Najważniejszy dogmat o Chrystusie

Z ks. prof. Łukaszem Kamykowskim, teologiem, pisarzem, rozmawiają Urszula Jagiełło i Sławomir Rusin

publikacja 28.06.2010 07:31

Chrystus jest jedno z nami i jedno z Bogiem. Od początku było bardzo trudno to wyrazić, dlatego że rzeczywistość, której uczniowie doświadczyli, w którą uwierzyli i którą przekazywali, rozbijała przyjęte schematy ludzkiego myślenia i działania.

List 6/2010 List 6/2010

 

Księże Profesorze, czym są dogmaty?

Samo słowo „dogmat" chrześcijanie zaczerpnęli z języka greckiego, nazywając tak krótkie twierdzenia wyjaśniające to, w co wierzą. Od samego początku Kościół pierwotny miał przeświadczenie, że życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, trzeba postrzegać w szerszym kontekście. Historia zbawienia jest bowiem o wiele dłuższa i rozpoczyna się jeszcze na kartach Starego Testamentu. Same tylko określenia osoby Jezusa, takie jak Chrystus, Mesjasz czy Syn Boży, są zrozumiałe dopiero w odniesieniu do tradycji biblijnej, żydowskiej. W pewnym momencie stało się dla Kościoła jasne, że aby dotrzeć z Dobrą Nowiną do ludzi spoza tej kultury, trzeba z jednej strony sformułować jej treść jak najprościej, a z drugiej wyjaśnić, o co w niej tak naprawdę chodzi.

Powstawały więc krótkie formuły, które później zostały nazwane dogmatami. Pierwsze z nich związane były z chrztem, udzielanym od początku w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Przyjmującym chrzest próbowano jak najprościej wyjaśnić, o jakiego Ojca, Syna i Ducha chodzi.

W tym samym czasie powstały Ewangelie, listy św. Pawła, listy katolickie, Piotra, Jana, Jakuba, które przybliżały postać Jezusa. Czytając dzisiaj Nowy Testament zauważamy, że już jego autorzy odwołują się do czegoś, co można nazwać zalążkiem tzw. dogmatu chry. Przykładowo św. Paweł w Liście do Koryntian pisze: dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy (1 Kor 8,6).

To był pierwszy dogmat?

Nie w naszym współczesnym rozumieniu. Przytoczony fragment pokazuje jednak, że historia tego dogmatu sięga jeszcze Starego Testamentu. Święty Paweł nawiązuje bowiem do żydowskiego wyznania wiary, opartego na słowach zaczerpniętych z Księgi Powtórzonego Prawa: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem-Panem jedynym (Pwt 6, 4). Nie można zrozumieć wymiaru Pawłowego wyznania bez świadomości tego, jakie znaczenie miały dla Żydów użyte przez Pawła sformułowania. To były słowa, z którymi pobożny Żyd się nie rozstawał, bo tak nakazywało mu Pismo: Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach (Pwt 6,6-9).

Dogmat o Chrystusie - w sensie ścisłym - zaczął się rozwijać w czasie, gdy Kościół zakorzenił się już w greckiej kulturze. Zastanawiano się wtedy, w jaki sposób mówić o Chrystusie poprawnie. Stałym punktem odniesienia było pytanie, co prawda o Jezusie oznacza dla życia i zbawienia człowieka; jak poszczególne sformułowania oddają naszą nadzieję na życie wieczne i wiarę w zbawienie przez Chrystusa.

Tak zapewne pojawiło się trudne dziś do zrozumienia sformułowanie „współistotny Ojcu"...

Przez cztery i pół wieku chrześcijanie spierali się o to, jak poprawnie ująć w słowa to, że Jezus jest naprawdę człowiekiem i naprawdę Bogiem, że nie są to dwie różne osoby, ale - w dwóch naturach. Chodziło o to, by jakoś wyrazić, że Chrystus należy do ludzkości i może coś zrobić w jej imieniu, a z drugiej strony, że ma moc Boga, który może człowieka zbawić. Chrystus jest jedno z nami i jedno z Bogiem. Od początku było bardzo trudno to wyrazić, dlatego że rzeczywistość, której uczniowie doświadczyli, w którą uwierzyli i którą przekazywali, rozbijała przyjęte schematy ludzkiego myślenia i działania.

Ojciec Augustyn Jankowski, benedyktyn, stwierdził kiedyś, że Bóg stał się człowiekiem, żeby poznać ludzki los, żeby zrozumieć, jak ciężko jest czasem człowiekowi słuchać Boga. Czy Bóg przez Wcielenie czegoś się nauczył?

Pismo Święte mówi wyraźnie, że tak. W Liście do Hebrajczyków czytamy: Chrystus nauczył się posłuszeństwa przez to,  co wycierpiał. Stał  się  przyczyną   wzgardzenia na  wszystkie  czasy.  Bo  takiego nam potrzeba było arcykapłana, doświadczonego we wszystkim, na nasze podobieństwo (Hbr 5,8).

A czy Bóg w Chrystusie też cierpiał, gdy Jezus umierał na krzyżu?

Trzeba mieć świadomość, że wszystkie ludzkie pojęcia są tutaj nieadekwatne. Teolodzy mówią, że Bóg wprawdzie cierpieć nie może, ale może współcierpieć. Ojciec współcierpiał z Synem.

Konsekwencją przyjęcia dogmatu chrystologicznego jest tzw. wymiana orzekań (communicatio idiomatum). Polega ona na tym, że cechy Boże orzeka się o Chrystusie nazwą wziętą z Jego ludzkiej natury, a cechy ludzkie nazwą wziętą z Jego Boskiej natury. Dlatego można powiedzieć, myśląc o Chrystusie, że Bóg cierpiał, że Bóg umarł na krzyżu, tak samo jak można powiedzieć, że człowiek jest w Ojcu, jest obecny w Trójcy. To są te paradoksy, które Kościół napotyka od początku swego istnienia.

Ewangelia niezwykle oszczędnie opisuje to, co czuł (w sensie psychologicznym) Jezus, umierając na krzyżu. Mimo to o siedmiu ostatnich słowach Chrystusa napisano tomy medytacji.

I żadnego dogmatu...

Żadnego. Na pewno Jezus przeżywał dramat ludzkiego losu w jakiejś niesłychanej intensywności, doświadczając bliskości Boga i jej utraty. Wołanie: Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił? jest na pewno o wiele bardziej dramatyczne w Jego ustach niż w ustach jakiegokolwiek innego człowieka, który tak ę nie wie, kim jest Bóg. W tym cierpieniu Chrystus miał jednak paradoksalnie świadomość Bożej obecności, tzn. był przekonany, że do końca idzie drogą, którą pokazał Mu Ojciec. Widać to u mistyków: odczuwają pokój i radość, a zarazem przeżywają wewnętrzne dramaty. Cierpienie i radość wcale nie muszą być rozłączne.

 

 

Czy można powiedzieć, że dogmaty to nauczanie Kościoła w pigułce?

Nic nie jest w stanie w pełni ująć prawdy o Bogu. Wyrażanie prawd wiary w dogmatach można porównać np. do światełek po bokach szosy. One pokazują, jak należy jechać, żeby nie wpaść do rowu albo na drzewo. Jeśli się pomiędzy nimi mieścimy, otwiera się przed nami droga, która teoretycznie prowadzi w nieskończoność.

Kościół nigdy nie uważał swoich dogmatów za wyczerpanie prawdy, ale za postawienie pewnych granic, poza którymi przestaje brać odpowiedzialność za głoszone poglądy. Każdy może mieć swój pogląd na to, jaki jest Bóg i świat. Kościół za pomocą dogmatów pokazuje, które z tych poglądów mieszczą się w obrębie głoszonej przez niego Ewangelii, przekazanej od Apostołów, a ostatecznie także od Jezusa Chrystusa.

Oczywiście w historii zdarzało się, że znacznie częściej odwoływano się do dogmatów niż do Pisma Świętego. Przykładowo XIX-wieczna teologia prawie wyłącznie rozwijała się wokół wyjaśniania dogmatów. Zareagował na to Sobór Watykański II, przypominając, że pierwszym źródłem, z którego należy czerpać, jest Słowo Boże zawarte w Biblii, dogmaty natomiast spełniają rolę pomocniczą i niejako rozwijająto, co jest w Piśmie Świętym.

Trudno chyba w Piśmie Świętym znaleźć podstawy dogmatu o nieomylności papieża.

Niektórzy mówią żartobliwe, że dogmat o nieomylności miał bronić wszystkich innych dogmatów. Mówiąc poważnie, z każdym dogmatem było tak, że w pewnym momencie przychodziła pora, żeby prawdę, którą Kościół żył zawsze, którą podskórnie wyczuwał, wypowiedzieć oficjalnie i jednoznacznie, ponieważ była ona jakoś zagrożona.

Przez dogmat Kościół wyraża to, co uważa za zawarte niejako wirtualnie w źródłach objawienia: w Piśmie Świętym oraz najstarszej apostolskiej tradycji. Dla laika rzeczywiście może to być trudne do pojęcia, zwłaszcza kiedy sformułowania odbiegają bardzo daleko od tego, co wprost można znaleźć w Piśmie Świętym.

Podobnie było z dogmatami maryjnymi? Nowe dogmaty dotyczą głównie Maryi. Osoba Chrystusa nie wzbudza już dzisiaj takich dyskusji jak w starożytności?

Trzeba podkreślić, że każdy dogmat maryjny ostatecznie ma w tle Chrystusa. Maryja funkcjonuje zawsze jako zaczątek tego, co ma stać się udziałem całego Kościoła. Tak też mówi o niej Sobór Watykański II w rozdziale poświęconym Bogarodzicy.

W teologii mówi się też o pewnej hierarchii dogmatów: jedne są podstawowe, a inne wyjaśniają prawdy wiary w mniej znaczących . W samym centrum nauczania jest prawda: Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie (Rz 10, 9). Dla św. Pawła „Pan" - Kyrios, zastępuje Imię Boże Ja Jestem. W samym centrum nauczania jest więc prawda o Bogu w trzech Osobach; Syn jest równy Ojcu, równocześnie jednak Syn może się zwrócić do Ojca, a Ojciec może się zwrócić do Syna. Obaj w tej relacji obdarowują się Kimś trzecim - Duchem, który też ma wszystkie cechy Boga Osoby, ale w jakiś inny sposób niż Ojciec i w inny niż Syn. Dlatego przyjęcie prawdy o Chrystusie współistotnym Ojcu, Duchowi Świętemu, a także człowiekowi jest sprzężone ściśle z prawdą o Trójcy Świętej. I to jest samo centrum nauczania Kościoła.

A pozostałe dogmaty to tylko komentarz?

Sformułowania pomocnicze, uściślające, precyzujące. Wiele dogmatów nie zostało nigdy uroczyście ogłoszonych. Są takie twierdzenia w powszechnym nauczaniu Kościoła, które nigdy nie zostały w chrześcijaństwie zakwestionowane, np. to, że Bóg stworzył świat. Nie ma żadnej definicji dogmatycznej na ten temat, ale przecież wierzymy, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo.

Ojciec André Gouzes, francuski dominikanin, uważa, że być może nadszedł czas, by prawdy wiary zostały wypowiedziane nowym językiem. W Credo np. jest wiele treści, których nie zauważamy, bo inaczej rozumiemy te słowa, niż rozumieli je starożytni. Nowy język mógłby te ukryte dla nas znaczenia jakoś przybliżyć?

Być może. Trzeba jednak uważać, by przekładając jakąś formułę na nowy język, nie wyć dziecka z kąpielą. Można na dwa sposoby wprowadzać ludzi w chrześcijaństwo: przekładać do pewnego stopnia dawne wyrażenia na język współczesny, ale ze świadomością, że w języku z telewizji i Internetu wszystkiego się nie wyrazi, albo wprowadzać ludzi w znaczenie tradycyjnego języka Kościoła i sens jego sformułowań. Analogicznie - przekłada się Biblię na coraz więcej języków, a równocześnie mówi się, że jeżeli chcesz ją naprawdę zrozumieć, naucz się hebrajskiego i greki. Podobnie też dobry profesor fizyki potrafi bez skomplikowanych równań opowiedzieć gimnazjaliście o głównych ideach teorii względności Einsteina, ale jeżeli ktoś chce ją naprawdę poznać, musi się nauczyć równań różniczkowych.

Nie da się wyrzucić i zastąpić czymś zupełnie nowym formuł, o które chrześcijanie spierali ę przez wieki. Nie można się łudzić, że nagle użyje się nowych pojęć, nie sięgając do starych. Trzeba do nich wracać, wnikać w ich sensy i powiązania, choćby dlatego, żeby zobaczyć, czy czegoś nie zgubiliśmy.

Człowiek chciałby wiedzieć jak najwięcej. Dopóki jego dociekania służą zbawieniu - wszystko w porządku, gorzej, jeśli fałszywe poszukiwanie „prawdy" służy poróżnieniu ludzi. Zawsze też trzeba pamiętać, że w kwestiach wiary nie można poznać wszystkiego. Jeśli człowiek nie rozumie, że jest ograniczony, nie zrozumie niczego innego.

ks. prof. Łukasz Kamykowski, teolog, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Ekumenii i Dialogu UPJPII w Krakowie, kierownik Katedry Chrystologii, autor publikacji naukowych i książek dla dzieci.