Tylko czas jest nieograniczony

Rozmowa z prof. Łukaszem A.Turskim

publikacja 05.04.2011 21:40

O niszczycielskich siłach przyrody, energetyce jądrowej, kłopotach ze Słońcem i ludzkiej uczciwości z prof. Łukaszem A.Turskim rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela 14/2011 Niedziela 14/2011

 

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Po trzęsieniu ziemi i fali tsunami w Japonii przez cały świat przetacza się fala strachu; przeraża nas nie tyle ten ogromny bunt natury, ile jeden z jego skutków – awaria elektrowni jądrowej w Fukushimie i groźba napromieniowania. Ludzie w panice zaczynają się zastanawiać nad sensownością budowania elektrowni jądrowych.

PROF. ŁUKASZ A. TURSKI: – Katastrofę w Japonii powinniśmy potraktować jako wielkie memento przekazane nam przez siły przyrody, ale w żadnym razie nie jest to jednak upomnienie w związku z rozwojem energetyki jądrowej. Pamięci kilku tysięcy ofiar tsunami powinniśmy poświęcić ciszę i zadumę, a nie przerażający jazgot medialny, wywołujący panikę i wykluczający rzeczową refleksję. Nie zapominajmy, że jest to katastrofa spowodowana całkowicie przez siły przyrody i powinniśmy pokornie przyjąć do wiadomości, że tak naprawdę jesteśmy w tej przyrodzie intruzem.

– I jej włodarzem, budującym cuda techniki w postaci elektrowni jądrowych...

– To prawda, naturę czynimy sobie poddaną… Musimy to robić.

– A wygląda na to, że będziemy musieli się z niej ewakuować!

– Nasza cywilizacja to forma życia oparta na chemii węgla, to chemia organiczna rządzi naszym życiem. Ta chemia, która jest w nas, która buduje organicznie naszą cywilizację, nie jest mile widziana w całym kosmosie. Dlatego jesteśmy skazani na pobyt na Ziemi, nie wyniesiemy się z niej, nie dolecimy do gwiazd.

– Dlaczego nie?

– Dlatego, że chemia węgla nie przetrwa tyle lat, ile potrzeba, by osiągnąć tę możliwość. Prawa rządzące wszechświatem są we wszystkich jego zakątkach takie same i wiemy już, że nie są dla nas przychylne. W związku z tym pasażerowie niedużego statku kosmicznego „Ziemia” muszą przyjąć do wiadomości, że jest to ich jedyne miejsce do życia, choć w tym ziemskim środowisku naturalnym działanie człowieka i sam człowiek może być, niestety, właśnie intruzem.

– I chyba bywa nim coraz częściej?

– Zapewne tak, ale nie można z tych złych zetknięć i doświadczeń z naturą wyciągać wniosku, że najlepiej by było, żeby człowiek wrócił potulnie na drzewo, jak chcą tego radykalni ekolodzy…

– I ostrzegają, że nawet drzew wkrótce nie będzie…

– To nieprawda! Tylko najbardziej ekstremalne ruchy ekologiczne propagują sławną przestrogę jednego ze swych działaczy, że powinniśmy tak zmienić cywilizację, aby wycięcie drzewa było większym przestępstwem niż sprzedanie dziecka do azjatyckiego domu publicznego… To bzdura! Przyznając z pokorą, że jesteśmy intruzem w naturalnym środowisku, nie możemy wyciągać wniosku, iż powinniśmy się wycofać, niemal zlikwidować swoją aktywność. To jest oczywiście wykonalne, ale wtedy miliardy ludzi muszą zniknąć z powierzchni Ziemi.

– Miliardy mogą zginąć także z powodu błędów ludzi dowodzących tym bardzo nowoczesnym „statkiem Ziemia”.

– To prawda, dlatego właśnie trzeba zadbać o to, żeby ten statek nadawał się do życia. Musimy również doskonalić naszą metodę kontrolowania tego statku. I musimy się przygotować na to, że przyroda będzie nam stawiała coraz to większe wyzwania. Musimy umieć się z nimi zmierzyć.

– Okazuje się jednak, że coraz częściej bywamy bezradni, bo musimy bać się własnych wytworów…

– Na przykład elektrowni jądrowych? To, co się wydarzyło w Japonii, to gigantyczna ekologiczna katastrofa, której energetyka jądrowa jest ofiarą, a nie winowajczynią. A poza tym zaryzykowałbym twierdzenie, że mimo wszystko wyszła ona z tego kataklizmu obronną ręką. W morzu gruzów po trzęsieniu ziemi i tsunami reaktory jednak stoją, choć prawdopodobnie są raz na zawsze uszkodzone…

– Jednak prawie cały świat boi się dziś promieniowania z Fukushimy, nawet bardziej niż 25 lat temu z Czarnobyla. Niesłusznie?

– Moim zdaniem, porównywanie tej sytuacji z Czarnobylem jest z gruntu amoralne. Mamy wiele kłamliwych wypowiedzi – często nawet zagłuszających rzeczywistą tragedię Japończyków – które wprawiły w histerię prawie cały świat. Nawet gdyby wszystkie reaktory w Japonii rozszczelniły się i materiał promieniotwórczy został uwolniony, to katastrofa jądrowa nie ogarnęłaby całego globu. Tak więc uważam, że powinniśmy się dziś zastanowić nie tyle nad technicznym aspektem sprawy, ile nad kondycją ludzi, mediów, nad naszymi ludzkimi reakcjami na tego typu katastrofy. Każda próba politycznych manipulacji, a zwłaszcza zbijanie jakichś interesów, to w tej sytuacji po prostu obrzydliwość.

– Kto – zdaniem Pana Profesora – próbuje tu zbijać interesy?

– Istnieje gigantyczne lobby antyjądrowe mające rozmaitego rodzaju gospodarcze i ekonomiczne powiązania, które żerują na dość powszechnym na świecie, a w Polsce wyjątkowo widocznym, gigantycznym wprost nieuctwie. Można więc skutecznie straszyć energią jądrową, bo ludzie zawsze boją się tego, o czym nie mają pojęcia. Najwyższy czas, by zajęli się tym zjawiskiem psychologowie społeczni, filozofowie, teolodzy… Trzeba się spokojnie zastanowić nad tym, co się stało i wyciągnąć wnioski nie tylko natury technicznej. Aspekt techniczny jest do opanowania i prędzej czy później schłodzi się reaktory; będą ogromne straty materialne, ale ludzkość przeżyje i musi iść do przodu. Trzeba podkreślić, że japońskie reaktory, które wytrzymały trzęsienie ziemi 9 stopni w skali Richtera i nie rozleciały się doszczętnie  –  tylko jeden został poważniej uszkodzony – to naprawdę godne podziwu dzieło myśli technicznej.

– Zastanawiające jest, dlaczego Japończycy żyjący w strefie stałego zagrożenia trzęsieniami ziemi, zdecydowali się na rozbudowę energetyki jądrowej...

Japonia jest krajem pozbawionym surowców, w związku z tym nie ma innego wyjścia!

– Wypada się tu chyba zgodzić z wojującymi ekologami, że cały świat, eksploatując bez opamiętania surowce naturalne, znajdzie się kiedyś w takiej sytuacji, jak Japonia…

– Już jest w takiej sytuacji! Musimy wreszcie zdać sobie z tego sprawę, że wszystkie ziemskie zasoby energetyczne – także surowce kopalne – pochodzą od Słońca. Są dwa główne czynniki limitujące ziemskie zasoby energii – Słońce i czas (a dodatkowym jest ograniczona powierzchnia owych zasobów). Właściwie tylko czas jest nieograniczony… Bo Słońce też nam kiedyś zgaśnie…

 

 

– Ale jednak nie tak szybko, tego przecież nie musimy się już dziś bać!

– Za to już dziś musimy mieć odpowiedni respekt. Niedawno, tuż przed katastrofą w Japonii, przeczytałem w „International Herald Tribune” artykuł napisany przez doradców naukowych prezydenta Obamy i premiera Camerona, w którym zwraca się uwagę na to, jak bardzo ludzkość jest na łasce przyrody. W związku ze zbliżającym się końcem kolejnego jedenastoletniego cyklu słonecznego istnieje prawdopodobieństwo katastrofalnych zmian na Słońcu. Kiedy w 1923 r. pod koniec takiego cyklu nastąpił na powierzchni Słońca gigantyczny kataklizm, w Stanach Zjednoczonych były masowe pożary. W 1983 r. eksplozje na Słońcu sprawiły, że dziesiątki milionów ludzi w Kanadzie było pozbawionych elektryczności, przerwano loty samolotowe. W 2003 r. zakłócenia związane z eksplozją na Słońcu odnotowano w Szwecji… Nasza dzisiejsza cywilizacja jest niezwykle podatna na wpływ Słońca! Gdyby teraz powtórzył się scenariusz, choćby ten z 1923 r., to szacuje się, że Stany Zjednoczone musiałyby ponieść koszty 4 trylionów dolarów. Przed takimi właśnie nieuchronnymi zjawiskami musimy się zabezpieczać.

– Jak?!

– Tylko przez usilne rozwijanie nauki. Oczywiście, w sytuacjach kryzysowych – gdy jesteśmy odcięci od energii – zawsze jest pokusa ucieczki od cywilizacji …

– Do jaskiń?

– Nie, bo jaskiń nie starczy dla wszystkich, choć miliardy ludzi wyginą, gdy tylko wyłączymy naszą aktywność naukową. Przecież już po kilku dniach braku energii elektrycznej nasza cywilizacja się rozpadnie. Musimy mieć energię!

– Pytanie tylko, skąd ją czerpać. W Polsce na szczęście mamy wciąż dużo węgla.

– Powiem, że przeciwnie, mamy bowiem w Polsce to nieszczęście, że węgiel znajduje się niezwykle głęboko pod ziemią. Na samym początku lat 80. nieżyjący już prof. Kazimierz Kopecki wydał książkę o energetyce w Polsce, w której udowodnił, jak szalenie niekorzystna energetycznie jest nasza sytuacja. Aby wydobyć węgiel z głębokich kopalni, zużywa się zbyt dużo kosztownej energii, a w związku z tym i transportowanie go na większe odległości przestaje być sensowne, bo pochłania więcej energii niż energia zawarta w tym węglu… A w dodatku spalanie węgla i ropy to po prostu bandytyzm!

– Z powodu zanieczyszczeń atmosfery i emisji CO2?

– Nie tylko. Przede wszystkim dlatego, że są to surowce nie do zastąpienia w przemyśle chemicznym. Jeżeli chcemy rozwijać farmakologię, produkować nawozy sztuczne, żeby nasze prawnuki miały dobre rolnictwo, musimy – czas najwyższy – zastąpić barbarzyńską eksploatację tych surowców innymi źródłami energii, a jedynym wyjściem dla świata jest obecnie energetyka jądrowa. Nie ma odwrotu! Chyba że zechcemy zrealizować scenariusz wycofania się na drzewo... A wtedy nawet ten ułamek populacji ludzkiej, który przetrwa, będzie żył w totalnym totalitarnym ustroju…

– Alternatywą dla energetyki jądrowej globalny totalitaryzm?

– Tak! Uważam, że prawdziwym, choć zakamuflowanym, przedmiotem obecnie toczonej dyskusji na temat sensowności energetyki jądrowej i ekologii jest nasza wolność.

– Energetyka jądrowa to, zdaniem Pana Profesora, synonim przyszłej wolności, ale my się jej coraz bardziej boimy, zwłaszcza teraz, po katastrofie w Japonii…

– Nie ma się czego bać! Energetyka jądrowa przechodzi wielką ewolucję i przynosi mniej zagrożeń niż ta tradycyjna. Stworzono np. taki projekt Hyperion, bardzo mało znany w Polsce, a dość poważnie rozważany w Czechach, który proponuje wytwarzanie energii w mikrogeneratorach jądrowych o rozmiarach niewielkiego betonowego kotła, który wystarczy zakopać głęboko w ziemię, dolewać wody i odprowadzać parę do turbiny elektrowni. Szacuje się, że jeden taki generator może dostarczyć energię do ok. 20 tys. domów. Obsługa tego urządzenia jest prosta, a co kilka lat wymienia się tylko jądrowy wkład. Można go stosować w lokalnych warunkach, unikając wielkich elektrowni i rozbudowanych trakcji przesyłowych, z czym mamy dziś poważne kłopoty.

– Pod wpływem tragedii w Japonii w Polsce znów mamy dyskusję: budować czy też nie budować elektrowni jądrowej. Nawet nasi sąsiedzi Niemcy ostrzegają, abyśmy się dobrze zastanowili, zanim zbudujemy swoją pierwszą elektrownię jądrową. Dlaczego ostrzegają?

– Nie wiem, dlaczego ostrzegają, ale poważne przedsięwzięcia zawsze są warte głębokiego zastanowienia. Zwłaszcza że Polska to chyba jedyny kraj na świecie, gdzie ktoś kradnie dolomit przy budowie autostrad…

– … możemy sprawić, że byle jak wykonana elektrownia będzie postrachem sąsiadów, jak Czarnobyl?

– Nie, właśnie w tym widzę wielką szansę, także w sensie społecznym, że energetyki jądrowej nie da się zbudować, kradnąc z budowy cokolwiek – musimy ją budować przyzwoicie. Być może więc ten nowy sektor działalności narzuci, a raczej przywróci naszemu społeczeństwu poszanowanie uczciwości…

– W Żarnowcu budowano uczciwie i przyzwoicie?

– Mogę powiedzieć – zresztą można to jeszcze dziś obejrzeć – że budowano przyzwoicie, że budowniczowie naprawdę wiedzieli, co robią. Moim zdaniem, popełniliśmy gigantyczny błąd, rezygnując z dokończenia tej budowy… A dziś mamy problem nie tylko samej energetyki jądrowej, co raczej naszej uczciwości. Chodzi o to, abyśmy przestali tolerować tandetę, żebyśmy przestali tolerować wandali i bezmyślnych niszczycieli wspólnego dobra.

– Może trzeba by w Polsce zacząć od organicznej pracy u podstaw, a potem dopiero myśleć o wielkich technologiach?

– Nie, nie mamy czasu! Trzeba robić wszystko jednocześnie – przestać toczyć jałowe spory i zabrać się do przyzwoitej roboty. Budujmy energetykę jądrową w Polsce, ale musimy to potraktować jako wielkie wyzwanie przestawienia Polski na nowe tory. To wszystko jest trudne, ale nie można siedzieć na kanapie i spokojnie czekać.

– Spokoju nie będzie, raczej atomowe kłótnie…

– Nie widzę żadnego powodu, żebyśmy musieli słuchać rozhisteryzowanych polityków. Uważam, że ludzie nauki nie mogą milczeć w sprawach ważnych dla kraju, choć często są posądzani o lobbowanie, np. na rzecz energetyki jądrowej… Bo, jak powiedział William K. Clifford, genialny filozof i matematyk XIX wieku, nauka to jest dostarczanie bezpiecznej prawdy. Gdy naukowcy przestają dostarczać takiej prawdy, ludzkość jako gatunek biologiczny jest skazana na zagładę.