Przebudzenie do życia

O. Anselm Grün OSB

publikacja 04.04.2010 16:00

Nie możemy o Zmartwychwstaniu rozprawiać teoretycznie. Ono chce na nas wpłynąć. Tu i teraz mamy wstać z grobu naszych lęków i rezygnacji. I żywić nadzieję, że zmartwychwstaniemy w Bogu, który jest pełnią życia.

Tygodnik Powszechny 14/2010 Tygodnik Powszechny 14/2010

 

Anioł

U św. Mateusza dwie niewiasty przychodzą do grobu już w wieczór poprzedzający pierwszy dzień tygodnia. Siadają przy grobie, by medytować – rozmyślać, kim był dla nich Ukrzyżowany. Idą tam, bo chcą opłakiwać śmierć Jezusa.

Gdy następnego dnia znów przyszły do grobu, Anioł Pański zstąpił z nieba, „podszedł, odsunął kamień i usiadł na nim. Postać jego jaśniała jak błyskawica, a szaty jego były białe jak śnieg” (Mt 28, 2-3). Wstępując w nasze życie, anioł odsuwa kamienie, które nas blokowały, i otwiera nasz grób – możemy wówczas powstać z martwych. Poprzez aniołów Bóg działa w naszym świecie. Za ich sprawą możemy w ziemskiej ciemności doświadczyć Bożego światła. Teologia zwraca uwagę, że aniołowie są istotami stworzonymi. Dzięki nim możemy doświadczyć nieskończonego i niepochwytnego Boga. W tym sensie anioł oznacza doświadczenie światła. W naszych ciemnościach nagle następuje błysk. Mgła się rozwiewa. Wszystko staje się jasne. Już nas nie brukają śmieci codzienności. Nasze szaty nagle stają się białe jak śnieg. Wszystko w nas jest jasne i czyste.

„Aniołem” może okazać się każdy człowiek, który przemawia do nas czy na nas spogląda. Gdy w jego oczach dostrzegamy światło, sami doznajemy oświecenia. Promienie tej świetlistości rozjaśniają naszą duszę i pozwalają dostrzec obecne w niej światło. Zawsze, gdy dostrzegamy takie światło w oczach innego człowieka, naszym udziałem staje się zmartwychwstanie.

Kamień

Kamień, który zamykał wejście do grobu Pańskiego, możemy rozumieć jako symbol wszelkich blokad. Wielu czuje się tak, jakby przygniatał ich skalny blok, wobec którego czują się bezsilni, a który nie pozwala normalnie żyć. Może to być balast przeszłości, mogą to być rany i traumy, skutkiem których nie jesteśmy zdolni wyprostować się i podążać swą drogą. Mogą to być paraliżujące nas zahamowania. Zdarza się, że i przyszłe wydarzenia leżą na sercu niczym ciężki kamień. Przejmuje nas lęk przed ważnym egzaminem czy ciężką operacją. Możemy też mieć do czynienia z ludźmi, którzy nas przytłaczają. W ich obecności tracimy oddech. Ich także można porównać do kamienia.

Zmartwychwstanie oznacza, że anioł zstępuje z nieba i odsuwa kamienie. Zdejmuje z naszych barków brzemię, które utrudniało życie. Znów możemy swobodnie oddychać. Anioł siada na skalnym bloku niczym zwycięzca. Teraz kamień już nas nie odgradza od życia. Symbolizuje zwycięstwo, jakie życie odnosi nad śmiercią. Przypomina, że wydarzył się cud – że grób się otworzył i możemy powstać z martwych.

Być może nieraz próbowaliśmy się uwolnić od tego ciężaru, ale bezskutecznie. I nagle w nasze życie wstąpił anioł. Kamień został odsunięty – i znów czujemy, że tętni w nas życie.

Niektórzy ludzie tak bardzo zamykają się na wszelkie uczucia, że ich serce staje się kamieniem. Są chłodni. Odcięci od życia. W grobie następuje rozkład. W opowieści o Łazarzu kamień leżący na jego grobie symbolizuje brak relacji ze światem. Leżąc w grobie, którego wejście zamyka kamień, jesteśmy pozbawieni relacji z innymi. Zaczynamy butwieć, „cuchnąć” (J 11, 39). Jezus wchodzi w relację z Łazarzem dzięki miłości, która przenika kamienną przegrodę. Tę miłość uwidaczniają łzy Jezusa, który płacze poruszony (zob. J 11, 35. 38). Żydzi z podziwem mówią: „Oto jak go miłował!” (J 11, 36).

Jezus nie tylko okazuje miłość zmarłemu, lecz także wydaje polecenie: „Usuńcie kamień!” (J 11, 39). Następnie wznosi oczy ku Ojcu w niebiosach, a potem woła donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” (J 11, 43). Głos nie jest w stanie przeniknąć kamienia. Ale słowa miłości wywołują zmarłego z grobu; Jezus każe go uwolnić ze wszelkich opasek, jakimi był przewiązany.

Również nas Jezus chce wyzwolić z pęt, czy to lęku, czy konformizmu – uwolnić od opasek, którymi zasłaniamy twarz. Dzięki słowom Jego miłości wychodzimy z grobu, odrzucając wszystko, co zakrywało nasze prawdziwe oblicze.

Strażnicy

Ewangelia św. Mateusza wspomina o rzymskich żołnierzach, którzy pilnują grobu Jezusa. Arcykapłani i faryzeusze z lękiem myślą, że zapowiedź Zmartwychwstania okaże się prawdziwa. Dlatego proszą Piłata, by kazał pilnować grobu. Zarządca odpowiada: „»Macie straż: idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie«. Oni poszli i zabezpieczyli grób, opieczętowując kamień i stawiając straż” (Mt 27, 65-66). Lecz gdy Anioł Pański zstąpił na ziemię i odsunął kamień, „ze strachu przed nim zadrżeli strażnicy i stali się jakby martwi” (Mt 28, 4).



Nikt nie jest w stanie zabezpieczyć się przed Bogiem, choćby wystawił najlepszych strażników. Gdy Bóg wkracza w nasze życie, „strażnicy śmierci” padają na ziemię jak martwi. Bóg nikomu nie daje się zamknąć w grobie. Strażnicy, którzy pilnują grobu, aby Jezus z niego nie wyszedł i nie wrócił do życia, padają jak martwi – podczas gdy Zmarły powstaje z grobu do życia. To paradoks Zmartwychwstania. W każdym mieszkają „strażnicy śmierci”, którzy baczą, by wszystko zostało w nas po staremu, by nic nie naruszyło naszych zasad.

Faryzeusze uważali, że wszystko, co wbiliśmy sobie do głowy, musi pozostać bez zmian. Tyle że nie liczyli się z Bogiem. Mieli obawy, że ich wyobrażenia nie odpowiadają rzeczywistości, niemniej ze wszystkich sił starali się je urzeczywistniać. Swą władzę umacniali za pomocą żołnierzy.

Lęk zawsze sprawia, że niezbędni stają się strażnicy i żołnierze. W naszej duszy także panuje lęk. Lękamy się życia, jakim ono naprawdę jest. Usiłujemy mu narzucić wzorce, które do niego nie przystają. Lękamy się Boga: że nie będzie postępował tak, jak sobie życzymy. Również w życiu religijnym wystawiamy strażników, którzy mają pilnować zasad wiary. Nikomu nie wolno ich naruszać. Zabezpieczamy się przed Bogiem. Lecz Bóg Zmartwychwstania wywraca nasze zasady. Gdy wdziera się w nasze życie, następuje trzęsienie ziemi. Nasi „strażnicy śmierci” kładą się pokotem.

„Strażnicy śmierci” mieszkają nie tylko w naszej duszy. Spotykamy ich także w zewnętrznym świecie. Są to ludzie, którzy dążą do umocnienia swej władzy, jakkolwiek wiele by to miało kosztować. By utrzymać władzę, faryzeusze nie wzdragają się przed kłamstwem. Gdy okazuje się, że strażnicy nie byli w stanie zapobiec zmartwychwstaniu Jezusa, arcykapłani uciekają się do przekupstwa: opłacają ich, by prawda się nie wydała. Każą rozsiewać fałszywe pogłoski – wszystko po to, by władza arcykapłanów nie została naruszona. Każdy tyran przekręca prawdę i każe strzec grobu swych poddanych, by nie powstał żaden prorok, który zakwestionowałby tę tyrańską władzę.

Strażnicy grobu w Ewangelii św. Mateusza personifikują wymiar polityczny Zmartwychwstania. Choćby partie polityczne, choćby tyrani, choćby opętani żądzą władzy przywódcy kazali najsumienniej pilnować grobu Zmarłego, nigdy nie uda im się go upilnować. Boża potęga jest większa. I wskrzesza życie. Niczym trzęsienie ziemi kruszy ludzką władzę – i nie zostaje kamień na kamieniu. „Strażnicy śmierci” nie mają najmniejszych szans. Nie są zdolni zapobiec zwycięstwu życia i zmartwychwstaniu prawdy.

Powstając z grobu

Zmartwychwstanie ma coś wspólnego ze wstawaniem. Wielu woli leżeć w grobie swych lęków i rezygnacji, rozczarowań i ran. Wybrali grób, ponieważ lękają się życia. Gdy powstaję z grobu i powracam do życia, zawsze muszę się liczyć z ryzykiem ran. Wielu się tego lęka i woli leżeć. Greckiego egeiren – „powstać” – Ewangelista używa zarówno wtedy, gdy mówi o zmartwychwstaniu Jezusa, jak i wtedy, gdy opowiada o licznych uzdrowieniach, jakich On dokonał. Jezus wzywał chorego: wstań i chodź. Również wtedy dokonywało się zmartwychwstanie. Chory zdobywał się na odwagę – wyzwalał się z pęt swego lęku; nie pozwalał swym zahamowaniom i blokadom, by go przykuwały do łóżka, lecz wstawał, brał nosze i zaczynał chodzić (por. J 5, 1-10).

Św. Łukasz opowiada także o uzdrowieniach, których dokonywali Apostołowie. Uzdrowienia te możemy uznać za dalszy ciąg tajemnicy Zmartwychwstania. Ewangelista chce nam powiedzieć, że Zmartwychwstanie nie jest jednorazowym epizodem: wierząc w zmartwychwstanie Jezusa, sami możemy doznać zmartwychwstania, a także budzić innych do życia.

W Dziejach Apostolskich czytamy, że gdy do świątyni weszli na modlitwę Piotr i Jan, „wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia” (Dz 3, 2). Również apostołów poprosił on o jałmużnę. Piotr tak wówczas uczynił: „»Nie mam srebra ani złota (...) ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!« I ująwszy go za prawą rękę, podniósł go. A on natychmiast odzyskał władzę w nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, i chodził” (Dz 3, 6-8). Mając w sobie moc Jezusa, uczniowie są w stanie sprawić, by paralityk wstał. Bogactwem, którym mogą obdarzać, jest wiara w Zmartwychwstałego. Wiara ta jest zdolna prowadzić innych do zmartwychwstania. Ośmiela ich, by uwolnili się od zahamowań i zaufali sile, którą obdarza ich Bóg. W opowieści o uzdrowieniu paralityka wyraża to jego późniejsze zachowanie: ozdrowieniec wkracza do świątyni i chwali Boga. Powstaje zbiegowisko.

Również przez Piotra wydarza się zmartwychwstanie. Apostoł ośmiela się przemówić do zgromadzonych. Ten nieuczony człowiek głosi im dobrą nowinę o Zmartwychwstaniu: „Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami” (Dz 3, 15). Jezus jest Dawcą życia. Kto wierzy w Jezusa, znajduje w Nim prawdziwe życie.



Piotr dzięki wierze w Zmartwychwstanie znalazł dość odwagi, by powstać przeciwko uczonym w Piśmie. Stąd „zmartwychwstać” oznacza również: powstać przeciwko tendencjom, które utrudniają życie społeczeństwa. Trzeba tu wymienić tendencję do jurydyzacji; podobnie tendencję do protokołowania wszystkiego. W ostatecznym rozrachunku zjawiska tego rodzaju okazują się owocem lęku. „Powstać” to znaczy: ufając w potęgę Boga, z którą nie może się równać potęga możnowładców, odważyć się na powstanie przeciwko ludzkiej władzy, nawet jeśli należymy do niewykształconych, jak Piotr, i mamy poczucie bezsilności wobec tych, którzy kształtują opinię publiczną.

Wskrzeszenie i przebudzenie

W Dziejach Apostolskich czytamy nie o zmartwychwstaniu Jezusa, lecz o Jego wskrzeszeniu. Bóg wskrzesił Jezusa ze śmierci. Apostoł Piotr mówi o tym w pierwszym ze swoich kazań: „Męża, który z woli, postanowienia i przewidzenia Boga został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzi śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2, 23-24). Zmartwychwstanie oznacza aktywne działanie, jakiego Ojciec dokonuje względem Syna. Stoi przy Nim, dlatego wyzwala Go spod władzy śmierci. Jezus Chrystus umierając, pozostaje w rękach Boga, dlatego Ojciec dobrotliwą ręką wyrywa Go z pęt śmierci.

Stwórca, który Jezusa wskrzesił z martwych, wskrzesi ze śmierci również nas. Żyjąc i umierając, również my pozostajemy w rękach Boga. Śmierć nie ma ostatecznej władzy. Jego ręce są mocniejsze. Niemniej: Jezus umarł; my również umrzemy. Lecz śmierć nie będzie czymś ostatecznym. Bóg zbudzi nas ze snu śmierci, abyśmy wspólnie z Chrystusem zmartwychwstali do wiecznego życia. Nie zmartwychwstaniemy o własnych siłach – lecz zostaniemy wskrzeszeni przez Boga Ojca, który uczyni to dla nas z miłości. Wskrzeszenie oznacza, że nigdy nie postradamy Jego miłości.

Wskrzeszenie nie odnosi się tylko do wydarzenia, które zakończy nasz ziemski żywot. Raz za razem ogarnia nas sen śmierci. Wielu żyje jakby we śnie. Trwa w świecie iluzji. Otumania siebie. Nie ma kontaktu z rzeczywistością. Anthony de Mello, indyjski jezuita, uważał, że dzięki doświadczeniu mistycznemu budzimy się do rzeczywistości. Człowiek, który doświadcza Boga, budzi się z drzemki. W pismach mistycznych czytamy nie tylko o oświeconych, których przepełniło Boże światło, lecz także o przebudzonych, którzy dzięki duchowej wędrówce uwolnili się od swych iluzji. Przebudzenie to było możliwe, ponieważ spotkali Boga. Sam Bóg przebudził ich – przywrócił jawie. Czasami bywa to bolesnym procesem. Często nie chce się nam wstać rano z łóżka. Myślimy sobie: o ileż piękniej byłoby trwać w półśnie, żyć w świecie sennych obrazów...

Romano Guardini stwierdził kiedyś, że za młodu żył jakby pod kołdrą. Nie znał prawdziwej rzeczywistości, zamknięty we własnym świecie. Dopiero podczas studiów doznał przebudzenia i stanął twarzą w twarz z rzeczywistością. W życiu wielu ludzi bywają fazy, gdy nie żyją oni prawdziwym życiem, gdy wędrują w sennym świecie nierzeczywistości i nie znają rzeczywistego świata. Według mnie wierzyć we wskrzeszenie Jezusa Chrystusa to również prosić Boga o to, by nas obudził ze snu, by otworzył nam oczy – i pozwolił nam poznać rzeczywistość.

Sen, z którego budzi nas Bóg, może mieć wiele postaci. Można wskazać np. sen w kołysce poczucia pewności. Tumanimy samych siebie i już nie pamiętamy, że każdy pozostaje w rękach Boga. Można by wspomnieć także o śnie ucieczki przed rzeczywistością. Wielu idzie się położyć, gdy styka się z czymś nieprzyjemnym. Ciągle czują się zmęczeni i uciekają w sen. Nie wytrzymują ciężaru rzeczywistości. Wskrzeszenie oznacza, że otwieramy oczy i konfrontujemy się z rzeczywistością, jaką ona naprawdę jest.

***

Biblijne obrazy Zmartwychwstania uzmysławiają nam, że chce ono na nas wpłynąć. Nie chodzi o to, by debatować teoretycznie, jak wyglądało zmartwychwstanie Jezusa, lecz o to, by powstać do życia, by przebudzić się ku rzeczywistości, by odważyć się powstać przeciwko śmierci, przez którą kostnieje nie tylko życie jednostki, lecz także życie społeczeństwa.

Zmartwychwstawać to znaczy: wierzyć, że życie jest potężniejsze od śmierci i że miłość łamie wszelkie skostnienie.

Tłum. Grzegorz Sowiński

O. Anzelm Grün (ur. 1945) jest niemieckim benedyktynem z opactwa Münsterschwarzach, jednym z najpoczytniejszych pisarzy chrześcijańskich. Jego dzieła przetłumaczono na 25 języków i sprzedano w 14 mln egzemplarzy. W swoich pismach łączy wiedzę teologiczną i biblijną z doświadczeniem psychologa i psychoterapeuty.