Komunia znaczy także odwaga świadectwa

Abp Józef Michalik

publikacja 11.01.2011 21:34

Bóg w swej miłości wyposażył nas w wielkie dobro, jest ono w nas zmagazynowane, ale nie zawsze potrafimy otworzyć tę furtkę, by poszerzać swoje horyzonty, pogłębiać duchowość, strzec sumienia. Ale nie powinniśmy się zniechęcać, warto ciągle próbować

Niedziela 2/2011 Niedziela 2/2011

 

Trwamy w świątecznych klimatach życzliwości, w atmosferze nadziei, płynącej z noworocznych spotkań, obietnic i życzeń. Czasem rodzi się pytanie o zasadność nadziei w tych trudnych czasach. Człowiek jest dziełem Boga. Boże dzieło musi się udać, nie może być niewypałem. Bóg w swej miłości wyposażył nas w wielkie dobro, jest ono w nas zmagazynowane, ale nie zawsze potrafimy otworzyć tę furtkę, by poszerzać swoje horyzonty, pogłębiać duchowość, strzec sumienia. Ale nie powinniśmy się zniechęcać, warto ciągle próbować.

Człowiek jest drogą Kościoła – mówił Jan Paweł II za Soborem Watykańskim II – czyli trzeba na człowieka zwracać uwagę, żeby Kościół mógł się rozwijać i żeby mogło rozwijać się człowieczeństwo w człowieku. Dopóki człowiek w człowieku żyje, dopóki rozwija się to, co ludzkie w nim – jest ciągle wielka nadzieja na kontakt z Bogiem, na lepsze kontakty z drugim człowiekiem, na naprawienie tego, co złe. Boże Narodzenie, Nowy Rok i każda okazja roku duszpasterskiego pomagają to zrozumieć i podejmować na nowo wysiłek, by realizować nadzieję na powiększenie dobra i radości, rozwiązanie trudności, obudzenie solidarności z drugim człowiekiem. Pan Bóg tych wysiłków nie lekceważy, ale im towarzyszy i błogosławi.

Kościół jest ponadczasowy i ponadideologiczny

Kontynuując tę refleksję, można podać w wątpliwość przebijający optymizm, argumentując sceptycyzm ogarniającą nas zewsząd agresją. Wobec takiej sytuacji trzeba odpowiedzieć znaną zasadą ewangeliczną, głoszącą, że tam, gdzie obfituje grzech, tam nadobfituje łaska, a gdzie obfituje nienawiść, zawiść, tam powinna obfitować miłość. To jest wskazanie praktyczne i bardzo ważne. Obojętność jest największym wrogiem postępu. To natomiast, że taka czy inna interpretacja albo sama prawda budzi zgrzyty, niepokoje – nie powinno nas zniechęcać, to nie powód do opuszczania rąk. Kościół próbuje zachować niezależność, niezawisłość od wszystkich układów, Kościół nie może się utożsamiać z myśleniem poszczególnych partii, ideologii intelektualnych czy kulturowych. Kościół jest ponadczasowy i ponadideologiczny tak jak Ewangelia, co może trudno ludziom na początku zrozumieć, ale później przychodzą do Kościoła, szukają w nim inspiracji, wypytują, bo się niepokoją. Staram się to podtrzymywać w moim przepowiadaniu, które jest pewnie niedoskonałe i nie w pełni dostosowane do języka i mentalności współczesnej, choć staram się mieć kontakt z rzeczywistością. Ale napór laickiego, zsekularyzowanego myślenia jest bardzo mocny i nieobiektywne prawdy trafiają do ludzi. Przykładowo w interpretacji zachowań wobec krzyża na Krakowskim Przedmieściu są dwa punkty widzenia, bo dwie grupy zawłaszczyły prawo do krzyża. Jedni uważają, że Kościół nie zajął stanowiska, bo nie posłał natychmiast szarży żołnierzy czy strażaków, żeby zabrać krzyż i przenieść na wyznaczone miejsce, a drudzy – że biskupi powinni zwołać konferencję Episkopatu, aby bronić krzyża harcerskiego na Krakowskim Przedmieściu. I jedna, i druga interpretacja jest niewłaściwa. Właściwa natomiast była interpretacja Arcybiskupa Warszawskiego, że w konkretnej sytuacji, która się wydarzyła, sposobem adoracji krzyża jest modlitwa, a miejscem – kościół, ale to nie znaczy, że rezygnujemy z obecności krzyża w przestrzeni publicznej. Tamtejsza sytuacja stała się przyczyną znieważania krzyża. Trzeba oceniać też owoce danego wydarzenia, a tu oprócz dobrej woli jednych było też coraz więcej znieważeń. Powiedzmy szczerze: to wydarzenie zostało upolitycznione.

Podobnie było później – i będzie też zapewne w przyszłości – jedna z partii np. zapowiedziała przed wyborami, że roześle do księży list, żeby promowali jej kandydatów. Gdyby to zrobiła partia opozycyjna, byłby wielki lament o upolitycznienie. Ale w tej sytuacji wszyscy milczą. Środki przekazu, najświatlejsze, najbardziej „postępowe” gazety, które tak się martwią, żeby ta druga strona nie wzięła góry, nabrały wody w usta. Ta sytuacja ujawnia dość czytelnie, że jakiekolwiek bezpośrednie zaangażowanie księży w jedną czy w drugą partię jest niewskazane i nie powinno mieć miejsca. Trzeba mówić o wartościach, o przykazaniach Bożych i domagać się, żeby także w życiu publicznym było dla nich miejsce – miejsce dla Ewangelii, dla krzyża, nie tylko tego zawieszonego na ścianie, postawionego przy drodze, ale przede wszystkim dla krzyża, który wskazuje drogę życia, domaga się zachowania przykazań Bożych.

Prawda, ale w miłości

Na rynku księgarskim pojawiła się książka wydana przez katolicką witrynę, która już w tytule zdradza niezrozumienie obecności wierzących w Kościele. A przecież bardziej niż bitwa potrzebna jest dziś troska o Kościół. Przeczytałem tę książkę z obowiązku. Jest tendencyjna, ale chyba nie jest złośliwa. Autorzy to ludzie szukający, niekiedy niezorientowani do końca. Nawet redaktorka z antyklerykalnej gazety, bardzo tendencyjna przy innych okazjach, tu jest raczej człowiekiem szukającym, choć mnie osobiście bardzo razi radykalizm w wierności prawdzie bez miłości, bo nie takie jest chrześcijańskie służenie prawdzie. Musimy troszczyć się o prawdę, być wierni zasadom, ale powinno to być czynione w miłości, bo inaczej nie będzie ewangeliczne. Pan Jezus przypomina, że prawo Boże musi być zachowane, ale jednocześnie przebacza grzesznikowi, broni go, bo wie, że jego upadek wynika ze słabości.

 

 

Patrzę na tych redaktorów z wyrozumiałością i ze współczuciem, że nie dotknęli istoty problemu mimo uczciwego poszukiwania. Brakuje im miłości do człowieka, wyrozumiałości w dążeniu do prawdy oraz troski, żeby nie ranić ludzi. Nie ma wątpliwości, że dzisiaj bardzo potrzebne są troska o Kościół i promocja dobra. Podczas bitwy leje się krew, są bolesne rany, ofiary, których być nie powinno. To jest dobra książka na czas, kiedy nawet ludzie, którzy powinni inaczej zachowywać się w trosce o Kościół – niektórzy księża i zakonnicy – próbują wyciągać na zewnątrz jakieś swoje wizje Kościoła: nieteologiczne, nie-Boże, bo jeśli się domagają tego, żeby Kościół w Polsce walczył, żeby dał „po uszach” tamtej stronie, czyli Radiu Maryja... Powtarzam wtedy, że w Kościele jest miejsce i na „Tygodnik Powszechny”, i na „Nasz Dziennik”. Obliczem zaś Kościoła w Polsce musi być nie jakiś człowiek, ale Chrystus czytelny w obliczu każdego człowieka – to jest przyszłościowa wizja Kościoła, która najbardziej mu służy. Jeśli w rodzinie matka i ojciec będą czytelnym obliczem Chrystusa dla swojego dziecka, jeśli współpracownik dla swego szefa będzie wyrzutem sumienia albo wzorem zachowania, to stanie się obliczem Chrystusa, Kościół wtedy prawdziwie będzie rósł i może się zdarzyć to, czego bym bardzo życzył Kościołowi w Polsce i na świecie, czego bardzo pragnę i ufam, że Pan Bóg w wiadomym sobie czasie to sprawi – że powtórzy się historia wczesnych wieków i świat obudzi się jako chrześcijański. Za Konstantyna nie mieczem wywalczono wolność religijną. Otoczenie cesarza, jego rodzina już żyła Dobrą Nowiną, już byli świadkami Chrystusa i męczennikami w trosce o zachowanie Ewangelii. Przyjęcie chrztu stało się wtedy krokiem naturalnym.

Łączy nas wiara w jednego Boga

Ten rok rozpocznie się w archidiecezji przemyskiej ogólnopolskim Dniem Judaizmu. W niedzielę 16 stycznia będą miały miejsce spotkania i modlitwy z Żydami w archikatedrze, w seminarium i w kilku innych miejscach. Pójdziemy się pomodlić na cmentarz żydowski, odmówimy Psalmy, będziemy czytać Pismo Święte. Bardzo zapraszam do spojrzenia wiarą na naszych „starszych braci w wierze” – jak Żydów nazywał Jan Paweł II – którzy otrzymali pierwsze wezwanie od Boga i zawarli pierwsze Przymierze, które przed Bogiem trwa. Dopełniło się ono w Jezusie Chrystusie, w Jego śmierci za nasze grzechy. Pan Bóg jest wierny swemu przymierzu, tylko nam, ludziom, nie staje niekiedy tej wierności. To ważne, żebyśmy zauważali, iż są wśród nas Żydzi wierzący, uczciwi, prawi. Są Żydzi szlachetni, kochający Polskę i zatroskani o tę wspólną Ojczyznę, chociaż nieuznający Jezusa. Znamy wielkich współczesnych świadków wierności tradycji żydowskiej – chociażby Janusz Korczak czy rabin Abraham Joshua Heschel – ludzi, którzy właściwie żyli Słowem Bożym. Są też – tak jak i wśród katolików – niestety i tacy, którzy wiarę traktują jedynie deklaratywnie i domagają się dla siebie przywilejów, bo w niewłaściwy sposób odbierają przesłanie Boga do człowieka obdarzonego prawdziwą wiarą. Zdarzają się i tacy, którzy chcą uchodzić za wierzących, ale niewiele zachowują wierności wobec Pana Boga i ludzi w swoim życiu.

Tego rodzaju kontakty między Żydami i chrześcijanami obecne w historii i dziś są potrzebne, zwłaszcza że na naszych terenach mieszkało wielu Żydów. Między ludźmi obydwu narodów i religii były pozytywne i mocne relacje. Wielu Polaków ofiarowało życie dla ratowania swoich sąsiadów podczas trudnego okresu okupacji. Trwa proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów, którzy zostali zamordowani za pomoc Żydom w czasie wojny. Myślę, że to jest wielkie dziedzictwo, które wyzwalało dobro z obydwu stron, i warto się wspólnie pomodlić, żeby Pan Bóg prowadził nasze narody w swojej łasce i błogosławieństwie, żeby nastawała większa życzliwość, zrozumienie, większa gotowość pomocy. Do jednego Boga się modlimy.

Kościół przemyski zaprasza

Kolejnym wydarzeniem, które będzie wyzwaniem dla archidiecezji przemyskiej jest to, że kardynałowie i biskupi chcą odwiedzić Przemyśl; w dniach 14-16 października odbędzie się tu konferencja Episkopatu Polski. Chciałbym, żebyśmy mogli pokazać rzeczywistość naszego Kościoła, żeby biskupi z innych miast, diecezji pomodlili się za nas oraz zobaczyli nasze problemy i próby ich rozwiązywania, nasze radości, sukcesy, może też i nasze trudności, i niepowodzenia, żebyśmy mogli wzajemnie się ubogacać, skorzystać z doświadczeń innych diecezji, wspólnie się pomodlić i razem wyznać wiarę.

Prezentując panoramę najważniejszych wydarzeń 2011 r., chciałbym dorzucić drobną, ale dla mnie znaczącą informację dla turystów, którzy odwiedzą w nadchodzącym czasie Bieszczady.

W parafii Kuźmina k. Birczy mieszka nieco ponad 500 osób, spośród nich ok. 60 osób w Roztoce. Roztoka to wioska przy drodze z Kuźminy do Ustrzyk. Przy tej drodze jest kościół, który był dawniej cerkwią. Dzisiaj jest tam odnowiony, piękny obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, bardzo stary. Powstał jako wotum przebłagalne księdza greckokatolickiego za grzechy popełnione i w nadziei na pomoc Matki Bożej w odbyciu pokuty. Ten obraz nosi tytuł Matki Bożej z Roztoki Pocieszycielki Pokutujących Grzeszników. Matka Boża jest Matką Odkupiciela świata, Matką Tego, który wziął na siebie nasze grzechy i zawsze współcierpi z Chrystusem i z każdym z ludzi, jest obecna pod krzyżem Pana Jezusa i naszym. Rany po niektórych grzechach są tak ciężkie, że zostają na długie lata, niektórzy długo nie mogą znaleźć spokoju sumienia. Tu jest właśnie ich nadzieja – Matka Boża pocieszająca pokutującego grzesznika wie, że człowiek niesie w sobie ból, ciężar dziedzictwa grzechu, i jest przy nim. To bardzo piękny tytuł, który warto dla siebie odkryć. To jest także naznaczenie szlaku bieszczadzkiego kolejnym znakiem obecności Matki Najświętszej, obecności działania Bożego wśród nas, które będzie owocne, jeśli ludzie zechcą z niego skorzystać, współpracując z łaską Bożą.

Chciałbym życzyć w nowym roku duszpasterskim, abyśmy podjęli nasze wielkie powołanie do komunii – jedności z Bogiem, przychodzącym jako Zbawiciel, jako „Bóg z nami”. Nie ma takiej sytuacji, w której człowiek byłby oddzielony od Boga – On jest nam wierny i gotów pomagać, ale problem w tym, żebyśmy tej krzepiącej bliskości Boga szukali. Życzę też licznych okazji, w których będziemy mogli innych ubogacić obecnością Jezusa przy nas, w naszym myśleniu, zachowaniu, ale też żebyśmy od innych umieli czerpać pokrzepienie na drogach naszego nowego roku.