Sędzia Lyncz w majestacie prawa

Łukasz Kaźmierczak

publikacja 04.10.2010 16:08

Co łączy komunistyczne Chiny, muzułmańskie Iran i Arabię Saudyjską, oraz demokratyczne Stany Zjednoczone? Właśnie te cztery państwa są światowymi liderami w liczbie wykonywanych co roku kar śmierci.

Przewodnik Katolicki 40/2010 Przewodnik Katolicki 40/2010

 

Najbardziej szokuje obecność w tym gronie Stanów Zjednoczonych, było nie było kraju aspirującego do miana strażnika światowej demokracji. To jedyne państwo z kręgu cywilizacji zachodniej, w którym orzeka się nadal karę śmierci (jeśli oczywiście nie liczyć Japonii, którą jednak z Zachodem łączą raczej interesy na tokijskiej giełdzie niźli wspólne dziedzictwo kulturowo-historyczne). Każda z takich egzekucji wywołuje jednak gorące spory i gwałtowne protesty ze strony przeciwników stosowania najwyższego wymiaru kary.

Kilkanaście dni temu problem ten po raz kolejny powrócił na pierwsze strony amerykańskich gazet, za sprawą wstrzymania egzekucji jednego z więźniów skazanych na śmierć. Mowa o 53-letnim Gregorym L. Wilsonie, oczekującym od ponad 22 lat na wykonanie wyroku, zasądzonego za porwanie, gwałt i zabójstwo dokonane w 1987 r. W tym czasie morderca zdążył jednak nawrócić się w więzieniu i zyskać obrońcę w osobie samego Benedykta XVI, który parokrotnie apelował do gubernator stanu Kentucky o akt łaski dla Wilsona. Wyznaczoną na 16 września egzekucję w ostatniej chwili wstrzymał sędzia hrabstwa Franklin, powołując się na proceduralne sprzeczności z prawem stanowym oraz brak gwarancji, że kara śmierci nie zostanie wykonana na osobie niepełnosprawnej umysłowo.

Precz z mojego gruntu

Kara śmierci obowiązuje w Stanach Zjednoczonych od samego początku ich niepodległego bytu, czyli od roku 1776, z krótką przerwą w latach 1972-1976, kiedy to Sąd Najwyższy wstrzymał czasowo jej obowiązywanie. Obecnie najwyższy wymiar kary przewiduje zarówno ustawodawstwo federalne i wojskowe, jak i kodeksy karne 38 z 50 amerykańskich stanów.

Ile w tym czasie stracono osób? Trudno o jakieś precyzyjne dane, w przybliżeniu mówi się jednak o około 20 tys. skazańców. Natomiast oficjalne statystyki prowadzone od 1976 r. wskazują na grubo ponad 1200 egzekucji.

Dlaczego jednak kraj, który nie bez przyczyny określany bywa często „papierkiem lakmusowym ustroju demokratycznego”, stosuje nadal karę uznawaną powszechnie na Zachodzie za archaiczną, okrutną i – zdaniem części jej przeciwników – nie przynoszącą żadnych wymiernych rezultatów? Cóż, jak zwykle w przypadku Stanów odpowiada za to mieszanina podskórnego konserwatyzmu i silnego przywiązania Amerykanów do tradycji.

Tamtejsza konstytucja od samego początku położyła bardzo silny nacisk na ochronę własności i życia, ale właśnie w specyficznym, wyłącznie „obronnym” znaczeniu tego słowa. Tutaj prawo do obrony własnej ziemi (słynne „precz z mojego gruntu”) i życia oznacza nieomal całkowitą swobodę stosowania najbardziej nawet radykalnych środków zaradczych, łącznie z prawem do posiadania i użycia broni. Na podobnej zasadzie „jednostronnej ochrony” działa także prawodawstwo większości stanów, sankcjonujące karę śmierci. Owo zakorzenione w społeczeństwie przekonanie o potrzebie radykalnej samoobrony sprawia, że za utrzymaniem najwyższego wymiaru kary opowiadają się nie tylko republikanie, ale także wielu wpływowych demokratów m.in. Hillary i Bill Clintonowie czy Al Gore.

Okrutna i niezwykła

Główna oś sporu prawniczego wokół kary śmierci – bo tylko na tej drodze wygrywa się dziś w Stanach batalie w kwestiach światopoglądowych – dotyczy interpretacji Ósmej i Czternastej poprawki do konstytucji, które zabraniają stosowania kar „okrutnych” i „niezwykłych”. Przeciwnicy kary śmierci powołują się nie tylko na potencjalną możliwość skazania niewinnych ludzi (w ciągu ostatnich kilkunastu lat z cel śmierci wypuszczono ponad 100 osób, które ostatecznie uznano za niewinne), ale przede wszystkim na jej okrucieństwo.

Wskazują m.in. przypadek niewidomego i prawie całkowicie głuchego 76-latka, Clarence’a Raya Allena - skazanego na karę śmierci za dwukrotne zlecenie morderstwa - straconego w 2006 r.w Kalifornii, po 23 latach przebywania w celi śmierci. Jego adwokaci do ostatniej chwili argumentowali, że stracenie starszego, schorowanego, niemal całkowicie ubezwłasnowolnionego człowieka, jak również okres jego przetrzymywania w celi dla skazańców, można określić jako niekonstytucyjną „okrutna karę”. „Kara śmierci zawsze jest złem, lecz przywiązywanie ślepego 76-letniego mężczyzny do krzesła i wstrzykiwanie mu trucizny jest po prostu groteskowe” - stwierdził wówczas sekretarz generalny Rady Europy Terry Davis, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.

 

 

Abolicjoniści przywołują często także historię Kelseya Pattersona, skazanego na śmierć za dokonanie podwójnego morderstwa i straconego w 2004 r. Szkopuł w tym, że lekarze oficjalnie zdiagnozowali u niego wcześniej schizofrenię paranoidalną, a amerykańska konstytucja zabrania wykonywania wyroków śmierci na osobach upośledzonych umysłowo.

Podobnych przypadków jest zresztą o wiele więcej.

Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak przyznać, że niektórzy przestępcy sami wybierają karę  śmierci zamiast dożywotniego pozbawienia wolności. Tak postąpił m.in. 59-letni Lee Massio, który spędził w celi śmierci ponad 30 lat. Przez ten czas odrzucał wszelkie próby anulowania jego wyroku. Karę wykonano dopiero w 2001 r.

W imię podatników?

Bardzo mocno w sprawę zniesienia kary śmierci angażuje się także od lat amerykański Kościół katolicki. „Kara śmierci stwarza złudzenie, że odbierając życie jednemu człowiekowi chroni życie innego” - napisali biskupistanu Kansas w 2002 r. Konferencja Biskupów USA utworzyła nawet specjalną stronę internetową poświeconą temu zagadnieniu. Amerykański episkopat pracuje także nad stworzeniem systemu pomocy i opieki dla ofiar najcięższych przestępstw i ich rodzin. Chodzi o przekonanie społeczeństwa do rozłożenia akcentów bardziej w kierunku pomocy ofiarom niż samego aktu niepotrzebnej zemsty. „Opierając się na nauczaniu Kościoła katolickiego, opowiadamy się przeciwko obejmowaniu karą śmierci nawet terrorystów (…) Jako duszpasterze jesteśmy przekonani, że stosowanie kary śmierci w jakichkolwiek okolicznościach pomniejsza nas jako istoty ludzkie. Nie możemy nauczać, że zabójstwo jest złem, sami zabijając innych ludzi” - stwierdził w 2004 r. ówczesny arcybiskup Waszyngtonu,kard. Theodore McCarrick. Przedstawiciele tamtejszego Kościoła podkreślają także, że dzisiejszy system penitencjarny potrafi w skuteczny sposób chronić społeczeństwo nawet przed okrutnymi zbrodniarzami. W takich warunkach kara śmierci staje się więc niepotrzebnym okrucieństwem. „Jeśli państwo w imię i pieniędzmi podatników odbiera życie ludzkie, mimo alternatywnych wymiarów kar powstaje wrażenie jakby społeczeństwo chciało przemocą odpowiadać na przemoc” – argumentował bp Nicholas DiMarzio, ordynariusz diecezji brooklyńskiej.

Nadal jednak w całych Stanach Zjednoczonych w celach śmierci przebywa ponad 3600 skazańców.

Unia Europejska wobec kary śmierci

Zniesienie kary śmierci to jeden z najważniejszych warunków członkostwa w UE. „Nikt nie może być skazany na karę śmierci ani poddany jej wykonaniu” – głosi zapis unijnej Karty Praw Podstawowych.

Wszystkie państwa członkowskie podpisały również Protokół nr 6 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (zakazujący stosowania kary śmierci w czasie pokoju), a zdecydowana większość z nich (w tym Polska) także protokół nr 13 (przewidujący całkowite zniesienie kary śmierci niezależnie od okoliczności).

Nie zawsze jednak tak było. W wielu państwach członkowskich karę śmierci stosowano jeszcze długo po zakończeniu II wojny światowej. Przykładowo w  Grecji ostatnia egzekucja za morderstwo została wykonana w 1972 r. (karę śmierci zniesiono tam dopiero w grudniu 1993 r.), we Francji w 1977 r., na Węgrzech w 1989 r., a na Litwie w 1995 r.

W Polsce ostatnia egzekucja został przeprowadzona 21 kwietnia w 1988 r. W krakowskim  więzieniu powieszono wówczas gwałciciela i zabójcę, niejakiego Stanisława Cz. Całkowite zniesienie kary śmierci nastąpiło dopiero w 1997 r., wraz z wejściem w życie nowego kodeksu karnego.