Cud albo kaprys Boga

Katarzyna Jabłońska, ks. Andrzej Luter

publikacja 28.01.2010 15:37

Pozorny chłód tego filmu niezwykle mocno i skutecznie uruchomił we mnie emocje, a po ostatniej scenie dosłownie zaniemówiłem. Najpierw jednak fakty, a nie emocje: zgodnie z tytułem akcja Lourdes rozgrywa się wśród pielgrzymów słynnego sanktuarium. Więź, 1/2010

Cud albo kaprys Boga



Ksiądz
Po projekcji Lourdes nie mogłem dojść do siebie. Film austriackiej reżyserki, Jessiki Hausner, zachwycił również widzów festiwalu w Wenecji i wygrał ostatni Warszawski Festiwal Filmowy. Ktoś powiedział, że obraz ten „balansuje między krytycznym studium religijności a historią odkupienia”.

Kobieta
Podziwiam Jessikę Hausner, że zdecydowała się zrobić taki film – Lourdes to przecież film o cudzie. A opowiedzenie o cudzie jest panicznie trudne. Jej jednak się udało. Film Hausner odsłania naturę cudu. Chociaż sama reżyserka twierdzi, że cuda „nie rządzą się prawami logiki czy zdrowego rozsądku” i „są do cna niesprawiedliwe”, to jednak udało się jej pokazać ewangeliczną logikę cudu. A wszystko to w sposób oszczędny i „twardo trzymając się ziemi”.

Ksiądz
Pozorny chłód tego filmu niezwykle mocno i skutecznie uruchomił we mnie emocje, a po ostatniej scenie dosłownie zaniemówiłem. Najpierw jednak fakty, a nie emocje: zgodnie z tytułem akcja Lourdes rozgrywa się wśród pielgrzymów słynnego sanktuarium. Tam w XIX wieku pasterce Bernardetcie (później uznanej za świętą) objawiła się w grocie Matka Boża. Miejsce to znane jest z cudownych uzdrowień, nic więc dziwnego, że ściągają doń tysiące pielgrzymów z całego świata.

W filmie Hausner równie ważnymi postaciami są pracujący w tym świętym miejscu członkowie Zakonu Kawalerów Maltańskich, opiekunowie chorych i wolontariusze. Reżyserka od pierwszej sceny pokazuje nam całą „maszynerię” sanktuarium. Wszystko jest komfortowe, ale zimno bezosobowe: Dom Pielgrzyma z ogromną jadalnią, pokoje hotelowe, sklepy nie tylko z dewocjonaliami, restauracje. Każda minuta pielgrzymki została dokładnie zaplanowana – perfekcyjna organizacja, żadnej spontaniczności. Elegancko ubrani pracownicy z przyszywanym uśmiechem wypowiadają wyuczone formułki, w których „bombardują” pielgrzymów miłością. Nie ma w tym wszystkim żadnego autentyzmu. I tylko olbrzymie kolejki do groty zakłócają ten stechnicyzowany obraz.

Kobieta
Bardzo dobrze, że autorka filmu nie zrezygnowała z pokazania właśnie tego „przemysłowo-handlowego” aspektu Lourdes – jest on przecież obecny w każdym sławnym sanktuarium. Chociaż budzi niesmak i przeszkadza, to nie unieważnia wyjątkowości miejsca. Nie sprawia, że cuda w Lourdes przestają się zdarzać.

Ksiądz
Sama Hausner powstrzymuje się zresztą od oceny handlowego wymiaru Lourdes, z nikogo nie szydzi, nikogo nie atakuje – chce jedynie dociec, czym jest cud. I co ciekawe, ten film fascynuje zarówno wierzących, jak i agnostyków, a nawet niewierzących.

Kobieta
Sprawa cudu fascynuje również bohaterów filmu – chociaż w różnym stopniu. Są pośród nich osoby głęboko wierzące, ale też i takie, które na to, co dzieje się w Lourdes, patrzą z pełnym wyczekiwania dystansem – ich wiara potrzebuje materialnego dowodu. Są wreszcie i tacy, dla których pielgrzymka jest sposobem na wyrwanie się z samotności i izolacji, na którą wielu skazuje kalectwo czy nieuleczalna choroba. Przykuta do inwalidzkiego wózka Christine, główna bohaterka Lourdes, nie jest osobą głęboko wierzącą, lubi jednak pielgrzymki, bo jak mówi: „tylko w ten sposób mogę wyjść z domu”.

Poddaje się wszystkim rytuałom, włącznie z obmyciem wodą z cudownego źródełka. O wiele większe wrażenie zdaje się jednak robić na niej możliwość kontaktu z młodym mężczyzną. Zresztą dotyczy to nie tylko jej, młode wolontariuszki też flirtują. I wcale mnie to nie dziwi ani nie gorszy. Christine, podobnie jak wolontariuszki, marzy o normalnym życiu – pragnie towarzystwa, przyjaźni, miłości... Cudu uleczającego jej nieuleczalną chorobę również pragnie, ale chyba nie bardzo wierzy w jego możliwość. Jest jednak ktoś, kto wierzy – współlokatorka Christine, starsza kobieta, o której wiemy bardzo mało. Jest niczym anioł opiekuńczy Christine…






Ksiądz
Rzeczywiście wiemy o tej kobiecie niewiele, równie dobrze można powiedzieć, że podsyca ona w Christine sceptycyzm. Wszystkie postacie w tym filmie są jakoś „podwójne”, wiara walczy w nich z niewiarą. Każdy z bohaterów przyjechał w to miejsce ze swoim życiowym garbem, ze swoim głęboko skrywanym dramatem.

Także pracownicy sanktuarium i wolontariusze są tam nie tylko po to, by pomagać pielgrzymom, oni są także „dla siebie”, na przykład Cécile – przełożona opiekunek i wolontariuszek. Wypowiada ze sztucznym uśmiechem swoje zaklęte formułki o tym, że na koniec pobytu najlepszy pielgrzym otrzyma nagrodę w dowód uznania za dobre uczynki, że informacje dotyczące objawień znaleźć można w folderze, a w istocie...

Kobieta
Stop! Proszę Cię, Andrzeju, nie zdradzaj tajemnicy Cécile, niech widzowie sami ją poznają. We mnie Cécile budzi mieszane uczucia, z jednej strony te okrągłe formułki, z drugiej jednak niezwykła delikatność w bezpośrednim kontakcie z chorymi. I ta jej twarz – jakby była ucieleśnieniem Maryi…

Chociaż mocno utrudni nam to dalszą rozmowę, nie zdradzajmy również, kto zostanie uzdrowiony.

Ksiądz
Postaram się nie zdradzać, ale musimy co nieco ujawnić, bo nie da się mówić o tym filmie tylko teoretycznie.

Kobieta
Upierać się będę przy zachowaniu tajemnicy. Sama zawsze złoszczę się na krytyków zdradzających w recenzjach zbyt wiele i odbierających mi, widzowi, możliwość przeżycia napięcia, zaskoczenia czy wzruszenia. Możemy jednak zdradzić, że cud się zdarza – ktoś zostaje uleczony. Nie wiemy, czy na zawsze, ale poprawa jego zdrowia jest spektakularna.

Wszyscy świadkowie tego zdarzenia są poruszeni, część gratuluje uzdrowionemu, ale wielu czuje rozczarowanie, wiele z twarzy zdradza pytanie: czemu on, a nie ja? To pytanie tak dręczy, że w końcu ktoś zada je księdzu. Co Ty, Andrzeju, odpowiedziałbyś na miejscu tego księdza? Co powiedziałbyś matce śmiertelnie chorego dziecka, która pyta: dlaczego to właśnie tamta osoba, a nie moje dziecko zostało uzdrowione? Przecież tak gorąco się modlę, ufam Bogu i głęboko wierzę…?

Ksiądz
Zadajesz, Kasiu, najtrudniejsze z możliwych pytań. Co powiedzieć i jak być z człowiekiem cierpiącym fizycznie i duchowo? Jak towarzyszyć umierającemu albo temu, kto traci najbliższą osobę? Nie ma na to pytanie prostych odpowiedzi. Każda sytuacja jest inna. Opowiem o swoim doświadczeniu: Były wakacje, ja byłem młodym księdzem, sam też wybierałem się na wakacje i wtedy znad morza przyszła hiobowa wieść. Utopił się Grzesiek – jeden z naszych z lektorów. Matka wychowywała go samotnie, ojciec już dawno nie żył.

Byłem wtedy opiekunem lektorów, miałem nawet nadzieję, że Grześ wstąpi do seminarium. Przeżyłem tą śmierć bardzo boleśnie, a co dopiero mówić o matce! Chodziłem do niej codziennie, trwało to ponad tydzień, dopóki nie odnaleziono ciała chłopaka. Spędzałem z nią całe długie godziny i głównie milczałem; na pewno „nie uprawiałem” żadnej teologii. Matka ma prawo do bólu, a nawet rozpaczy. Czasami lepiej nic nie mówić, tylko być, szczególnie wtedy, kiedy samemu trudno zrozumieć sens takiej śmierci.

Kobieta
Nie wiem, czy znalezienie sensu takiej śmierci w ogóle jest możliwe. A Jessica Hausner twierdzi: „Lourdes to okrutna opowieść – sen lub koszmar. Chorzy i umierający z całego świata wyruszają tam, by odzyskać zdrowie. Liczą na cuda, bo właśnie w Lourdes nadal się one zdarzają. Bóg jest jednak kapryśny – daje i odbiera w zależności od swoich zachcianek, a my nie mamy szans na przenikniecie Jego planów”. Co Ty, Andrzeju, na to?






Ksiądz
Odnajduję w tych słowach ból i gorycz. I jeszcze bardziej podziwiam Jessikę Hausner, że realizując Lourdes, potrafiła stanąć ponad swoimi rozczarowaniami i podarowała nam wielki film, także pod względem artystycznym. Jest to obraz o bólu, samotności, nadziei, o poszukiwaniu sensu życia, które wydaje się bezsensowne, o inności, a także o ludzkiej małości i zazdrości. Tak, ten film jest także okrutny. Przypomnij sobie scenę uzdrowienia dziewczyny na wózku inwalidzkim, z którą praktycznie nie ma kontaktu, i radość jej matki. Następnego dnia wszystko się cofnęło, zastygła twarz matki wyraża bezradność, a może i bunt przeciwko Bogu.

Dawno nie widziałem w kinie dzieła, którego twórca potrafiłby w tak subtelny sposób dotrzeć do zakamarków ludzkiego wnętrza, także tych mrocznych.

Kobieta
Wielkość i małość spotykająca się w każdym z bohaterów czyni ich wiarygodnymi i bardzo ludzkimi. Ciekawe, ze tam w Lourdes ta małość budzi bardziej współczucie niż potrzebę krytyki. Być może również i na tym polega szczególna tajemnica tego miejsca.

Ksiądz
Jessica Hausner sugeruje, że największym cudem, jaki może się zdarzyć, jest miłość. Wspomniałaś już o młodym mężczyźnie, który wzbudza zainteresowanie Christine. Nie wiem, czy zgodzisz się ze mną, Kasiu, ale to właśnie przez niego młoda kobieta przybliżyła się do Boga. Wiem, że mówię teraz trochę jak towarzyszący pątnikom w filmie ksiądz, skądinąd postać sympatyczna. Szkoda jednak, że w tak zrutynizowany i beznamiętny sposób powtarza słuszne formułki teologiczne. Mówi, że Bóg czyni cuda, trzeba tylko otworzyć serca na jego łaskę, należy zatem modlić się raczej o uzdrowienie duszy, a nie ciała. W Lourdes takie słowa brzmią jak banały! Nawet modlitwa „Panie, ulecz tę kobietę. Ulecz jej duszę. A jeśli tego pragniesz, ulecz ciało” – brzmi nieszczerze, bo większość oczekuje cudu fizycznego, a nie duchowego. Wiara przybyłych do Lourdes po uzdrowienie jest niejako uzależniona od tego, co zrobi Bóg. A przecież Chrystus zawsze powtarzał: „Twoja wiara cię uzdrowiła”.

Powiedziałaś, Kasiu, że Christine jest słabej wiary. A może po prostu jest niewierząca, tego też w pełni nie wiemy. I dopiero spotkanie z drugim człowiekiem zmienia ją. Bo do Boga dochodzimy przez drugiego człowieka. A tam, w Lourdes, „łatwiej” go spotkać. Cud fizycznego uzdrowienia staje się w tym momencie wtórny. I ten finałowy taniec… Dobrze, dobrze, nic więcej nie zdradzę.

Kobieta
Nie zgadzam się z Tobą, Andrzeju! Cud fizycznego uzdrowienia jest tutaj bardzo ważny. Bez niego osoba, której się zdarzył, nie odważyłaby się na jeszcze nieśmiałe, ale ważne dla siebie wyjścia do świata i ludzi. Cud uzdrowienia wiele mówi również o samym Bogu, obdarzającym nim osobę, która po ludzku rzecz biorąc, na cud niespecjalnie zasługuje. Bo z cudem jest jak z miłością – jest darem, który nie zależy od naszych dobrych uczynków i starań. Okazuje się jednak, że dla wielu prawda ta jest trudna do przyjęcia, wręcz bulwersująca.

Ksiądz
Jednak masz rację. Cud fizycznego uzdrowienia jest ważny, bo człowiek to dusza i ciało. Pamiętasz zapewne drugi opis stworzenia człowieka: „Tchnął w jego nozdrza tchnienie życia”. Nie ma więc uzdrowienia „fizycznego” bez „duchowego”, aczkolwiek przyznaję, że to pierwsze może prowadzić do drugiego. Jeśli nie potwierdzi się cud uzdrowienia fizycznego, cierpienie duchowe może stać się większe niż do tej pory. Dramat się pogłębi. Może tak być, ale tego nie wiemy… Reżyserka nie stawia kropki nad i.

Mówisz Kasiu, że Bóg może uzdrowić człowieka, który na to nie zasługuje. Zostawmy Bogu ocenę, kto zasługuje, kto nie. Bo niby dlaczego agnostyk bądź niewierzący nie mógłby zostać uzdrowiony? Jessica Hausner we wstrząsającym finale filmu wszystko kwestionuje, co nie znaczy, że neguje możliwość cudu. Myślę, że jest pełna wątpliwości i wahań. Ona „nie wie” i potrafiła przejmująco swoją „niewiedzą” podzielić się z nami. Tylko, czy my wiemy? Wierzymy, ale nie jest to łatwa wiara.




„Lourdes” – scen. i reż: Jessica Hausner; zdj.: Martin Gschlacht; muz.: Daniel Iribarren; występ.: Sylvie Testud (Christine), Léa Seydoux (Maria), Bruno Todeschini (Kuno), Elina Löwensohn (Cécile) i inni, Austria/Francja/Niemcy, 2009; 96 min.; dystrybucja: Gutek Film.