Zazdrość

Stanisław Grygiel

publikacja 27.01.2010 21:50

Człowiek zazdrośnie smutny czasem posuwa się dalej. Dla powiększenia swojego „mieć” skazuje na śmierć „być” tego, kto niekoniecznie ma czegoś więcej, ale funkcjonuje tak, jakby miał wszystko.

Zeszyty Karmelitańskie 1/2010 Zeszyty Karmelitańskie 1/2010

 

„Dwie sobie szkodzie zazdrościwy działa;

I sfrasuje się, ba, i korzyść mała”.

(Mikołaj Rej)

 

Zazdrość wybucha w człowieku tam, gdzie jego wola scala się z dobrem, którego jest pragnieniem, a jego myśl szuka prawdy, do której należy. Siła wybuchu zazdrości jest często tak wielka, że rozrywa te naturalne całości, wskutek czego wola poddaje się pożądaniu rzeczy służących wygodzie i przyjemności, myśl natomiast żyje logiką wytwarzania środków służących osiągnięciu celów narzuconych jej przez pożądanie. Oderwane od dobra i od prawdy, wola i myśl nie baczą na konsekwencje swojego działania. Zazdrość jest ślepa.

Towarzyszy jej smutek, „co się wężem zżyma” (C. Norwid, Epos-nasza) na widok ludzi lepiej się mających. „Wąż” smutnej zazdrości robi wszystko, żeby człowiek widział w większym „mam” innych pomniejszenie własnego „jestem”.[1] Zatrzymuje oczy człowieka, tak że traci on zdolność widzenia w prawdzie siebie oraz innych. Oczy zatrzymane przez „mieć” nie są w stanie dojrzeć niczego poza posiadaniem rzeczy, talentów, sukcesów, uznania, wygód i przyjemności. Ten, kto nie zdobywa się na dojrzenie czegoś więcej niż swoje i cudze „mieć”, nie może dojrzeć do swojego „być”.

Prawdę zazdrości odsłonił mi język miejsca, w którym przebywałem w pierwszych latach mojego życia. W mojej wiosce sąsiad zapraszał do siebie sąsiada „na posiady” zazwyczaj tymi słowami: „Zaźryj (zajrzyj) do mnie!”. Zdarzało się, że zaproszony „doźrał” (dojrzał) w domu sąsiada coś, co budziło w nim smutek i żal. Jego „zaźrenie” przekształcało się w zazdrość a w końcu i w nienawiść.[2]

***

Zazdrość pasożytuje na zachwycie, jaki w człowieku wywołują rzeczy posiadane przez innych, których on nie ma, a bardzo chciałby je mieć. Szczególnie niebezpieczna jest zazdrość pasożytująca na zachwycie wywołanym przez osobę, na którą oczy zatrzymane przez „mieć” patrzą jak na przedmiot dobry do jedzenia, rozkoszny dla oczu, użyteczny do zdobycia wiedzy (por. Rdz 3,6). Jago obłudnie przestrzega Othella przed zazdrością, którą sam w nim rozpala, poddając w wątpliwość wierność jego żony, Desdemony:

 

O panie, strzeż się zazdrości;

Jest to zielonooki potwór drwiący

Ze strawy, którą się żywi (…)

Ach, jak wiele chwil przeklętych znosi,

Kto wielbi, wątpi, podejrzewa, kocha!

(W. Shakespeare, Tragedia Othella Maura weneckiego)

 

„Zielonooki potwór” nie ma się czym żywić w tych ludziach, których zachwyca piękno osób, a także piękno rzeczy. Piękno bowiem nie jest do posiadania. Pięknem można się tylko stawać. Gdyby Jago umiał dojrzeć piękno osoby kochanej, gdyby umiał je kontemplować, stawałby się nim. Zmieniałby siebie. Wokół niego byłoby więcej światła. Świat byłby piękniejszy.

Piękno wzywa człowieka do takiej zmiany życia. Ten, kto słucha piękna i idzie za nim, żyje coraz piękniej, a mówiąc językiem ewangelicznym, żyje coraz obficiej. Piękno otwiera człowiekowi oczy, tak że widząc różnicę pomiędzy „być” i „mieć”, człowiek przemienia swoje bycie i swoją pracę. Dzięki zachwytowi pięknem pracuje bardziej po to, aby obficiej być niż obficiej mieć.

Logika „zielonookiego potwora”, czyli logika umysłu niezachwyconego pięknem, sprawia, że ludzie wyrywają sobie nawzajem to, co trzymają w rękach. Spojrzenie zatrzymane przez „mieć” wszystko ocenia według wymiernych wartości. Zawsze zaś jest tak, że ktoś ma czegoś więcej, a czegoś mniej niż inni. Inaczej mówiąc, konflikt stanowi zasadę funkcjonowania społeczeństwa jednostek zazdrosnych. W takim społeczeństwie ludzie, którym nie udaje się odwrócić sytuacji na swoją korzyść, chełpią się nawet tym, czego nie posiadają, aby tylko inni im zazdrościli. Radością ludzi zazdrosnych jest zazdrosny smutek innych.

 

 

Człowiek zazdrośnie smutny czasem posuwa się dalej. Dla powiększenia swojego „mieć” skazuje na śmierć „być” tego, kto niekoniecznie ma czegoś więcej, ale funkcjonuje tak, jakby miał wszystko. Kain zabił Abla, swojego brata, nie dlatego że ten cieszył się większym posiadaniem, ale dlatego że nie mógł ścierpieć, iż Bóg „wejrzał («weźrał») na Abla i na jego ofiarę” (Rdz 4,4-5). Niedojrzały („niedoźrały”) Kain nie dojrzał drogi odsłanianej przez „jestem” Abla, na którą mógł wejść, zmieniając swoje życie. „Zielonooki potwór” zamknął Kaina w swawoli.

***

Piękna nie można podrobić. Każda jego imitacja jest kiczem. Kicz nie wzywa człowieka do tego, żeby nawrócił się do dobra i prawdy. Te bowiem wydarzają się w pięknie, nigdy w jego namiastkach. Piękno czuwa nad bezpieczeństwem prawdy i dobra w człowieku. Czuwa więc nad bezpieczeństwem człowieka, bo on do nich należy. Kicz natomiast nie porusza głębi serca i umysłu, budzi jedynie sentymentalne wzruszenia. Z namiastek piękna nie dochodzi „głos”, który by zobowiązywał człowieka do wierności. Namiastkom piękna, których trwanie mierzy się chwilą, można zawierzyć tylko na chwilę, nigdy na wieczność.

Piękno jest łaską (charis) dodającą człowiekowi sił, aby mógł wiernie trwać przy tym bycie, w którym ono wydarzyło się dla niego. Dar piękna, a zatem także dar prawdy i dobra, pozostają obecne w człowieku nawet wtedy, kiedy ten, w którym one przyszły do niego, odchodzi „w dalekie strony” (Łk 15,13). Człowiek opuszczony cierpi, ale wpatrzony w piękno, jakie otrzymał, trwa wiernie w zachwycie nad nim, wolny od „zielonookiego potwora”. Daru piękna nie można nikomu odebrać. Można jedynie zakłócić jego wydarzanie się.

W człowieku wiernym pogłębia się bolesna, po ludzku patrząc, bezradna troska o osobę, która odchodząc „w dalekie strony”, zraniła nie tylko jego, ale także i siebie. Jego wyostrzony przez cierpienie wzrok widzi wyraźniej, że piękno będące „kształtem miłości” (por. C. Norwid, Promethidion) nie zapada się w nicość, bo jeśli miłość jest wiecznością, to jest nią i piękno. Właśnie dlatego pięknu należy się wierność na zawsze. Inaczej mówiąc, pięknu należy się miłość. „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą” (1 Kor 13,4). „Mocna jest jak śmierć miłość” (Pp 8,6).

Miłości i jej pięknu przeczy duchowe lenistwo i zazdrość (por. św. Jan od Krzyża, Noc ciemna, 1,7,1), których wyrazem są niecierpliwość i nierozwaga (por. Mdr 8,5-9). Nierozwaga i niecierpliwość ludzi duchowo leniwych, ludzi zazdrosnych skazują Sokratesów na śmierć, a Syna Bożego przybijają do krzyża. „Twarda jak otchłań jest zazdrość” (Pp 8,6).

***

Dlaczego zatem Bóg nazwał Siebie Bogiem zazdrosnym? Bo jest Miłością, która rodząc i stwarzając, daje początek wszystkim miłościom. Kiedy człowiek odchodzi od Niej „w dalekie strony”, gdzie żywi się Jej namiastkami, wtedy Ona woła do niego: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie (…). Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, Bóg twój, jestem Bogiem zazdrosnym” (Wj 20,3-5). Miłość, jaką jest Bóg, troszczy się o człowieka, zachęcając go do miłości i strzegąc go przed jej surogatami. Zazdrosna miłość, jaką Bóg żywi względem ludzi, objawia ich wielkość, której oni nie pojmą bez Jego pomocy. Ostatecznie wielkość tę objawia niezmierzoną wielkością Swojego miłosierdzia. „Pan zapalił się zazdrosną miłością ku swojej ziemi, i zmiłował się nad swoim ludem” (Jl 2, 18). Zazdrosna Miłość, którą jest Bóg, i Piękno, w jakim Ona objawia się człowiekowi, nie ulegają zaprzepaszczeniu, ponieważ są miłosierdziem. Tego miłosierdzia pełna jest nadzieja człowieka.

Jeśli być zazdrosnym, to tylko tak, jak zazdrosny jest Bóg. Miłosiernej zazdrości nie wolno się wstydzić, bo nie wstydzi się jej Bóg. Ucząc się jej, człowiek uczy się siebie. Uczy się bowiem Tego, na którego „obraz i podobieństwo” został ulepiony „z prochu ziemi” (Rdz 1,27; 2,7).

[1] Doświadczenie zazdrości smutku celnie opisał św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-II ae, 1, c („Invidia est tristitia de bono proximi, prout proprium malum estimatur, et diminutivum propri boni; diminutivum propriae gloriae vel excellentiae; et hoc modo de bono alterius tristatur invidia; et ideo precipue de illis bonis homines invident in quibus est gloria, et in quibus homines amant onorari et in opinione esse”).
[2] Przypomnę, że łaciński czasownik in-videre (nie widzieć, patrzeć krzywo i niechętnie na coś lub na kogoś) dał początek słowu in-vidia, które oznacza zazdrość i zarazem nienawiść, czyli nie-na-widzenie.