Muzułmańscy obywatele Europy

Bassam Tibi

publikacja 25.08.2006 18:45

Zasadą euroislamu jest aktywna tolerancja, a nie tolerancja ograniczająca się jedynie do prozaicznego znoszenia obecności chrześcijan i żydów jako ludzi chronionych. Wzorem średniowiecznego sufiego Ibn al-Arabiego muzułmanie mogą pojmować swoją religię jako mahabba (miłość), która umożliwia poszanowanie także innych form religijnych. Więź, 7/2003

Muzułmańscy obywatele Europy



Moja koncepcja euroislamu powstała w Afryce Zachodniej. Latem 1982 roku wyjechałem do Maroka, gdzie prowadziłem cykl wykładów poświęconych zagadnieniom dialogu kulturowego między Zachodem a światem islamu. Z Maroka poleciałem następnie do Dakaru, gdzie także miałem kilka wystąpień. Był to mój pierwszy pobyt w subsaharyjskim kraju Czarnej Afryki. W kolejnych latach (1982-1988) Afryka Zachodnia – obok Kenii i Etiopii – była jednym z regionów świata, który znałem najlepiej. To właśnie obcowanie z tamtejszymi kulturami zainspirowało mnie do sformułowania koncepcji euroislamu, którą chciałbym poniżej przedstawić.

Podczas dyskusji dotyczącej mojego referatu “Islam i kultury afrykańskie”, który wygłosiłem w Dakarze na zaproszenie związku pisarzy senegalskich, zadziwiła mnie zarozumiałość ambasadora Arabii Saudyjskiej oraz przedstawiciela Ligii Arabskiej. Próbowali oni bowiem nauczyć afrykańskich muzułmanów, czym jest “prawdziwy islam”, czyli: ich arabski islam ortodoksyjny. To od niego odszczepił się przed wiekami islam afrykański. Islam został przyniesiony do Afryki Zachodniej z Maroka, Afrykanie przyjęli go zaś jako swoją religię, dostosowując go jednak do kultur lokalnych. W wyniku tego powstał synkretyczny, kulturowo zafrykanizowany islam, określany zarówno w Afryce, jak i w literaturze specjalistycznej mianem afroislamu.

Pozostając pod urokiem afrykańskiego islamu z Dakaru, zacząłem się zastanawiać, dlaczegóż w Europie nie miałby również powstać taki specyficzny rodzaj islamu... Przez lata obserwowałem, jak bardzo swojski jest islam afrykański. Przykładowo w Czarnej Afryce hidżab noszą jedynie imigrantki – szyitki z Libanu; afrykańskie muzułmanki nie noszą zasłon. W Europie jednak islam nadal jest kulturowo obcy – nie wystąpiło tu udomowienie tej religii. Z tego względu noszenie zasłony w Europie jest raczej symbolem pewnej międzycywilizacyjnej granicy.

Przez dziesięć kolejnych lat kształtowałem powstałą w Dakarze ideę euroislamu. W roku 1992 współpracowałem z Institute du Monde Arabe nad projektem dotyczącym sytuacji muzułmanów francuskich. Tamtejsi intelektualiści wykazali się dużym samokrytycyzmem, zmieniając dotychczasowy kierunek swych działań – zmierzający ku asymilacji – na nowy: integrację. Nadal jednak od osób pragnących zamieszkać we Francji wymaga się poszanowania jej cywilizacyjnej tożsamości oraz samookreślenia jako citoyens (obywatele) tego kraju. Podobnie jak w Niemczech, także we Francji występują problemy z muzułmańskimi imigrantami, jednak francuskie założenia integracyjne są nieporównywalnie lepsze, nie istnieją tam bowiem “Francuzi z paszportu”, których nie łączy z Francją nic poza odpowiednim dokumentem.

Problem, wyrażony w tytule wspomnianego powyżej projektu badawczego, zawierał się w pytaniu: integracja czy tworzenie gett? Euroislam, jako odmiana islamu, która daje muzułmanom możliwość pozostania muzułmanami i jednocześnie stania się Europejczykami (w sensie citoyens), jest odpowiedzią na to pytanie. Choć wielu muzułmanów w Europie spełnia te kryteria, euroislam pozostaje nadal wizją, która dzięki odpowiedniej polityce mogłaby stać się rzeczywistością.

ZISLAMIZOWANA EUROPA ALBO ZEUROPEIZOWANY ISLAM

Euroislam to nowy światopogląd. Każde społeczeństwo ma pewną wspólną tożsamość, która opiera się na określonym systemie wartości, wiążącym jego członków. W społeczeństwach tradycyjnych system wartości przekazywany jest z pokolenia na pokolenie, zaś w społeczeństwach demokratycznych, nowoczesnych – ustalany w drodze konsensu i w miarę potrzeb modyfikowany. Obydwa typy społeczeństw są ze sobą powiązane o tyle, że współczesne narody mają także “pochodzenie etniczne”, aczkolwiek definiują się raczej przez wspólny system wartości, aniżeli przez czynniki stricte etniczne. Ludzie przynależą do kultur lokalnych, które w zależności od stopnia ich światopoglądowego pokrewieństwa grupują się w cywilizacje. W ten sposób z wielości europejskich tożsamości lokalnych tworzy się wspólna tożsamość europejska, którą konstytuuje demokracja, indywidualne prawa człowieka oraz wolność jednostki.

Przewodni wątek europejskiej kultury (Leitkultur), w którym mieszczą się podstawowe zasady euroislamu, współtworzą następujące elementy:
– Sekularyzm. Europa nie może zaakceptować szari’atu (prawa islamskiego) w imię źle rozumianej tolerancji. Z drugiej jednak strony sekularyzacja nie może prowadzić do wszechobejmującej desakralizacji, ta bowiem oznacza brak jakiejkolwiek świętości. A przecież także w świeckiej Europie powinny istnieć rzeczy powszechnie uznawane za “święte”, jak choćby prawa człowieka czy demokracja.
– Świecka tolerancja, która znacznie różni się od muzułmańskiej.
– Pluralizm religijny i kulturowy, który wyklucza relatywizm i neoabsolutyzm.
– Świecka demokracja, czyli nowoczesne państwo o demokratycznych podstawach.
– Społeczeństwo obywatelskie, w którym religia należy do sfery prywatnej każdego człowieka, zaś sfera publiczna jest świecka.

W większości państw Zachodu, w Europie, jak i w Ameryce Północnej, islam jest – obok chrześcijaństwa i judaizmu – trzecią lub nawet drugą co do wielkości religią. Na muzułmańską diasporę padł cień wydarzeń 11 września 2001 roku i teraz, aby odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia, europejscy muzułmanie powinni klarownie opowiedzieć się za opcją prozachodnią, a nie fundamentalistyczną. Jako muzułmanin, wywodzący się z Orientu, który dokonawszy świadomego wyboru stał się obywatelem europejskim – a więc przynależąc w ten sposób do obydwu cywilizacji – uważam że taka postawa jest niezbędna dla przezwyciężenia napięć między islamem a kulturową nowoczesnością.

Zasadą euroislamu jest aktywna tolerancja, a nie – jak to było w średniowieczu – tolerancja ograniczająca się jedynie do prozaicznego znoszenia obecności chrześcijan i żydów jako ludzi chronionych, czyli ahl ad-dimma. Wzorem średniowiecznego sufiego Ibn al-Arabiego (1165-1241), muzułmanie mogą pojmować swoją religię jako mahabba (miłość), która – przyjmując postać muzułmańską, chrześcijańską czy judaistyczną – umożliwia poszanowanie także innych form religijnych, jako równorzędnych. Muzułmanie w Europie mogą bez żadnych ograniczeń praktykować swą religię i budować meczety. W społeczeństwie obywatelskim meczet jest świątynią Boga, w której pielęgnuje się wiarę, jednak wiele stowarzyszeń meczetowych muzułmańskiej diaspory widzi w nim narzędzie islamizacji i indoktrynacji religijnej.

Muszę przyznać, że wielu moich braci i sióstr w wierze nie akceptuje mojej koncepcji. Ja jednak powtarzam, że alternatywą dla euroislamu jest muzułmańskie getto. Jeśli preferują oni tę drugą opcję, nadal pozostaną obcymi w Europie, odbierając sobie tym samym prawo do narzekania na swój los. Należy ponadto zauważyć, iż przeciwnicy euroislamu “grają” na korzyść muzułmańskich fundamentalistów, którzy upolityczniając religię szkodzą jej, wbijają klin pomiędzy Zachód a świat islamu i praktycznie uniemożliwiają muzułmanom integrację z resztą społeczeństwa. W Niemczech odpowiednikiem szowinizmu jest etniczno-religijny fundamentalizm imigrantów. Muzułmanie stanowią jedną trzecią imigrantów w tym kraju. Stwierdzenie, że wśród nich znajdują się także fundamentaliści, a następnie przyporządkowanie ich do tej samej kategorii, co przedstawicieli skrajnej prawicy, jest przełamaniem pewnego tabu. Niemiecka opinia publiczna jest bowiem zdominowana przez “nakaz miłości do obcych”, co wynika z najnowszej historii tego kraju i nie pozwala jej na zauważanie pewnych kwestii. Fundamentaliści wykorzystują ten fakt, traktując wszelką wymierzoną w nich krytykę jako dowód świadczący o negatywnym stosunku do islamu jako takiego. Patrząc jednak z punktu widzenia oświeconego islamu, to właśnie fundamentaliści są prawdziwymi wrogami tej religii. Mamy tu do czynienia – jak to określa Egipcjanin Muhammad Sajjid al-Aszmawi – z “fundamentalizmem muzułmańskim przeciw islamowi”.

Rozwiązanie problemu niemieckiego szowinizmu powinno także zawierać w sobie znalezienie remedium na muzułmański fundamentalizm. Jest on bowiem nie tylko barierą dla rozwoju euroislamu, ale także szkodzi wizerunkowi islamu wśród niemuzułmanów, sprzyjając konfabulacjom o nowej “erze dżihadu” w Europie. To nawet nie jest kwestia tolerancji fundamentalizmu, lecz alternatywa: albo muzułmanie zislamizują Europę, albo Europa zeuropeizuje islam. Trzecia opcja nie istnieje.


KTO PRZYBYWA DO EUROPY?

Napływ imigrantów do krajów europejskich stanowi dla tych ostatnich nie lada wyzwanie. W jaki sposób radzi sobie z nimi demokratyczny system niemiecki, przy dodatkowym założeniu, że większość z tych imigrantów wywodzi się z kultur przednowoczesnych, a demokracja jest im obca? Wśród europejskich systemów politycznych niemiecki jest najgorszy pod względem możliwości dostosowania do zmian uwarunkowań politycznych. Nowa ustawa o napływie ludności z 2002 r. stwierdza lakonicznie, że zjawisko imigracji występuje, nie zawiera jednak żadnych wskazań co do sposobu integracji imigrantów. W prawie islamskim istnieje koncepcja fortelu prawnego (hijal), starający się o prawo pobytu w Niemczech mogą więc obchodzić ograniczenia prawa imigracyjnego, nazywając się azylantami, choć w rzeczywistości są na ogół zwykłymi imigrantami (według oficjalnych statystyk około 10% z nich jest rzeczywiście prześladowanych politycznie w krajach pochodzenia). Jestem całym sercem za prawem do azylu dla osób prześladowanych, nie mogę jednak nie zauważyć, że azyl w Niemczech znaleźli także sprawcy zamachu terrorystycznego na lotnisku w Algierze w 1992 roku, właśnie dlatego, że byli prześladowani w Algierii.
Wśród muzułmańskich imigrantów w Niemczech istnieje całkiem spora grupa fundamentalistów (około stu tysięcy z 3,5 miliona), którzy nie darzą Europy sympatią, a jedynie wykorzystują zastaną tu wolność i demokrację do szerzenia swoich totalitarnych ideologii. Żaden kraj nie jest w stanie rozwiązać problemu globalnej nędzy i prześladowań, bezkrytycznie otwierając swoje granice. Dlatego uważam, że imigracja powinna być uregulowana odpowiednimi, ograniczającymi ją przepisami. Nowa niemiecka ustawa nie spełnia jednak tego kryterium, w przeciwieństwie do ustawodawstwa francuskiego czy amerykańskiego, które dokładnie określa liczbę imigrantów i azylantów, jaką te kraje mogą przyjąć.

Według prognoz, na skutek eksplozji demograficznej w Afryce Północnej Europę zaleje fala imigrantów z południowego wybrzeża Morza Śródziemnego. Do problemu wpisania ich w realia europejskiej gospodarki rynkowej dochodzi tu jeszcze kwestia integracji samego islamu. Utrudnia ją rygorystyczna interpretacja zasady ekskluzywności, którą Koran (3:110 określa muzułmanów jako wybrańców Boga) stosuje wobec swoich wyznawców, członków ummy (wspólnota religijna). Tego typu postawa muzułmańskich fundamentalistów (wyrażająca się na przykład w utworzeniu w 1992 roku w Londynie muzułmańskiego parlamentu) sprzyja kształtowaniu się negatywnego obrazu islamu w oczach wielu Europejczyków. Inni natomiast – mimo takich zachowań ze strony fundamentalistów – mówią o “tolerancji”, pokazując fundamentalistom, że uderzeni w jeden policzek, chętnie nadstawią drugi. Negatywny wizerunek islamu zawdzięczamy także mediom, które nagłaśniają wypowiedzi nietolerancyjnych fundamentalistów o totalitarnych zapędach. Trzeba jednak pamiętać, że islam to nie fundamentalizm: ten pierwszy jest bowiem starą religią, drugi zaś – nową totalitarną ideologią polityczną.

Należy więc z jednej strony dołożyć wszelkich starań, by fundamentaliści nie korzystali z dobrodziejstw demokracji, budując islam gett, z drugiej zaś – trzeba jednocześnie wesprzeć nurt islamu zreformowanego, który – jak dotąd – zyskał sobie w Europie niewielu sympatyków.

Biorąc pod uwagę przytoczone powyżej prognozy demograficzne, niezbędne jest również sformułowanie zorientowanej na rynek pracy, restrykcyjnej polityki imigracyjnej. Jednocześnie musi ona korespondować ze stosowną strategią kulturowej integracji. Przybysze są bowiem często w sytuacji kryzysowej (nie tylko pod względem ekonomicznym), a to stwarza im dogodne warunki do przyjęcia orientacji fundamentalistycznej. Takiemu imigrantowi trudno jest pojąć, że jego sytuacja wynika z uwarunkowań rynku pracy, a nie z widzimisię europejskich “krzyżowców”. Diaspora muzułmańska, wspólnota kraju pochodzenia oraz europejskie państwo przyjmujące imigranta tworzą więc trójkąt napięć i konfrontacji międzycywilizacyjnych, które muszą być złagodzone. Warto przy tym pamiętać, że większości państw muzułmańskich wcale nie zależy na tym, by Europa stała się logistyczną bazą dla fundamentalistów.


Z kolei fundamentalizm jest najlepszym katalizatorem wszelkich obaw Europejczyków wobec zamieszkujących ich kontynent muzułmanów. Po wydarzeniach 11 września dało się odczuć wśród części muzułmańskiej diaspory nutkę sympatii dla zamachowców. Wielu imamów prowadziło podwójną grę: potępienie na zewnątrz, zaś pomiędzy swymi – wyrazy sympatii. Zadziwiające jest, że niektórzy niemieccy etycy pomijają tę kwestię milczeniem. Najwyraźniej nie potrafią oni odróżnić islamu od fundamentalizmu i dlatego uznają krytykę tego drugiego za jawną wrogość wobec całej religii.

Po wydarzeniach 11 września zjawisko muzułmańskiego fundamentalizmu stało się jednym z podstawowych problemów polityki bezpieczeństwa. Muzułmańscy ekstremiści osiedlają się w europejskich miastach, skąd koordynują działalność swoich ugrupowań w państwach arabskich. Już po pierwszym zamachu na WTC w 1993 r. egipski prezydent Mubarak nawoływał Zachód do współpracy z krajami muzułmańskimi w celu zwalczania fundamentalizmu. Tymczasem Stany Zjednoczone nadal utrzymywały polityczne kontakty z muzułmańskimi fundamentalistami, na przykład w Afganistanie. Zmienił to dopiero wrześniowy zamach, który w konsekwencji doprowadził do zmiany polityki zagranicznej USA. Stworzył też okazję Niemcom do przemyślenia własnej strategii politycznej: wszak gros przygotowań do tego zamachu odbywało się właśnie w ich kraju.

Uważam, iż apolityczny, tolerancyjny i liberalny euroislam byłby z pewnością lepszym remedium na zagrożenie fundamentalizmu niż jakakolwiek polityka bezpieczeństwa. Kulturowa integracja muzułmanów musi jednak współgrać z integracją ekonomiczną i społeczną, a to jest możliwe jedynie w sytuacji, gdy europejskie rządy będą przyjmowały imigrantów stosownie do ilościowych i jakościowych wymogów rynku pracy. Bezrobotni, nie zintegrowani ekonomicznie imigranci stanowią zagrożenie dla demokracji nie tylko dlatego, że nie mogą jej przyswoić, ale także ze względu na swoją podatność na ideologię fundamentalistyczną i tworzenie – jak to określił Anthony Giddens – etnicznej kultury ubóstwa.

EUROISLAM A KOLEKTYWIZM

Postulat euroislamu oznacza utworzenie w Europie trzeciej wspólnoty religijnej, jednak nie w sensie społeczeństwa wielokulturowego, gdyż wielokulturowość nie jest niczym innym, aniżeli wieloetnicznym zbiorem obcych sobie kolektywów. Taki model zakładałby możliwość współistnienia kulturowej nowoczesności i szari’atu, a te dwa elementy są – jak wiadomo – nie do pogodzenia. W tym momencie pojawia się kwestia sposobu nadawania obywatelstwa jako narzędzia integracji. Europejczycy muszą nadawać je pojedynczym osobom na zasadzie citoyenneté. Tymczasem w Niemczech obowiązuje prawo nadawania obywatelstwa na podstawie przynależności do określonej grupy, kolektywu – czego efektem jest nadawanie niemieckiego obywatelstwa osobom niemieckiego pochodzenia na przykład z Azji Środkowej. To niemieckie prawo z 1913 roku jest kolektywne, a zatem nieprzystające do zachodniej tradycji demokratycznej.

Nowa ustawa z 2000 roku nieco polepszyła sytuację obcokrajowców urodzonych w Niemczech, ale nadal są oni tylko “Niemcami z paszportu”. Ja sam, już jako doktor habilitowany, w celu uzyskania obywatelstwa musiałem w 1972 roku zdawać egzamin z języka niemieckiego… u policjanta (było to dyktando z gazety “Bild”). Egzamin zaliczyłem, ale obywatelstwo przyznano mi dopiero w 1976 roku, podczas gdy “Niemiec rosyjski” przed wejściem w życie ustawy z 2000 roku nie musiał znać nawet słowa po niemiecku, by niemal automatycznie otrzymać obywatelstwo – tylko ze względów etnicznych!

Citoyenneté oznacza przynależność jednostki do wolnej demokratycznej wspólnoty, a nie do przymusowego kolektywu. Dla euromuzułmanina oznacza to obowiązek identyfikacji i lojalności względem tej pierwszej. Uzyskanie obywatelstwa nie może być jedynie narzędziem służącym do uzyskania odpowiednich praw. Europejczyk jest bowiem człowiekiem kultywującym wartości kulturowej nowoczesności, niezależnie od jego koloru skóry, czy religii. “Europejczyk z paszportu” nie jest Europejczykiem, jeśli jedynym wyznacznikiem jego europejskości jest posiadany przezeń dokument. Integracja nie jest drogą jednokierunkową – jest to zadanie stojące nie tylko przed Europą, ale także przed zamieszkującymi ją muzułmanami.

Z niemieckiego przełożyła Katarzyna Górak-Sosnowska

***


Bassam Tibi – ur. 1944 w Damaszku, profesor nauk politycznych uniwersytetu w Getyndze, wybitny znawca współczesnego islamu oraz fundamentalizmu religijnego. W 1995 r. otrzymał niemiecki Krzyż Zasługi pierwszej klasy za dzieło przybliżania islamu Niemcom. W języku polskim ukazała się dotychczas jedna jego książka „Fundamentalizm religijny” (1997), w tłumaczeniu Janusza Daneckiego. Powyższy artykuł jest przerobioną przez autora na użytek “Więzi” wersją fragmentu jego książki “Im Schatten Allahs. Der Islam und die Menschenrechte”, Ullstein Verlag 2003.