Niemcy – zgodnie z narodowym interesem

Mateusz Wyrwich

publikacja 04.04.2010 17:00

Polska była największą ofiarą II wojny światowej. Kolejne nasze rządy jednak nic nie robią w tym kierunku, aby dochodzić sprawiedliwości. Zamiast tego kajamy się i płacimy odszkodowania Niemcom, którzy wyjechali z Polski w czasach PRL-u, bo nie uregulowaliśmy spraw własnościowych przez ostatnie dwadzieścia lat.

Niedziela 14/2010 Niedziela 14/2010

Wkrótce po przejęciu władzy w Polsce propaganda komunistyczna zaczęła grzmieć, że ziemie przyznane nam po II wojnie światowej są „etnicznie polskie”. Jednocześnie osiedlonych tam ludzi wprost lub pośrednio ostrzegano, że ziemie te mogą być im jeszcze odebrane przez Niemców. Brak pewności często wręcz paraliżował aktywność „osiedleńców”. Sytuację niewiele zmieniło odzyskanie niepodległości i powstanie III RP. Paradoksalnie, właśnie wtedy w świadomości niektórych mieszkańców tamtych terenów ich bezpieczeństwo zostało jeszcze bardziej zagrożone. Teraz bowiem już wprost wielu odwiedzających Polskę Niemców groziło, że za chwilę odbiorą im „swoje”. A już na pewno stanie się to możliwe – podkreślali – kiedy Polska wstąpi do UE. I do pewnego stopnia mieli rację. Wprawdzie ziemie nadane Polsce w wyniku traktatu poczdamskiego nadal nie mogą być rewindykowane, jednakże te pozostawione przez Niemców osiedlających się w Niemczech już w czasach PRL-u i owszem, według orzeczeń polskich sądów, powinny być Niemcom zwracane. Ani bowiem rządy komunistyczne nie uregulowały prawnie tego zagadnienia, ani nie uczynił tego żaden rząd w mijającym dwudziestoleciu.

„Powiernictwo Pruskie”

Niezwykłą aktywność w upominaniu się o poniemieckie dobra wykazywały natomiast niemieckie organizacje. Po wojnie znane były one jako „ziomkostwa wypędzonych”. Obecnie zaś kojarzone są przede wszystkim z „Powiernictwem Pruskim”, które z czasem zaczęło wywierać coraz większy nacisk na swój parlament i rząd. Choć państwo niemieckie oficjalnie i głośno odcinało się od ich żądań, to jednak działacze związków „na rewindykacji” robili coraz większe kariery polityczne. Zarówno przed zjednoczeniem Niemiec, jak i dzisiaj. Zasiadali w krajowych parlamentach, również w Bundestagu. Wchodzili do rządów. Wreszcie, w 2006 r., „Powiernictwo Pruskie” wystąpiło z pozwem do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o zwrot majątków pozostawionych przez Niemców, na mocy traktatu poczdamskiego, na terenach znajdujących się dziś w granicach Polski. Trybunał oddalił pozwy.

Przez liczne fundacje niemiecki rząd nadal jednak finansuje ziomkostwa i za ich pomocą prowadzi dyskretną politykę na arenie międzynarodowej. Może nie tyle o odzyskiwanie ziem czy restytucję mienia, ile w kwestii zacierania prawdy historycznej, tak by w opinii światowej powstało przekonanie, że naród niemiecki był równie pokrzywdzony w wyniku

II wojny jak inne narody. To z Niemiec też wyszły sygnały, jakoby Niemcy nazistowskie nie były w pełni odpowiedzialne za funkcjonowanie niemieckich obozów koncentracyjnych na terenie Polski. Współwinni tego mają być również Polacy… To przecież „na ich terenie” większość obozów została usytuowana.

W ostatnich latach rozmnożyły się w Niemczech także różnego rodzaju publikacje równające zbrodnie dokonane przez Niemców czasu nazizmu z działaniami wojennymi aliantów, zwłaszcza podczas wysiedlania Niemców zgodnie z traktatem poczdamskim. Tezę tę w sposób szczególnie aktywny lansuje „Powiernictwo Pruskie”. Taka wiedza ma również być prezentowana przez berlińskie Centrum Wypędzonych.

Milczenie rządów

Poza rządem Jarosława Kaczyńskiego pozostałe gabinety III RP bagatelizowały jednak problem. Miał nam wystarczyć ułomny traktat polsko-niemiecki z 1991 r., który wielu spraw nie precyzował, a inne pomijał – jak choćby obecność w Niemczech polskiej mniejszości i zwrot jej majątku zagrabionego decyzją Goeringa, m.in. banków, hoteli, domów kultury, szkół. – W traktacie zabrakło również kwestii odszkodowań za zbrodnie popełnione przez Niemców na Polakach – mówi senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk. – Także za zniszczenia materialne i za zrabowane dobra kultury. Upominanie się o odszkodowania wielu polskich środowisk, które ucierpiały w wyniku II wojny światowej, większość polskich rządów uważała za „psucie klimatu w stosunkach polsko-niemieckich”.

Tymczasem niektóre polskie media, mniej lub bardziej wprost, zaczęły sugerować, że domaganie się przez Polaków odszkodowań może stać się przeszkodą w przyjęciu Polski do Unii czy też NATO. Powstała zaś Fundacja „Polsko-Niemieckie Pojednanie” okazała się wręcz kpiną – zadośćuczynienia, jakie otrzymywały ofiary Niemców czasu II wojny, były uwłaczająco niskie. – Przykro jest, że musimy się posiłkować przykładami innych państw – mówi senator Arciszewska-Mielewczyk – np. Grecji i Włoch, których sądy stwierdziły, że ich obywatele mają prawo dochodzić odszkodowań od Niemiec.

 

A przecież Polska była największą ofiarą II wojny światowej. Kolejne nasze rządy jednak nic nie robią w tym kierunku, aby dochodzić sprawiedliwości. Zamiast tego kajamy się i płacimy odszkodowania Niemcom, którzy wyjechali z Polski w czasach PRL-u, bo nie uregulowaliśmy spraw własnościowych przez ostatnie dwadzieścia lat. Uważam, że jest to również efekt braku dekomunizacji. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych pracują tajni współpracownicy, a minister Sikorski mówi, że… mają do tego moralne prawo. Ludzie, gdzie my żyjemy?

„Powiernictwo Polskie”

W tej atmosferze nierównych relacji między Polską a Niemcami przed sześciu laty powstało Stowarzyszenie „Powiernictwo Polskie”. Nazwa – jak mówi jego przewodnicząca senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk – była trochę prowokacyjna, w odpowiedzi na niemiecką organizację Rudiego Pawelki „Powiernictwo Pruskie”. – Założyliśmy tę organizację, inicjatywę oddolną, żeby zacząć uświadamiać społeczeństwu, że w stosunkach polsko-niemieckich jest jakiś problem – wyjaśnia pani senator. – Przywróceniem równości w stosunkach polsko-niemieckich nie zajmowało się bowiem MSZ. Kiedy poruszałam te zagadnienia w parlamencie czy na łamach prasy, politycy pukali się w głowę. Dziś w dyskusjach wolą mi ubliżać, mówiąc, że mam fobię na punkcie II wojny światowej, niż merytorycznie rozwiązywać problemy.

A problemy są

Stowarzyszenie postawiło sobie trzy cele. Początkowo do priorytetowych należało formowanie wniosków i pozwów przeciwko państwu niemieckiemu, tak by ofiary II wojny

światowej mogły uzyskać odszkodowania. Od kiedy natomiast pojawiły się pozwy Niemców wobec Polski, żądające odszkodowań za mienie pozostawione przez nich w Polsce, „Powiernictwo Polskie” zajęło się pomocą prawną i finansową ludziom zamieszkującym rewindykowaną posiadłość. Tak aby zagrożeni roszczeniami mogli się bronić. – Kolejną formą naszego działania było podjęcie wielkiej pracy edukacyjnej – podkreśla pani senator. – W Polsce, w obliczu propagandy sączonej przez niemiecką prasę wychodzącą w języku polskim, społeczeństwo jest zdezorientowane. Ludzie nie wiedzą, na jakiej podstawie odbierane jest mienie niemieckie pozostawione przez byłych niegdyś obywateli polskich, a dziś niemieckich, którzy wyjechali z Polski w latach PRL-u. Trzeba więc społeczeństwu uzmysławiać, w jakiej sytuacji prawnej znajduje się Polska. Niestety, rząd bombarduje nas pretensjami w imię rzekomo dobrych stosunków polsko-niemieckich, a strona niemiecka działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Związek Wypędzonych jest po cichu sponsorowany przez rząd niemiecki za pomocą licznych fundacji wspieranych przez państwo niemieckie i konsekwentnie uprawia swoją propagandę o prześladowanych Niemcach.

„Powiernictwo Polskie” od kilku lat zajmuje się też losem mniejszości polskiej w Niemczech, która tam nie jest uznawana za mniejszość. Wynika to ze złych zapisów w traktacie polsko-niemieckim, co z zimną krwią wykorzystuje rząd niemiecki. Jego zdaniem, w Niemczech nie ma mniejszości polskiej, a są jedynie Niemcy polskiego pochodzenia, i co za tym idzie – Polaków przywileje mniejszości nie dotyczą. Tymczasem mniejszość niemiecka w Polsce ma ogromne przywileje. Wśród nich jest m.in. i ten, że nie musi przekraczać

5-procentowego progu wyborczego w żadnych wyborach. Polska łoży też dziesiątki milionów złotych rocznie na potrzeby tej społeczności, zarówno na rozwój kultury, jak i mediów. – Nie respektuje się traktatu między Polską a Niemcami z 1991 r., a w szczególności artykułów 21 i 22, mówiących właśnie o mniejszości – podkrela senator Arciszewska-Mielewczyk. – Kolejną sprawą do koniecznego załatwienia jest uregulowanie działalności jugendamtów. Niemieckie sądy bowiem podczas procesów rozwodowych przyznają dzieci niemieckiemu rodzicowi, a nie polskiemu. Jak twierdzą, na psychikę dziecka źle wpływa mówienie „w obcym języku”… Czyż nie jest to germanizacja? Przypomina się zachowanie jugendamtu przed wojną. Nota-bene powstałego w czasie rządów Hitlera.

Tymczasem Niemcy zakładają kolejne fundacje propagujące „niemiecki punkt widzenia”. Struktury te działają na terenie Polski i są finansowane przez niemieckie partie polityczne. To właśnie one fundują liczne stypendia naszym rodakom. Otrzymują je zarówno studenci, jak i pracownicy naukowi, ludzie sztuki, literaci. I wszyscy systematycznie zaznajamiani są z „niemieckim punktem widzenia”. Obecnie najwięcej stypendiów otrzymywanych przez Polaków pochodzi właśnie z Niemiec.

To, czego nie widzi polski rząd, niepokoi Europejskie Stowarzyszenie Dziennikarzy. Uważa ono, że od lat odbywa się ekspansja Niemiec na kraje Europy Środkowo-Wschodniej. W niej także upatruje wielkiego zagrożenia dla wolności myśli i niezależnego dziennikarstwa. Europejskie Stowarzyszenie Dziennikarzy w swoim raporcie pisze m.in.: „Stary monopol państwa totalitarnego został w Europie Środkowej zamieniony na monopol obcego kapitału (…). Zagraniczny kapitał, w ¾ niemiecki, kontroluje 85% rynku medialnego w Europie Środkowej, w tym ponad połowę rynku prasowego. (…) Niemieccy właściciele gazet w Polsce, Czechach i na Węgrzech próbują narzucać redakcjom swój zgodny z narodowym interesem punkt widzenia”.