Nie zobaczyli, a uwierzyli

Wanda Półtawska

publikacja 30.12.2010 19:43

Od wielu lat próbuję wytłumaczyć młodym ludziom, że miłość nie boi się czasu. Miłość umie czekać, jeśli jest autentyczna, gdy nie jest pożądaniem, ale gotowością dawania.

Magzyn Familia grudzień/2010 Magzyn Familia grudzień/2010

 

Po wykładzie, który miałam w liceum, dostałam list od dziewczyny z klasy maturalnej. Pisała w nim: „Nie rozumiem, dlaczego – jeśli kocham mojego chłopca – to nie mogę mu dać tego, co mam najdroższego – siebie samej? My się naprawdę kochamy”. Wierzę, że tak myślisz – i nie odpowiem wprost, choć różne mogą być aspekty tej samej sprawy. Zamiast tego, opowiem ci pewne zdarzenie.

Wysoka cena doświadczenia

Był piękny, ciepły wrześniowy dzień i babcia poszła do lasu z wnuczkami: trzyletnią – nazwijmy ją – Ewunią i jej braciszkiem – niech będzie – Tomkiem. W pewnej chwili mała podbiegła parę kroków, uklękła na mchu, z zachwytem złożyła rączki i zawołała: „Och, jaki piękny «gib»!”. Na wysokiej nóżce pyszniła się nakrapiana biało-czerwona główka muchomora. Dziewczynka chciała zerwać grzyb, ale babcia na czas powstrzymała małą rączkę: „Nie rusz tego, dziecino, to grzyb trujący”. „Taki piękny?” – mała z żalem opuściła podniesioną rączkę. Ale zaraz doskoczył jej brat i zerwał muchomora. Ewunia zawołała: „Nie rusz! Babcia przecież mówiła, że on jest trujący”. Chłopiec podniósł głowę, spojrzał na babcię i zapytał:„Skąd wiesz?”. Wówczas dziewczynka odpowiedziała z przekonaniem: „Babcia wie”. „Ale skąd wie?”. „Z doświadczenia” – wyjaśniła  babcia, spokojna, siwa pani.

„A co to doświadczenie? – dopytywał Tomek. – Jakie ono jest?”.

Babcia zdecydowała się: „Dobrze, Tomku, weź ten grzybek i zrobimy doświadczenie”.

W domu babcia polała pokrojony grzyb wodą, posypała cukrem i postawiła na werandzie. Dzieci obserwowały go zaciekawione. Po chwili wokół talerzyka zaczęły krążyć owady. Pierwsza zanurzyła cieniutką trąbkę osa i za moment leżała martwa obok talerzyka. Potem to samo spotkało kilka much. Nadleciał też kolorowy motylek, pawie oczko. Dziewczynka wyciągnęła rączki, krzycząc: „Nie, nie! Nie jedz tego!”, ale motyl już wysunął czarną, delikatną rurkę i natychmiast padł martwy.

Mała podskoczyła do Tomka, tłukąc go po klatce piersiowej małymi piąstkami: „Ty wstrętny chłopaku, zabiłeś motylka!” – wołała.

Tomek cofnął się, krzycząc: „Wcale nie, nieprawda! To nie ja!”.

Na odgłos krzyków wyszła na werandę mama.

„Co tu się dzieje?”.

Ewunia podbiegła do matki, szlochając: „Bo on zabił motylka!”.

Matka popatrzyła na swojego synka: „Och, czemu to zrobiłeś?”.

Ale Tomek krzyczał: „To nie ja!

To doświadczenie!”.

Babcia wmieszała się, tłumacząc, co i jak było, ale mała wciąż szlochała nad martwym motylkiem.

Babcia próbowała ją uspokoić: „Widzisz, trudno! Motylki i tak żyją bardzo krótko, a śmierć akurat tego motylka przyczyniła się do tego, że Tomek coś zrozumiał”.

Mała dziewczynka podniosła wielkie, niebieskie, smutne i załzawione oczka i poważnie powiedziała: „Ale on powinien był wiedzieć, że ty wiesz! – i zwracając się do braciszka, dodała: – Na drugi raz będziesz słuchał babci, bo babcia wie!”.

Chłopak nie odpowiedział, tylko zakręcił się na pięcie i mruknął pod nosem: „Jak mi się zechce”.

I pobiegł przed siebie, a babcia smutno popatrzyła za nim.

Ewunia jeszcze raz powtórzyła:

„Ale on wcale nie musiał robić tego doświadczenia! Przecież ty mu powiedziałaś! Dlaczego nie uwierzył?”.

Babcia zadumanym spojrzeniem śledziła oddalającego się chłopca i z pewnym rozgoryczeniem stwierdziła: „Nie on jeden…”.

Chcieć zaufać

„Szczęśliwi, którzy nie zobaczyli, a uwierzyli”. Komu wierzysz?

Zadam ci teraz wprost to pytanie: „Z kim chcesz dyskutować?”. To nie babcia wymyśliła szóste przykazanie, to sam Bóg podyktował je Mojżeszowi i na kamiennych tablicach spisano: „Nie cudzołóż”! I nawet gdyby nie było żadnych innych racji – a przecież są – to jedno powinno wystarczyć… Komu zaufałaś?

Autorka jest członkiem Papieskiej Rady do Spraw Rodziny oraz Papieskiej Akademii „Pro Vita”. Żona, matka czterech córek.