Siła sprzeciwu

Ewa Karabin

publikacja 30.04.2009 21:27

Bezdomni, wykluczeni, nędzarze – budzą w nas nieufność i strach. Spotykając ich, przechodzimy na drugą stronę ulicy, zmieniamy miejsce w tramwaju, odwracamy głowę z niesmakiem. Udajemy, że nie istnieją, żeby nie drażnili naszych sumień. Więź, 4/2009

Siła sprzeciwu



Bezdomni, wykluczeni, nędzarze – budzą w nas nieufność i strach. Spotykając ich, przechodzimy na drugą stronę ulicy, zmieniamy miejsce w tramwaju, odwracamy głowę z niesmakiem. Udajemy, że nie istnieją, żeby nie drażnili naszych sumień. Oskarżamy ich, że sami są winni swego losu, że ich tragiczna sytuacja jest wynikiem lenistwa, braku dobrej woli, zaniedbania.

To jeden z wielu stereotypów, z którymi walczył ks. Józef Wrzesiński. „Kto mógłby znajdować upodobanie w byciu pogardzanym, w życiu na społecznym marginesie, gdzie nie jest się przez nikogo wysłuchanym, skąd nie ma żadnej ucieczki?” – pyta ten niezwykły duchowny w jednej ze swoich wypowiedzi zebranych w książce Ujrzymy słońce.

Miał prawo zadawać takie pytania, bo doświadczył skrajnego ubóstwa jako dziecko we własnej rodzinie, a następnie w dorosłym życiu na co dzień towarzyszył ludziom nim dotkniętym.

Joseph Wresinski (pod takim nazwiskiem znany jest we Francji i w świecie) urodził się w 1917 roku we Francji. Matka była Hiszpanką, ojciec – Polakiem, który wyemigrował za chlebem z zaboru pruskiego, a z chwilą wybuchu pierwszej wojny został uznany przez władze francuskie za obywatela wrogiego państwa, co pozbawiło go możliwości znalezienia jakiejkolwiek pracy zarobkowej. W rodzinie z czwórką dzieci, pozbawionej środków do życia, częstym zjawiskiem były głód, zimno, a także agresja, gniew i przemoc.

O. Wrzesiński przyznaje, że ta przemoc była „sposobem reagowania na przeszkody, na wszelkiego rodzaju codzienne trudności. I podświadomie stawała się dla mnie, tak samo jak dla mojego ojca, sposobem na wyrównanie niezliczonych upokorzeń, jakie musieliśmy znosić z powodu naszej wielkiej nędzy”. Wiele wskazywało na to, że Józef powieli schemat życia swoich rodziców i pozostanie w zaklętym kręgu niemocy i biedy.

Po latach wspomina, że punktem zwrotnym w jego życiu była bójka, której był uczestnikiem w dzieciństwie. Jeden z najsilniejszych chłopaków w szkole zaatakował słabszego od siebie, młodszego kolegę. Józef, widząc to, bez wahania rzucił się na pomoc bitemu chłopcu, za co został surowo skarcony.

Ani przez chwilę jednak nie żałował tego, co zrobił, bo stale miał przed oczami słabego chłopca, pozwalającego się bić silniejszemu od siebie napastnikowi. Dla Józefa był to początek walki, którą toczył potem całe życie. Wtedy postanowił szukać ludzi najbiedniejszych, upokorzonych, słabych i pomagać im odnaleźć – a społeczeństwu zaakceptować – ich własną godność i wartość. Tym postanowieniem była naznaczona decyzja 24-letniego Józefa o wstąpieniu do seminarium duchownego.

W 1956 roku, będąc już księdzem, przeżył drugie doświadczenie, które na zawsze zmieniło jego życie. Biskup skierował go do pracy w obozie dla bezdomnych rodzin w Noisy-le-Grand. Na bagnistym terenie, w skupisku prowizorycznych baraków przypominających obóz koncentracyjny, setki rodzin mieszkały w nieludzkich warunkach, zdane na pomoc organizacji dobroczynnych, odizolowane od zdrowej części społeczeństwa niczym trędowaci. Dla władz państwowych ich obecność była wstydliwym ciężarem – nie zasługiwali na prawo do zamieszkiwania ziemi.





To doświadczenie powrotu do świata nędzy pozwoliło o. Wrzesińskiemu odkryć swoje powołanie: „te rodziny przymuszały mnie do tego, aby o ich życiu, o ich wołaniu, łzach, milczeniu, cierpieniach i nadziejach powiadomić świat, wbrew i na przekór wszystkiemu”. Uznał, że głos pojedynczego człowieka nie będzie wystarczająco słyszalny, więc musi powołać ruch, który skupi ludzi chcących, tak jak on, walczyć ze skrajnym ubóstwem i wykluczeniem społecznym. Wraz z kilkudziesięcioma bezdomnymi rodzinami i pierwszymi wolontariuszami powołał do istnienia Ruch ATD Czwarty Świat.

Już sama nazwa Ruchu dużo mówi o jego założeniach. ATD, skrót od Aide à Toute Détresse, znaczy „Pomoc we wszelkim nieszczęściu”; dziś ten skrót tłumaczy się: A Tous la Dignité, czyli „Godność dla wszystkich”.

„Czwarty Świat” to z kolei nawiązanie do epizodu z czasów rewolucji francuskiej, gdy pewien arystokrata pozwolił biedakom wypowiedzieć się na łamach swojej publikacji Kroniki stanu czwartego. Najubożsi nie mieszczą się bowiem w ramach żadnego z wykreowanych przez ludzkość światów. Biednych całego świata ojciec Wrzesiński nazywał „swoim ludem”.

Ruch ATD Czwarty Świat chce udzielać głosu ubogim i wykluczonym, chce pomóc im w odzyskaniu ludzkiej godności, aby uwierzyli w siebie, aby mogli decydować o sobie, brać odpowiedzialność za los swoich dzieci, wybierać, co jest dla nich najważniejsze, zdobywać wykształcenie i uczestniczyć w kulturze.

Tradycyjna dobroczynność, a także arbitralna pomoc społeczna, tylko utwierdzają najuboższych w ich poniżeniu i wykluczeniu. Jak można wymagać od ubogich, żeby potrafili samodzielnie wyjść z nędzy, skoro odbiera się im prawo do używania rozumu, decydując za nich o tym, gdzie mają mieszkać, jak mają wychowywać swoje dzieci, z czego będą żyć?

Ruch ATD zabiega o to, aby bogate społeczeństwa uświadomiły sobie skalę problemu i zrozumiały, że tuż obok nich, na tych samych osiedlach i podwórkach łamane są elementarne prawa człowieka. Nędza jest bowiem – zdaniem o. Wrzesińskiego – pogwałceniem wszystkich praw człowieka: odbiera możliwość korzystania z prawa do edukacji, do wolności politycznej, pracy zawodowej, opieki socjalnej, degraduje całość osoby.

Prawa człowieka są więc zdaniem Wrzesińskiego niepodzielne. Przekonywał, że walka ze skrajnym ubóstwem musi opierać się na koncepcji „człowieka zintegrowanego wewnętrznie, a zatem podmiotu odpowiedzialności i praw, stanowiących niepodzielną jedność. Ale także człowieka nierozłącznie związanego z innymi, pełnoprawnego członka niepodzielnej ludzkości, w której także najuboższy powinien móc uczestniczyć we wspólnej misji”.

Dlatego uważał, że trzeba przede wszystkim informować opinię publiczną o istnieniu zjawiska skrajnego ubóstwa i o jego katastrofalnych skutkach dla życia wszystkich dotkniętych nim osób. Zwłaszcza dla rodziny, na którą nędza działa szczególnie destrukcyjnie.

Rodzina od początku powstania Ruchu stała się dla jego członków priorytetem. Niepewność jutra, ciągły głód i strach rozbija relacje między rodzicami a dziećmi, rodząc agresję i przemoc. Te rodziny, zamieszkujące w pustostanach, grzebiące w śmietnikach, żyjące na ulicy – nie mają już żadnej tożsamości, zniknęły z ewidencji, rejestrów czy statystyk.





Są jak widma, które nie mają nadziei na to, że kiedykolwiek uda im się zamieszkać wśród „pełnoprawnych obywateli”. Ich wycofanie kryje rozpacz i zwątpienie we własne człowieczeństwo. Jak mówią sami najubożsi: „nie to jest największym nieszczęściem człowieka, że cierpi głód, że nie umie pisać, że nie ma pracy.

Najgorsze to wiedzieć, że inni mają cię za nic, że nie chcą dostrzec twojego cierpienia. […] Największe nieszczęście skrajnego ubóstwa, to czuć się przez całe życie jak człowiek skazany na śmierć”. Źródłem cierpienia osób wykluczonych jest głównie obojętność otaczającego ich świata, który nie dostrzega ich istnienia, który traktuje ubogich jak podludzi. O. Wrzesiński jako ksiądz katolicki pyta swój Kościół, jak jest możliwa taka obojętność?

Ruch ATD Czwarty Świat opiera się na zaangażowaniu „stałych wolontariuszy”, którzy rekrutują się zarówno spośród ubogich, jak i przedstawicieli wykształconych elit. Działa dziś w wielu krajach świata, towarzysząc ludziom żyjącym w skrajnym ubóstwie i wykluczeniu, słuchając ich i wraz z nimi, współpracując ze wspólnotami lokalnymi, szukając porozumienia z politykami i światem nauki, a także zwracając się do wielkich organizacji międzynarodowych.

Wszędzie znajduje sojuszników, ludzi przekonanych, że nikt nie powinien żyć w nędzy i poniżeniu. Ruch nie proponuje gotowych rozwiązań ani metod, dostrzega różnorodność uwarunkowań, zależnych od danego kraju. Jest ruchem ponadwyznaniowym, skupiającym wszystkich ludzi dobrej woli. Stawia im tylko jeden cel – służyć sprawie ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie. O. Wrzesiński podkreśla, że najubożsi mają absolutne prawo oczekiwać pomocy w imię wspólnego człowieczeństwa, ponieważ, jak mówi afrykańskie przysłowie, „człowiek jest lekarstwem dla człowieka”.

Założyciel ATD przekonuje, że nędza nie jest dożywotnim wyrokiem. Gdy po raz pierwszy znalazł się w obozie Noisy-le-Grand, obiecał sobie, że rodziny, które tam spotkał, pokonają kiedyś schody do Pałacu Elizejskiego, Watykanu, Organizacji Narodów Zjednoczonych, staną się partnerami dla tych światowych instytucji. Ten plan mógł się wydawać absurdalny, gdy głosił go biedny ksiądz w otoczeniu tonących w błocie prowizorycznych baraków dla bezdomnych.

Jednak w trzydzieści lat później, 17 października 1987 roku, na placu Trocadéro w Paryżu, na apel ojca Wrzesińskiego zebrało się ponad sto tysięcy osób, które przybyły zamanifestować w imię idei praw człowieka swój sprzeciw wobec nędzy. Wśród zebranych byli najubożsi, wolontariusze, ale też przedstawiciele najwyższych władz politycznych. Wkrótce ONZ ogłosiła tę właśnie datę Światowym Dniem Walki z Ubóstwem.

Obecnie, w dwadzieścia lat od śmierci swego założyciela – który pozostawił po sobie inspirującą myśl społeczną na temat walki z nędzą w kontekście praw człowieka, a którego proces beatyfikacyjny toczy się w Rzymie – międzynarodowy ruch ATD Czwarty Świat działa już w ponad 30 krajach, przyciągając ludzi młodych, prowadząc projekty kulturowe i promując obywatelski współudział środowisk wykluczonych. Bo – jak mawiał brazylijski arcybiskup Helder Camara – jeżeli marzy tylko jeden człowiek, pozostanie to tylko marzeniem, jeżeli zaś będziemy marzyć wszyscy razem, będzie to już początek nowej rzeczywistości.

Ojciec Józef Wrzesiński, Ujrzymy słońce. Pisma i słowa. Wprowadzenie Jean-Claude Caillaux, wybór i oprac. Pierre Klein. Wydawnictwo WIĘŹ, Warszawa 2008, 160 s.

*****

Ewa Karabin – ur. 1983. Doktorantka teologii moralnej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Sekretarz Laboratorium WIĘZI. Mieszka w Warszawie.