Tutaj nie ma twardzieli

Adrian Kotas

publikacja 31.12.2010 20:30

Każdy pacjent dotknięty nieuleczalną chorobą próbuje zrozumieć czy dowiedzieć się, dlaczego tak się stało i dlaczego akurat teraz. Wielokrotnie spotykam się z tak zadanym pytaniem i wiem, że nie ma odpowiedzi, która może w tym czasie pacjenta usatysfakcjonować.

Warto 54/4/2010 Warto 54/4/2010
wydawane przez Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko Augsburskiego w RP

 

Każda choroba zawsze przychodzi nie w porę i sprawia, że nasze życie na jakiś czas traci swoją wartkość. Inaczej zacho­wujemy się, gdy przyczyną naszego niedomagania jest prze­ziębienie czy inne błahe schorzenie. Inaczej, gdy choroba powala nas na tydzień czy nawet miesiąc, lecz mamy prze­świadczenie czy wręcz pewność, że wrócimy do zdrowia. Sytuacja rysuje się zupełnie inaczej i jest ona szczególnie trudna, kiedy zgodnie z lekarską diagnozą okazuje się, że choroba, która nas dotknęła, jest nieuleczalna i wkrótce przyniesie śmierć.

Zarówno dla pacjenta, jak i lekarza sytuacja ta nie jest łatwa. Pacjent – wiadomo – staje w sytuacji podbramkowej i musi podjąć walkę, która niekoniecznie skończy się sukcesem. A dla lekarza? Czy to też sytuacja trudna? Przecież doświad­czony medyk codziennie ma do czynienia z zagrożeniem ży­cia, chorobami nieuleczalnymi i śmiercią. Dla rutyniarza to chleb powszedni – kto w ten sposób myśli, jest w wielkim błędzie. Pracy nie można oddzielić od uczuć, choć niekiedy chciałbym roztoczyć wokół siebie nieprzepuszczalny dla ludz­kich emocji pancerz. Póki co empatia z medycyną muszą iść w parze.

Informacja przekazana pacjentowi o nieuleczalnej chorobie jest zawsze szokiem, niezależnie od indywidualnej twardości charakteru, wieku, płci czy wykształcenia. W obliczu tragedii ludzkie emocje zawsze wyprzedzają rozum. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Informacja taka zwala z nóg w sekun­dzie, a życie nabiera nowego znaczenia, które zmienia kieru­nek myślenia i działania, i to nie tylko w umyśle chorego, ale całej jego rodziny. Pociąg życia zjeżdża na inny tor, który wkrótce się skończy. Informacje odnośnie choroby nieule­czalnej każdy pacjent przyjmuje bardzo indywidualnie.

Do dziś pamiętam jedną z takich rozmów. Pacjent z guzem, przed operacją zupełnie świadomy swojej choroby, z wielkim żalem mówił mi o swoim ciężkim życiu skupionym na pracy, budowaniu domu, opiece nad liczną rodziną i wielu doświad­czeniach, które ciężko przechodził. Teraz, kiedy od kilku mie­sięcy może cieszyć się upragnioną emeryturą i spokojem, bo dzieci dorosłe, wykształcone, mieszkają na swoim, wnuki zdrowe i wesołe, mogło rozpocząć się wreszcie spokojne i radosne życie. I ten misterny plan w jednej chwili runął, bez uprzedzenia czy jakiegokolwiek ostrzeżenia. Taka nagłość sytuacji sprawia, że pacjenci w jednej chwili tracą poczucie bezpieczeństwa, fundament, na którym opierali swoje życie, usuwa się im spod stóp. Tutaj nie ma twardzieli, wszystkim łzy napływają do oczu. Mnie samemu wielokrotnie też.

Rozmowy te są niezwykle trudne i w każdym przypadku prze­biegają w odmienny sposób. Niejednokrotnie ważne jest, aby taka osoba została wsparta pomocą wykwalifikowanych i obytych z tym problemem psychologów i terapeutów.

Elisabeth Kübler-Ross opracowała schemat postępujących po sobie etapów stanów emocjonalnych, które pomagają zrozumieć zachowanie osób dotkniętych chorobą nieuleczal­ną. Na początku człowiek doznaje szoku, niedowierza lub za­przecza, że jest chory. „Czy aby na pewno tak jest?”, „czy dia­gnoza została postawiona prawidłowo?” – myśli te są formą obrony ludzkiej psychiki przed ogromnym wstrząsem, jakim jest świadomość zbliżającej się śmierci. Towarzyszą im często bezsenność, brak łaknienia, nierzadko myśli samobójcze.

Druga faza to gniew i bunt. Wówczas chory nie ma już wąt­pliwości odnośnie trafności postawionego rozpoznania. Po­jawiają się natomiast dręczące pytania: „Dlaczego właśnie ja?, dlaczego mnie to spotkało?” oraz pretensje do lekarzy i do Pana Boga czy losu za to, co się stało. Gniew może mobilizować i aktywizować organizm do podjęcia walki. Ale też przeciwnie – pozbawiony kontroli może stać się siłą zwróco­ną przeciwko choremu lub jego otoczeniu.

Kolejny etap można określić mianem targowania się, per­traktacji czy układów. Chory negocjuje swój stan zdrowia z losem, ale przede wszystkim z Panem Bogiem. To czas skła­dania obietnic, „że jeśli wyzdrowieję, to...”.

Czwarta faza to stan depresji. Człowiek, przechodząc ten etap, pogrążony jest w smutku na myśl o rozstaniu z bliskimi osobami. Odczuwa ogromny żal, że nie zdąży już zrealizować wymarzonych, zaplanowanych czy już powziętych planów. Ostatnim etapem w psychologicznej teorii umierania jest postawa pogodzenia się ze śmiercią. Jest to czas spokojnego wyczekiwania nieuchronnej i wiadomej przyszłości.

Każdy pacjent w indywidualny sposób reaguje na wiadomość o nieuleczalnej chorobie. Opisany schemat dotyczy każdego, lecz poszczególne jego fazy mogą znacząco różnić się czasem trwania czy nasileniem. Niesamowicie ważne jest ustalenie odpowiedniego postępowania w zależności od aktualnej fazy.

Każdy pacjent dotknięty nieuleczalną chorobą próbuje zro­zumieć czy dowiedzieć się, dlaczego tak się stało i dlaczego akurat teraz. Wielokrotnie spotykam się z tak zadanym py­taniem i wiem, że nie ma odpowiedzi, która może w tym czasie pacjenta usatysfakcjonować. Niby oczywistym i jasnym jest, że śmierć dotknie każdego. Czasami przychodzi nagle, bez ostrzeżenia, czasami skrada się i powoli atakuje, innym razem dręczy bólem i męczy bezlitośnie.

Ze śmiercią wygrać się nie da. Jednych spotyka wcześniej, in­nych później. Jedynie wówczas nabiera ona właściwego zna­czenia i sensu, gdy jest przejściem z doczesności do wieczności.

lek. med. Adrian Kotas neurochirurg