Bóg mnie ocalił

Wiesław Kowalski

publikacja 16.04.2011 22:49

To była straszna walka między piekłem a niebem, z moim udziałem - trwająca siedem lat. Dlatego dzisiaj proszę razem ze św. Pawłem: "Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła".

Rycerz Niepokalanej 4/2011 Rycerz Niepokalanej 4/2011

 

Na początku wszystko wygląda niewinnie...

Jako najstarszy z sześciorga rodzeństwa nie miałem łatwego życia. Obowiązki przerastające dziecięce możliwości, poczucie braku miłości, złe traktowanie i przekleństwa sprawiły, że od dziecka byłem raniony i cierpiałem. W efekcie, w wieku dojrzałym stałem się letnim i nijakim katolikiem.
 Nie znałem katechizmu, Jezusa i Pisma Świętego. Ciągle łamałem któreś z Bożych Przykazań. Ponadto wierzyłem w zabobony, np. że kominiarz, mając czarny kombinezon, miał mi przynieść szczęście, a witanie na krzyż lub przez próg - nieszczęście. Nie wiedziałem, że brak modlitwy, trzymanie w domu posążków Buddy, znaków Zodiaku, książek ezoterycznych, noszenie talizmanów czy pierścienia Atlantów, wiara w horoskopy, nałogowe oglądanie telewizji i złych treści w internecie - jest grzechem bałwochwalstwa, który rozwija się w człowieku i jego otoczeniu jak choroba nowotworowa. Doświadczyłem tego na sobie.

Ucieczka w pustkę

Poznałem dziewczynę i zachwycony jej urodą wziąłem z nią ślub, chociaż była osobą niepraktykującą, a jej matka była rozwódką, wierzyła w tarota i kabałę. Bardzo ją kochałem. Żeby zarobić na mieszkanie, wyjechałem za granicę. Po pięciu latach małżeństwa, z którego urodziło się dwoje dzieci, powiedziała mi, że kocha innego i odeszła. Przeżyłem szok i załamanie nerwowe. Zamiast zwrócić się do Boga, uciekłem w alkohol i związek niesakramentalny.

Podświadomie szukałem ratunku i odpowiedzi na pytanie: Dlaczego od dziecka tak cierpię, dlaczego to zło mnie dotyka? Nie mogłem znieść ciszy, dlatego na przemian słuchałem radia i karmiłem wzrok telewizją.

Usypiałem swoje sumienie, zatruwałem umysł, ciało i duszę pustymi i kłamliwymi treściami, jak również starannie ukrytymi okultystycznymi energiami.
W 1991 r. w audycji radiowej usłyszałem ogłoszenie: "Joga - relaks - dobre samopoczucie". Nie miałem pojęcia, co to jest joga, ale łudziłem się, że w niej znajdę odpowiedź na dręczące mnie pytania.

I tak wpadłem w sidła szatana. Zacząłem korzystać z relaksu, ćwiczyć oddech, ćwiczyć jogę ciała i praktykować medytację wschodnią. Mój guru stał się moim bożkiem, głównie dlatego, że już przy pierwszym spotkaniu okazał mi dużo ciepła i troski, którego nie zaznałem w rodzinie. Przestałem chodzić do kościoła, żeby w pełnej "wolności" rozwijać się duchowo, psychicznie i finansowo.

Po kilku miesiącach poczułem się znacznie lepiej. Przestałem pić i palić. Byłem pewien, że znalazłem to, czego potrzebowałem. Nie wiedziałem, że tamte zniewolenia zamieniły się w dużo groźniejsze - okultystyczne.

Zajęcia odbywały się w klubie osiedlowym lub w szkole podstawowej, wśród dzieci, których rzekoma energia jest najsubtelniejsza, jak nam mówiono. Wyjeżdżałem też na szkolenia do Holandii. Nauczyciel posługiwał się także wyrwanymi z kontekstu słowami Pisma Świętego i modlitwą Ojcze nasz, i mówił dużo o miłości. Ćwiczenia jogi, odpowiednie odżywianie, głównie wegetariańskie, oraz wiedza miały mi zapewnić przekroczenie siebie w celu uzyskania "stanu Buddy": oświecenia, samozbawienia.

Któregoś dnia mój nauczyciel stwierdził, że powodem moich niepokojów i cierpień jest krzyż, który wisi w moim pokoju, i kazał mi go usunąć.
Jako pilny uczeń dostałem tajemne imię. Poznawałem buddyzm, sufizm i inne religie. Otrzymałem nakaz prowadzenia relaksu, podczas którego powtarzałem mantrę, odwołującą się do sił kosmicznych. Mantrami były skażone kasety relaksacyjne nagrywane w studio i wykłady, które prowadził guru. Korzystałem z porad numerologa. Ta usługa miała mi zapewnić dobre zarobki. Brałem też leki homeopatyczne.

Dzisiaj wiem, że twórca homeopatii dr Samuel Hahnemann w 1777 r. został przyjęty do loży masońskiej w Transylwanii. Dodatkowo parał się spirytyzmem. Jak sam oświadczył, homeopatia powstała dzięki informacjom przekazanym mu podczas seansów spirytystycznych. Nieświadomie oddawałem swój umysł, ciało i wolę nauczycielowi i demonowi okultyzmu.

Brałem też udział w seansach uzdrawiających, które prowadził guru. Byłem świadkiem wyraźnej poprawy wzroku u pacjentki, która podobnie jak ja została uzdrowiona mocą nie pochodzącą od Boga. Uczęszczałem na festiwale, podczas których okultyści leczyli metodą reiki, kolorami, muzyką, bioenergoterapią, wahadełkiem, lekami homeopatycznymi... Sprzedawałem książki sufizmu, tarota, kasety relaksacyjne i reklamowałem prowadzoną przez guru szkołę jogi oraz kursy tarota. Byłem przekonany, że czynię dobro. Medytowałem, mantrowałem i mudrowałem 20 godzin na dobę - oczekując na obiecane oświecenie.

Na zajęcia do mojego nauczyciela przyjeżdżali ludzie, którzy zajmują się astrologią, numerologią i od nich słyszałem, że wielu polityków, biznesmenów korzysta z tej wiedzy. Robi się nawet wykresy astrologiczne dla rządzących państwami. Ustala się nazwy firm, np. Lewiatan, który uosabia groźne dla człowieka siły kosmiczne i polityczne, a w Nowym Testamencie jest symbolem szatana. Nauczyciel prowadził również szkołę tarota, wykładał buddyzm, sufizm, ezoteryzm, wiedzę tajemną.

Powrót do Boga

Były jednak okresy w moim życiu, kiedy chciałem się wycofać z grupy. Nie dałem jednak rady - zajęcia relaksacyjne działały jak magnes. Jeżeli dłużej niż tydzień nie poszedłem na zajęcia, czułem niepokój; gdy szedłem na zajęcia - było lepiej.

 

 

Przełom nastąpił w 2002 r. Wyprosiła mi to moja mama u Matki Bożej Częstochowskiej dla mnie nawrócenie. Po 11 latach niechodzenia do kościoła, ukląkłem na oczach mojego guru i poprosiłem Boga: "Boże, co tu jest grane? Gdzie ja jestem?"

I Pan zlitował się nade mną. Natychmiast w moim umyśle jakby zaświeciło światło Ducha Świętego i usłyszałem: "To jest sekta. Guru kieruje umysłami tych, którzy uczestniczą w zajęciach jogi". Zdecydowałem: odchodzę, uciekam. Niestety, wówczas czar prysnął i zwaliło się na mnie całe piekło. Skończyło się dobre samopoczucie, zbudowane przez szatana na piasku. Dzięki Bogu stało się to jeszcze za życia, a nie dopiero po śmierci, kiedy już na wszystko byłoby za późno...

Po zajęciach nie mogłem wejść do domu. Czułem obecność zła w całym bloku i że jestem skrępowany niewidzialnymi łańcuchami okultyzmu. Nie mogłem spać, jeść ani logicznie myśleć. W mieszkaniu gasły żarówki, nie działał telefon, radio... O mojej sytuacji chciałem poinformować lekarza, policję i sąsiadów, ale się bałem. W końcu po kilkunastu dniach, zdesperowany opuściłem mieszkanie. Klucze, wbrew zdrowemu rozsądkowi, przekazałem uczniowi guru, który nie miał gdzie mieszkać. W moim umyśle, sterowanym przez złego ducha, tkwiła myśl, że miasto Kraków zostanie zniszczone z powodu grzechów jego mieszkańców. Oddaliłem się o kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania. Szedłem w pożyczonym ubraniu z ciucholandu, bez żadnego dowodu tożsamości i pieniędzy. Po drodze prosiłem o chleb i wodę w sklepach spożywczych. Groziła mi utrata mieszkania i normalnego życia. Byłem przeznaczony na śmierć, ale Pan Bóg zdecydował inaczej.

Dzisiaj wiem, że przywrócenie do normalnego życia kogoś, kto był po uszy uwikłany w jogę, okultyzm i magię, jest cudem, podobnym do wskrzeszenia Łazarza. Wiedziałem już, że jedynym ratunkiem dla mnie jest Kościół. Jednak miałem poważny problem: przez pół roku nie mogłem wejść do kościoła. Nie mogłem się modlić. Ginęły i rwały mi się różańce. Przyjeżdżałem pod sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie. Z pobliskiej łąki patrzyłem na krzyż na wieży bazyliki. Tu było mi nieco lżej.

W końcu wszedłem do tego sanktuarium i przystąpiłem do spowiedzi. Doświadczyłem, czym jest mądrość, miłość miłosierna i moc Boga Ojca i Jezusa Chrystusa, który działa przez kapłanów i Kościół.

W rękach Boga

Po opuszczeniu sekty postawiłem na Chrystusa, na Jego moc uzdrawiającą i uwalniającą w Kościele. Nie wziąłem leku psychotropowego przepisanego przez lekarza. Dzisiaj wiem, że w moim przypadku to mnie uratowało, gdyż tylko Jezus przywraca do życia owce, które się pogubiły i zaginęły, a te, które słuchają Jego głosu, prowadzi do wiecznej szczęśliwości. Dzisiaj jestem świadomy, że ciałem i duszą byłem w przedsionkach piekielnych. Przez siedem lat byłem reanimowany w szpitalu Jezusa Chrystusa - Kościele, z posługą księży charyzmatyków, egzorcystów, Mszy świętych i rekolekcji.

Podczas trwania rekolekcji zrozumiałem, że jeżeli chcę być trwale uzdrowiony, uwolniony i zbawiony, muszę dokonać radykalnego wyboru, a przede wszystkim odciąć się od źródeł zła, szczególnie od liberalno-masońskich środków przekazu. Po rekolekcjach:

- zerwałem kontakt ze wszystkimi uczestnikami grupy - sekty;
- wyrejestrowałem i przestałem oglądać telewizję publiczną i słuchać radia - jako nośników największego spustoszenia w mojej psychice i osobowości;
- przestałem czytać codzienną prasę i literaturę o treści pornograficznej;
- przestałem chodzić na zakupy w niedzielę i święta oraz robić zakupy w sklepach noszących nazwy okultystyczne;
- zrezygnowałem z dystrybucji w firmach zajmujących się sprzedażą sieciową (piramida wynagrodzeń) i przestałem korzystać z produktów tych firm;
- wyrzuciłem literaturę okultystyczną i pornografię, drzewko szczęścia, piramidkę, posążek Buddy, kamienie szlachetne i inne rzeczy skażone mantrami i magią.

Osobiście do 2002 r. nie wierzyłem w realną obecność szatana i w to, że działa on poprzez swoich ludzi, przedmioty, zwierzęta. Przez 10 lat, będąc pilnym uczniem, stawałem się medium i poznawałem mechanizmy szatańskiego działania, tzw. wiedzę tajemną. Gdy chciałem opuścić sektę, natychmiast doświadczyłem skutków tejże wiedzy.

Doświadczając łaski nawrócenia i uwolnienia, gorąco proszę ludzi pracujących w mediach i prasie: Nie reklamujcie zła, nie współpracujcie z nim, gdyż w odpowiednim czasie zniszczy ono was, wasze rodziny i znajomych.

Media zniszczyły duchowo Europę. Jeśli chcemy uratować nasze dzieci, młodzież, Ojczyznę, to najwyższy czas, aby zbojkotować złe media i prasę. Oto, co mówił bp Zwerger (1884): "Kto daje pieniądze na złą prasę, ten prowadzi wojnę przeciwko Kościołowi i nie może zwać się prawdziwym katolikiem". Zaś ludowy pisarz Wetzl słusznie zauważa: "Bezbożna prasa nigdy by była nie doszła do takiego rozwoju, gdyby miliony katolików nie popierało wrogich Kościołowi i tzw. bezbarwnych pism i dzienników, czy to abonowaniem, czy też współpracą".

Na początku mojego nawrócenia nie byłem w stanie słuchać Radia Maryja, gdyż treści tam usłyszane były prawdziwe i Boże. Dzięki łasce otrzymanej darmo od Pana dziś słucham tylko tej rozgłośni. Służy mi ona do zbierania informacji, co dzieje się w Ojczyźnie, w świecie, a przede wszystkim do pogłębienia wiary i więzi z Jezusem Chrystusem, jedynym Uzdrowicielem ducha, psychiki i ciała, który działa przez sakramenty święte i kapłanów sprawujących posługę w Jego Kościele. To On, Jezus Chrystus, sprawił, że zostałem uzdrowiony: z dyskopatii, miażdżycy kończyn dolnych, cukrzycy i nerwicy neurastenicznej, arytmii serca oraz okultyzmu.

Do 56. roku życia nie brałem pod uwagę i nie traktowałem poważnie Jezusa. Skutki tego były opłakane. Pomimo to Jezus Chrystus nigdy o mnie nie zapomniał!