Gra o wszystko

Przemek Hewelt

publikacja 14.02.2010 16:01

Od dłuższego czasu intrygowała mnie historia czterech kobiet wspomnianych w rodowodzie Jezusa w Ewangelii Mateusza... Warto, 3-4/2009

Gra o wszystko



Od dłuższego czasu intrygowała mnie historia czterech kobiet wspomnianych w rodowodzie Jezusa w Ewangelii Mateusza (1,1–17). Skąd ta refleksja? Chyba dlatego, że stawały wobec sytuacji niezwykle trudnych i niejednoznacznych, problemów, w których musiały podejmować decyzje niestandardowe, gdzie tak naprawdę grały o wszystko, ryzykując nawet śmiercią. Ponadto, mimo bariery czasowej i kulturowej, ich historie są bardzo bliskie historiom z życia, które zdarzało mi się czytać lub zasłyszeć.
Zanim jednak spróbuję odpowiedzieć, jak widzę miejsce historii tychże czterech kobiet w rodowodzie Jezusa, pokrótce je opiszę.

Wdowa

Pierwsza z nich to historia Tamar, kobiety, która weszła przez małżeństwo w rodzinę potomków Abrahama (1 Księga Mojżeszowa 38). Dodam: rodzinę o bogatej historii oszustw i nieprawości. Początek historii jest zwyczajny. Tamar wychodzi za mąż za Era. Niestety jej mąż umiera. Jako że na rodzinie męża spoczywał obowiązek zadbania o wdowę, przyjętym zwyczajem było, że wdowa poślubiała brata zmarłego męża, który miał zadbać o jej byt. Tym bratem był Onan – mężczyzna, który zupełnie nie był skłonny wziąć odpowiedzialność za żonę i ewentualnie w późniejszym czasie za rodzinę[1]. Jego uporczywy brak odpowiedzialności został ukarany przez Pana śmiercią.

Prawo lewiratu nakazywało, by trzeci brat – Szela poślubił Tamar. W tej sytuacji do akcji wkracza teść Tamar, człowiek, na którego reputacji zaważył dokonany wcześniej wraz z braćmi zamach na swojego najmłodszego brata, Józefa. Juda nie miał najwyraźniej zamiaru spełniać swoich zobowiązań wobec synowej. W sytuacji, gdy zorientowała się, że jej przyszłość jest zagrożona, a teść chce ją po prostu oszukać, Tamar uciekła się do pomysłu kontrowersyjnego, którego konsekwencje mogły doprowadzić ją do śmierci.

Mianowicie uwiodła podstępem teścia, przebierając się za prostytutkę. Juda, nie mając czym zapłacić za jej „usługę”, dał jej w zastaw sznur, pierścień i laskę – rzeczy, które w ówczesnych czasach pozwalały na niewątpliwą identyfikację osoby. Po kilku miesiącach, gdy Tamar miała zostać skazana na okrutną śmierć przez ukamienowanie jako wdowa, która dopuściła się nierządu, ten właśnie pierścień, sznur i laska zaświadczyły, bez cienia wątpliwości, kto jest ojcem jej dziecka. Ostatecznie Tamar nie tylko uratowała życie, ale również wywalczyła sobie prawo do bezpiecznej przyszłości. Zaryzykowała wiele, by uzyskać to, co jej się zgodnie z ówczesnym prawem należało, a co podstępem i oszustwem rodzina męża próbowała jej odebrać.

Tamar nie była prostytutką – udając ją, uciekła się jedynie do podstępu, który miał jej dać należne prawo do ochrony i bezpieczeństwa materialnego, którego nieuczciwy teść jej odmawiał.

Prostytutka

Z kolei druga kobieta, mieszkanka Jerycha Rahab, była rzeczywiście prostytutką. W czasie gdy Izraelici przygotowywali się do zdobycia tego miasta, ich szpiedzy zostali ukryci przez Rahab w swoim domu przed wysłannikami króla Jerycha (Księga Jozuego 2). Zrobiła to za obietnicę ochrony po oczekiwanym zdobyciu Jerycha przez Izraelitów i w akcie uznania faktu, że Izraelici, którym sprzyjała łaska Elohim, musieli tę wojnę wygrać. Jednakże w momencie, gdy musiała podjąć decyzję, ryzykowała życiem. Przecież nikt nie ująłby się za prostytutką-zdrajczynią, gdyby miała być sądzona za swój czyn w Jerycho. Jak czytamy dalej, od tamtej pory rodzina Rahab żyła w Izraelu w nagrodę za to, że pomogła wojskom Jozuego w zdobyciu miasta. Co więcej, późniejsza tradycja mówi, że została żoną Jozuego, a literatura zarówno judaistyczna, jak i chrześcijańska odnoszą się do niej z wielkim uznaniem.




[1] Historia została już szczegółowo omówiona w tekście księdza Tomasza Wigłasza pt. Onan i sprawiedliwość, „Warto” 2/2009.







Teściowa

Historia Rut jest lepiej znana i opisana niż historie dwóch wspomnianych wcześniej kobiet. Rut jest Moabitką, która wyszła za mąż za Izraelitę Elimelecha, syna Noemi. Po śmierci Elimelecha oraz jego braci, Noemi decyduje się powrócić do Izreala, do Betlejem. Rut podąża razem z nią. Ich sytuacja jest bardzo niepewna. Aby zdobyć pożywienie dla Noemi i dla siebie, Rut chodzi po polu za żniwiarzami pracującymi dla Boaza, krewnego Noemi, i zbiera kłosy jęczmienne.

Gdy Boaz dowiaduje się o tym, w nagrodę za wierność Rut wobec Noemi pozwala jej na zbieranie kłosów. Co więcej, ujęty jej wiernością wobec Noemi zapewnia młodej wdowie ochronę przed nagabywaniem ze strony żeńców. Teściowa Rut najwyraźniej zauważyła, że ta spodobała się Boazowi i zasugerowała, by zwróciła na siebie uwagę Boaza w bardziej zdecydowany sposób. Muszę przyznać, że sugestia teściowej Rut opisana na początku trzeciego rozdziału Księgi Rut nie pozostawia żadnej wątpliwości co do sugerowanego charakteru spotkania Moabitki z Boazem: „gdy się położy spać, odszukaj miejsce, gdzie się położy, podejdź doń, odkryj jego nogi i połóż się. On ci już potem powie, co masz zrobić”.

O ile celem ostatecznym działań Rut jest skłonienie Boaza do małżeństwa poprzez rozszerzenie interpretacji prawa lewiratu, to podtekst seksualny jest tu aż nadto wyraźny. Jest to kolejna sytuacja, w której jedna z bohaterek opowieści biblijnych ucieka się do działania bardzo kontrowersyjnego i stawia wszystko na jedną kartę: albo zdobędzie wszystko, czyli uznanie i bezpieczeństwo, albo zostanie przepędzona jako kobieta nierządna i przybłęda z Moabu.

Rut wygrała wszystko i ostatecznie, jak się później okazało, została babką króla Dawida i prababką króla Salomona, a jej historia została uwieczniona w osobnej księdze Starego Testamentu. Co interesujące: problemy, jakie późniejsi autorzy judaistyczni mają z Rut, skoncentrowane są na jej nieżydowskim pochodzeniu, a nie domniemanym niemoralnym zachowaniu.

Kochanka

Kolejną kobietę wymienioną w rodowodzie Jezusa ewangelista określa jako „żonę Uriasza”. Taki sposób przedstawienia Batszeby, matki króla Salomona już sam w sobie wskazuje na kontrowersje wokół tej osoby. To może brzmieć paradoksalnie, ale źródłem jej kłopotów byłą przede wszystkim jej nieprzeciętna uroda. Spodobała się królowi Salomonowi – o tym Biblia mówi wprost. Jednak powiedziałbym więcej – myślę, że i na nią działał urok Dawida, jego władza, bogactwo, sukcesy. Jej historia to dramat kobiety, która kochała dwóch mężczyzn naraz. Brzmi to współcześnie, ale najwyraźniej takie historie zdarzały się już w dawnych czasach…

Koniec końców, historia opisana w 2. Księdze Samuela nie pozostawia wątpliwości – miała z nim romans, który pociągnął za sobą śmierć jej prawowitego męża Uriasza, śmierć pierwszego dziecka i morze cierpienia jej i Dawida. Co interesujące jednak – wiersze 26 i 27 jedenastego rozdziału tej księgi obarczają całą odpowiedzialnością za tę sytuację Dawida. W odróżnieniu od pierwszych trzech kobiet wspomnianych wcześniej, Batszeba jest tu bardziej niesiona wydarzeniami, które ją przerosły, podczas gdy poprzedniczki przejmują inicjatywę i same działają w sposób, który prowadzi je do osiągnięcia zamierzonego celu.

Batszeba w rezultacie wspomnianych wydarzeń traci wszystko, co było jej bliskie: dziecko zmarło, mąż został zamordowany – bez jej udziału, ale za jej sprawą. Na dodatek ten wspaniały mężczyzna, władca, który ją zauroczył, nagle stał się zwykłym facetem, którego sytuacja przerosła w takim samym stopniu, jak nią samą. Ten, który zdawał się być jej skałą i podporą, nagle nie wie, co robić i koncentruje się na przeżywaniu własnego bólu. Decydującym momentem ich związku był ten, gdy nie wiadomo było, czy i jak wyjdą z kryzysu związanego ze śmiercią ich dziecka. Krótko mówiąc, miłość zwyciężyła i tylko dzięki niej Batszeba może być postrzegana jako ta, która odbudowała swoje życie i dostała swoje „wszystko” – męża Dawida i Salomona, ich dziecko.





To są przykłady kobiet, które nie wahały się walczyć o wszystko, mimo że groziło im to, że zostaną z niczym, co więcej: że ich życie będzie w niebezpieczeństwie w konsekwencji ich determinacji. Mam wrażenie, że przytoczone historie są bardzo życiowe, i pokazują osoby działające w ramach znanej nam dobrze logiki „świata”. To są kobiety z krwi i kości, które w pewnym momencie swojego życia znalazły się w sytuacjach, z których tak naprawdę nie było dobrego wyjścia.

Kobiety wspomniane w rodowodzie Jezusa, z wyjątkiem Marii, Jego matki, to nie są osoby, o których Słowo wspomniałoby jako szczególnie pobożnych, starających się problemy przemodlić, które najpierw szukałyby Bożej pomocy. Przeciwnie.

Dla lepszego zobrazowania kobiet wymienionych w życiorysie Jezusa, spróbujmy na chwilę ich historie uwspółcześnić. Wyobraźmy więc sobie, że Tamar to współczesna młoda wdowa, wielokrotnie oszukana przez rodzinę swojego męża, która została bez niczego i decyduje się na podstępne działanie, by dochodzić swoich praw i zabezpieczyć swoją przyszłość (dziś pewnie bardziej byłaby skłonna zaaranżować kradzież czy też oszustwo finansowe niż uwodzić teścia…).
Załóżmy, że Rahab to prostytutka, która decyduje się na współpracę z policją po to, by doszło do rozbicia groźnego gangu paraliżującego życie miasta.

Spróbujmy spojrzeć na Rut jak na kobietę, która przyjechała do Polski, wyszła za mąż i owdowiała. Decyduje się na pozostanie w kraju i nadal utrzymuje bardzo bliski kontakt ze swoją teściową. Finansowo się jej nie układa, ale teściowa sugeruje, żeby „zakręciła się” koło jej bogatego kuzyna.

W końcu spróbujmy przedstawić sobie żonę Uriasza jako atrakcyjną asystentkę prezesa firmy, w której pracuje. Również jej mąż, kierowca pracuje w tejże firmie. Jest piękna, przyciąga uwagę swojego szefa. Z wolna staje się jego obsesją, jednocześnie nie ma siły oprzeć się urokowi prezesa, tego otaczającego go nimbu władzy i bogactwa. Sprawy się komplikują. Ona zachodzi w ciążę z prezesem. Jej mąż, który pracuje jako kierowca w tej samej firmie, ginie w wypadku samochodowym. Ewidentnie prezes go „zajeździł” – zasnął za kierownicą… Batszeba została nagle sama – mąż nie żyje, kochanek-prezes załamany, skoncentrowany na sobie i swoim poczuciu winy. Przyszłość niepewna, na dodatek dziecko umiera krótko po urodzeniu…

Sporo myślałem nad tym, jak odczytać odniesienie do takich historii w rodowodzie Jezusa. Jak połączyć Jego boskość z tak pogmatwanymi i nie świętymi historiami? Jest szereg interpretacji teologicznych, których celowo nie będę tutaj przytaczał[2]. W moim odczuciu najlepszym komentarzem są tu słowa zawarte w czwartym rozdziale Listu do Hebrajczyków: „Nie mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszymi, lecz doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu. Przystąpmy tedy z ufną odwagą do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę ku pomocy w stosownej porze” (15–16).

Ostatecznie nie mam wątpliwości, że Jezus przyszedł do tych, którzy są słabi, mają problemy, znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Do ludzi, którym zdarzyło się podejmować różne wątpliwe moralnie decyzje w jakimkolwiek obszarze swojego życia. Którzy kogoś skrzywdzili i zostali skrzywdzeni. Którzy nawet zbytnio o Bogu w swoim życiu nie myśleli. Że przyszedł też do tych, którzy dopiero się dowiedzą, że tym brakującym elementem w ich życiu, odpowiedzią na ich problemy jest właśnie Jezus przynoszący zbawienie z łaski przez wiarę. Dlatego ostatecznie zupełnie przestało mnie dziwić to odniesienie w Biblii do Tamar, Rut, Rahab i Batszeby w rodowodzie Jezusa.

Między innymi dlatego kocham Biblię, bo nie „pudruje” ludzkich problemów i zachowań, nie wymyśla sztucznych rozwiązań dla wydumanych problemów. Przeciwnie, daje nadzieję i godność wszystkim ludziom, niezależnie od tego, co komu w życiu uczynili i co im uczyniono. Ludziom do bólu szczerym i prawdziwym. Takim jak kobiety wymienione w rodowodzie Jezusa.



[2] Bardzo interesujące interpretacje: począwszy od tych pochodzących z czwartego wieku, poprzez interpretację księdza doktora Marcina Lutra aż do prezentacji współczesnych poglądów znalazłem w książce protestanckiej teolog Beverly Roberts Gaventy, Mary, Glimpses of the Mother of Jesus, Minneapolis 1999.