Migracja zarobkowa – zagrożeniem dla więzi małżeńskiej

Małgorzata Wyżlic

publikacja 23.05.2010 18:50

W konsekwencji rozstania małżonkowie stają się sobie obcy, każde spotkanie jest jakby „uczeniem się siebie na nowo”, co powoduje, że obydwoje odczuwają frustrację.

Cywilizacja 32/2010 Cywilizacja 32/2010

 

Polska określana jest mianem „kraju migracyjnego”; oznacza to, że w naszej historii wielokrotnie obserwowano exodusy licznych Polaków poza granice kraju, mające motywy polityczne lub ekonomiczne, odbywające się z własnej woli lub pod przymusem. Obecnie po wejściu Polski do struktur Unii Europejskiej oraz po otworzeniu legalnego rynku pracy w niektórych krajach Unii dla Polaków, duża liczba osób zdecydowała się na tzw. „migrację niepełną”, która rozumiana jest jako podjęcie pracy zarobkowej poza granicami kraju, a prowadzenie życia rodzinnego w Polsce.

Decyzja o wyjeździe jednego z członków rodziny wiąże się z dużym poziomem niepewności, lęku i nadziei wszystkich jej członków. Badania wskazują na kilka czynników oddziałujących na podjęcie decyzji o pracy zarobkowej za granicą. Po pierwsze migracja może być spowodowana pragnieniem podniesienia materialnego statusu rodziny. Małżonkowie decydując się na taki krok oczekują, iż w jego wyniku poprawi się przede wszystkim byt materialny rodziny.[1] Warto jednak zwrócić uwagę, że pomimo iż wyjazdy zarobkowe motywowane są przede wszystkim warunkami ekonomicznymi, to jednak wielu migrantów ma przekonanie, że wyjazd nie był bezwzględną koniecznością. Inaczej mówiąc – decyzja o wyjeździe niejednokrotnie jest podejmowana wtedy, gdy subiektywnie inne możliwości wydają się małżonkom mniej korzystne, a nie z powodu przekonania, iż to jedyne rozwiązanie trudności.[2] Innym motywem migracji może być przekonanie, że wyjazd pozwoli rozwiązać problem bezrobocia.[3] W literaturze wymienia się też inne powody wyjazdów, które można określić jako pewną formę wycofania się. Otóż ważnym motywem wyjazdu mogą być nieporozumienia i niezadowolenie z życia małżeńskiego oraz kłopoty rodzinne,[4] których małżonkowie nie potrafią nazwać albo rozwiązać. Migracja może więc być formą ucieczki,[5] bądź naiwnym przekonaniem, że tęsknota za współmałżonkiem pozwoli poprawić relację małżeńską.

Niemniej jednak, aby podjąć migrację, musi zostać wzbudzona głęboka motywacja, która będzie na tyle silna, iż małżonkowie: ten wyjeżdżający i ten pozostający w kraju, zdecydują się na stawianie – każdy osobno – czoła nieprzewidzianym problemom.[6] Inaczej mówiąc: w rozstrzygnięciu pomiędzy kosztami a zyskami wyjazdu za granicę, małżonkowie podejmujący migrację muszą być przekonani o tym, że więcej zyskają niż stracą na czasowej rozłące.

W związku z powyższym powstaje pytanie, jak rozłąka oddziałuje na realizację wspólnoty małżeńskiej, jakie elementy więzi małżeńskiej zostają zerwane w wyniku wyjazdu jednego z małżonków do pracy za granicę? Jest to wielce istotne, ponieważ tworzenie i dbałość o ciągły rozwój wspólnoty małżeńskiej są zadaniem małżonków, co więcej: rozwój tej wspólnoty jest konieczny, aby mogła zaistnieć rodzina oraz aby małżonkowie realizowali nierozerwalność małżeńską.

Przedstawienie powyższego problemu wymaga najpierw określenia, czym jest więź małżeńska, następnie zaś ukazania, na podstawie dostępnych w literaturze wyników badań, w jaki sposób migracja zmienia samych małżonków i ich relacje osobowe, a przez to, jakie ma znaczenie dla trwania i dalszego rozwoju małżeństwa.

Więź małżeńska

Jan Paweł II w Familiaris consortio stwierdził, że „pierwszym i bezpośrednim skutkiem małżeństwa nie jest sama łaska nadprzyrodzona, ale chrześcijańska więź małżeńska, komunia dwojga”.[7] Dalej rozważając naturę tej więzi wskazał, że miłość małżonków, która ją wyraża, zawiera w sobie pewną całkowitość, to znaczy wchodzą w nią wszystkie elementy struktury osobowej: impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, wzajemne dążenie ducha i woli. Elementy te, jak zaznaczył papież, powodują, iż więź małżeńska wyrażona w miłości zmierza do głębokiej jedności osobowej małżonków sprawiając, że ich relacja staje się jednością ciała, serca i ducha.[8] Więź małżeńska oznacza więc głębię i intensywność wzajemnych odniesień w relacji małżonków,[9] a ponadto wskazuje na takie bycie i działania wzajemne, przez które małżonkowie mocniej się poznają i afirmują[10] pragnąc dobra dla siebie nawzajem i dla swojej miłości. Relacja małżeńska jest więc na wskroś osobowa, a tworzy ją dwoje niepowtarzalnych ludzi, którzy posiadają swoją indywidualną wartość i godność.[11]

 

 

Bogactwo wzajemnych odniesień pomiędzy małżonkami zwraca uwagę na kwestię obopólnego obdarowywania się sobą, odkrywania siebie wobec współmałżonka. Małżonkowie szukając obustronnie swojego dobra rozwijają wzajemną relację na trzech płaszczyznach: poznania, uczuć i działania,[12]czyli przez współodczuwanie, współrozumienie i współdziałanie. Współodczuwanie w małżeństwie wyraża się słowem „my” i oznacza uczestniczenie w radościach i smutkach współmałżonka,[13] jest to przejaw świadomości przynależności mającej charakter wewnętrzny, wynikający z podłoża emocjonalnego. Na kontakt emocjonalny składają się: współdoznawanie i dzielenie stanów psychicznych, czułość, wspólne przeżywanie zjawisk świata zewnętrznego, nastawienie na podobne wartości i zasady postępowania. Na płaszczyźnie współrozumienia, którą można nazwać też poznawczą, małżonkowie dążą do wymiany wzajemnych spostrzeżeń, refleksji, doświadczeń. Daje to małżonkom inspirację do poznawania siebie i świata z innego niż własny punkt widzenia. Nastawienie poznawcze pozwala dostrzegać małżonka jako partnera równego sobie a zarazem innego. Współrozumienie wymaga poznania kodu językowego partnera, wejścia w świat jego pojęć i doświadczeń. Dzięki zrozumieniu małżonkowie mogą przewidywać wzajemne zachowania, odczytywać wzajemne potrzeby. Współodczuwanie i współrozumienie stwarzają podstawy do tego, aby partnerzy relacji małżeńskiej współdziałali ze sobą.

Rozwój więzi małżeńskiej pozwala doświadczyć harmonijnego współżycia dwóch osób, z kolei tworzenie owej harmonii jest procesem ciągłym i ustawicznym, z tego powodu, że warunki życia i potrzeby małżonków zmieniają się w miarę upływu czasu.[14] K. Wojaczek stawia tezę, że rozwój małżeńskiej więzi podlega dynamice „małych grup”, to znaczy zależy od częstotliwości i głębi wzajemnych spotkań, ich brak prowadzi od regresu relacji do zapomnienia poznania drugiego, każde rzadkie spotkanie jest uczeniem się siebie na nowo. Stąd powstaje niebezpieczeństwo, że jeśli ten proces wzajemnego wzrostu i uzgadniania zostanie z jakiś powodów przerwany, kończy się partnerstwo i bezinteresowność, a zaczyna się bierność, powinność, przymus, poczucie żalu, rozczarowania i krzywdy.[15]

Zerwana więź małżonków

Według literatury przedmiotu relacja małżeńska ulega całkowitemu przeobrażeniu na skutek wyjazdu jednego z małżonków.

Po pierwsze zostaje zachwiana i zredukowana obopólność daru osoby dla osoby. Spowodowane jest to sytuacją, w której małżonek zarabiający na emigracji staje się permanentnym dawcą, a rodzina pozostająca w Polsce – biorcą. Z kolei redukcja daru osoby dla osoby widoczna jest w braku dzielenia się swoim życiem: tym, kim są i czego doświadczają, w zaprzestaniu wzajemnego obdarzania się sobą.[16] Co więcej: podstawą relacji obdarowania w takim układzie staje się przede wszystkim sfera materialna. Przeobrażenia te spowodowane są specyficznymi założeniami życia migracyjnego oraz zmianami, jakie następują w postrzeganiu relacji małżeńskiej u współmałżonka pozostającego w kraju.

Po drugie, osoba przebywająca za granicą zostaje poddana działaniom wielu trudnych czynników, które wpływają na jej osobowość. Wynika to przede wszystkim z faktu, że migracja zarobkowa powoduje doświadczenie tymczasowości[17] u osoby migrującej, tzn. przekonanie, że „jest się tu tylko na chwilę”, migrant więc działa w wielu aspektach prowizorycznie ze świadomością, że „to, co robię nie jest na stałe”. Wyraża się to w sposobie życia migranta, który nie podejmuje nauki języka kraju przebywania, nie stara się poznać swoistej kultury lokalnej oraz nie nawiązuje znajomości z tubylcami,[18] nie ma też szerokich kontaktów z rodakami pracującymi podobnie jak on i przeżywającymi przybliżone stany emocjonalne. W konsekwencji doznaje wyobcowania,marginalizacji,[19] czuje się gorszy, bo jest rozpoznawany jako obcy, bo wykonuje prace często uważane za gorsze, mniej płatne. Marginalizacja migranta w kraju przyjmującym ma niemal całościowy charakter, obejmuje w większym lub mniejszym stopniu wszystkie sfery codzienności. Poczucie tymczasowości i nastawienie na wysyłanie jak największej sumy pieniędzy rodzinie w Polsce sprawiają, że migrant godzi się na fatalne warunki mieszkaniowe, na zły sposób odżywiania się – przez co jeszcze bardziej obniża poczucie własnej wartości. K. Wojaczek stwierdza, że migranci często odczuwają, że są gorsi, mniej wartościowi,[20] że nie zasługują na uznanie.

 

 

Z kolei te trudne doświadczenia i stany nie są tylko specyfiką pobytu za granicą, ponieważ migranci doznają ich również w czasie każdego pobytu w domu w Polsce. Z każdym okresem ich nieobecności w kraju związana jest zmiana w organizacji ich rodziny. Współmałżonek z powodu nieobecności męża czy żony przejmuje rolę tej osoby tak, aby rodzina funkcjonowała, a w sprawach, których nie umie załatwić sam, pomagają mu przyjaciele lub rodzice. Warto pamiętać, że rodzina w kraju pomimo trudu życia bez jednego z rodziców, na bieżąco korzysta z profitów materialnych wypracowanych za granicą, czego nie doświadcza osoba przebywająca na obczyźnie. Dzięki gratyfikacji finansowej następuje niejako wyrównanie strat emocjonalnych przez podniesienie stopy życia, a przez to i wzrost prestiżu społecznego. Życie rodziny w Polsce toczy się własnym torem, migrant w nim nie uczestniczy i po pewnym okresie rozłąki nie jest w stanie, gdy przyjedzie na relatywnie krótki urlop, wdrożyć się w problemy (np.: w wychowawcze, budowy nowego domu, czy remontu starego, w trudności w stosunkach z rodzicami czy teściami) i uznać to życie za swoje. Inaczej mówiąc, osoba pracująca za granicą oddala się psychicznie i emocjonalnie od współmałżonka i swojej rodziny, przyjaciół, wspólnoty lokalnej.

Badania pokazują, że migranci balansują na granicy dwóch światów, polskiego i kraju, w którym pracują,[21] w miarę upływu czasu zarówno jeden jak i drugi coraz mniej rozumieją i w obu czują się źle. To w konsekwencji powoduje, że zamykają się w swoim własnym świecie. Z kolei naruszenie poczucia własnej wartości, doświadczanie ciągłej tymczasowości może zachwiać światopoglądem, co jest niebezpieczne, ponieważ pełni on funkcję uzasadniającą wybory norm i celów życiowych, daje poczucie bezpieczeństwa, sens życiu, zaspokaja potrzeby poznawcze.[22] W konsekwencji następuje dezorganizacja systemu wartości, którą niektórzy badacze problemu migracji nazywają czasowym zawieszeniem wyznawanych norm i wartości.[23] W związku z wielością negatywnych emocji i doświadczeń w obcym kraju, migranci szukają sposobów gratyfikacji, znajdując się w środowisku osób, które nie znają systemu wartości, często przyzwalają sobie na niemoralne zachowania, na rozwiązłość wynikającą ze swobody,[24] pozostając w przekonaniu, że nie dotkną ich negatywne konsekwencje własnego postępowania. Zachowanie takie można określić mianem „zdeformowanego” poczucia wolności.[25]

Doświadczenia osoby pracującej za granicą Polski korelują z emocjonalnym i psychicznym oddaleniem od współmałżonka pozostającego w kraju. Oddalenie to nie ma źródła w złej woli którejkolwiek ze stron, a jest konsekwencją przestrzeni fizycznej dzielącej małżonków, i przeżywania w tym samym czasie zupełnie różnych rzeczywistości i problemów. Współmałżonkom trudno przez telefon, czy w krótkich spotkaniach podzielić się tymi doświadczeniami, tym bardziej, że obydwoje w czasie rozłąki zmieniają się. Imigrant na obczyźnie na skutek życiowych doświadczeń przeobraża się, zmianie ulegają jego poglądy, postawy, tożsamość. Jest to proces samoistny – niezależny od osoby i jej woli, również i na jego postęp osoba nie ma wpływu; zmiana zachodzi, bo człowiek zaczyna żyć w zupełnie nowych realiach.[26] Przeżycia w obcym kraju powodują również ujawnianie się pewnych cech osobowości, które podczas życia w Polsce pozostawały uśpione.[27] Proces przemiany zachodzi stopniowo i powoli, jest tym głębszy, im dłużej trwa wyjazd zarobkowy.[28]

Zmianie ulega też małżonek pozostający w kraju, który poprzez życie samotnej matki czy samotnego ojca nabywa nowych umiejętności i sposobów radzenia sobie. Często jest przemęczony nadmierną ilością obowiązków, będąc przekonanym, że jest mu ciężej żyć, niż osobie pracującej za granicą.[29] W konsekwencji rozstania małżonkowie stają się sobie obcy, każde spotkanie jest jakby „uczeniem się siebie na nowo”, co powoduje, że obydwoje odczuwają frustrację. Z jednej strony czekają na spotkanie, tęsknią, a z drugiej, gdy już nastąpi, staje przed nimi zupełnie obca osoba, której problemów i spojrzenia na świat nie rozumieją, wobec tego pragną rozłąki. W ten sposób następuje zerwanie więzi emocjonalnej, współodczuwania, a zamiast niego pojawia się obojętność na współmałżonka, na to, co przeżywa. Nie ma też miejsca w tym układzie na współrozumienie, zbyt dużoulega zmianie w czasie, w którym małżonkowie się nie widzą. Próbą zaradzenia temu jest podejmowanie przez małżonków życia w tzw. „małżeństwie weekendowym”, polegającym na tym, iż migrant wraca do domu w piątek wieczorem, a wyjeżdża w niedzielę lub poniedziałek rano; jest to możliwe wśród osób podejmujących pracę w krajach ościennych. Badania pokazują jednak, że nie rozwiązuje to problemu zerwania więzi małżeńskiej, a tylko opóźnia ją w czasie.[30]

 

 

Zerwanie więzi rodzinnej

W miarę upływu czasu od podjęcia decyzji migracji, u osoby doświadczającej trudu życia w obcym kraju narasta poczucie samotności, braku bezpieczeństwa, frustracji i krzywdy. Samotność wynika z zerwania związków uczuciowych z rodziną w Polsce, co owocuje poczuciem, że jest się wykorzystywanym przez „bliskich”, którzy pozostali w kraju. W układzie, który się wytworzył na skutek decyzji migracyjnej, z jednej strony jest rodzina w Polsce, która przez lata pracy za granicą jednego z jej członków podniosła swoją stopę życiową, oczekująca, że to się nie zmieni. Jest to równocześnie rodzina już przeorganizowana i strukturalnie, i emocjonalnie, niepotrzebująca migranta na miejscu, w Polsce. Z drugiej strony jest współmałżonek pracujący za granicą, coraz starszy, coraz bardziej wyeksploatowany i zmęczony, świadomy, że nie korzysta z dóbr materialnych, na które ciężko pracuje, oraz że dla rodziny w Polsce jest już tylko „maszynką do robienia pieniędzy”.[31] Frustracja wynika z faktu zerwania relacji bezinteresowności w małżeństwie, w rodzinie, z poczucia, że jest się traktowanym jako przedmiot, instrumentalnie, egoistycznie, jako narzędzie dostarczania większych środków materialnych. Migrant uważa, że nie ma do czego i do kogo wrócić. Ma on przekonanie, że rodzina nie chce jego powrotu do Polski, gdyż oznaczałoby to pogorszenie warunków materialnych, na co nie chcą przystać bliscy. Badani migranci doświadczali np., że w sytuacji rozwijającej się ich choroby rodzina nie wyrażała zgody na powrót, podejmowała różne formy nacisku, aby migrant pozostał za granicą i dalej pracował.[32] Innym doświadczeniem jest poczucie fizycznego braku miejsca dla siebie w Polsce. Często pod nieobecność migranta rodzina wybudowała nowy dom lub wyremontowała stary, urządzając go po swojemu, współmałżonek przyjeżdżając na urlop czuje się w nim obco, nie jest to miejsce mu znane. Stąd pojawia się pragnienie wyrównania krzywd oraz chęć doświadczenia bliskości z drugim człowiekiem, pewnej stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Pragnienia te zostają realizowanie w tzw. „małżeństwach migracyjnych”,[33] polegają one na tworzeniu dwóch domów, jednego w Polsce (małżeństwa zawartego jeszcze przed wyjazdem) i drugiego nieformalnego w miejscu pracy.[34] Model ten stanowi pewnego rodzaju zastępstwo bliskości, jaka istniała w formalnym związku, a została zerwana z powodów wyjazdu. Stanowi też on pewnego rodzaju rekompensatę za trud życia, migranci rozgrzeszają się z tej zdrady będąc przekonani, że mają do tego prawo, skoro tak ciężko pracują na utrzymanie rodziny w Polsce, skoro są jej „sponsorami”.[35] Równocześnie współmałżonek w kraju niejednokrotnie udaje, że nie jest świadomy nieformalnego związku migranta, nie podejmuje żadnych działań, aby sytuację zmienić.[36] Okoliczności te są pewnego rodzaju środkiem przystosowawczym do rzeczywistości. Skoro migrant żyje na granicy dwóch różnych światów, to w każdym z nich ma innego partnera. Z jednym dzieli sukces finansowy, a z drugim bliskość emocjonalną, problemy i trudy życia migracyjnego. Wskazuje to jednak na całkowity rozkład więzi małżeńskiej, jest zaprzeczeniem miłości, bliskości, wierności i jedności.

Inną dramatyczną formą obrazującą nieumiejętność poradzenia sobie z sytuacją zerwania więzów rodzinnych i trudami życia w obcym kraju jest tzw. syndrom migracyjny,[37] polega on na zespole chorobowym charakteryzującym się stanami depresyjnymi, ucieczkami w nałogi czy najbardziej dramatycznymi rozwiązaniami przez samobójstwo.[38] Przyczyną tych dramatów jest często fakt, że zmiany w sposobie życia powodują zmniejszenie odporności organizmu na urazy, czy to fizyczne czy psychiczne. Ponadto małżonek wyjeżdżający do pracy za granicę ma duży imperatyw odniesienia sukcesu, stąd emocjonalny rozpad rodziny, przekonanie, że jest się jej tylko potrzebnym do dawania pieniędzy, rodzi poczucie przegranej, do której trudno jest się przyznać.

Rozdzielenie małżonków przez wyjazd jednego z nich do pracy za granicę ma więc znaczący wpływ na rozpad więzi w małżeństwie. Co więcej – pełnia tego rozkładu często ujawnia się dopiero po powrocie na stałe do Polski i próbie ponownego podjęcia wspólnego życia, nieraz dopiero wtedy małżonkowie doświadczają rozkładu ich relacji i nieumiejętności powrotu do tego, co ich łączyło przed wyjazdem. Ta sytuacja może doprowadzić do prawnego usankcjonowania rozpadu małżeństwa przez rozwód lub podjęcia ponownej decyzji o migracji.

Małgorzata Wyżlic  - Doktor teologii, pracownik w Katedrze Teologii Rodziny Instytutu Nauk o Rodzinie KUL.

[1] Zob. E. Kuźma, Kobiety – nielegalne imigrantki z Polski w Brukseli pod koniec XX wieku, w: Kobiety i młodzież w migracjach, pod red. J. E. Zamojskiego, Warszawa 2005, s. 261–262.
[2] Zob. P. Kaczmarczyk, Uwarunkowania procesów migracyjnych z perspektywy społeczności wysyłającej, w: Ludzie na huśtawce. Migracje między peryferiami Polski i Zachodu, pod red. E. Jaźwińskiej, M. Sokólskiego, Warszawa 2001, s. 308.
[3] Zob. D. Osipowicz, Marginalizacja społeczna migrantów, w: Ludzie na huśtawce, s. 391; R. Dahrendorf, Nowoczesny konflikt społeczny. Esej o polityce wolności, tłum. S. Bratkowski, Warszawa 1993, s. 227; K. Romaniszyn, „Saksy” odroczona konsumpcja. Propozycja nowego podejścia do badań nad migracją, „Studia Polonijne” 18 (1997), s. 11–13.
[4] G. J. Hugo, Migration as survival strategy: The Family dimension of migration. Poulation Distribution and Migration. Unaited Nations, New York 1998, cyt. za: D. Osipowicz, Marginalizacja społeczna migrantów, s. 392.
[5] Tamże.
[6] K. Piotrowska-Breger, Ameryka – to nie tak miało być, Kraków 2004, s. 83.
[7] Jan Paweł II, Familiaris consortio, Wrocław 2000, nr 13.
[8] Por. tamże.
[9] Zob. A. Frossard, „Nie lękajcie się!” – rozmowy z Janem Pawłem II, tłum. A. Turowiczowa, Kraków 1983, s. 129.
[10] Zob. K. Wojtyła, Rodzina jako „communio personarum”. Próba interpretacji teologicznej, „Ateneum Kapłańskie” 83 (1974), s. 353.
[11] Ważnym zastrzeżeniem jest zwrócenie uwagi na fakt konieczności wzajemności małżonków. To znaczy, że doświadczenie więzi małżeńskiej rozwija się i niejako stymuluje tylko wtedy, gdy małżonkowie odwzajemniają trud obdarowywania się sobą.
[12] Zob. K. Wojaczek, Małżeństwo. Doświadczenie obdarowania, Lublin 2001.
[13] Zob. K. Szopińska, J. Szociński, Satysfakcja z małżeństwa, Warszawa 1980; P. Poręba, Psychologiczne uwarunkowania życia rodzinnego, Lublin 1977.
[14] Por. K. Wojaczek, Rodzina w konfrontacji z migracją zarobkową, w: Wyjazdy zarobkowe – szansa czy zagrożenie? Perspektywa społeczno-moralna, red. K. Glombik, P. Morciniec, Opole 2005, s. 213.
[15] A. Pryba, Planowanie rodziny a więź małżeńska, Olsztyn 2002, s. 75.
[16] Jan Paweł II opisując więź małżeńską w perspektywie komunii zaznaczał, iż jednym z jej elementów jest dzielenie się swoim życiem: „komunia małżeńska […] jest wzmacniana przez osobistą wolę małżonków dzielenia całego programu życia, tego, co mają i tego, czym są” (Familiaris consortio, nr 19).
[17] Zob. M. Sokólski, Mobilność przestrzenna z perspektywy migracji niepełnej, w: Ludzie na huśtawce, s. 60.
[18] Zob. E. Kuźma, Kobiety – nielegalne imigrantki z Polski w Brukseli pod koniec XX wieku, s. 270.
[19] Zob. D. Osipowicz, Marginalizacja społeczna migrantów, s. 383.
[20] Zob. K. Wojaczek, Rozłąka z przyczyn ekonomicznych, w: Ad plenam unicatem. Księga pamiątkowa dedykowana księdzu Arcybiskupowi Alfonsowi Nossolowi Wielkiemu Kanclerzowi Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego z okazji 25-lecia święceń biskupich oraz 70. rocznicy urodzin, red. P. Jaskóła, R. Rorada, Opole 2002, s. 603–612.
[21] Zob. K. Romaniszyn, Wpływ migracji zagranicznych na formę organizacji rodziny, „Studia Polonijne” 21 (2001), s. 25; D. Osipowicz, Marginalizacja społeczna migrantów, s. 401.
[22] Zob. K. Piotrowska-Breger, Ameryka – to nie tak miało być, s. 83.
[23] Zob. K. Romaniszyn, Wpływ migracji zagranicznych na formę organizacji rodziny, s. 28–29.
[24] Tamże.
[25] Zob. K. Piotrowska-Breger, Ameryka – to nie tak miało być, s. 118, 120–123. Warto w tym miejscu zauważyć, że niemoralny sposób postępowania nie dotyczy tylko łamania przysięgi wierności, ale też innych norm, np. kradzieży. Badania nad Polkami pracującymi w Belgii ujawniły, iż imigrantki mające w Polsce nieposzlakowaną opinię dopuszczały się np. kradzieży (zob. E. Kuźma, Kobiety – nielegalne imigrantki z Polski w Brukseli pod koniec XX wieku; T. Gałązka, Złote runo. Do Belgii po pracę i chleb 1987–1994, Bruksela 1996).
[26] Zob. D. Osipowicz, Marginalizacja społeczna migrantów, s. 399–401.
[27] W badaniach prowadzonych wśród migrantów w Ameryce zaobserwowano wzrost poczucia władczości i dominacji wobec bliskich (zob. K. Piotrowska-Breger, Ameryka – to nie tak miało być, s. 109–114).
[28] K. Romaniszyn, opisując migrację zarobkową kobiet polskich do Austrii, zwróciła uwagę, iż kobiety wyjeżdżające pochodzą często z ubogich rolniczych terenów w Polsce. Wyjeżdżając zostawiają małżonka i dzieci, a także ciężką pracę na roli, są to osoby niejednokrotnie zdominowane przez układ rodzinny tzn. męża, jego rodziców. W Austrii podejmują pracę służących, która okazuje się dla nich lżejsza, niż praca w gospodarstwie i domu, wieczorami mają czas wolny, którego w Polsce nie miały, dostają pieniądze; dla wielu z nich jest to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, gdyż w kraju nigdy swoich pieniędzy nie posiadały. Te doświadczenia zupełnie je zmieniają, zyskują pewność siebie, przedsiębiorczość, stanowczość w dążeniu do celu, zmieniają się też fizycznie, zaczynają o siebie dbać. Stają się głównymi żywicielami rodziny, która nie umie zaakceptować tych zmian. W związku z tym kobiety te nie chcą wracać do kraju, w którym czują się obco, i w którym im „ciasno”, decydując się na przedłużanie migracji w nieskończoność (zob. K. Romaniszyn, Wpływ migracji zagranicznych na formę organizacji rodziny, s. 13). Podobne spostrzeżenia dotyczą również życia imigrantek w Belgii (zob. E. Kuźma, Kobiety – nielegalne imigrantki z Polski w Brukseli pod koniec XX wieku, s. 270–271).
[29] Badania pokazują, iż małżonkowie pozostający w kraju mają częściej przekonanie o nieadekwatnym podziale obowiązków i są z niego mniej zadowoleni, niż ich współmałżonkowie pracujący za granicą kraju (zob. K. Wojaczek, Rodzina w konfrontacji z migracją zarobkową, s. 213–214).
[30] Zob. K. Romaniszyn, Wpływ migracji zagranicznych na formę organizacji rodziny, s. 29; T. Rerom, Współczesne migracje zarobkowe jako problem moralny, w: Wyjazdy zarobkowe – szansa czy zagrożenie?, s. 204.
[31] K. Piotrowska-Breger, Ameryka – to nie tak miało być, s. 127–129.
[32] Takie doświadczenie widoczne jest wśród respondentów wielu badań, np. wśród migrantów w Ameryce (K. Piotrowskiej-Breger), migrantów w Austrii (K. Romaniszyn), czy imigrantek w Belgii (E. Kuźmy).
[33] Takie doświadczenie widoczne jest wśród respondentów wielu badań, np. wśród migrantów w Ameryce (K. Piotrowskiej-Breger), migrantów w Austrii (K. Romaniszyn), czy imigrantek w Belgii (E. Kuźmy).
[34] Trzeba zaznaczyć, że współmałżonek w Polsce również niejednokrotnie wchodzi w nieformalny związek pragnąc doświadczyć bliskości i miłości.
[35] Ta praktyka wskazywać może na pojawienie się tzw. „małżeństwa statusowego”, które zawarte jest jako pewien kontrakt gwarantujący w społeczeństwie status osoby dojrzałej i odpowiedzialnej. Podstawowymi obowiązkami małżonków w tym układzie jest wychowanie dzieci i zapewnienie dobrobytu finansowego. Każda ze stron spełnia swój obowiązek równocześnie pozostając w nieformalnym związku uczuciowym z kimś innym (W. G. Sumner, Naturalne sposoby postępowania w gromadzie. Studium socjologicznego znaczenia praktyk życia codziennego, manier, zwyczajów, obyczajów oraz kodeksów moralnych, przeł. i opatrzyli wstępem M. Kempy, K. Romaniszyn, Warszawa 1995, s. 6–7).
[36] Romaniszyn w opracowaniu dotyczącym migrantów w Austrii opisuje przypadki, w których współmałżonka z dziećmi z Polski przyjeżdża na wakacje do migranta i jego nowej kochanki, udając że nie rozumie zaistniałej sytuacji.
[37] Zob. E. Kuźma, Kobiety – nielegalne imigrantki z Polski w Brukseli pod koniec XX wieku, s. 271.
[38] Zob. D. Osipowicz, Marginalizacja społeczna migrantów, s. 402; K. Piotrowska-Breger, Ameryka – to nie tak miało być, s. 90–98, 119–120.