Duch i klisze

Paweł Kozacki OP

publikacja 16.06.2010 20:07

Karol Wojtyła przybywając do Watykanu, miał wyraźnie optymistyczną wizję kultury, w której wyraża się siła ludzkiego ducha, geniusz twórczości, najwznioślejsze przejawy moralności. Ale dziś wobec takiego postawienia sprawy budzą się pytania, wątpliwości – sprzeciw. Czy Jan Paweł II był idealistą oderwanym od trendów współczesnej cywilizacji?

Tygodnik Powszechny 24/2010 Tygodnik Powszechny 24/2010

 

Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie był przez sąsiadów skazywany na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował podczas rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg” – mówił Jan Paweł II w poniedziałek, 2 czerwca 1980 r. na forum UNESCO w Paryżu.

Pamiętam, że wtedy, jako piętnastoletni chłopak wchodzący w życie, chłonąłem to przemówienie i w pełni się z nim utożsamiałem. Świat wydawał się wtedy prosty: czarno-biały. Wokół panowała jeszcze gierkowska komuna, a to, co państwowe i socjalistyczne, jawiło się jako szare i zgrzebne, choć próbowano nam wmawiać, że żyjemy w najszczęśliwszym ze światów. Tęsknotę za wolnością i pięknem utożsamiałem z kulturą, która miała smak zakazanego owocu spożywanego na wykładach latającego uniwersytetu i podczas lektury powielaczowych wydawnictw.

Optymizm

Gdy dziś, po trzydziestu latach, odczytuję tamto przemówienie, odkrywam, że ta dychotomia była obecna w myśleniu Jana Pawła II. Papież polemizował z marksistowską wizją świata, według której kultura jest nadbudową bazy, czyli jej kształt konstytutywnie wynika z relacji społecznych, a zwłaszcza ze stosunków posiadania i produkcji na danym etapie dziejów. Tej koncepcji kultury Papież przeciwstawiał wizję człowieka integralnego, „który żyje jednocześnie w sferze wartości materialnych i duchowych”. Jan Paweł nie traktował socjalistycznej propozycji kulturalnej jako realnego zagrożenia, wiedząc, że kultura najeźdźców wyrażona w prymitywnym socrealizmie jest pokusą nieskuteczną. Jeśli się czegoś obawiał ze strony władz komunistycznych, to raczej niszczenia podmiotowości społecznej, poniżania ludzkiej godności czy administracyjnego łamania ludzkich sumień. Wierzył przy tym, że temu naciskowi można przeciwdziałać, pielęgnując tradycje kultury polskiej.

Karol Wojtyła, przybywając do Watykanu z dalekiego kraju, który wobec ościennych potęg zachował swoją tożsamość dzięki nieskrępowanej kulturze, miał wyraźnie optymistyczną wizję kultury. Była ona dla niego przestrzenią, w której wyraża się siła ludzkiego ducha, geniusz ludzkiej twórczości, najwznioślejsze przejawy moralności. Dlatego oddaje hołd wszelkim przejawom kultury, nie dzieląc jej na wysoką i niską, na chrześcijańską i jakąkolwiek inną. Stoi za tym mocne przekonanie, które kazało już Ojcom Kościoła szukać ziaren prawdy w każdej religii, filozofii czy cywilizacji. Wierzyli oni, że duch ludzki kierowany tchnieniem Ducha Świętego będzie dążył do prawdy, dobra i piękna, a jeśli tą drogą będzie szedł uczciwie, to dojdzie do Boga Jedynego, źródła wszelkiego dobra, i odkryje to, co najcenniejsze. Jan Paweł nie bał się spotkania z innymi tradycjami na Areopagu świata, bo wierzył, że oddawanie czci nieznanemu Bogu znajduje dopełnienie w Bogu-człowieku, Jezusie Chrystusie.

Styl i jego brak

Wstyd się przyznać, ale dziś nie potrafię odnaleźć w sobie tamtego optymizmu. Łatwy podział na komunistów i nas – walczących o wolność odszedł w przeszłość. Ale nie tylko to jest przyczyną. W latach 80. XX wieku Europa była dla mnie synonimem tego, co w kulturze najcenniejsze: terenem wielowiekowej tradycji chrześcijańskiej, ziemią gotyckich katedr i renesansowych muzeów, przestrzenią nieskrępowanej wolności ducha. Po zniknięciu żelaznej kurtyny wymarzona Europa przyniosła nie tylko dzieła pełne światła lub przynajmniej tęsknoty za odwiecznym sensem, ale również dzieła płaskie i ciemne: filmy, które jeszcze niedawno uznane byłyby za pornograficzne, książki sprzedawane w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, których nie godzi się nazywać literaturą, czy utwory muzyczne z banalną melodią i tekstami.

Mając trzydzieści lat więcej, inaczej patrzę na rzeczywistość. Gdy w 1981 r. odwiedzałem Rzym, mury Koloseum, w którym Jan Paweł II prowadził Drogę krzyżową, były dla mnie znakiem kaźni chrześcijan. Dziś na ten imponujący cyrk patrzę jako na miejsce rozrywki starożytnego Rzymu, który sycił się krwią przelewaną przez gladiatorów, podziwiam rozmach rzymskich inżynierów, ale pamiętam, że jest to miejsce, w którym gawiedź syciła się widokiem cudzego nieszczęścia. Zastanawiam się przy tym, czy Papież, wypowiadając swoje przemówienie do UNESCO albo do twórców kultury podczas pielgrzymek do Ojczyzny, brał w nawias tę część ludzkiej twórczości, która produkuje dzieła adresowane do niewyszukanych gustów. Nie są one wszak głoszeniem wartości, tylko powielaniem klisz, które zabijają w człowieku wrażliwość i gaszą ducha.

Do optymistycznej wizji kultury nie pasuje również wiele dzieł, które zaliczyć możemy do kultury wysokiej. Gdy Jan Paweł II mówi o kulturze jako afirmacji człowieczeństwa, jako o wysiłku miłowania człowieka, pojawia się we mnie przekonanie, że istnieją dzieła wysoko oceniane przez dzisiejszych krytyków, obsypane międzynarodowymi nagrodami, które ukazują ludzkie upodlenia, są apologią namiętności czy kultem sukcesu. Odbiorca tych dzieł, po ich przeczytaniu czy obejrzeniu, nie poczuje wsparcia w swym dążeniu do pięknego przeżywania człowieczeństwa, ale przygnieciony zostanie świadectwem ludzkiego zagubienia, rozpaczy czy lęku. Być może głęboka wiara Papieża w Boga i człowieka kazała mu nawet w buncie przeciwko Bogu i religii w dziełach, które są wyrazem ludzkiej frustracji, depresji i zagubienia, widzieć tęsknotę za człowiekiem integralnym i szczęśliwym.

 

Wypada też wspomnieć, że na drugim biegunie ludzkiej twórczości można znaleźć dzieła pełne dobrej woli i szlachetnych idei, ale w swojej formie niezasługujące na zaliczenie ich do kultury. Rymy częstochowskie wychwalające prześladowaną Ojczyznę i ukochaną Matkę Bożą w rytmie piosenek disco-polo, literatura pisana ku pokrzepieniu serc i dusz z takim patosem, że stają się komiczne, dzieła ze styropianu i brązu, które straszą w naszych kościołach i na skwerach, raczej deformują ludzką wrażliwość i narażają na śmieszność wartości, którym pragną służyć. Jan Paweł II w przemówieniu do przedstawicieli świata kultury, wygłoszonym 13 czerwca 1987 r. w kościele Świętego Krzyża, przypomniał słowa św. Alberta Chmielowskiego, że „istotą sztuki jest dusza wyrażająca się w stylu”. Przywołane tu dzieła są na pewno wyrazem duszy, ale styl, w którym dusza się wyraża, nie pozwala ich traktować jako dzieł sztuki.

Dekonstrukcja postmodernistów

Według Papieża „pierwszym i zasadniczym zadaniem kultury w ogóle i każdej zarazem kultury jest wychowanie. W wychowaniu bowiem chodzi właśnie o to, ażeby człowiek stawał się coraz bardziej człowiekiem – o to, ażeby bardziej »był«, a nie tylko więcej »miał« (…) to znaczy, ażeby również umiał »być« nie tylko »z drugim«, ale także i »dla drugich«”.

Wobec takiego stwierdzenia rodzą się we mnie pytania, jak Jan Paweł II traktował dzieła, które były przejawem kultury gejowskiej? Lansowały model związków bez żadnych zobowiązań? Znajdowały upodobanie w stylu, który pozwala człowiekowi być kimś o nieukształtowanej i ciągle zmieniającej się osobowości, przejawiającej się w nieustannym poszukiwaniu? Czy dekonstrukcja postmodernistów, sprzeczna z przesłaniem Ewangelii, stawia ich poza nawiasem kultury? Jak traktować projekt europejski, który buduje jedność kontynentu bez odwołania się do Boga i wartości chrześcijańskich? Gdzie miłość do człowieka, skoro kultura propaguje aborcję i eutanazję? Pytania można mnożyć, a w ich świetle Jan Paweł II jawi się jako idealista oderwany od trendów dzisiejszej cywilizacji.

Ideologiczne produkcyjniaki

Nie znaczy to, że Papież nie widział tendencji, o których pisałem wyżej. Już w 1980 r. mówi o nich jasno. Nie oczekiwał, że cała rzeczywistość zostanie ukształtowana przez wartości złożone w sercu człowieka przez Boga, a najpełniej wyrażone w wydarzeniu, którym jest Jezus Chrystus. Miał jednak nadzieję, że kultura w prawdziwym tego słowa znaczeniu będzie zaczynem, który zakwasza ciasto, będzie miała w świecie dynamikę ziarna gorczycy, które wyrasta w wielkie drzewo. Kultura była dla niego tą częścią ludzkiej twórczości, która płynie z pragnienia dobra drugiego człowieka.

W paryskim przemówieniu Jan Paweł II zwracając się do ludzi nauki, niepokoił się takimi ich działaniami, które „sprzeciwiają się zasadom bezinteresowności i obiektywizmu” w dążeniu do prawdy, „co z nauki czyni narzędzie innych, pozanaukowych celów (…) nie pozwalając naukowcom samodzielnie sądzić i rozstrzygać, w całkowitej wolności ducha, o humanistycznej i etycznej godziwości” wyników ich badań. Papież ostrzega, by badacze nie dali się wykorzystać przez ludzi mających władzę i pieniądze. „Wszak po zakończeniu ostatniej wojny światowej stawiano przed międzynarodowymi trybunałami także niektórych ludzi nauki”, którzy pozwolili wprzęgnąć wyniki swoich badań w dzieło zniszczenia lub upodlenia człowieka. Zatem kryterium, które w oczach Jana Pawła odróżnia naukę będącą częścią kultury, od tej, która pragmatycznie i nieetycznie wykorzystuje swój potencjał, jest bezinteresowność w dążeniu do prawdy i przykładanie do niej kryteriów etycznych. W podobnym duchu przestrzega, by twórcy kultury i dziennikarze pracujący w środkach społecznego przekazu nie dali wykorzystać swych dzieł jako „środków dominacji nad innymi, czy to ze strony czynników sprawujących władzę polityczną, czy też ze strony potentatów finansowych, dyktujących ich program i profil”. Środki społecznego przekazu i przekazywana przez nie kultura „nie mogą być podporządkowane kryteriom interesu, sensacji i doraźnego sukcesu”.

Podobne kryteria można zastosować na gruncie całej kultury, która wyraża się w twórczości artystycznej. Tak długo jak owa twórczość jest podyktowana pragnieniem odkrywania i utrwalania transcendentaliów – prawdy dobra i piękna, jak długo pomnaża talent człowieczeństwa, tak długo można nazywać ją kulturą. W momencie, gdy jakaś część tej twórczości bierze za cel inny czynnik, to bez względu na to, czy będzie to zdobywanie fortuny, propagowanie ideologii (zarówno lewicowej, jak i prawicowej), czy też manipulowanie ludźmi, to bez względu na artystyczną wartość dzieła, można postawić je poza nawiasem kultury.

Naznaczona interesownością czy tym bardziej skierowana przeciwko człowiekowi, twórczość taka staje się przejawem antykultury, czynnikiem wprowadzającym w świat ludzki antywartości: „na miejsce poszanowania życia – »imperatyw« pozbywania się i niszczenia życia; na miejsce miłości jako odpowiedzialnej wspólnoty osób – sumę życia seksualnego pozbawionego wszelkiej odpowiedzialności; na miejsce prymatu prawdy w działaniu – »prymat« sensacji, koniunktury i doraźnego sukcesu”. W ten sposób nie powstają dzieła kultury, tylko komercyjne lub ideologiczne produkcyjniaki. „Nie łudźmy się, że system zbudowany na fundamentach tych fałszywych imperatywów, system takich podstawowych rezygnacji może tworzyć przyszłość człowieka i przyszłość kultury”.

 

Dogmat laickości

Gdy Jan Paweł II w UNESCO wspomniał o związku chrześcijaństwa z kulturą, nie chciał nikogo urazić i od razu zaznaczał, że czyni to w formie osobistego świadectwa. Miał bowiem świadomość, że przemawia do ludzi wszystkich narodów, kultur i religii. Nie ulega wątpliwości – o czym można się przekonać, słuchając homilii na krakowskich Błoniach z 1979 r. – że źródło kultury, źródło człowieczeństwa, upatruje w żywej relacji z Bogiem Trójjedynym. Mówił, że miarą godności człowieka, jej ostatecznym horyzontem jest zanurzenie w życiu Boga. „Poznaj swoją godność chrześcijaninie” – wołał papież Leon, a papież Jan Paweł II wskazywał, że skoro człowiek został powołany do transcendentnej wspólnoty trzech osób Boskich, to jego godność przekracza doczesność i zanurza się w odwiecznej przyszłości. Nieskończona zatem jest godność dziecka Bożego.

„Czy Bogu można powiedzieć »nie«?” – gdy Jan Paweł II zadawał to pytanie na Błoniach, kontekst otaczającego go świata był jednoznaczny. „Nie” Chrystusowi mówiła wroga ideologia pochodząca z Moskwy. „Nie” Chrystusowi mówiły struktury państwa totalitarnego. Nawet jeśli w owym czasie był to już totalitaryzm plastikowy, to niechęć do wartości zakorzenionych w Ewangelii była praktyczna i rzeczywista. Czy Jan Paweł II przewidział, że mówienie „nie” Chrystusowi stanie się bardziej natarczywe, podyktowane nie tyle ideologią, co praktyką życia w czasie, gdy Polska zrzuci już totalitarne jarzmo, kiedy każdy z Polaków będzie mógł bez skrępowania wybrać i wypowiedzieć swój światopogląd? Czy mógł jeszcze przed solidarnościowym Sierpniem ’80 przewidzieć, że zaprzeczenie tysiącletniej tradycji chrześcijaństwa na ziemiach polskich będzie silniejsze ćwierć wieku później, gdy Związek Radziecki będzie mrocznym wspomnieniem, a w chrześcijańskiej Europie będą pustoszały klasztory, kościoły będą przerabiane na puby i hotele, sale koncertowe i dyskoteki?

Dla Jana Pawła II „cała Europa – od Atlantyku aż po Ural – szczególną gęstością faktów potwierdza ów związek między kulturą a chrześcijaństwem w dziejach poszczególnych narodów i wspólnot”, tymczasem Unia Europejska, której podwaliny wyrastały z chrześcijańskich inspiracji jej założycieli, odrzuciła odwołanie się do Boga w Trójcy. Bliżej jej do dogmatu laickości, z którym się nie dyskutuje i którego się nie podważa. Proces sekularyzacji chrześcijańskiego kontynentu nie dokonuje się tylko we Włoszech, gdzie sędzia odmówił wykonywania zawodu, dopóki w salach sądowych będą wisieć krzyże, ale również w Polsce, której patronuje św. Wojciech i św. Stanisław, gdzie uczniowie zawiązują komitety, których celem jest usunięcie krzyży z sal lekcyjnych. Jan Paweł II zapytałby: W imię czego? W imię jakiej racji? A propagatorzy nowego ładu odpowiedzą: W imię człowieka i jego wolności. Człowieka, który chce być jak Bóg i sam decydować o tym, co dobre i złe. W imię wolności, którą otrzymał od Stwórcy.

I okaże się, że dzisiejsza próba wizji kultury głoszonej przez Jana Pawła II będzie chyba trudniejsza niż ta, którą w latach 80. XX wieku musiał przechodzić jego umiłowany naród w socjalistycznej ojczyźnie.

Zderzenie z popkulturą

Podczas bierzmowania dziejów Jan Paweł mówiąc o próbie wiary, jaką przechodzi człowiek, widział Polskę, która była najweselszym barakiem obozu socjalistycznego. Ówczesny porządek, którego fundamentem były radzieckie tanki, utrzymywany był przez ludzi aparatu partyjnego i działania Służby Bezpieczeństwa. Czy Jan Paweł mógł przewidzieć, że w wolnej Polsce przyjdzie czas, gdy ludzie zasiadający wcześniej w partii nie spalą się ze wstydu, ale staną się oligarchami czerpiącymi profity z zawłaszczonego majątku państwowego, a agenci SB urządzą się znacznie lepiej niż ci, którzy o wolną Polskę walczyli i dla niej cierpieli? Czy wiedział, że próba dla duchowej kultury narodu w zderzeniu z popkulturą może się okazać znacznie bardziej niebezpieczna niż propaganda partyjnych lektorów?

Nie da się tych dwóch wyzwań zmierzyć i zapewne porównania nie mają sensu, ale nie można nie zauważyć, że o ile w latach 70. zagrożeniem dla duchowej kultury Polaków był instynktownie nieakceptowany przez większość z nich system polityczny, narzucony z zewnątrz, oparty na prymi­tywnej propagandzie, o tyle dziś zaprzeczają kulturze duchowej wartości podsuwane w bardzo kuszących opakowaniach. Chyba jesteśmy lepiej i piękniej kuszeni niż przed ćwierćwieczem. Stąd niebezpieczeństwo pogrążenia się w egoizmie jest znacznie większe. Tak łatwo dziś dążyć do tego, żeby więcej mieć, niż bardziej być.

Wolność ducha

Jan Paweł II wierzył jednak w działanie Ducha Świętego i dojrzałość Polaków, dlatego dokonując bierzmowania dziejów, prosił na krakowskich Błoniach i prosi nas dziś: „Abyście całe to dziedzictwo duchowe, któremu na imię »Polska«, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus w Chrzcie Świętym. (…) Abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało. Abyście nigdy od Niego nie odstąpili. Abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On wyzwala człowieka”.

Paweł Kozacki (ur. 1965) jest dominikaninem, przeorem Konwentu Świętej Trójcy w Krakowie, byłym redaktorem naczelnym dominikańskiego miesięcznika „W drodze”, autorem książki „Przewodnik po encyklikach” (Poznań 2003). Stale współpracuje z „TP”.