O emigracjach uwagi krytyczne

Ryszard Polak

publikacja 23.05.2010 18:30

Każde emigrowanie – zwłaszcza to na stałe – wiąże się z wieloma trudnościami i niesie ze sobą wiele niekorzystnych zmian. Dzieje się tak dlatego, że czynnikiem konstytuującym naród jest ziemia wspólnego zamieszkania, wspólnota krwi, język, kultura i religia. Jeśli opuszczamy ziemię ojczystą, nasze życie narodowe z pewnością ulega pewnemu „uszczupleniu”, przynajmniej o pierwszy z wymienionych elementów.

Cywilizacja 32/2010 Cywilizacja 32/2010

 

Niebezpieczeństwa związane z emigracją – aspekty historyczne, socjologiczne i polityczne

Nierzadko dzieje się tak, że wymienione na wstępie czynniki stają się na emigracji coraz trudniejsze do utrzymania. Pojawiają się np. małżeństwa mieszane (wtedy istnieje poważny problem określenia własnej tożsamości przez następne pokolenie emigranta); konieczność używania obcego języka w życiu zawodowym i codziennym sprawia, że zapomina się o poprawności języka ojczystego; korzystanie z dóbr kultury duchowej (biblioteki, kino, teatr, a nawet telewizja) staje się ograniczone do minimum ze względu na brak do nich bezpośredniego dostępu; korzystanie z pomocy kapłanów w państwach, w których praktykuje się inne wyznanie lub społeczeństwa są zlaicyzowane, jest znacznie utrudnione lub niekiedy wręcz niemożliwe. Istnieje także szereg zagrożeń, o których warto także pokrótce wspomnieć. Nie są może z punktu widzenia omawianej problematyki najważniejsze, lecz mają – jak należy uznać – pewne dające się zauważyć, znaczenie.

Dla przykładu przemieszczanie się ludności na szerszą skalę sprzyjało zawsze rozprzestrzenianiu się niebezpiecznych chorób, na które nie byli odporni mieszkańcy ziem, na jakie przybywali migranci. W historii świata i Europy znanych jest wiele takich przypadków. Epidemie związane ze wspomnianym zjawiskiem pojawiały się np. w starożytnym Cesarstwie Rzymskim, kiedy to przemieszczanie się wojsk w ramach imperium powodowało niejednokrotnie kryzys demograficzny w różnych częściach państwa.[1]Znany powszechnie jest fakt szerzenia się „czarnej śmierci”, która rozprzestrzeniła się w połowie XIII w. za pośrednictwem Tatarów. Choroba ta, znana głównie w Azji, zainfekowała mieszkańców leżącej nad brzegiem Morza Czarnego Kaffy, zaatakowanej przez roznoszących ją Tatarów, a następnie zaczęła się rozprzestrzeniać wśród mieszkańców średniowiecznej Europy, zwłaszcza za pośrednictwem miast włoskich, będących centrami handlu ze Wschodem. „Otwarcie rynków handlowych na wielką skalę i kontakty morskie ułatwiły epidemii przedostanie się z Eurazji na Zachód, ze zurbanizowanych centrów wokół Morza Czarnego do rozwijających się miast średniowiecznej Europy”[2] – pisze Ch. King. Także w późniejszym okresie – podczas odkryć geograficznych – pojawiła się choroba, która była skutkiem rozprzężenia obyczajów epoki odrodzenia i czasów nowożytnych, i to nie tylko z powodu odejścia od średniowiecznych zasad teologii i filozofii, lecz również i z przyczyny upadku moralności indywidualnej. Była to kiła, straszliwa i wyniszczająca organizmy ludzkie zaraza, przenoszona drogą płciową. Rozprzestrzeniała się ona nie tylko podczas kampanii wojennych prowadzonych przez królów francuskich (głównie Karola VIII), ale także w wyniku przemieszczania się z miejsca na miejsce ubogiej i zdegenerowanej moralnie ludności z obszarów mniej zurbanizowanych do rozrastających się liczebnie miast w poszukiwaniu chleba i lepszych warunków egzystencji. Dlatego też „nawet jeżeli czyniło się kiłę przedmiotem satyry, to jednak jej obecność daje się dobrze we znaki niepokojąc sprawujących rządy. Działo się to przecież w XVI wieku, kiedy liczba włóczęgów znacznie wzrosła, tak z przyczyny powszechnej nędzy, jak i z przyczyny rozrostu miast, stanowiących magnes dla żyjących o żebraczym chlebie. Jest to klasyczna parada żebraków, ludzi luźnych, sprawnych lub niesprawnych, kalek i zbiegów, prostytutek i porzuconych dzieci idiotów i wariatów. Biedacy zarażeni kiłą odtąd także do nich należą”.[3] Przemieszczaniu się ludności oraz szerzeniu się chorób zakaźnych sprzyjały w Europie zmiany wywołane reformacją. Wojny religijne na Zachodzie Europy, będące jej konsekwencją, spowodowały migracje ludności prześladowanej ze względu na przekonania do tych krajów, w których panowała względna wolność religijna. Także państwa i miasta protestanckie przyjmowały (i wysyłały na tzw. misje) wielu ludzi buntujących się przeciwko ustalonemu od wieków porządkowi moralnemu i politycznemu, stały się więc – siłą rzeczy – miejscem, gdzie choroby zakaźne szczególnie przynosiły obfite żniwo. Piszą o tym współcześni historycy, mając na myśli głównie Genewę (w XVI w.). [4]W późniejszych czasach roznoszenie się chorób stało się już –jak piszą historycy – mniej żywiołowe, a stan higieny w wielu państwach – przynajmniej tych bardziej zurbanizowanych i uprzemysłowionych – pozwalał na swobodniejsze i bezpieczniejsze podróżowanie.[5]

 

 

Emigracje w czasach nam współczesnych także wywołują liczne następstwa, które oceniane są bardzo krytycznie przez rzetelnych badaczy owego zjawiska. Emigracje powodują np. to, iż znaczna część ludzi wykształconych i mających duże predyspozycje do uprawiania zawodów wymagających wysokich kwalifikacji, zaangażowania i przygotowania zawodowego opuszcza kraje swego urodzenia i młodości, udając się do państw, które są w stanie zaoferować im o wiele większe zarobki. W ten sposób państwa biedne są „okradane” przez bogate, nie partycypując bowiem w wychowaniu i wykształceniu zatrudnianych pracowników – przybyłych z odległych niejednokrotnie i zacofanych technologicznie części świata – bogaci pozbawiają biednych możliwości wyrównania poziomu rozwoju gospodarczego na świecie poprzez pracę tych ludzi we własnym państwie.[6]

Emigracja współczesna niesie za sobą wiele innych niebezpieczeństw. Przede wszystkim osłabia wewnętrzną spójność społeczeństw zarówno wysyłających emigrantów, jak też i ich przyjmujących. W tych pierwszych następuje zwykle – czasowe a najczęściej trwałe – rozłączenie członków rodzin (małżonków, rodziców i dzieci itp.). To zaś staje się przyczyną narastania konfliktów moralnych, przestępczości, patologicznych zachowań dzieci i młodzieży pozbawionej możliwości czerpania wzorców moralnych od nieobecnych rodziców (narkomania, słabe wyniki w nauce, pijaństwo, udział w grupach przestępczych itd.). Strat spowodowanych brakiem rodzicielskiego wychowania w dzieciństwie nie da się zaś niejednokrotnie już nadrobić w późniejszym czasie.

Z kolei kraje przyjmujące imigrantów borykają się z narastającą wciąż przestępczością przybywających doń nowych mieszkańców, bardzo często wykazujących postawy roszczeniowe i agresywne. P. J. Buchanan podaje szereg informacji, które potwierdzają zasadność tej tezy. Otóż, jak pisze, w Stanach Zjednoczonych np. w 1991 r. 24% wszystkich aresztowań w Los Angeles dotyczyło osób obcych narodowości. W więzieniach federalnych i stanowych w 1980 r. przebywało 10 tys. imigrantów, a w 1995 r. ich liczba wzrosła już do 59 tys. (nie wliczano do tej grupy imigrantów, którzy uzyskali już obywatelstwo amerykańskie oraz przestępców wypuszczonych z więzień przez F. Castro, którzy znaleźli się potem w więzieniach amerykańskich). Liczba nielegalnych imigrantów znajdujących się w więzieniach Kalifornii wzrosła z 5,5 do 18 tys.[7]To tylko niektóre informacje, dotyczące USA i odnotowane w tamtejszych statystykach, na których podstawie można wyrobić pogląd o powiązaniu procederów kryminalnych z emigracją także w innych krajach, zwłaszcza tych uboższych, w których ludność boryka się ze zorganizowaną przestępczością, handlem dziećmi, prostytucją, niewolniczą pracą na plantacjach np. bawełny lub kawy. Stany Zjednoczone prowadzą poza tym – jak już wspomniano – odpowiednie badania, statystyki i sondaże, które przynajmniej w pewnym zakresie docierają do opinii publicznej i mogą być przedmiotem naszej refleksji; są jednak państwa, w których tego typu sprawozdawczość jest zabroniona, a dyskusja na ten temat nie jest możliwa.

Nie tylko zresztą emigracja zewnętrzna – do innych państw, a nawet na inne kontynenty – zagraża spójności społeczeństw, niszczy rodzimą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, tradycję, oraz sprzyja moralnemu złu, które staje się przyczyną tak często podejmowanych przez ludzi desperackich kroków. Także masowe – dokonywane pod wpływem narastającej w XIX i XX w. industrializacji i urbanizacji – przenoszenie się mieszkańców wsi do miast, niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw.[8] Zwrócił uwagę na to polski socjolog Jan Turowski, podejmując krytykę komunistycznego modelu industrializacji. Wspomniany powyżej autor słusznie zauważył, że rozbudowa przemysłu ciężkiego w Polsce w dużych miastach po II wojnie światowej odbywała się kosztem przemysłu rolno-spożywczego, usytuowanego w małych i średnich ośrodkach miejskich i wiejskich. Zakłady przemysłowe koncentrowano zwykle w już uprzemysłowionych regionach kraju. Z tym wiązały się migracje ludności ze wsi i małych miast do dużych ośrodków miejskich, które ulegały nieproporcjonalnej w stosunku do przyrostu liczby ludności całego kraju rozbudowie. Opisane zmiany – oraz szereg innych im towarzyszących – „rodziły faktyczną i potencjalną emigrację. […] W szczególności generacja młodzieży deklarowała gotowość opuszczenia swych miast i wyjazdu do miast średnich, ale przede wszystkim do miast wielkich. […] Właśnie środowiska małych miast, mimo emocjonalnego przywiązania do nich, oceniane są przez młodzież negatywnie jako niezapewniające pożądanych możliwości kształcenia się, pracy, awansu w życiu, jak również rozrywki i rozwoju kulturalnego. Stąd też im mniejsze miasto, tym większa liczba młodzieży deklarowała gotowość opuszczenia swego rodzinnego miasta na rzecz miasta większego”. [9]Także migracja ludzi młodych ze wsi do miast od czasów powojennych ciągle narastała. Większość osób rozpoczynających swoją karierę w miastach oczekiwała egzystencji na wyższym poziomie materialnym oraz możliwości korzystania z różnych form życia kulturalnego i towarzyskiego, jakie oferuje miasto. W praktyce okazuje się, że ludzie ci, po to, aby spłacać kredyty zaciągane na zakup mieszkania oraz inne bieżące potrzeby, podejmują wiele dodatkowych zajęć i czują się w związku z tym faktem nadmiernie przemęczeni, odizolowani od krewnych i dawnych znajomych, nie angażują się w życie społeczne, nie odczuwają potrzeby nawiązywania nowych przyjaźni i kontaktów z osobami, z którymi nie są związani stałymi relacjami sąsiedzkimi czy zawodowymi. Jak pisze H. Murawska, „zamierzenie posiadania[przez imigrantów ze wsi – dop. R. P.] w mieście wolnego czasu po odpracowaniu w […] zakładzie pracy 8 godzin okazało się niemożliwe do zrealizowania. W pierwotnym zamiarze imigrantów czas ten miał być przeznaczony na wypoczynek, życie towarzyskie, hobby itp. Tymczasem, w ogólnym rozrachunku przepracowanych na dobę godzin okazuje się, że 8 godzin etatowych plus 4–6 godzin pracy na zlecenie daje w sumie tyle samo godzin pracy w mieście jak i na wsi w wiejskim gospodarstwie”.[10]

 

 

W dzisiejszych czasach w państwach Europy zachodniej dąży się do odciążania wielkich miast sytuując zakłady przemysłowe we wsiach. Dobrze zharmonizowana sieć komunikacji drogowej, sprawnie działająca kolej, łatwy dostęp do internetu i telefonii komórkowej – to wszystko sprawia, że nie ma konieczności ponoszenia kosztów inwestycyjnych w miastach, gdzie są wyższe czynsze oraz koszty obsługi firm, dlatego też nie ma konieczności przyjmowania nowych mieszkańców do zatłoczonych już miast. Przecież życie na wsi, jeśli tylko jej mieszkańcy mają stałą i dobrą pracę, może być równie przyjemne i wygodne, a nawet pod wieloma względami bezpieczniejsze i zdrowsze. Taka tendencja pojawiła się w krajach europejskiego Zachodu. Niestety – w wielu krajach tzw. Trzeciego Świata (np. w Meksyku), w niektórych krajach arabskich, zwłaszcza w Afryce, w Europie środkowej i wschodniej, w tym też i w Polsce, tego typu zjawiska nie mają miejsca. Wprost przeciwnie – małe i średnie miasta oraz wioski wyludniają się, a liczba mieszkańców miast – pomimo narastającego niżu demograficznego – wzrasta. Grozi to dalszymi, nieobliczalnymi wprost stratami, np. w wypadku wojny, klęsk nieurodzaju, braku dopływu energii elektrycznej i gazu oraz wody. A tego typu zagrożenie z powodu narastającego konfliktu cywilizacyjnego pomiędzy Zachodem a Wschodem, światem muzułmańskim a zlaicyzowaną częścią mieszkańców Europy i świata itp., jest stale aktualne. Tragiczne skutki owego konfliktu, którego scenariusz jest na chwilę obecną – jak się wydaje – nieprzewidywalny, mogą przecież również dotknąć i nasz kraj, w szczególności zaś duże miasta Polski.

Pozytywne aspekty podróżowania i czasowej migracji

Oczywiście przemieszczanie się ludności wiąże się nie tylko z negatywnymi zjawiskami towarzyszącymi temu zjawisku. Różnego rodzaju podróże, czy to w celach handlowych, czy też turystycznych lub innych (np. chęć podjęcia nauki w innym kraju), z pewnością poszerzają wiedzę tych, którzy się na nie decydują, niekiedy też przyczyniają się do podniesienia poziomu duchowego i materialnego życia miejsc stałego zamieszkania osób podróżujących. W czasach staropolskich wielu możnych Polaków – choć nie tylko, bowiem zdarzali się również i ubodzy mieszkańcy wsi i miasteczek – podejmowało studia na uniwersytetach – głównie włoskich, a potem pełniło wiele ważnych społecznie stanowisk kościelnych i świeckich. Dzięki temu nasz kraj pozyskał możliwość skorzystania z dorobku mieszkańców Europy zachodniej w dziedzinie prawa, literatury, architektury, itp. Wielu Polaków pozostawiło po sobie cenne z punktu widzenia poznawczego wspomnienia i diariusze. Do najcenniejszych – jak się wydaje – źródeł tego typu należy chociażby Peregrynacja po Europie J. Sobieskiego. Jest to – jak pisze B. M. Puchalska – „tekst dokumentujący sześcioletni (1607–1613) pobyt młodego szlachcica za granicą. Posiada wysoką wartość historyczną jako źródło informacji o funkcjonowaniu systemu wychowawczego szlachty polskiej i zainteresowaniach osobistych autora. W czasie długiej podróży Sobieski poznał języki obce (francuski, hiszpański, włoski), doskonalił znajomość greki i łaciny, pobierał lekcje matematyki, fechtunku, jazdy konnej, tańca oraz muzyki. Wiele czasu poświęcał też na poznawanie zwyczajów cudzoziemskich, zwiedzanie zabytków, wizyty na dworach panujących i rozmowy z wybitnymi osobistościami”.[11] Tego typu wspomnień można znaleźć w polskiej literaturze pamiętnikarskiej okresu staropolskiego dużo; świadczą one o tym, że Polacy wyjeżdżali na Zachód przede wszystkim, aby zaspokajać swoją ciekawość co do nieznanych im wcześniej krajów, a zdobytą wiedzę wykorzystywać twórczo w swojej ojczyźnie.

Polskie emigracje

Jednakże w XIX w. polskie „podróżowanie” było najczęściej wymuszone warunkami politycznymi i społecznymi, w jakich znalazła się Rzeczpospolita po rozbiorach. Najczęściej powodem wyjazdu z kraju była konieczność ucieczki przed represjami ze strony zaborców, którzy po upadku powstań narodowych, zwłaszcza powstania listopadowego oraz powstania styczniowego, mścili się za okazywaną im wrogość ze strony walczących o niepodległość narodową i państwową Polaków. Poza tym bieda, głównie we wsiach, spowodowana świadomym zaniedbywaniem gospodarczym ziem polskich przez zaborców oraz brakiem stosownych reform społecznych, zmuszała wielu do opuszczania własnych domostw w poszukiwaniu chleba i lepszych warunków codziennej egzystencji.[12]

Jak podaje S. Kalembka, emigranci polscy z tzw. Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym (1830–1831) z reguły pozostawali w krajach swojego pobytu w warunkach uniemożliwiających im normalne funkcjonowanie i życie. Nie znając dobrze języka w państwach swego osiedlenia, mając trudności w zdobyciu godziwej pracy, pozbawieni duchowej opieki ze strony duszpasterzy polskich, cierpiący na różne, nieleczone od dawna choroby, popadali wielokrotnie w skrajną nędzę i umierali w samotności. Wychodźcy polscy we Francji otrzymywali co prawda przez pewien czas niewielki zasiłek rządowy, ale „odpowiadał on połowie średnich zarobków kwalifikowanego robotnika i wystarczał ledwo na skromne wyżywienie i nocleg, bez możliwości dokupienia nowego przyodziewku lub obuwia. A jeśli idzie o byłych podoficerów i żołnierzy był on wręcz głodowy. Oczywista, część emigrantów otrzymywała wsparcie z kraju, czasami pomogli Francuzi, nie przypadkiem jednak gruźlica stanowiła tak powszechną chorobę wśród wygnańców. I nie przypadkiem w samej Francji zmarło do 1842 r. co najmniej 551 emigrantów, ludzi w większości młodych, czyli około 10% ogółu wychodźców”. [13]Co prawda wiele osób znalazło pomoc ze strony działających na emigracji organizacji charytatywnych i filantropijnych założonych przez przedstawicieli arystokracji polskiej działającej głównie we Francji, ale z pewnością potrzeby Polaków na obczyźnie były niewpółmiernie większe, niż możliwości ich zaspokajania.[14]

 

 

Także współczesna emigracja polska – nie tylko ta z czasów komunizmu, ale i po 1989 r. – boryka się z różnymi problemami na obczyźnie; przede wszystkim czynnikiem dyskryminującym różne społeczności polonijne rozsiane na całym świecie jest niewielka znajomość języka kraju osiedlenia (pozwala ona co prawda na nawiązywanie bezpośrednich kontaktów z osobami innych narodowości, ale uniemożliwia często wykonywanie specjalistycznych zawodów, wymagających biegłej znajomości języka i terminologii z danej dziedziny wiedzy), niedostosowany do wymagań rynku pracy na Zachodzie sposób kształcenia w Polsce (duża liczba humanistów kończących w naszym kraju studia nie może znaleźć pracy zarówno u nas, jak i tym bardziej w innych krajach, gdzie dominuje technokratyczny sposób myślenia, a na rynku pracy potrzebni są nisko wykwalifikowani, ale zdrowi przede wszystkim fizycznie robotnicy). Ważnym czynnikiem odgrywającym tutaj rolę są też niskie płace oferowane przybyszom z Polski, które nie pozwalają im w stosunkowo krótkim czasie osiągnąć pożądanego statusu materialnego i względnej stabilizacji.

Motywy, które skłaniają naszych rodaków do wyjazdu z ojczyzny, są różne, i nie tylko mają, jak się okazuje współcześnie, ekonomiczny charakter. Zwraca na to uwagę K. Knyżewski pisząc, że „Dla niektórych stan ogólnego bezładu w państwie, brak zdrowych reguł gry w życiu społecznym i politycznym, niepewność jutra, są nie do zniesienia. «Ucieczka» zdaje się być wtedy najlepszym rozwiązaniem. Powody ekonomiczne mogą w tym wypadku nie odgrywać większego znaczenia. Zastanawiać może to, że według wskazań CBOS (maj 1992) najwięcej badanych respondentów gotowych do wyjazdu za granicę wywodziło się z rodzin o najwyższych dochodach”. [15]Stąd też, jak się wydaje, ważne jest dobre zapewnienie – zwłaszcza młodzieży – godziwego (przede wszystkim moralnie) życia i pracy w ojczyźnie; wtedy z jej wysiłków oraz osiągnięć będzie mogło korzystać społeczeństwo polskie, a nie tylko starzejąca się populacja mieszkańców Europy zachodniej.

Wielu emigrantów polskich przebywających w różnych krajach świata borykało się z różnymi trudnościami nie tylko materialnymi, ale także i duchowymi. Brak należytej opieki duszpasterskiej w krajach nowego osiedlenia sprawiał, że osamotnieni i zdesperowani Polacy wpadali w sidła różnych sekt, a niejednokrotnie też całkowicie wyrzekali się katolickiej wiary.[16] Również wstępowanie do radykalnych ugrupowań o charakterze lewicowym było swoistym dowodem zagubienia i desperacji polskich działaczy niepodległościowych, którzy nie mogąc zrealizować swych marzeń o wolnej i demokratycznej ojczyźnie popadali w skrajny – nacechowany wrogością do szlachty, arystokracji i ziemiaństwa oraz duchowieństwa, fanatyzm.[17]

Osiągnięcia i niepowodzenia polskiej emigracji na przykładzie Ameryki

Istnieje w naszej, polskiej historiografii dosyć pokaźna już liczba publikacji poświęconych pozytywnemu wkładowi polskiej emigracji w rozwój gospodarczy, kulturalny, polityczny i w ogóle cywilizacyjny wielu krajów świata. Szczególne zasługi położyli nasi rodacy dla rozwoju Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Były to nie tylko osiągnięcia w zakresie wojskowości (T. Kościuszko, K. Pułaski), ale także w technice, nauce, sztuce i literaturze. Społeczność polska w Ameryce stanowiła dosyć liczną grupę już w XIX w., kiedy to udało się jej zdobyć pewną stabilizację materialną i odpowiednio zaaklimatyzować się na nowej ziemi. Jak pisał W. Fijałkowski, „w początkach dwudziestego wieku, Polacy w Ameryce przestawali być biednymi imigrantami. Przekroczyli liczebność dwóch milionów, pierwsze i drugie pokolenie urodzone w Ameryce pomnożyło dorobek ojców. Mieli 300 kościołów, 52 gazety, jedno college w Chicago, liczne związki i stowarzyszenia”. [18]Nie wszystkim jednak się powiodło; zwłaszcza Polacy w Ameryce Południowej (Brazylia) cierpieli po wyjeździe z kraju skrajny niedostatek i głód, a ich proces asymilowania się w społeczeństwie południowoamerykańskim nie pozbawiony był trudności. [19]Ale również i Polacy przybywający do USA w drugiej połowie XX w. także cierpieli biedę, a o sukcesie takim, jaki stawał się udziałem nielicznych przedsiębiorczych osób, wielu urodzonych w biednych wioskach komunistycznej Polski mogło tylko raczej pomarzyć.[20] Byli też tacy – znamy ich niekiedy osobiście – którzy po kilkuletnim pobycie w USA niczego się nie dorobili. Po powrocie do ojczyzny na nowo musieli borykać się z trudnościami życia codziennego, od których chcieli przedtem uciec.

Cywilizacje: łacińska, łacińska, bizantyńska i arabska – a emigracje

W różnych cywilizacjach światowych problem migracji mieszkańców w ramach poszczególnych państw oraz poza jego granice przedstawiał się odmiennie. Możliwość przemieszczania się była uzależniona w znacznej mierze od panującego ustroju politycznego i społecznego, stopnia zamożności mieszkańców, ich świadomości społecznej i wykształcenia, bieżących i długofalowych potrzeb oraz możliwości ich zaspokajania.

W państwach starożytnych rządzonych po dyktatorsku, gdzie władza skupiona była w rękach despotycznego króla i nielicznej grupy jego dworzan, możliwości przemieszczania się były niewielkie. Ludność zamieszkująca owe państwa miała ustalone z góry prawa i obowiązki wynikające z przynależności do określonych grup społecznych i zawodowych, a wolność podróżowania była znacznie ograniczona z obawy przed ucieczką. Tak było np. w starożytnym Egipcie, w Mezopotamii, Persji, a nawet w starożytnej Grecji i w królewskim oraz republikańskim Rzymie (opuszczenie państwa lub miasta – państwa na dłuższy okres bez uzasadnionej przyczyny skutkowało utratą praw obywatelskich, a nawet degradacją do pozycji niewolnika). Poza należącą do elit władzy grupą uprzywilejowanych osób tylko nieliczni kupcy mogli swobodniej poruszać się po kraju lub go opuszczać. Wiemy, że starożytni myśliciele: Platon i Arystoteles byli przeciwnikami przemieszczania się ludności, a szczególnie podejrzliwie ustosunkowywali się do obcokrajowców, widzieli bowiem w migracjach wielkie niebezpieczeństwo dla stabilności ustroju oraz bezpieczeństwa i morale obywateli.[21]

 

 

W Cesarstwie Rzymskim możliwości przemieszczania się były już o wiele większe. Stąd też mieszkańcy Italii, a także innych prowincji należących do tego olbrzymiego państwa często zmieniali miejsca swego pobytu. Również bezpieczeństwo podróżowania – dzięki dobrze zorganizowanej sieci dróg i porządkowi panującemu w poszczególnych prowincjach imperium – sprzyjało licznym podróżom, zmianom miejsc czasowego i stałego zamieszkiwania, oraz nieskrępowanemu handlowi.[22]

W średniowieczu, zarówno w istniejącej od czasów pojawienia się chrześcijaństwa na Zachodzie cywilizacji łacińskiej, jak też i w Bizancjum, struktury społeczne, zawodowe (organizacja cechów, która zakładała monopol zakupu surowców, produkcji towarów i ich sprzedaży, oraz kształcenia rzemieślników[23]), jak i rozdrobnienie dzielnicowe ówczesnych państw (stosunkowo niewielkie terytorialnie – poza Bizancjum, obszary będące we władaniu jednego władcy, skomplikowane i bardzo różnorodne systemy miary i wag[24]), duża ilość lokalnych odmian języków i gwar (łacina była językiem uniwersalnym w owym czasie, ale jej znajomość raczej ograniczała się do nielicznej procentowo grupy intelektualnych elit: duchowieństwa, członków cesarskich, królewskich i książęcych dworów, administracji państwowej, profesorów uniwersytetów oraz studentów, itp.) – to wszystko powodowało, że migracje wśród tamtejszych społeczeństw nie były powszechne. Podróżowano raczej w celach dyplomatycznych, handlowych, w celu podjęcia nauki w odległym kraju. Wyjątkami od tej reguły były tutaj, jak się wydaje, głównie wędrówki ludów w okresie wczesnośredniowiecznym[25] oraz wyprawy krzyżowe.

Warto zaznaczyć, że wspomniana cywilizacja bizantyńska co prawda oddziaływała na Europę wschodnią poprzez organizowanie misji chrześcijańskich (chrześcijaństwo rytu greckiego) na tereny głównie Rusi Kijowskiej, ale samo Cesarstwo Bizantyjskie – ze względu na panujący tam ucisk podatkowy oraz towarzyszący temu brak wolności obywatelskich, religijnych i gospodarczych – nie było miejscem osiedlania się imigrantów, a wręcz przeciwnie – wielu Greków opuszczało ten kraj, szukając schronienia w państwach łacińskiej Europy zachodniej.[26]

Powstała w średniowieczu cywilizacja arabska, w której jednym z najważniejszych czynników podtrzymujących ją w istnieniu i stanowiących o jej istnieniu jest wojowniczy islam, nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi do własności nieruchomej. Ludy więc ją tworzące – głównie Arabowie – dokonywali licznych podbojów sąsiednich krajów nie po to, aby się w nich osiedlać, lecz by szerzyć religię Mahometa, oraz – jeśli pojawiała się ku temu okazja – korzystać z wypracowanego przez społeczeństwa zajętego terytorium dorobku kultury materialnej oraz intelektualnej. [27]Ponieważ zaś sposób organizacji życia społecznego obowiązujący w ramach cywilizacji arabskiej nie sprzyja osiedlaniu się na obszarach zajętych przez islamistów terenach Europejczyków wychowanych w klimacie łacińskiej metody ustroju życia zbiorowego, imigracja do krajów arabskich jest dosyć niewielka, a jeśli ma ona miejsce, to przybiera charakter tymczasowy. (Znane są np. przypadki kobiet polskich, które wyszły za mąż za wyznawców islamu, a potem „cudem” wróciły z powrotem do kraju.)

Uwagi końcowe

Istnieje – jak wykazano na podstawie powyższych analiz – wiele problemów związanych z emigracją i emigrowaniem. Wymagają one jeszcze niewątpliwie szczegółowszego zbadania, zwłaszcza że przemieszczanie się ludności we współczesnym świecie wydaje się być procesem ciągle narastającym i budzącym nowe nadzieje, ale też i obawy. Należy oczekiwać, że znajdą się tacy uczeni (chociaż obecnie jest ich już niemało), którzy nie popadając w nonszalancki optymizm związany z perspektywą otwierania się granic państw w Europie i na świecie, będą rozpatrywali zarówno pozytywne, jak i negatywne strony związanych z tym zagadnień, co z pewnością przyczyni się do lepszego zrozumienia przyczyn i skutków nieustannego emigrowania ludzkości.

Ryszard Polak -  Doktor filozofii, dr hab. historii, prof. nadzw. Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, Wydział Zamiejscowy w Białej Podlaskiej; autor artykułów z zakresu historii i filozofii, publicysta „Cywilizacji” i „Wschodniego Rocznika Humanistycznego”. Opublikował m.in. książki: Cywilizacje a moralność w myśli Feliksa Konecznego (2001) oraz Religia rzymskokatolicka w szkołach II Rzeczypospolitej (2007).

[1] Do najdotkliwszych epidemii, jakie pojawiły się w świecie rzymskim, należała zaraza, która pojawiła się w 165 r. za panowania Marka Aureliusza. Najpierw wybuchła (była to najprawdopodobniej ospa) w Babilonii i Partii, a potem została przeniesiona przez żołnierzy do Italii przybierając postać pandemii. Spowodowała ona straty ludnościowe w niektórych prowincjach państwa (np. w Egipcie oraz w Galii) oceniane nawet na 20% populacji. Zob. W. Suder, Census populi. Demografia starożytnego Rzymu, Wrocław 2003, s. 253.
[2] Ch. King, Dzieje Morza Czarnego, przeł. Z. Piotrowska, Warszawa 2006, s. 108.
[3] C. Quétel, Niemoc z Neapolu czyli historia syfilisu, przeł. Z. Podgórska-Klawe, Wrocław 1991, s. 82.
[4] Ch. J. Duncan, S. Scott, Czarna śmierć. Epidemie w Europie od starożytności do czasów współczesnych, przeł. A. Siennicka, Warszawa 2008, s. 50. Wspomniani powyżej badacze byli zdania, że głównie handel pomiędzy poszczególnymi ośrodkami miejskimi oraz przemieszanie się ludności, a także brak higieny, były przyczynami rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych.
[5] O opisanej wyżej problematyce zob. m.in. A. Mączak, Odkrywanie Europy. Podróże w czasach renesansu i baroku, Gdańsk 1998, s. 176–203.
[6] J. Balicki, P. Stalker, Polityka imigracyjna i azylowa. Wyzwania i dylematy, Warszawa 2006, s. 87–124.
[7] P. J. Buchanan, Śmierć Zachodu. Jak wymierające populacje i inwazje imigrantów zagrażają naszemu krajowi i naszej cywilizacji, przekł. D. Konik, J. Morka, J. Przybył, Wrocław 2005, s. 188.
[8] O skali migracji wewnętrznej i zewnętrznej w Europie i poza nią oraz przyczynach i skutkach z gospodarczego, historycznego, a przede wszystkim demograficznego punktu widzenia zob. niezwykle cenną publikację: A. Walaszek, Migracje Europejczyków 1650–1914, Kraków 2007.
[9] J. Turowski, Socjologia. Wielkie grupy społeczne, Lublin 1994, s. 262.
[10] H. Murawska, Imigranci wiejscy w mieście, Olsztyn 1994, s. 114–115.
[11] B. M. Puchalska, Obraz dworów zachodnioeuropejskich w polskiej literaturze pamiętnikarskiej XVI i XVII wieku, Białystok 2000, s. 26–27.
[12] Istnieje wiele wartościowych opracowań omawiających wspomniany tutaj problem. Zob. np. Emigracja z ziem polskich w czasach nowożytnych i najnowszych (XVIII–XX w.), pod red. A. Pilcha, Warszawa 1984.
[13] S. Kalembka, Wielka Emigracja 1831–1863, Toruń 2003, s. 242–243.
[14] Na uwagę zasługuje chociażby działalność Klementyny z Tańskich Hoffmanowej udzielającej się w organizacjach, opiekujących się polskimi uchodźcami. Były to m.in.: Towarzystwo Pomocy dla Nieszczęśliwych Polaków we Francji oraz Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich. Zob. szerzej: H. Żaliński, Kraj. Emigracja. Niepodległość. Studia i szkice, Kraków 2008, s. 164–173.
[15] K. Knyżewski, O specyfice współczesnej polskiej emigracji, w: Przemiany społeczne, kwestie narodowościowe i polonijne, pod red. A. Chodubskiego, Toruń 1995, s. 79.
[16] Można przywołać tu fakty z biografii A. Mickiewicza, mającego przez pewien czas kontakty z sektą A. Towiańskiego, który okazał się nota bene agentem rosyjskiej ochrany. Zob. m.in.: A. Witkowska, Towiańczycy, Warszawa 1989, s. 151–184. Warto tutaj zaznaczyć, że opieka duchowa nad polskimi emigrantami w państwach zachodnich cięgle – dzięki wysiłkowi naszego duchowieństwa zarówno parafialnego, jak też i zakonnego – ulegała poprawie, a od początku XX w. była ona już stała i systematyczna. Świadczą o tym liczne opracowania na ten temat. Zob. chociażby: R. Dzwonkowski, Polska opieka religijna we Francji 1909–1939, Poznań 1988.
[17] Tego typu niebezpieczeństwa czyhały na wielu polskich emigrantów. Jak wiemy, w XIX w. nasi rodacy wstępowali po powstaniu listopadowym do lewicowego Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, którego niektórzy działacze i przywódcy byli wrogo nastawieni do Kościoła katolickiego i duchowieństwa.
[18] W. Fijałkowski, Polacy i ich potomkowie w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki, Warszawa 1978, s. 156; zob. także: J. Karłowicz, Historia Związku Polek w Ameryce. Związek Polek w Ameryce, Chicago 1938; A. Brożek, Polonia amerykańska, Warszawa 1977. Interesujące są także relacje misjonarzy pełniących swą duszpasterską posługę w Stanach Zjednoczonych w XIX i na początku XX w. Pokazują one w sposób bardzo obrazowy, jak trudno było osiągnąć sukcesy polskim emigrantom owego czasu. Zob. szerzej: Burzliwe lata Polonii Amerykańskiej. Wspomnienia i listy misjonarzy jezuickich 1864–1913, zebrał i oprac. L. Grzebień, Kraków 1983.
[19] Świadczą chociażby o tym liczne relacji polskich misjonarzy, którzy bezpośrednio obserwowali niezwykle ciężką dolę swoich rodaków w Brazylii. Zob. chociażby: T. Dworecki, Zmagania polonijne w Brazylii, t. 1: Polscy werbiści 1900–1978, Warszawa 1980.
[20] D. Mostwin, Emigranci polscy w USA, Lublin 1991, s. 54–55.
[21] K. R. Popper, Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie, wyd. 2, t. 1: Platon, Warszawa 1993; P. Rybicki, Arystoteles. Początki i podstawy nauki o społeczeństwie, Wrocław 1963, s. 130. Stosunkowo sporą liczbę przybyszów z innych państw stanowili metojkowie, którzy nie mieli pełnych praw obywatelskich, ponieważ mogli je mieć tylko ci, których obydwoje rodziców miało obywatelstwo ateńskie. Przybyli oni do Aten głównie w okresie wojen, zwłaszcza perskich i zajmowali się m.in. drobnym handlem i rzemiosłem. Zob. m.in. J. K. Davies, Demokracja w Grecji klasycznej, przeł. G. Muszyński, Warszawa 2003, s. 115–117.
[22] Jak pisze J. Wielowiejski, „łączną długość dróg o utwardzonej nawierzchni w okresie cesarstwa szacuje się na około 80 tys. km, w tym około 14 tys. km w samej Italii, a dróg pozostałych na około 250 tys. – 300 tys. km. Żadne z późniejszych państw aż do XIX w. nie dysponowało tak rozbudowaną i świetnie zorganizowaną siecią drożną. Fakt ten wymownie świadczy o historycznym znaczeniu osiągnięć Rzymian w dziedzinie budownictwa dróg i mostów” (J. Wielowiejski, Na drogach i szlakach Rzymian, Warszawa 1984, s. 248).
[23] Zob. m.in. H. Samsonowicz, Życie miasta średniowiecznego, Warszawa 1970.
[24] H. Cywiński, Z dziejów pieniądza na świecie, Warszawa 1986, s. 56–78.
[25] Z bogatej już literatury na ten temat zob. m.in.: Ch. Dawson, Tworzenie się Europy, wyd. 2, tłum. J. W. Zielińska, Warszawa 2000, s. 91–109; J. Strzelczyk, Wandalowie i ich afrykańskie państwo, Warszawa 2005.
[26] Zob. m.in.: F. Koneczny, O wielości cywilizacji, wyd. 5, Warszawa 2002, s. 304–308; K. Zakrzewski, Historia Bizancjum, wyd. 2, Kraków 1999; M. Heller, Historia imperium rosyjskiego, przeł. E. Melech, T. Kaczmarek, wyd. 3, Warszaw 2009, s. 19–20; L. Bazylow, Historia Rosji, t. 1, Warszawa 1982, s. 93–94; S. Grodziski, Porównawcza historia ustrojów państwowych, wyd. 2, Kraków 2008, s. 21–23.
[27] Istnieje w języku polskim już dosyć pokaźna literatura poświęcona kulturze islamu w różnych jego aspektach. Zob. szerzej np. J. Bielawski, Islam, Warszawa 1980.