ludzkiej egzystencji.



Bardzo ważne inspiracje do dalszego pozytywnego określenia charakteru znajdujemy u Jana Pawła II w adhortacji Christifideles laici. Powołując się na fragment listu św. Jana Apostoła „Napisałem do was, młodzi, że jesteście mocni” (I J 2, 14), Ojciec Św. podkreśla, że szczególnym wymiarem właściwego przeżywania młodości jest właśnie kształtowanie mocy ducha [4]. Mieć charakter zatem, to być mocnym duchem, to posiadać wewnętrzną siłę dla skutecznego osiągania rzeczywistej wielkości.

Potrzeba rozwoju tak rozumianego charakteru wyrasta z podstawowego doświadczenia siebie jako osoby. Odkrywamy w nim wymiar samostanowienia. Ze względu na transcendencję „ja” wobec „moje” – mogę siebie kształtować. Skoro mogę, to oznacza – oczywiście przy uznaniu racjonalności mojego bytu – że w obiektywnej naturze znajduje się odpowiednia dyspozycja mocy, pozwalająca wymiar samostanowienia skutecznie zrealizować.

Jak podkreśla dalej Jan Paweł II „Młodość jest czasem szczególnie intensywnego odkrywania własnego «ja» oraz snucia planów życiowych, jest okresem wzrastania, które winno być wzrastaniem w mądrości, w łasce u Boga i u ludzi” [5]. Właśnie to „szczególnie intensywne” odkrywanie własnego „ja” sprawia, że młody człowiek nader wyraźnie (bardziej niż na innym etapie życia) odkrywa w sobie również siłę do skutecznego przemieniania siebie i świata. Świadomość tej konsekwencji nie tylko budzi nadzieję, ale przede wszystkim inspiruje do swoistego „wydobywania” z siebie tej mocy, która pozwoli mu skutecznie wypełniać samostanowienie. Powstaje oczywiście pytanie, w jaki sposób tę „moc bycia” kształtować.

Pozytywną inspirację do budowania charakteru znajdujemy w powszechnie znanych słowach Jana Pawła II. „Musicie od siebie wymagać, nawet wówczas gdyby inni od was nie wymagali” [6]. Aby przybliżyć ten papieski program budowania i pokazać realne możliwości osiągania go w obecnych czasach, należy odpowiedzieć na kilka uzupełniających się pytań: czego wymagać, dla kogo i w jaki sposób?

Bez tej refleksji zawołanie papieża Polaka pozostanie tylko dobrze brzmiącym hasłem. A zatem, czego wymagać? Prawdziwej wielkości, która wyrasta z obiektywnej prawdy o człowieku i świecie. Trzeba wymagać od siebie, aby tę prawdę kompetentnie i konsekwentnie osiągać, a więc nie zadowalać się powierzchownymi przekonaniami, nie poprzestawać na tzw. prawdzie medialnej.

Odpowiedź na pytanie drugie: dla kogo wymagać? narzuca się spontanicznie – dla samego siebie, żeby nie przegrać życia. Ale czy to wystarczy? Czy można godnie przeżyć doczesność, żyjąc tylko dla siebie? Człowiek jest bytem transcendentnym, to znaczy przekracza siebie w kierunku drugiego. Trzeba mieć kogoś, dla kogo będę wymagał od siebie. Tym drugim musi być osoba, która ujawnia się w perspektywie miłości. Ostatecznie, tą Osobą, która najpełniej uzasadnia wymaganie od siebie, jest Bóg.

I wreszcie pytanie: jak wymagać? Mądrze, a mądrość to również umiejętność korzystania z doświadczeń innych. Trzeba otwierać się na innych, szukać autentycznie wielkich, nie poprzestawać na wielkości wirtualnej. Szukać prawdziwych autorytetów, nie zadawalać się idolami.

Postępując drogą wskazaną przez Największego z Rodu Polaków młody człowiek będzie kształtował moc ducha, a przez to postawę otwarcia na prawdę. Dzięki temu owocnie przeżyje młodość, to znaczy położy solidny fundament pod prawdziwie dojrzałe życie, oraz ukształtuje w sobie młodość ducha, która będzie mu towarzyszyć do końca jego dni. Czy jednak w pojedynkę temu podoła?


[4] Zob. Jan Paweł II, Christifideles laici, Watykan 1988, nr 46.
[5] Tamże.
[6] Tenże, Przemówienie do młodzieży, Westerplatte 12 VI 1987.



Charakter budowany w dialogu osobowym

Specyfika młodości pokazuje, że kształtowanie charakteru, co stanowi konieczny warunek budowania fundamentów pod prawdziwie dojrzałe życie, musi dokonywać się w dialogu osobowym z dorosłymi. W tym kontekście ujawnia się odpowiedzialność dorosłych za młode pokolenia. Budowanie fundamentów domaga się bowiem szczególnej kompetencji i doświadczenia. Widzimy to choćby przy wznoszeniu domu materialnego.

Kładzenie fundamentów powierza się z reguły doświadczonym fachowcom. Chodzi o to, aby wykluczyć ryzyko, że ktoś niedoświadczony i młodzieńczo impulsywny popełni błąd, który zagrozi dalszemu budowaniu. Młody człowiek nie posiada jeszcze niezbędnego doświadczenia życiowego i dlatego potrzebuje starszych.

Z drugiej strony musimy pamiętać, że na młodość przypada czas swoistego wyzwalania się spod wpływów dorosłych, co wyraża się w krańcowej postaci nawet w buncie. Świadomość tych konsekwencji nakłada na nas, dorosłych, obowiązek przekonania młodych, że twórczy dialog z nami (dorosłymi) nie ogranicza ich, ale faktycznie otwiera na prawdę i prawdziwość. Osiągnięcie tego nie jest łatwe, ale możliwe.

Trzeba wymagać od siebie, to znaczy stawać się prawdziwym, a młodość, która jest szczególnie uwrażliwiona na prawdę, odnajdzie w nas szansę na prawdziwe życie własne. Nie możemy tylko czekać, że to młodzi przyjdą do nas i narzekać, że tego nie robią. Niech szczególnym wskazaniem dla nas w tym względzie będą ostatnie słowa Jana Pawła II skierowane do młodzieży: „szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie”. Tak. Należy szukać młodych. Inicjatywa musi wyjść od nas. Szukajmy, a przyjdą.

Po tych ogólnych wskazaniach przejdźmy do kilku bardziej szczegółowych refleksji, które będą odpowiedzią i swoistym rozszerzeniem papieskiego programu wymagania. Spróbujmy zatem odpowiedzieć na pytanie, co my, dorośli, winniśmy konkretnie zrobić, aby pomóc młodym w skutecznej realizacji wspomnianego programu, by wiedzieli czego mają wymagać, dla kogo oraz w jaki sposób, aby tę wiedzę przekuwali w czyn.

Jeżeli na pytanie: czego wymagać? odpowiadamy – prawdziwej wielkości, to my, dorośli, powinniśmy pomóc młodym zrozumieć, na czym ona polega i zarazem pokazać konkretne jej przejawy. Dzisiaj promuje się ludzi sukcesu i dobrze; to niewątpliwie zachęca do intensywniejszej pracy. Musimy jednak pamiętać, że nie zawsze człowiek sukcesu jest autentycznie wielki. Ponadto sukces niejedno ma imię.

Często jest tak, że sukces zawodowy został okupiony porażką w innym dziedzinach życia. A zdarza się również, że na ołtarzu sukcesu składa się życie religijne, czy też wierność zasadom moralnym. Co gorsze, czyni się tak w przekonaniu, iż obecne czasy takich zachowań bezwzględnie się domagają i je usprawiedliwiają. W tej sytuacji należy przekonywać młodych ludzi, że budowanie na obiektywnej prawdzie, choć niełatwe, w ostatecznym rozrachunku jednak się opłaca; jest drogą do rzeczywiście udanego życia.

Prawdziwa wielkość polega na aktualizacji obiektywnej prawdy o człowieku. Trzeba zatem jej uczyć. A jeszcze bardziej uczyć umiejętności poszukiwania obiektywnej i ostatecznej prawdy. Jest to szczególnie ważne dziś, gdy żyjemy w świecie obrazu. Coraz powszechniej to właśnie obraz, „zobaczenie czegoś”, ma wystarczyć za żmudny wysiłek poszukiwania ostatecznych uzasadnień. W odpowiedzi na to trzeba podkreślić szczególne znaczenie kształcenia filozoficznego.



Należy przy tym walczyć o prawdziwą filozofię, bo – niestety – obserwujemy swoiste wypieranie rzetelnej filozofii przez nowinkarstwo filozoficzne, co ma być wyrazem pluralizmu i kompromisu. A u źródeł tej ostatniej postawy znajduje się przekonanie, iż obiektywnej prawdy rozeznać nie sposób. Benedykt XVI mówi o dyktaturze relatywizmu [7]. W odpowiedzi na tę formę dyktatury, która – jak się zdaje – jest źródłem wszelkich innych dyktatur, trzeba uczyć obiektywnej, a więc stałej i ogólnej prawdy o istocie bytu ludzkiego i zarazem przestrzegać przed konsekwencjami błędu antropologicznego.

Obok tego musimy ukazywać prawdziwych ludzi, promować dobrych. Żyjemy w świecie nastawionym na zło. Praktycznie w mediach nie mówi się o ludziach dobrych. Dominują źli, a w najlepszym razie różnej maści dziwacy. Istnieje wręcz wyraźna tendencja dyskredytowania tych, którzy dorastają do miary autorytetu. Ujawnia się to w poszukiwaniu tzw. haków. Jeżeli ktoś ma określone osiągnięcia, to usilnie poszukuje się w jego postawie jakichś cieni, żeby broń Boże nie wypadł zbyt dobrze.

Mamy stawać się dla młodych apostołami dobra, to znaczy nie tylko przypominać o dobrych zasadach postępowania, nie tylko dawać przykład dobrego życia, ale mieć odwagę ukazywania dobrych ludzi, których jest naprawdę wielu. Tak. Trzeba mieć odwagę, aby promować rzeczywiste dobro u innych. Tylko człowieka odważnego i wielkiego stać na to. Mały i tchórzliwy woli budować swoją „wielkość” na obnażaniu słabości innych.

Na pytanie, w jaki sposób wspierać kształtowanie postawy wymagania od siebie ze względu na innych, odpowiadamy, że trzeba uczyć miłości do człowieka i do Boga. Miłość to postawa bezinteresownego darowania siebie drugiemu. Właśnie tej postawy musimy uczyć. Pamiętajmy przy tym, że do bezinteresowności nie przekonamy inaczej, jak tylko poprzez własny przykład.

Pierwszą szkołą bezinteresownego „bycia dla” jest rodzina. Jeżeli klimat bezinteresowności zostanie zniszczony na rzecz koniunkturalnie rozumianej użyteczności, trudno będzie oczekiwać od młodych umiejętności autentycznego kochania. W tym kontekście trzeba zauważyć jeszcze jedno niebezpieczeństwo dla współtworzenia postawy miłości: promocja panseksualizmu, dokonywana pod hasłami wolności i radości życia.

W konsekwencji uczy się traktowania innych na sposób przedmiotowo – użytecznościowy, co wyraża się w postawie: „jesteś mi potrzebny tylko po to, aby zaspokoić moje potrzeby”. W ostatecznym rozrachunku, wyrastająca z dialogu płci seksualność zamiast wyrażać i pomnażać miłość, staje się jej zagrożeniem.

Niepowtarzalną rolę w kształtowaniu postawy bezinteresowności spełniają wychowawcy. Jan Paweł II nazywał ich współpracownikami Boga, który jest samą bezinteresowną Miłością [8], oni zatem szczególnie powinni ukazywać swoją postawą, na czym polega bezinteresowne bycie dla innych. W tym kontekście warto zastanowić się nad zjawiskiem strajków w oświacie. Trudno odmówić słuszności zgłaszanym postulatom, w tym również finansowym.

Nie sposób jednak nie zapytać, czy taka forma protestu licuje z godnością zawodu, który od początku otaczany był w kulturze europejskiej szczególną atencją. Czy decydując się na tak radykalne działania, środowisko nauczycielskie nie naraża się na zarzut, iż traktuje uczniów jako zakładników w walce o wyższe uposażenia? Pewnie zabrzmi to banalnie i trochę prowokująco, ale warto przypomnieć w tym miejscu skądinąd oczywistą zasadę: godności zawodu nie mierzy się wysokością pensji, a przynajmniej nie jest to miara jedyna.
 


[7] Tego określenia użył m.in. w przemówieniu skierowanym do kardynałów na początku ostatniego konklawe, które wybrało go na papieża. Mówił wówczas: „Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”. cyt. za: G. Jankowski, Benedykt XVI nasz nowy papież, Warszawa 2005, s. 90.
[8] Zob. Jan Paweł II, Christifideles laici, nr 61.



Pozostaje jeszcze pytanie, jak wspomagać kształtowanie miłości do Boga? To oczywiście bardzo rozległe zagadnienie, które z powodzeniem mogłoby być przedmiotem wielu specjalistycznych rozpraw. Niech zachętą do bardziej szczegółowych poszukiwań będzie następująca refleksja. Otóż, bardzo często w liturgii pogrzebowej przytacza się fragment z listu św. Pawła „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. (…)

I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14.7-8). Ten tekst traktuje się jako kanwę do religijnego podsumowania życia zmarłego. Oczywiście jest to działanie właściwe. Trzeba jednak bardzo mocno podkreślić, iż przesłanie Pawłowe zawiera zwięzły program prawdziwie udanego życia i dlatego winno być przekazywane zwłaszcza młodym.

A więc nie tylko na pogrzebach, ale znacznie wcześniej. Ludzie dojrzałej wiary niech pokażą młodym, co to znaczy żyć „nie-dla-siebie”. Niech uzasadnią doświadczeniem własnej codzienności, że żyjąc dla Boga, żyje się w pełni dla innych i dla samego siebie. Nie jest to łatwe zadanie, ale trzeba je podejmować.

W refleksji nad budowaniem charakteru w osobowym dialogu z innymi, trzeba jeszcze zatrzymać się nad wymiarem mądrości; właściwie rozumiany charakter jest przecież jej wyrazem. Skoro zatem chcemy rzeczywiście wspomagać młodych w mądrym wymaganiu od siebie, musimy pokazać, na czym polega mądrość i w jaki sposób korzystać z doświadczeń innych, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, by ją osiągać.

Trzeba zatem kształtować umiejętność krytycznej oceny, by nie ulegać powierzchownemu naśladownictwu. Do tego konieczna jest szczera rozmowa, w której warto dzielić się doświadczeniem własnego życia. Nie jest prawdą, że młodzi nie chcą słuchać starszych, gdy ci opowiadają o swoim życiu. Wszystko zależy od tego, jak się to robi; przykład zainteresowania młodzieży losami uczestników powstania warszawskiego jest w tym względzie bardzo wymowny. Obok tego, należy pokazywać ludzi mądrych, a więc tych, którzy potrafią rozeznać, co jest w życiu najważniejsze i konsekwentnie to osiągać.

Starajmy się również pokazywać ludzi, którzy potrafili odnieść zwycięstwo nad samym sobą, którzy dobrem zwyciężyli zło. Zwłaszcza ta ostatnia sprawa jest dzisiaj szczególnie ważna, a to dlatego, że również w niektórych kręgach kościelnych ujawniają się tendencje do bezwzględnego potępiania tych, którzy w przeszłości, czasami bardzo odległej, popełnili błędy. Wspomniana bezwzględność wyklucza całościowe spojrzenie na człowieka, nie pozwala zobaczyć uczynionego dobra, nie pozwala wreszcie zobaczyć walki, jaką podjął, by mimo wszystko, a momentami również wbrew wszystkiemu zło dobrem zwyciężyć.

Postawa „bezwzględnego oczyszczania” jest nie tylko sprzeczna z duchem chrześcijaństwa, ale również godzi w mądrość. Mądrość bowiem widzi całość, nie zasklepia się w wąskim podglądaniu zła. Przesłanie Bożego miłosierdzia przekazane światu przez św. Faustynę przynagla nas, byśmy mądrze, a więc przede wszystkim poprzez dobro, patrzyli na drugiego człowieka. Chrystus, który przed 77 laty w Płocku, dokładnie 22 lutego, po raz pierwszy ukazał siostrze Faustynie swoje miłosierne oblicze, do takiej postawy nie tylko zachęca, ale wręcz ją nakazuje, jako jedyną odpowiedź na panoszące się w świecie zło.

Uczyć mądrego wymagania od siebie, to w ostatecznym rozrachunku kształtować postawę miłosierdzia, zawsze dawać sobie i innym szansę na dobro, na lepsze życie. Jest to szczególnie ważne wobec młodych. Oni bowiem stosunkowo często – w wyniku braku doświadczenia, czy też pod wpływem złych przewodników – popełniają błędy, które nierzadko kładą się cieniem na całe życie. Tylko w postawie miłosierdzia można skutecznie pokonać grzechy młodości i uniknąć zwątpienia w skuteczność ciągłego budowania na prawdzie.

W zakończeniu całości rozważań warto raz jeszcze podkreślić, że w perspektywie osobowego rozwoju młodość jawi się jako postawa tworzenia fundamentów pod prawdziwe życie. Aby właściwie młodość przeżyć potrzebne jest konsekwentne kształtowanie charakteru. Jeżeli w dialogu z młodymi będziemy wspierać to „dzieło wymagania od siebie” nie tylko pomożemy młodym, ale również odnowimy młodość ducha w sobie.

Wykład wygłoszony podczas VII Ogólnopolskiej Konferencji Nauczycieli i Wychowawców pt. O młodość z charakterem (Lublin, 1 III 2008).

****

ks. Bogdan Czupryn - doktor filozofii, teolog, adiunkt w Katedrze Metafizyki na Wydziale Filozofii KUL, wykładowca Instytutu Nauk o Rodzinie KUL, autor haseł do Powszechnej encyklopedii filozofii, publicysta, specjalizuje się w antropologii filozoficznej.