Myśli kosmate

Ks. Jacek Prusak SJ

publikacja 29.09.2010 19:51

Pożądliwość jest związana z naturalną ciekawością, wynikającą z grzechu pierworodnego, i przyzwoleniem, by stała się ona motywacją do grzesznych czynów. Nieczysta myśl erotyczna to taka, która ów impuls chce doprowadzić do końca.

Tygodnik Powszechny 39/2010 Tygodnik Powszechny 39/2010

 

„Czy myśli nieczyste są zawsze grzechem?” Takie pytanie zadali mi uczniowie klasy maturalnej, kiedy poprosiłem ich o napisanie na kartkach tematów, o których chcieliby porozmawiać. Moja odpowiedź – a co macie na myśli? – zbiła ich z tropu. Nie chciałem, żeby opowiadali o swoich fantazjach, ale by zastanowili się nad wynikającym z ich pytania błędnym założeniem, że myśli są „nieczyste”, jeśli dotyczą seksu. Jeśli myśli rzeczywiście są „nieczyste”, to z definicji są grzeszne.

Uczniowie zaczęli się zastanawiać, kiedy myślenie o seksie staje się „nieczyste”. Ich przychodzące z trudem odpowiedzi odnosiły się albo do seksu przedmałżeńskiego, albo do masturbacji. Powiedziałem im, że nie są to ani jedyne, ani wystarczające sytuacje do nazwania fantazji erotycznych „nieczystymi” i powołałem się na św. Pawła: „Wiem bowiem i jestem przekonany w Panu Jezusie, że nic samo z siebie nie jest nieczyste, ale staje się nieczyste tylko dla kogoś, kto je za takie uważa” (Rz 14, 14).

Wtedy zapadło milczenie.

Czystość to nie aseksualność

Również penitenci wyznają na spowiedzi, że mieli myśli „nieczyste” bądź „nieskromne”. Określenia te są niejasne i niewystarczające do moralnej klasyfikacji. Każdy z nas miewa fantazje erotyczne, bo od początku życia jesteśmy istotami seksualnymi. Panuje błędne przekonanie o związku wyobrażeń erotycznych z obrazą Boga. O czym więc warto pamiętać przed wyznaniem, że obraziło się Boga nieczystymi myślami? Pomocne tu będzie spojrzenie z perspektywy psychologiczno-seksuologicznej i religijnej, aby nie demonizować własnej natury i z zachowywania czystości nie uczynić nerwicy obsesyjnej. A przy tym nie lekceważyć pokusy, uważając, że cały problem z oceną fantazji erotycznych można sprowadzić do nieświadomych popędów.

Zarówno na płaszczyźnie psychologicznej, jak i religijnej chodzi o zaakceptowanie oraz docenienie siebie przez przyjęcie własnej cielesności, gdyż pochodzi ona od Boga i została stworzona jako dobra. Nie dlatego jesteśmy seksualni, że zgrzeszyli nasi „pierwsi rodzice”, a Bóg toleruje naszą seksualność, aż nie zostaniemy od niej „uwolnieni” w niebie.

Seksualność człowieka jest cechą przejawiającą się we wszystkich sferach jego życia, ale spełnia trzy podstawowe funkcje: prokreatywną, więziotwórczą i rekreacyjną. Seksuolodzy podkreślają, że tym, co je łączy, jest ludzkie szczęście. Z punktu widzenia teologii moralnej seksualność rozważana jest w kontekście cnoty czystości, a więc realizowania trzech jej funkcji w małżeństwie. Przeżycie seksualne ma być wyrazem miłości, czyli daru z siebie. I w tym świetle musimy ocenić nasze myśli erotyczne.

Ani altruizm, ani egocentryzm

Norma moralna regulująca zachowania seksualne wskazuje, że aktywność seksualna powinna pełnić funkcję więziotwórczą (zbliżać małżonków) oraz prokreacyjną (pozwalać na poczęcie). Pożycie seksualne ma być wyrazem miłości i jedności, odpowiedzialności za siebie nawzajem i za życie, które może być owocem tej miłości. Przyjemność jest czymś, co pojawia się jako efekt fizycznej i duchowej bliskości.

Za problematyczne uważam przekonanie, że realizacja potrzeby seksualnej to zwycięstwo postawy prospołecznej nad egocentryczną. Badania seksuologów i psychologów pokazują, że oba nastawienia mają ogromne znaczenie dla ukształtowania dojrzałej seksualności w życiu człowieka. Nie można więc mówić o zdrowych intencjach działań prospołecznych (prokreacji i więzi), jeśli nie sprawiają one osobistej satysfakcji, przyczyniając się do rozwoju osobistego i zaspokajania potrzeby samorealizacji. Można się „poświęcać w łóżku” dla współmałżonka, ale takie współżycie nie będzie bardziej „czyste” dlatego, że nie jest namiętne. Brak namiętności to nie cnota.

Namiętność trzeba jednak odróżnić od pożądliwości. Biblijną definicję namiętności podał autor Księgi Przysłów: „znajduj radość w żonie swej młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią rozkoszuj się zawsze, jej miłością upajaj się stale” (Prz 5, 18-19). Oczywiście nawet żona jak „łania” nie sprawi, że inne kobiety przestaną być pociągające. Przecież stworzenie zaledwie jednej piękności byłoby ograniczeniem niegodnym Stwórcy!

 

Tylko od nas zależy, jaki będziemy mieli do nich stosunek. Pożądliwość jest związana z „naturalną ciekawością”, wynikającą z grzechu pierworodnego, i przyzwoleniem, by stała się ona motywacją do grzesznych czynów. „Nieczysta” myśl erotyczna to taka, która ów impuls chce doprowadzić do końca, i przekształca się w scenariusz, na którym zbudowana jest fantazja. Za „nieczyste” nie można jednak uznać myśli erotycznych tylko dlatego, że wiążą się one z przeżyciem przyjemności. Przyjemność sama w sobie ma wartość neutralną moralnie. Ważne jest, by właściwie uchwycić „napięcie” między pożądliwością a namiętnością i je kontrolować.


Moralność orgazmu

W wyniku realizacji potrzeby seksualnej człowiek doświadcza przyjemności i satysfakcji. Zdaniem seksuologów zdolność do przeżywania orgazmu jest jedną z najwyższych i najbardziej dojrzałych zdolności w rozwoju seksualnym. Wyobrażenia erotyczne nie są „nieczyste” tylko dlatego, że mogą doprowadzić do orgazmu poza kontekstem współżycia małżeńskiego. Na szczęście za sobą mamy czasy, w których polucja nocna była traktowana jako czyn grzeszny, ale wciąż trudno nam doświadczać przyjemności bez poczucia wstydu, kiedy „atakują” nas wyobrażenia erotyczne. Wielu katolików bierze to doświadczenie za oznakę „pożądliwości ciała”, jaką miał na myśli św. Paweł, gdy pisał: „Postępujcie według Ducha, a nie będziecie spełniali pożądań ciała. Gdyż ciało pożąda wbrew Duchowi, natomiast Duch przeciwko ciału. Jedno przeciwstawia się drugiemu, tak że czynicie nie to, co chcecie” (Gal 5, 16-17).

Fantazje erotyczne nie są „nieczyste” tylko dlatego, że doświadcza się ich jako natrętnych poruszeń, których nie można powstrzymać siłą woli. Niektóre osoby (a młodzież ze względów rozwojowych jest tutaj grupą uprzywilejowaną) często w ciągu dnia doświadczają natarczywych wyobrażeń, wcale tego nie pragnąc. To nie jest grzech. Z psychologicznego punktu widzenia ważne jest, aby myśli erotyczne, które przychodzą wtedy, kiedy się ich nie spodziewamy, zaakceptować jako coś własnego, chociaż uciążliwego. Założenie, że cielesność jest dobra, ale potrzebuje kontroli, sprowadza się często do takiego kontrolowania, że przez walkę ze złem rozumie się walkę z własną (a często i cudzą) seksualnością. Przyjemność staje się „nieczysta”, kiedy wynika z postawienia znaku równości między seksualnością a wolnością seksualną. Skrajnym przypadkiem może tu być orientacja automonoseksualna, czyli osiąganie satysfakcji seksualnej jedynie w efekcie zachowań autoerotycznych. Na drugim krańcu są postawy związane z promiskuizmem (czyli współżyciem z przypadkowymi osobami, pozbawionym więzi uczuciowej). Trzeba jednak pamiętać, że zaburzenia ludzkiej seksualności nie są tym samym, co grzeszne czyny. Fantazjowanie seksualne dla osiągnięcia przyjemności nie jest nieczyste dlatego, że dąży do orgazmu, ale dlatego że poszukiwanie przyjemności zmysłowej może przejąć nad nami kontrolę. Przyjemność, która zastępuje wartości, prowadzi do moralnej, a często i emocjonalnej, przepaści. Rozwiązaniem problemu nie jest jednak „nerwica religijna”.

Czystość to nie anielskość

Jeszcze dziś niektórzy gorliwi katolicy sądzą, że są powołani do osiągnięcia „anielskiej czystości”, a więc także wolności od wyobrażeń erotycznych. Za takim ideałem świętości kryje się nie tylko błędna teologia, ale też negatywne dla osobistego rozwoju przekonanie, że celem ascezy jest stłumienie seksualności i wszystkiego, co z nią związane. Ponieważ nie jesteśmy, nie byliśmy i nie będziemy aniołami, porównywanie się do nich wyrządza nam szkodę. Celem ascezy chrześcijańskiej nie jest tłumienie pragnień seksualnych (to prowadziłoby do wolności od moralnej odpowiedzialności), ale integracja trzech najważniejszych funkcji seksualności.

Psychologiczna wartość czystości polega na przejściu od stosunku represyjnego do postawy zakładającej możliwość wyboru, w którym kieruje się oceną wartości będących podstawą danego czynu. Akcent położony jest nie na lęku przed popełnieniem grzechu, lecz na wolności wyboru dobra. Warto pamiętać o psychologicznej zasadzie, która mówi, że „jeśli pragnienie jest ojcem myśli, lęk jest matką wszystkich wydarzeń”. Oznacza to, że lęk, który występuje w kontekście myśli erotycznych, jest złym doradcą, ponieważ często prowadzi właśnie do tego, czego się boimy. Skrajny przypadek takiej tendencji to nerwica obsesyjna, w której należy uwzględnić zbyt szybki rozwój ego (zdolności psychiczno-racjonalno-poznawczych) względem rozwoju libido (tendencji uczuciowo-seksualnych).

Jak zauważył Freud, nieprzypadkowo nadmierny moralizm u osób obsesyjnych jest następstwem tego przesunięcia i tej straty uczuciowo-seksualnej. Można ją odzyskać nie upodabniając się do aniołów, ale stając się dojrzałym człowiekiem. „Tajemnicą” tego sukcesu jest świadomość, że przezwyciężenie pokusy nie oznacza stłumienia seksualności. Nie wysyłajmy do piekła tych, którzy (jeszcze) tej dojrzałości nie osiągnęli. Tymczasem uczmy ich Dekalogu od początku, a nie na skróty, idąc zaś do spowiedzi, właściwie rozeznawajmy własne poruszenia. To nie seks obraża Boga, ale brak miłości. „Nieczysta” jest osoba, która nie kocha, a nie ta, która jest namiętna. Ważne tylko, by nie zamknęła się w świecie swojej wyobraźni.