Policja u kardynała

Teresa Stylińska

publikacja 22.07.2010 12:44

Dlaczego w archiwach archidiecezji Mechelen śledczy odnaleźli akta sprawy mordercy i gwałciciela dzieci Marca Dutroux? Sugestie, że hierarchowie mają powody, by interesować się jego sprawą, rzucają jeszcze głębszy cień na reputację Kościoła, i tak zszarganą niedawnym wyrokiem na biskupa-pedofila.

Tygodnik Powszechny 29/2010 Tygodnik Powszechny 29/2010

 

Można odnieść wrażenie, że chęć skompromitowania Kościoła kogoś w Belgii poniosła za daleko, a w takich przypadkach efekt końcowy bywa odwrotny od zamierzonego.

Ostatni akt dramatu to doniesienie, jakie złożył do prokuratury kard. Godfried Danneels, do niedawna prymas Belgii. Zdecydował się na ten krok w związku z powtarzającymi się przeciekami, które rzucają cień na jego reputację. „Z powodu tych bezpodstawnych insynuacji, które zostały powtórzone nie tylko przez prasę krajową, ale i zagraniczną, reputacja kardynała ucierpiała nieodwracalnie” – powiedział jego rzecznik Hans Geybels. Episkopat ostrzegł, że jeśli okaże się, iż sprawcą przecieków jest ktoś z zespołu prowadzącego dochodzenie, Kościół nie pozostanie bezczynny.

Nie przypadkiem reakcja jest tak ostra. Oto bowiem najpierw na łamach dziennika „Het Nieuwsblad” ukazała się informacja, że w komputerze należącym do kard. Danneelsa znaleziono fotografię nagiej dziewczynki. Parę dni później „Het Laatste Nieuws”, największy dziennik Belgii, podał, że podczas rewizji w siedzibie archidiecezji Mechelen – na której czele stał do niedawna kard. Danneels – śledczy odkryli materiały dotyczące tzw. sprawy Dutroux. Nazwisko tego pedofila i mordercy jest, nie tylko w Belgii, symbolem największych zbrodni. W 2004 r. Marc Dutroux, oskarżony m.in. o porwania, torturowanie ofiar, gwałty i morderstwa, został skazany na karę dożywotniego więzienia. Śledczy nie zdołali jednak ustalić, czy działał w pojedynkę, czy też – jak sam utrzymuje – był jedynie pionkiem w dobrze zorganizowanej, sięgającej wysokich sfer siatce pedofilskiej.

Skąd się wzięły dokumenty

Kościół belgijski od paru miesięcy jest w bardzo trudnej sytuacji: podobnie jak w Irlandii, Austrii czy USA, tu również okazało się, że niektórzy duchowni popełnili przestępstwo molestowania nieletnich. Oskarżo­ny o pedofilię 73-letni dziś Roger Vangheluwe, biskup Brugii, przyznał się do winy i zrezygnował z kierowania diecezją. Ale sama, nawet bardzo luźna sugestia, że Kościół ma jakieś szczególne powody, by interesować się sprawą Dutroux, to coś o wiele poważniejszego. To rzucenie oskarżenia najcięższego kalibru. Nic więc dziwnego, że Kościół zareagował natychmiast, kategorycznie podkreślając, że ze sprawą Dutroux nigdy nie miał nic wspólnego.

Stanowczo odrzucono też wszelkie podejrzenia wobec kard. Danneelsa. Jeśli ktoś nadal miał wątpliwości, to szybko rozwiała je sama prokuratura. Okazało się, że „podejrzane” zdjęcie z jego komputera, przedstawiające skuloną pod prysznicem nagą dziewczynkę, to wysłana na konkurs fotografia artystyczna, autorstwa Laury Baudoux. Zdjęcie znajduje się w zasobach flamandzkiej telewizji VRT i jej wysoko ocenianego intelektualno-artystycznego kanału Canvas. Stamtąd automatycznie zostało przesłane na komputer kard. Danneelsa – co, według dziennika „Le Soir”, oficjalnie potwierdziła prokuratura, informując, że „jednym z priorytetów śledztwa było ustalenie, skąd pochodzi ta fotografia”.

Inaczej mają się sprawy z dokumentami z afery Dutroux. Materiały te, dotyczące autopsji dwóch jego ofiar, dziewczynek Julii Lejeune i Melissy Russo, były w świecie mediów dość dobrze znane, bo podczas procesu pedofila przekazano je dziennikarzom. Ale, jak twierdzi dziennik „De Morgen”, który to zbadał i opisał, do archiwów archidiecezji Mechelen trafiły prawdopodobnie drogą bardzo okrężną – z Watykanu. Stolica Apostolska miała je otrzymać od magazynu satyrycznego „The Sprout” – brytyjskiego miesięcznika ukazującego się w Brukseli.

„De Morgen” wiąże to z prześmiewczą opowiastką, która w  2004 r. ukazała się na łamach „The Sprout”. To nie Dutroux, pisała gazeta, porywał, wykorzystywał seksualnie i mordował dzieci, lecz 12 bardzo znanych i szanowanych belgijskich osobistości – tu padały nazwiska, m.in. kard. Danneelsa. Redakcja wysłała dokumenty sprawy Dutroux do Watykanu, prawdopodobnie licząc na jakąś reakcję. Tymczasem Watykan po prostu przesłał je do Mechelen. Władze belgijskie skądinąd skonfiskowały cały nakład owego numeru „The Sprout”.

Nieufność kardynała

W tej sytuacji najbardziej palące i najczęściej stawiane pytanie dotyczy właśnie przecieków: kto ich dokonał i w jakim celu? Czy komuś zależało na tym, by jak najbardziej skompromitować Kościół? Prokuratura obiecuje przeprowadzenie w sprawie przecieków odrębnego śledztwa.

Podstawowe dochodzenie, podobnie jak w innych krajach, prowadzone jest dwutorowo. Z jednej strony chodzi o ustalenie konkretnych przypadków molestowania i ich skali, z drugiej – ewentualnego ich tuszowania. Czy nie było tak, że zwierzchnicy podejrzanych księży lekceważyli doniesienia o tym, co się dzieje? Ofiary to właśnie zarzucają kard. Danneelsowi, który, jak wynika z ich zeznań, nie bardzo chciał dać wiarę ich relacjom. „Mówił, że możemy przynieść tysiące dokumentów, ale on i tak nie ma pewności, czy to nie jest czysta fantazja” – skarżyły się. Kardynał miał tak wyrazić się w styczniu 2000 roku, na spotkaniu z ofiarami.

 

Od tego czasu wiele się zmieniło i Kościół również podjął starania, by we własnym zakresie ustalić prawdę. W tym celu w 2002 r. powołano kościelną komisję, która systematycznie zbierała relacje oraz zeznania i w efekcie zdołała zgromadzić poważne dossier na temat molestowania. Nieoczekiwanie jednak komisja zaprzestała działalności. Pod koniec czerwca jej członkowie zbiorowo podali się do dymisji, protestując przeciwko poczynaniom prokuratury, która w czasie rewizji w Mechelen i Leuven przejęła wszystkie pracowicie zebrane przez nią materiały – imponującą liczbę 475 akt.

Nie chodzi jedynie o to, że bez tych dokumentów komisja nie jest w stanie kontynuować swej pracy. To ważne, ale nie najważniejsze. Najistotniejsze jest to, że w jakiejś mierze, bez żadnej winy komisji, doszło do nadużycia zaufania ludzi, z których wielu zdecydowało się zeznawać tylko pod warunkiem stuprocentowej dyskrecji. Chcą pozostać anonimowi. Tymczasem, skoro akta znalazły się w rękach prokuratury, trudno mieć co do tego pewność, zwłaszcza gdy na porządku dziennym są przecieki. „Ludzie boją się, że mogą przeczytać o sobie w gazetach. My zaś staliśmy się komisją bez materiałów” – powiedział jej przewodniczący, psychiatra dziecięcy Peter Adriaenssens.

Jak w „Kodzie Leonarda”

Wspomniana rewizja może się więc okazać punktem zwrotnym, również dlatego, że forma jej przeprowadzenia spotkała się z powszechnym potępieniem. 24 czerwca policja wtargnęła do kurii arcybiskupiej w Mechelen w chwili, gdy trwało tam comiesięczne posiedzenie episkopatu. Dziewięciu biskupów i personel kurii przetrzymywano od godziny 10.30 do 19.30. Wszystkim odebrano telefony komórkowe, by nie mogli porozumieć się z nikim z zewnątrz. Zarekwirowano komputery. Przeszukano także mieszkanie kard. Danneelsa; to wtedy przejęto jego komputer. W tym samym czasie w Leuven dokonano rewizji w siedzibie komisji.

Największe oburzenie wywołało jednak wiercenie dziur w znajdujących się w katedrze św. Rumbolda grobowcach dwóch byłych prymasów Belgii – bo śledczy zakładali, że tam, w sarkofagach mogły zostać ukryte kompromitujące dla Kościoła materiały. „W kilka godzin zszargany został obraz Kościoła, rzecz godna »Kodu Leonarda da Vinci«” – skomentował obecny prymas, abp Andre-Mutien Leonard. Watykański sekretarz stanu kard. Tarcisio Bertone zauważył, że „w taki sposób nie traktowały Kościoła, jego władz i własności, nawet władze komunistyczne”. W związku z przetrzymywaniem biskupów i sprofanowaniem grobów kardynałów Watykan złożył protest na ręce ambasadora Belgii.

Fatalna rewizja nie tylko spowodowała wstrzymanie pracy komisji kościelnej. Zrodziła też pytania i wątpliwości co do przyszłej współpracy Kościoła i państwa. Wielu specjalistów i znawców problematyki kościelnej, a także osób zaangażowanych w szukanie prawdy o przeszłości, m.in. wspomniany Peter Adriaenssens, odebrało bowiem wydarzenia w Mechelen jako wyraz zasadniczej nieufności państwa – przeświadczenia, że Kościół, nawet jeśli słowem i czynem okazuje pełną gotowość do współpracy, to i tak na pewno coś ukrywa.
 


Brudne metody


Ks. Adam Boniecki
Wszystkie relacje o wydarzeniach w Belgii są zgodne co do jednego: że w chórze głosów oburzenia i protestów nie uczestniczy kard. Godfried Danneels. Właśnie on, który w całej akcji potraktowany został najgorzej, z niezachwianym spokojem powtarza, że dochodzenie w sprawie pedofilii jest całkowicie uprawnione. O metodach – przynajmniej publicznie – się nie wypowiada. Także po dziesięciogodzinnym przesłuchaniu (w charakterze świadka) nie złożył żadnej negatywnej pod adresem władz deklaracji.