Sprawy nieba wiążą się ze sprawami ziemi

Z biskupem diecezji zamojsko-lubaczowskiej Wacławem Depo rozmawia Małgorzata Godzisz

publikacja 22.02.2011 18:53

„Gaudium et spes” – radość i nadzieja. Od tych słów rozpoczynamy rozmowę o wyjątkowym wydarzeniu. 14 stycznia 2011 r. papież Benedykt XVI wyraził zgodę na ogłoszenie dekretu o cudzie za wstawiennictwem Jana Pawła II. Tym samym zakończył się proces beatyfikacyjny Papieża Polaka. Data beatyfikacji została wyznaczona na 1 maja 2011 r.

Niedziela Niedziela
Nr 8/2011

Małgorzata Godzisz: - 1 maja, w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, uroczystościom beatyfikacyjnym w Rzymie będzie przewodniczył osobiście Ojciec Święty Benedykt XVI. Pragnienie serc wielu milionów ludzi na całym świecie, w tym Polaków, „santo subito”, czyli „święty natychmiast”, spełni się.

Bp Wacław Depo: - Bardzo się cieszę, że naszą rozmowę rozpoczynamy od słów „gaudium et spes”, bo one nas naprowadziły na bardzo ważny dokument Soboru Watykańskiego II. „Gaudium et spes” – to jest tytuł dokumentu Soboru Watykańskiego II „Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym”. Szczególne zasługi dla tego dokumentu miał wtedy jeszcze arcybiskup Krakowa, Karol Wojtyła, zwłaszcza jeśli chodzi o godność osoby ludzkiej i wolność, również wolność religijną. Dlatego bardzo się cieszę, że ta beatyfikacja, o której dzisiaj już mówimy jako o darze Opatrzności Bożej, wpisuje się w nauczanie. Przecież Jan Paweł II, wcześniej jako kapłan, później biskup, kardynał i w końcu następca św. Piotra, występuje jako jeden z opatrznościowych mężów Kościoła i wiary katolickiej, jako szczególny pośrednik między Bogiem a ludźmi. Dlatego to „santo subito” oznacza spełnienie się, według woli Bożej, tych natchnień czy również tych linii, które Jan Paweł II realizował w czasie swojego pontyfikatu.

- Benedykt XVI podczas Mszy św. pogrzebowej Papieża Jana Pawła II powiedział, że „spogląda on na nas z domu Ojca”. Dziś te słowa nabierają głębszego sensu. Jak rozumieć je teraz?

- Żeby odczytać słowa Benedykta XVI, trzeba mieć fundament wiary. Na Placu św. Piotra w czasie pogrzebu stali przedstawiciele różnych rządów i krajów, którzy z chrześcijaństwem mają luźny kontakt, ale przez swoją obecność dawali znak, że są tu z wdzięczności wobec osoby Jana Pawła II i jego posługiwania. Dlatego wydaje mi się, że bez spojrzenia wiary na to, co się dzisiaj stało dzięki podpisaniu dekretu przez Benedykta XVI i stwierdzeniu, że Jan Paweł II w sposób szczególny patrzy na nas z domu Ojca, i to Ojca pełnego miłosierdzia – nie ma sensu rozdzielać takich czy innych tematów. Chcę to podkreślić, że wiara – poprzez rozum i serce – jest bardzo osobistym przylgnięciem najpierw do osoby Jezusa Chrystusa. To On daje nam siebie, pragnie i żąda od nas bardzo osobistej odpowiedzi. Dlatego sposób życia wiarą jest po prostu już pewnym kryterium, które nas sprawdza, czy jesteśmy autentycznymi wyznawcami Chrystusa i świadkami, tak jak dał nam przykład Jan Paweł II, czy jesteśmy po prostu tylko obserwatorami albo cieszymy się z takich czy innych „światełek”, które są w Kościele, ale bezpośrednio nie bierzemy w tym udziału.

- Odwołam się teraz do wypowiedzi dr Wandy Półtawskiej, która w wywiadzie dla „Niedzieli” (nr 7/2011) powiedziała, że świętość jest wygranym życiem. I Ojciec Święty wygrał to, co jest najważniejsze dla każdego wierzącego, czyli wygrał życie wieczne. Potwierdził to swoim życiem i potwierdzają to świadkowie, którzy spotkali go na swojej drodze. Również Ksiądz Biskup może potwierdzić jego świętość przez „dotknięcie” tego przyszłego błogosławionego.

– Tutaj przypomina mi się bardzo sugestywne zdanie, że my dzisiaj przychodzimy do Jana Pawła II, żeby zobaczyć, jak można przeżywać łaskę wiary w pojedynczym sercu. Pan Bóg każdemu z nas daje łaskę i to na naszą miarę. Tylko, że my nie do końca wierzymy w to obdarowanie i dlatego nieraz nie udaje nam się zrealizować jakiegoś zadania. Bardzo słusznie dr Półtawska podkreśla udane życie przez zawierzenie siebie Bogu. Jak mówi psalmista: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu, On sam będzie działał” (Ps 37, 5).

Zauważmy, jak to się doskonale spełniło przez zawołanie i hasło jako zadanie: „Totus Tuus”, czyli „Cały Twój, Maryjo”. Jan Paweł II uczył się patrzeć na swoje życie, na wydarzenia, które go spotykały, nawet bolesne – chociażby zamach – oczami Maryi. A Ona przecież, nie tylko przez Nazaret czy Betlejem, ale i później, zwłaszcza przez Golgotę, była wierna Bogu do końca. I on zrealizował tę samą drogę i dzisiaj cieszy się wraz z Maryją chwałą nieba.

- Świętość jest dla każdego – dla Księdza Biskupa i dla mnie czymś najważniejszym. To nie jest obowiązek, to jest właśnie to wygrane życie. Na czym polegał heroizm życia i cnót Papieża?

– Świętość jest również pewnym wołaniem o prawdę i jeśli się zrozumie podstawową dla siebie prawdę, kim się jest: że jestem człowiekiem istniejącym w zamyśle Boga, a więc istotą wolną, rozumną, ale kochającą i kochaną, wtedy jestem zobowiązany do życia według tych, przed chwilą wyliczonych, kryteriów. Jeśli ja rozpoznaję, że nie jestem jakąś sumą przypadkową w kosmosie, tylko mam godność, która nie bierze początku ode mnie samego, tylko w zamyśle Boga i Jego miłości, to wtedy świętość będzie zgodą na to, żeby Bóg mógł w moim życiu działać. Jeszcze raz wracam do tego, że jeśli Pan Bóg nas ukochał i to odwiecznie, i chce naszego dobra przez dobro nadprzyrodzone i współuczestnictwo w życiu wiecznym, w życiu samego Boga, to my wtedy naprawdę nie możemy utracić tego czasu, który dzisiaj zostaje nam dany. Można powiedzieć, że świętość to jest tylko luksusowe życie od czasu do czasu. Nie! Świętość jest najbardziej upragnioną bliskością Boga, czyli Kogoś, kto mnie po prostu kocha.

- Beatyfikacja Jana Pawła II odbędzie się w Niedzielę Miłosierdzia Bożego.

- To nie jest przypadek, że papież Benedykt XVI zaplanował beatyfikację na 1 maja, dzień, w którym w tym roku przypada święto Miłosierdzia Bożego. Papież umarł w wigilię Miłosierdzia Bożego. I jest szczególnym orędownikiem tej prawdy, przez zbadanie całego procesu związanego z beatyfikacją czy kanonizacją s. Faustyny Kowalskiej. Jan Paweł II w Łagiewnikach oddał świat i Kościół Miłosierdziu Bożemu. A co to oznacza? Papież mówił o realności i obecności zła w świecie, ale w tym świecie jest potężniejsza miłość, która została wyrażona w Krzyżu Chrystusa, i ona, tak jak nas uczył w encyklice o Bożym Miłosierdziu, dotyka najboleśniejszych ran, konkretnie – cierpienia, grzechu, zła i śmierci. To wszystko zostaje podźwignięte do wysokości Serca Jezusowego, z którego wypływa źródło Bożego Miłosierdzia, czyli tej miłości potężniejszej od wszystkiego – od tego, co nam zagraża, od tego, co nas wikła dzisiaj w różne układy, związane wyłącznie z dobrami tego świata i z pogrążeniem się w jakiejś desperacji, złu, przemocy, gwałcie itd. Nie ma innego sposobu na usensownienie życia człowieka dzisiaj i w przyszłości, bez odwołania się do Miłosierdzia Bożego, czyli w tym przypadku do tajemnicy Krzyża i zmartwychwstania Chrystusa. To jest zadanie, które nas czeka w związku z tą beatyfikacją i przyszłą kanonizacją. Ja w tym widzę moc, że my uwierzymy, iż Bóg jest potężniejszy od tego, co dzisiaj wydaje się panować w świecie, od życia jakby po prostu Boga nie było, jakby Bóg był konkurentem dla wolności i jakiejkolwiek sprawy człowieka.

- Jak zatem przygotować się do tej beatyfikacji indywidualnie i wspólnotowo?

- Będą rozmaite formy dziękczynienia za beatyfikację, oprócz modlitw, czyli Eucharystii, będą również sympozja, pojawią się książki, które będą ukazywały tę tajemnicę. Wydaje mi się, że duchowe przygotowanie wymaga osobistego przeżycia każdego z nas właśnie tej prawdy, że to nie jest przypadek, że w naszym czasie, że już teraz otrzymujemy ten dar. Powiem tak – może proroczo – musimy się spieszyć. W ręku Boga jest czas i wieczność, a Bóg nie jest ograniczony czasem. To my żyjemy w czasie. Fakt, że ta beatyfikacja następuje już teraz, jest wyzwaniem dla każdego z nas z osobna, a dopiero później będziemy mówić o jakichś zadaniach wspólnotowych Kościoła, również Kościoła w Polsce. Nie możemy jednak zawłaszczyć tego daru wyłącznie do naszych polskich spraw, do pojednania polsko-polskiego, polsko-rosyjskiego czy każdego innego. Trzeba zauważyć, że to jest jakieś światło, które idzie do nas od Boga, od Chrystusa Miłosiernego, który przecież powiedział: „Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie, bo nie wiecie, kiedy przyjdę”. My musimy to zapamiętać i wydaje mi się, że trochę to pomijamy. Papież przypomniał nam słowa s. Faustyny: „Iskra, która przygotuje świat na moje drugie przyjście, wyjdzie stąd”. Co oznacza to „stąd”? Czy chodzi tylko o Łagiewniki i Kraków, czy chodzi o ziemię polską? Tłumaczę to wprost z tajemnicy zapatrzenia się w Jego przebite serce. To jest iskra, która się rozlewa dzisiaj przez Boże Miłosierdzie, przez sakrament Eucharystii. To są źródła, które będą biły dla nas do końca świata, a ten koniec świata jest w ręku Boga. Chrystus przyjdzie i powie: „Pójdźcie błogosławieni” albo „Pójdźcie przeklęci, bo nie rozpoznaliście czasu mojego nawiedzenia i mojego wejścia w ten świat”.

- Świętość Jana Pawła II również odbiła się na życiu Księdza Biskupa jako świadka jego posługi. Jakie pozostają wspomnienia, jaka nauka i mądrość z tych spotkań?

– Dziękuję za to osobiste pytanie. Przyznam się, że zawsze mam przed oczyma to wyjątkowe spotkanie. Najpierw – moje przywitanie Papieża w Seminarium Duchownym w Radomiu z użyciem jego własnych słów. Powiedziałem, że witam go jako człowieka, w którym „sprawy nieba wiążą się ze sprawami ziemi”. On wtedy, trzymając mnie za rękę, spojrzał na mnie tak, jakby chciał samym spojrzeniem potwierdzić, że usłyszał to, co powiedziałem, i z kolei prawą ręką, wskazując w moją stronę na wysokości serca, powiedział: „A widzisz! To jest moment, którego ciągle się uczę, dzisiaj też jako biskup, żeby widzieć oczyma wiary wszystko to, co mnie spotyka, i odwoływać się do tego pomostu, również przez Jego wstawiennictwo”. Odwoływać się do pomostu łączenia spraw Bożych z ludzkimi. To jest kapłaństwo. To jest również rola chrześcijaństwa, żebyśmy nie dzielili spraw na profanum i sacrum, bo są to bardzo ściśle powiązane ze sobą płaszczyzny naszego życia doczesnego, a jednocześnie nadprzyrodzonego. Oczyma wiary widzimy, że od momentu chrztu jesteśmy zanurzeni w tajemnicę życia Jezusa. Teraz tylko przechodzimy przez tę ziemię po to, żeby sobą i swoją rolą wspierać takiego zmagającego się z własną słabością człowieka, ale jednocześnie szukać coraz większej bliskości z Bogiem po to, żeby nie tylko Boga uchwycić dla siebie, ale żeby później powiedzieć o Nim innym. Być bardziej radosnym, potężniejszym Jego łaską i zdumiewać się, że ja również jestem zaproszony przez Boga do takiego czy innego działania – przemiany tego świata i przygotowywania go na spotkanie z Bogiem w wieczności. To jedno spotkanie towarzyszy mi i jest nieustannym zadaniem.

Drugie – kilka lat później, kiedy dane mi było stanąć, już po Eucharystii, razem z moją mamą, w Castel Gandolfo na spotkaniu z Papieżem. Podprowadziłem celowo mamę na pierwsze miejsce, żeby w ten sposób powiedzieć, że ona była u początku mojego życia i wyproszonej również dla mnie drogi powołania. Papież, kiedy podszedł do mamy, został powitany niezwykłym i prostym pozdrowieniem, i powiem to – z Ducha Świętego. Mama powiedziała dosłownie tak: „Ojcze Święty, niech będzie Bóg uwielbiony w Swoich świętych, w aniołach i w Tobie, Ojcze Święty!”. Papież spojrzał na mamę i zapytał: „Pani jest z Radomia?” – a ona mówi: „Nie, ja jestem z Szydłowca k. Radomia”. Kiedy moja mama, dzisiaj już cierpiąca, ale chodząca do kościoła, stoi przed pomnikiem Jana Pawła II, przy moim rodzinnym kościele w Szydłowcu, modli się tymi samymi słowami jeszcze przed beatyfikacją: „Niech będzie Bóg uwielbiony w Swoich świętych, w aniołach i w Tobie, Ojcze Święty!”. Według mnie, to również przez nią wyproszona jest beatyfikacja, żeby Bóg był uwielbiony we wszystkim, co składa się na życie Jana Pawła II i dzisiaj również na Jego pośrednictwo między Bogiem a nami.

Chciałbym zakończyć nasze spotkanie – to pierwsze po ogłoszeniu daru beatyfikacji – błogosławieństwem. Trzymam teraz w ręku krzyż, który otrzymałem od kard. Stanisława Dziwisza w Krakowie po mojej nominacji na biskupa. Kardynał powiedział, że jest to jedna z relikwii, która mu została po Janie Pawle II. Ja ten krzyż noszę codziennie ze sobą i tym krzyżem udzielam – na tych drogach przygotowania się do beatyfikacji i na następnej drodze realizacji własnych powołań i misji – błogosławieństwa.