Niepełne dobro

S. Barbara Chyrowicz, Jarosław Gowin

publikacja 02.02.2011 20:37

S. Barbara Chyrowicz, filozof, etyk: Zgoda Kościoła na adopcję zamrożonych embrionów, osłabiając stanowisko wobec metody in vitro, oznacza równocześnie zgodę na zagrożenie życia kolejnych istot. | Jarosław Gowin: Kościół umywa ręce i mruga do polityków: rozwiążcie ten problem, tylko nie powołujcie się na nas.

Tygodnik Powszechny 5/2011 Tygodnik Powszechny 5/2011

 

Maciej Müller, Tomasz Ponikło: Czym różni się adopcja dziecka od adopcji embrionu?

S. Barbara Chyrowicz: Adopcja dziecka jest bezdyskusyjnie słusznym działaniem, przy pomocy którego staramy się rozwiązać zastany – z różnych powodów (np. śmierć rodziców, niezdolność do pełnienia funkcji rodzicielskich etc.) – problem osieroconych dzieci. Adopcja embrionów nadliczbowych wpisana jest natomiast w moralnie kontrowersyjny program in vitro, będąc próbą rozwiązania problemu, który w trakcie prowadzenia programu został przez nas wygenerowany. Gdyby nie poddawano zarodków kriokonserwacji, nie mielibyśmy dzisiaj problemu, co z nimi począć. Czym innym jest zapobieganie zaistniałym problemom, czym innym ich celowe powodowanie.

Jarosław Gowin: Umożliwiając adopcję embrionów, również rozwiązujemy problem zastany. Przecież w lodówkach polskich klinik żyją dziesiątki tysięcy zamrożonych embrionów. Legalizacja adopcji nie oznaczałaby więc generowania problemu, tylko zapobieganie patologicznym skutkom ubocznym towarzyszącym sztucznemu zapłodnieniu. Nie widzę różnicy między adopcją embrionu a adopcją dziecka już urodzonego.

S. Barbara Chyrowicz: Byłaby tutaj analogia co do idei adopcyjnej, ale kontekst jest nadal inny. Gdyby generalnie zaprzestano prowadzenia programu in vitro i zamrażania zarodków, bylibyśmy w innej sytuacji niż wtedy, gdy adopcję zarodków wprowadzamy jako zasadę w trakcie prowadzenia programu. To dwie różne sytuacje. Zgoda na adopcję jest pośrednio zgodą na powstawanie problemu dodatkowych zarodków, który następnie próbujemy w jakiejś mierze rozwiązać poprzez adopcję.

Jarosław Gowin: W projekcie ustawy proponuję zakaz tworzenia nadliczbowych zarodków, połączony z możliwością adopcji w szczególnych sytuacjach. Chodzi o embriony, które już są zamrożone albo które powstaną z myślą o implantacji, ale z jakichś powodów do niej nie dojdzie.

S. Barbara Chyrowicz: To trochę inny wariant niż przyjęcie co do zasady możliwości adoptowania zarodków, ale w Polsce już mamy kilkadziesiąt tysięcy zamrożonych embrionów, do których nikt nie zgłasza pretensji – uruchomienie programu adopcyjnego wygeneruje więcej problemów, niż rozwiąże.

Jarosław Gowin: Stworzy szereg problemów moralnych, praktycznych i prawnych, ale wyeliminuje najważniejszy: problem pozbawiania szansy na życie zamrożonych embrionów. Nie rozumiem i nie akceptuję nauczania Kościoła w tej kwestii. Jeżeli przyjmujemy, że embrion jest osobą ludzką, mamy obowiązek dać mu szansę urodzenia się. Nie chcę nikogo urazić, ale nasuwa mi się tu porównanie moralności uczonych w Piśmie z moralnością miłosiernego Samarytanina. On nie pyta, kim jest ranny leżący przy drodze, i nie zastanawia się nad moralnymi czy społecznymi konsekwencjami przyjścia mu z pomocą. Embriony są „zranione” przez to, że zostały porzucone przez rodziców.

S. Barbara Chyrowicz: Nie podważam szlachetności intencji, ale przecież to Kościół właśnie od momentu powstania metody in vitro zdecydowanie się sprzeciwiał tworzeniu w warunkach laboratoryjnych i zamrażaniu zarodków. Dokładnie w imię ochrony życia. I czy nie jest paradoksalne, że program, który z definicji ma spełnić pragnienie posiadania dzieci, ostatecznie doprowadza do ich porzucania?

Podobną pochwałę intencji czytamy w instrukcji „Donum vitae”, która jednak chwilę później określa adopcję jako niosącą te same problemy, co cały program in vitro. W czym leży problem związany z daniem embrionom szansy na życie?

S. Barbara Chyrowicz: Najpierw w tym, że adopcja jest elementem ryzykownego dla ludzkiego życia programu. Dalej – akcja ratowania embrionów napotyka na przeszkody, które „studzą optymizm”. Skoro wszystkie zarodki są dziećmi, należy ratować wszystkie bez wyjątku, a to jest w praktyce niewykonalne. Czy kobieta zgodzi się na taką adopcję, jeżeli zarodek nie będzie podlegać diagnostyce preimplantacyjnej? Był przecież zamrożony, co może powodować np. genetyczne bądź strukturalne wady. Czy realizacja tego szlachetnego planu jest zatem możliwa bez selekcji, czyli de facto eugeniki? Kobieta zapewne skorzysta też z diagnostyki prenatalnej, bo to przecież ciąża podwyższonego ryzyka. A jeśli diagnostyka wykaże poważne zaburzenia rozwojowe? Przecież zgodnie z prawem może taką ciążę usunąć... A ponieważ to nie jest jej biologiczne dziecko, to opór przeciwko przeprowadzeniu aborcji będzie znacznie słabszy.

Jarosław Gowin: Jestem przekonany, że ci, którzy przystąpiliby do adopcji, mieliby na tyle silną motywację, by ratować ludzkie życie, że byliby gotowi zrezygnować z diagnostyki preimplantacyjnej. Przypomnę zresztą, że w moim projekcie jest ona zakazana jako forma eugeniki. Ma natomiast Siostra rację, że to rozwiązanie jest niespójne z regulacjami antyaborcyjnymi, które dopuszczają diagnostykę prenatalną. Ale zmieniałbym – choć nie ma na to teraz społecznej akceptacji – ustawę antyaborcyjną.

S. Barbara Chyrowicz: Nie sądzę, żeby zgłosiło się wielu potencjalnych rodziców rezygnujących z możliwości diagnostyki preimplantacyjnej i badań prenatalnych.

Jarosław Gowin: W skali świata będzie ich garstka.

S. Barbara Chyrowicz: Więc uda się uratować tylko garstkę dzieci.



Uratujmy przynajmniej niektóre.

S. Barbara Chyrowicz: Mamy prawo decydować, kto będzie żył, a kto nie?

Jarosław Gowin: Analogiczne wątpliwości istnieją przy adopcji dzieci urodzonych. Również dochodzi do selekcji, a te obarczone wadami genetycznymi mają znacznie mniejsze szanse. Uważam, że nie tylko intencje zwolenników adopcji są dobre, ale że sama adopcja jest rozwiązaniem właściwym, choćby doprowadziła do uratowania jednego życia. Pod warunkiem oczywiście, że nie w myśl zasady „życie za życie”.

S. Barbara Chyrowicz: Adopcja dzieci urodzonych jest raczej decyzją o jakości ich życia niż o szansie przeżycia. Pan jest przeciwny niszczeniu życia, ale jak rozumiem, nie ma Pan wątpliwości co do dopuszczalności samej metody in vitro.

Jarosław Gowin: Mam szereg wątpliwości, ale zasadniczo mówię: „tak”.

S. Barbara Chyrowicz: A ja mówię „nie”, mając szereg wątpliwości odnośnie do tego, co zrobić z zarodkami. W naszej dyskusji mamy do czynienia z nieco paradoksalną sytuacją, ponieważ Kościół zdecydowanie przeciwny metodzie in vitro jest teraz wzywany do rozwiązywania problemów spowodowanych jej praktykowaniem. Z punktu widzenia nauki Kościoła nie ma dobrego sposobu rozwiązania tego problemu. Wypracowanie teraz przez Kościół takiej doktryny oznaczałoby osłabienie stanowiska dotyczącego in vitro. Zgodnie z nauczaniem Kościoła tych zarodków nie powinno być. Ale ponieważ już są i trzeba coś z nimi zrobić, to przyjęte ostatecznie rozwiązanie będzie traktowane w kategoriach mniejszego zła.

Jarosław Gowin: Jeden z biskupów powiedział mi prywatnie, że tak naprawdę tym zarodkom należałoby zorganizować kościelny pochówek. Fundamentalnie nie zgadzam się z takim podejściem, ale ono przynajmniej nie jest unikiem. A gdy Kościół daje do zrozumienia, że wobec kilkudziesięciu tysięcy embrionów należy zaniechać wszelkich działań, to umywa ręce. I mruga do polityków przywiązanych do ochrony życia: rozwiążcie ten problem, tylko nie powołujcie się na nas. Weźcie to na swoje sumienie.
Kościół miałby być gotów poświęcić ludzkie istnienia, by zachować spójność swojego nauczania? Weźmy za punkt wyjścia sam embrion, a nie metodę jego powstania – dlaczego wówczas miałaby być niegodziwa jego adopcja?

S. Barbara Chyrowicz: Działania niegodziwe to działania, w których zła intencja towarzyszy złemu z przedmiotu działaniu. Nie wykluczam dobrej intencji, ale to nie pozwala jeszcze nazwać działania słusznym. Nie istnieje rozwiązanie tego problemu, które we wszystkich aspektach jego oceny byłoby dobre. Jeżeli rozmrozimy zarodki, stracą one życie. Jeśli przyjmiemy program adopcji, nie ma szans, by wszystkie uratować, i dodatkowo włączamy się w program in vitro. Nie da się zatem abstrahować od sposobu ich powstania. Wykorzystanie do badań jest moralnie naganne. A zamrożenie zarodków na wieki to też nie jest wyjście. Powtórzę: stanęliśmy przed problemem, który sami stworzyliśmy, a którego mogło nie być.

Jarosław Gowin: Nie zgadzam się z użytym przez Siostrę określeniem „mniejszego zła” jako opisującego adopcję. Co najwyżej można powiedzieć, że to niepełne dobro. Takie, na jakie nas stać. Oczywiście, że lepiej, gdyby ten problem nie zaistniał. Gdybym mógł wybrać, czy w ogóle tworzyć metodę in vitro, nie zgodziłbym się. Ale skoro istnieje, dopuszczam jej użycie. Siostra wysunęła szereg zastrzeżeń co do każdego rozwiązania problemu embrionów. Ale ja jako polityk, który ma ustanowić prawo, nie mogę bezradnie nad nim stać.

S. Barbara Chyrowicz: Ta sytuacja czyni nas niestety nieco bezradnymi... Zgodnie z etyką personalistyczną każde życie jest ważne, więc co do zasady powinniśmy dołożyć wszelkich starań, by je chronić. Kilka lat temu, kiedy zaczęto nad kwestią adopcji zarodków poważnie dyskutować, dochodziły do mnie nieoficjalne wypowiedzi niektórych hierarchów na temat ewentualnego dopuszczenia adopcji, podobne wątpliwości wyrażali w prywatnych rozmowach niektórzy z członków Papieskiej Akademii Pro Vita; wątpliwości kierowane troską o życie... Problem w tym, że zgoda na adopcję, osłabiając stanowisko odnośnie do praktykowanej przecież metody in vitro, oznacza równocześnie zgodę na zagrożenie życia kolejnych istot. Nadto gdyby ratować niektórych – musielibyśmy wskazać, kto ma żyć, a kto nie.

Jarosław Gowin: Lekarze często stają wobec sytuacji, kiedy muszą wybrać, któremu z pacjentów podać rzadki, drogi lek.

S. Barbara Chyrowicz: To nie jest analogiczna sytuacja. Lekarz nie spowodował sytuacji zagrożenia życia, nie jest też winien ograniczoności środków, w dramatycznej sytuacji stara się je w optymalny sposób wykorzystać, nie będąc w żaden sposób winnym zaistniałej sytuacji.

Jarosław Gowin: W przypadku adopcji embrionów także mamy do czynienia z niedostatkiem „środków”, czyli kobiet gotowych do adopcji. Jest ich nieporównanie mniej niż embrionów. Dochodzi do wyboru, ale on nie oznacza, że niewybranie pozostałych oznacza skazanie ich na śmierć.

S. Barbara Chyrowicz: Wybór pacjentów dokonany przez lekarza pozostaje „otwarty” w tym sensie, że nikomu wprost nie zamyka szansy na przeżycie – być może środki się jeszcze znajdą. Wybór zarodków do adopcji jest w tym sensie „zamknięty”, że decydujemy wprost o życiu i dalszym rozwoju biologicznym człowieka.


Możemy jednak założyć, że zgłoszą się kolejni rodzice adopcyjni.

S. Barbara Chyrowicz: Szanse na to, że ta kolejka dotrze w końcu do ostatniego zamrożonego zarodka, są znikome – przed chwilą to stwierdziliśmy. Tym bardziej że zgoda na tę kolejkę to pośrednio zgoda na jej wydłużanie. Bezradność tej sytuacji jest przytłaczająca...

Jarosław Gowin: Trudno mi zgodzić się, że jedynym godnym zachowaniem jest umycie rąk.

S. Barbara Chyrowicz: To nie jest umywanie rąk. Stanowisko Kościoła wobec in vitro jest jednoznaczne, m.in. dlatego, by nie dochodziło do takich sytuacji. Inna rzecz, że jeśli wykluczy się uruchomienie programu adopcji zarodków nadliczbowych, skutkiem będzie prawdopodobnie ich sukcesywne rozmrażanie. Jedno ze stanowisk w dyskusji – o którym Pan wspomniał wyżej – przyjmuje, że skoro nie możemy uratować wszystkich, a nie chcemy wybierać, to pozostaje nam ich rozmrożenie. Jego konsekwencją będzie to, że wszystkie zarodki „solidarnie” poniosą śmierć, a my nie będziemy panami życia i śmierci w tym sensie, że nie będziemy „wybierać”, komu damy szansę na życie i rozwój.

Jarosław Gowin: Z uporem trzymam się pytania, co w praktyce mamy zrobić? Zarówno stanowisko wspomnianego biskupa o chrześcijańskim pochówku, jak i proponowane przeze mnie czy Bolesława Piechę adoptowanie embrionów, są propozycjami spójnymi i konsekwentnymi. Ale z tych dwóch rozwiązań jedno kończy się śmiercią tysięcy ludzkich istnień, a drugie uratowaniem nielicznych i trwaniem pozostałych – w oczekiwaniu na śmierć albo na to, że zostaną również wybrane. Wrócę do niedoskonałej analogii z domem dziecka: tam wyboru dokonuje najpierw pracownik ośrodka adopcyjnego, a potem potencjalni rodzice. Wybór dziecka oznacza niewybranie w skali świata milionów pozostałych.

S. Barbara Chyrowicz: Adopcja dzieci przebywających w domu dziecka nie jest związana z decydowaniem o ich śmierci i życiu, a pozostawanie w ciekłym azocie to nie to samo, co pozostanie w domu dziecka jako efekt niewybrania przez ­adopcyjnych rodziców.

Jarosław Gowin: Niewybrane embriony przeżyją, tylko będą zamrożone. Ich rozmrażanie w celach innych niż implantacja w propozycjach moich i ministra Piechy jest zakazane.

S. Barbara Chyrowicz: Jeśli nie wyeliminujemy samego in vitro, zarodków będzie przybywać, a problem narastać.

Jarosław Gowin: Ci, którzy postulują całkowity zakaz in vitro, kierują się fałszywym rozpoznaniem rzeczywistości – nie ma społecznej możliwości, żeby zakazać in vitro. Dlatego tym szybciej należy zakazać tworzenia zarodków nadliczbowych i otworzyć możliwość adopcji. Wtedy powstrzymamy proces wzrastania liczby zarodków w nieskończoność, a jednocześnie damy większej liczbie dzieci szanse na urodzenie.

S. Barbara Chyrowicz: Zdaję sobie z tego sprawę, w obecnej sytuacji to projekt bardzo optymistyczny...

Jarosław Gowin: Ale możliwy. W Polsce to zależy od decyzji jednego człowieka: przy poparciu premiera Tuska za trzy miesiące moglibyśmy mieć uchwalone takie prawo.

S. Barbara Chyrowicz: Stanowisko Kościoła nie dotyczy tylko polskich warunków i proponowanej u nas ustawy, ma charakter uniwersalny. I doprawdy to nie nauczanie Kościoła doprowadziło do problemu nadliczbowych zarodków.

Czy w nauce Kościoła na ten temat nie pozostaje wiele niedopowiedzeń?

S. Barbara Chyrowicz: In vitro to procedura, która w nauczaniu Kościoła została nazwana niegodziwą – jednoznacznie! Oczekiwanie w tej chwili od Kościoła rozwiązania problemu nadliczbowych zarodków jest liczeniem na to, że z niegodziwego co do zasady postępowania zostaną wyłączone określone elementy i nazwane godziwymi. Przecież implantacja zarodków jest częścią programu!

Jarosław Gowin: Różnica między nami polega na tym, że Siostra nazywa adopcję embrionów mniejszym złem, a ja pomniejszaniem zła. Siostra traktuje adopcję jako część niegodziwego programu, a ja jako element przeciwdziałający złu, które towarzyszy in vitro.

S. Barbara Chyrowicz: Tylko czy zło jedynie towarzyszy metodzie in vitro, czy też zła jest już sama metoda in vitro? Przecież sama metoda stanowi zagrożenie dla życia.

Jarosław Gowin: Niezależnie od tego, jak odpowiemy na pytanie Siostry, uratowanie choćby jednego ludzkiego życia warte jest poparcia dla adopcji.

S. Barbara Chyrowicz: Patrzy Pan jako polityk – kompromis jest sztuką! Tymczasem Kościół stara się w tym miejscu zbudować spójną doktrynę. Można zatem zrozumieć jego obawy, że uznanie adopcji za bezproblemową nie dość, że naruszy spójność doktryny, to jeszcze zwiększy – a nie jak Pan przewiduje, zmniejszy – liczbę poddanych kriokonserwacji zarodków.


Jarosław Gowin: Jako polityk zawsze mam do czynienia z rozwiązaniami ułomnymi. Ale staram się patrzeć na ten problem także jako chrześcijanin i człowiek przekonany o nieusuwalnej godności każdego życia. Dużo wyżej cenię jednostkowe działanie na rzecz adopcji konkretnego embrionu niż spójność najbardziej nawet szlachetnej teorii. Odbiłbym więc piłeczkę: intencje Kościoła są szlachetne, ale skutki niegodziwe.

S. Barbara Chyrowicz: Skutki nie są niegodziwe, niegodziwe może być tylko działanie.

A działanie, które jest zaniechaniem działania?

S. Barbara Chyrowicz: Za zaniechanie odpowiadamy na równi z działaniem, pod warunkiem, że zrezygnowaliśmy z działania, które mogliśmy i powinniśmy byli spełnić. Kiedy zatem nie jesteśmy w stanie uratować ludzkiego życia, nie ponosimy odpowiedzialności za śmierć człowieka. Inaczej, kiedy jesteśmy w stanie. Pan może dopowiedzieć: jesteśmy w stanie, adoptując. Problem w tym, że aprobowanie przez Kościół programu ­adopcyjnego w sytuacji istnienia in vitro oznaczałoby stworzenie niespójnej doktryny: ratujemy życie, godząc się na to, że ktoś inny nieustannie „dostarcza” nam ofiar do ratowania.

Jarosław Gowin: Nie widzę problemu ze zbudowaniem przekonującego przekazu: „nie” dla in vitro, „tak” dla adopcji embrionów. A poza tym, co jest ważniejsze: spójność doktryny czy konkretne życie?

S. Barbara Chyrowicz: Życie – zawsze. Co nie znaczy, że nie należy mieć na uwadze spójności głoszonych poglądów. Ponadto wymóg spójności nie jest tutaj czysto abstrakcyjny – chodzi w nim o to, żeby chronić każde życie.

Jarosław Gowin: W jaki sposób ta doktryna służy ludzkiemu życiu, jeżeli zgodziliśmy się co do tego, że in vitro jest nie do powstrzymania?

S. Barbara Chyrowicz: Program jest nie do powstrzymania nie dlatego, że jest słuszny, ale dlatego, że istnieje ogromne społeczne przyzwolenie na tę metodę. Prawo będą zaś tworzyć reprezentujący społeczność politycy, którzy będą się starali odpowiedzieć na głosy wyborców.

Jarosław Gowin: Rozumiem, że doktryna Kościoła służy właściwemu kształtowaniu sumień, by następne pokolenia odeszły od in vitro, i dzięki temu w przyszłości uratuje się wiele istnień. Ale taka postawa jest narażona na zarzut ratowania istnień przyszłych kosztem tych, które zamrożone są teraz.

S. Barbara Chyrowicz: Sądzę, że twórcy tej doktryny nie zgodziliby się na jej czysto prewencyjne rozumienie. Kościół nie opowiedział się przeciw tworzeniu in vitro zarodków wtedy, kiedy stanęliśmy przed realnym problem, co z nimi zrobić, ale zanim ten problem się pojawił. Zwolennicy metody nauczanie Kościoła odrzucili. Teraz oczekuje się od Kościoła aprobaty kontrowersyjnego moralnie sposobu rozwiązania tego problemu, która to aprobata, zważywszy na to, że na świecie systematycznie zwiększa się liczba dzieci urodzonych przy pomocy metody, raczej zwiększy, niż zmniejszy liczbę „zamrożonej populacji”. I jeszcze jedno: skoro nie cenimy sobie głosu Kościoła odnośnie do samej metody, to dlaczego domagamy się jego nauczania odnośnie do tego, jak radzić sobie ze skutkami jej prowadzenia?

Jarosław Gowin: To, że nie zgadzam się z nauczaniem Kościoła, nie znaczy, że go nie cenię. Ma dla mnie ogromną wagę, ale nie potrafię go zrozumieć. Konsekwentne stanowisko Kościoła polegałoby, moim zdaniem, na uznaniu, że in vitro jest co do zasady niegodziwe i że równie niegodziwa jest każda forma niszczenia embrionów. Natomiast co do adopcji – że nie da się wypracować teoretycznie spójnego stanowiska, w związku z tym praktyczne rozwiązanie pozostawiamy sumieniu prawodawców i potencjalnych rodziców.

S. Barbara Chyrowicz: Myślę, że znalazłby Pan hierarchów, którzy by się pod tym podpisali.

Czy niewinne embriony nie są tu zakładnikami doktryny? Przez to, że powstały w wyniku niegodziwej procedury, nie jesteśmy w stanie im pomóc – trafiły w Kościele na cenzurowane, jak niegdyś dzieci urodzone z nieprawego łoża.

S. Barbara Chyrowicz: To nie to samo, dzieciom z nieprawego łoża przypisywano niegdyś inny status, osobowy status embrionów nie jest podawany w wątpliwość.

I tym ludziom nie jesteśmy w stanie pomóc?

S. Barbara Chyrowicz: Nie jesteśmy w stanie uratować wszystkich – niezależnie od doktryny Kościoła.

Jarosław Gowin: Tonie statek. Możemy uratować tylko garstkę pasażerów. Czy w imię solidarności wszystkich pasażerów mamy zatopić szalupy ratunkowe?


S. Barbara Chyrowicz: Nie widzę tu analogii. Prowadzenie programu in vitro to jak wrzucanie do wody ludzi, którzy nie umieją pływać, przy świadomości posiadania niewystarczającej liczby miejsc w szalupach ratunkowych.

Jarosław Gowin: Nie my wrzucamy, my staramy się wyławiać tonących. Mamy do czynienia z sytuacją zastaną. Dzieci poczęte z gwałtu żyją na skutek działania niegodziwego – ale żyją. Embriony z in vitro także żyją, choć w ciekłym azocie.

S. Barbara Chyrowicz: To, jak powstały, nie wpływa na ich status.

Jarosław Gowin: Podzielam wrażenie, że embriony trafiły na cenzurowane, bo traktuje się je jak dzieci, które nie co do swej natury ontologicznej, ale ze względu na „pochodzenie” mają mniejsze prawa niż dzieci poczęte drogą naturalną – nie mają prawa do adopcji.

Ale mają być „przyjęte jako żywy dar dobroci Bożej i wychowane z miłością”, jak mówi „Donum vitae”. Czy nie jest więc to odmówienie im prawa do miłości rodziców?

S. Barbara Chyrowicz: Ale czy ta miłość została gdzieś zabroniona? Nie dostrzegam w wypowiedziach Kościoła stanowiska jednoznacznie potępiającego adopcję zarodków. Myślę też, że gdyby – to czysta hipoteza – zdecydowanie zerwać z prowadzeniem programu in vitro, adopcja pozostałych zarodków byłaby rzeczywistym minimalizowaniem zła, bo nie wiązałaby się z równoczesnym zwiększaniem liczby „osieroconych embrionów”.

Wprawdzie „Dignitas personae” co do adopcji nie precyzuje, że jest „nie do przyjęcia”, ale stwierdza, że nie jest rozwiązaniem moralnym.

Jarosław Gowin: Konsekwencją tego, powtarzam, powinno być wskazanie na wolność sumienia. Politycy, którzy opowiadają się przeciwko in vitro (proszę zwrócić uwagę, że nie mam tu na myśli siebie, bo ja nie należę do zwolenników zakazu in vitro), powinni móc stanowić prawo zezwalające na adopcję embrionów. Podobnie rodzice niezgadzający się co do zasady z in vitro, jeżeli taka jest ich wola, powinni czuć, że nie ma nic nagannego w tym, aby uczestniczyć w adopcji embrionów. Choć jest to paradoksalne.

Na naszych łamach Bolesław Piecha sformułował pytanie o zbawienie zamrożonych embrionów...

S. Barbara Chyrowicz: Nie potrafię – i w ogóle nie sądzę, żeby należało do nas – wypowiedzieć się na temat ich zbawienia. To kwestia Bożego miłosierdzia.

Jarosław Gowin: To jasne, ale Bolesław Piecha i ja zakładamy, że podejmując w swojej łaskawości decyzje co do zbawienia poszczególnych ludzi, Bóg nie będzie rozróżniał między zamrożonymi i nie, poczętymi naturalnie i przez in vitro. W optyce Opatrzności są to dokładnie tacy sami ludzie, i z naszego punktu widzenia powinni być też tak samo traktowani. A więc z prawem do adopcji. Przez fakt, że Kościół opowiada się przeciw mrożeniu, a co do adopcji embrionów w sposób niejasny, pole do walki o zminimalizowanie zła jest ograniczone, a ci, którzy chcą zło ograniczać, są piętnowani jako przeciwnicy Kościoła.

S. Barbara Chyrowicz: Ci, którzy bronią doktryny Kościoła, wcale nie mają w tej dyskusji mniej „pod górę” – tyle że z innej strony...

Rozmowę prowadzili Maciej Müller i Tomasz Ponikło