Nienawidzić ojca i matkę?

Jacek Salij OP

publikacja 13.02.2011 09:01

Mieć w nienawiści siebie samego to znaczy mieć w nienawiści i chcieć z siebie usunąć to wszystko, co we mnie jest niezgodne z Bogiem; to wszystko, co sprawia, że ani samego siebie prawdziwie nie kocham, ani nie umiem jeszcze kochać w pełni prawdziwie moich najbliższych

W drodze 2/2011 W drodze 2/2011

 

Trudno sobie wyobrazić chrześcijanina, który nie odczułby niepokoju wobec tych słów Pana Jezusa: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14,26).

Owszem, znajdziemy w Ewangeliach słowa podobne: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10,37). Ale te słowa wyrażają coś dla człowieka wierzącego oczywistego. Skoro bowiem Bóg jest Miłością i źródłem wszelkiej miłości w stworzeniach, to jasne, że należy Go kochać na pierwszym miejscu, więcej niż ojca i matkę, i niż rodzone dzieci. Miłość Boga jest miłością źródłową – to ona uzdolnia nas do tego, że potrafimy kochać się wzajemnie. Adam Mickiewicz wyjaśnił to w znanym czterowierszu pt. Źródła:

Mówisz: Niech sobie ludzie nie kochają Boga,
Byle im była cnota i Ojczyzna droga.
Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach,
Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach.

Słowem, jeśli Boga nie będziemy kochać na pierwszym miejscu, wtedy i nasza miłość do najbliższych będzie okaleczona i czegoś istotnego będzie jej brakowało.

A jest tak dlatego, że Bóg pierwszy nas umiłował. On nie tylko prawdziwie kocha nas wszystkich i każdego z nas odrębnie, ale kocha nas bardziej niż ktokolwiek, więcej niż najbardziej kochająca matka czy ojciec, więcej niż najbardziej oddany mąż czy żona, syn czy córka. To z Boga, z Jego miłości do nas, płynie nasza zdolność do miłości wzajemnej. Gdyby Bóg pierwszy nie ogarnął nas swoją miłością, nie mogłaby zaistnieć miłość między rodzicami i dziećmi ani jakakolwiek inna miłość.

Biblijna uwaga metodologiczna

Ale żeby Pan Jezus zachęcał do nienawiści? I to do nienawiści wobec osób najbliższych? To się nie mieści w głowie! Przecież On głosił miłość powszechną, nakazywał nam kochać nieprzyjaciół, a sam modlił się za własnych morderców, i to w czasie, kiedy oni straszliwie Go krzywdzili!

Warto jednak zauważyć: Nawet przez myśl nam nie przyjdzie, że swoim słowem o nienawiści wobec ojca i matki Pan Jezus chciał zrelatywizować przykazanie miłości bliźniego albo przykazanie „Czcij ojca i matkę” albo że chciał jakoś te przykazania rozmiękczyć. My jedynie – zdezorientowani – pytamy: „O co Ci, Panie Jezu, chodzi, kiedy każesz nam mieć w nienawiści wszystkich naszych bliskich, a nawet i siebie samego?”.

Skąd ta nasza intuicyjna pewność, że Pan Jezus nie chciał w najmniejszym stopniu podważać przykazania „Czcij ojca i matkę”? Przypomnijmy najpierw, że On sam poddał się temu przykazaniu, gdy przyjął człowieczeństwo.

Ponadto w trakcie głoszenia Ewangelii Pan Jezus niejeden raz przypominał nam o naszych obowiązkach względem rodziców. Zapytany przez bogatego młodzieńca, jakie przykazania trzeba zachować, żeby osiągnąć życie wieczne, wymienił zarówno przykazanie „Czcij ojca i matkę”, jak „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego” (por. Mt 19,19). Wcześniej bardzo ostro upomniał faryzeuszów, że pod pozorem ofiary na cele religijne pozbawiają swoich starych rodziców należnego im wsparcia (por. Mt 15,3–6).

Nie tylko jednak Ewangelie, ale całe Pismo Święte – zarówno Stary Testament (por. Wj 20,12; Kpł 19,3; Pwt 5,16; Tob 4,3n; Syr 3,2–16), jak i Listy Apostolskie (por. Ef 6,1–3; Kol 3,30) – zgodnie podkreślają znaczenie przykazania „Czcij ojca i matkę”. Otóż jedna z pierwszych zasad metodologicznych odczytywania Pisma Świętego głosi, że poszczególne teksty biblijne należy interpretować w kontekście całego Pisma Świętego. Zasadę tę intuicyjnie przeczuwają nawet ci, którzy nigdy o niej nie słyszeli, i to stąd bierze się nasza pewność, że Pan Jezus niewątpliwie nie chciał podważać przykazania nakazującego nam szacunek wobec naszych rodziców.

 

 

Nienawiść ku dobremu

Co wobec tego znaczą słowa, że trzeba nienawidzić ojca i matkę? Zacznijmy od końca. Otóż wzywając nas do nienawiści wobec najbliższych, Pan Jezus powiedział, że każdy z nas powinien mieć w nienawiści również samego siebie. A przecież wiara nas uczy, że każdy z nas jest skarbem dla samego Pana Boga i przedmiotem Jego szczególnej miłości. Zatem jest poza dyskusją, że obrażalibyśmy Pana Boga dosłowną nienawiścią samych siebie. Zresztą miłość samego siebie jest zgodnie z Bożym zamysłem miarą miłości bliźniego: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”.

Mieć w nienawiści siebie samego to znaczy mieć w nienawiści i chcieć z siebie usunąć to wszystko, co we mnie jest niezgodne z Bogiem; to wszystko, co sprawia, że ani samego siebie prawdziwie nie kocham, ani nie umiem jeszcze kochać w pełni prawdziwie moich najbliższych. Jak to nieraz mówili Ojcowie Kościoła: „Czy ty naprawdę kochasz swoje rodzone dzieci, jeśli nie umiesz prawdziwie kochać samego siebie?”.

Analogicznie, mieć w nienawiści ojca i matkę, męża i żonę, syna i córkę, w ustach Pana Jezusa znaczy: Staraj się najbliższe ci osoby kochać w taki sposób, żeby to was wszystkich przybliżało do Boga.

Zobaczmy to na konkretnych przykładach. Matka Machabejska miała w takiej błogosławionej nienawiści swoich synów, kiedy dodawała im sił, ażeby wybrali raczej śmierć męczeńską niż apostazję (por. 2 Mch 7,20–29). Z kolei Perpetua, młoda chrześcijanka kartagińska z początku III wieku, wolała bezsilnie patrzeć, jak jej niewierzący ojciec odchodzi od zmysłów na myśl, że jego córka zostanie skazana na śmierć, niż ratować życie i pocieszyć ojca poprzez zaparcie się Chrystusa. Mieć w błogosławionej nienawiści swoich rodziców lub swoje rodzone dzieci oznacza, żeby nie aprobować ich grzechu, żeby nie świadczyć fałszywie na ich korzyść przed sądem, żeby nie szukać ich dobra, jeżeli wiąże się to z cudzą krzywdą, żeby nie poddać się aborcji, nawet jeżeli żąda tego rodzona matka.

Słowem, Pan Jezus wzywa nas do takiej „nienawiści”, która wybiera miłość prawdziwą przeciw miłości krótkowzrocznej.

Ochrona przed zaślepiającą mocą miłości

Ażeby odsłonić sens Chrystusowego wezwania do nienawiści nawet własnych rodziców, Ojcowie Kościoła zestawiali je nieraz z Jego nakazem miłości nieprzyjaciół. Przykazanie to ma nas chronić przed zaślepiającą mocą nienawiści. Przed krzywdą wolno nam się bronić, krzywdziciela wolno ukarać, a czynione przez niego zło napiętnować. Ale nie wolno nam go nienawidzić. Trzeba zauważać, że zło, jakie on czyni, to nie jest on cały.

Otóż tak jak słowo o miłowaniu nieprzyjaciół ma nas chronić przed zaślepiającą mocą nienawiści, tak słowo o tym, żeby mieć w nienawiści tych, których najbardziej kochamy, ma nas chronić przed zaślepiającą mocą miłości. To, że kogoś bardzo kocham, nie może oznaczać, że kocham wszystko, co on czyni. Jeśli naprawdę kocham, to bardzo boli mnie zło, jakie czyni osoba przeze mnie kochana. A jeżeli ojciec lub matka, mąż lub żona albo rodzone dziecko, oczekują ode mnie jakiegoś zła, nigdy na to nie pójdę. Tylko wtedy prawdziwie kocham moich najbliższych, jeżeli kocham ich w Bogu.

Zgoda między ludźmi, a szczególnie między ludźmi mieszkającymi w jednym domu i stanowiącymi jedną rodzinę, jest wielkim dobrem i wiele dla tej zgody warto poświęcić. Ale nie jest ona dobrem najwyższym i jest cena, której dla jej osiągnięcia płacić nie wolno. To o tym mówił Pan Jezus w innym, również trudnym swoim pouczeniu: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej” (Łk 12,51–53).