Zdrowy inaczej?

Ks. Jacek Zjawin

publikacja 31.03.2011 20:39

Czy choroba ma jakiś związek z wiarą i Panem Bogiem? Czy to tylko sprawa wirusów i lekarstw? A co wtedy, gdy jest nieuleczalna? Co, gdy ktoś rodzi się z chorobą i jest niepełnosprawny? Jaki sens ma takie cierpienie?

Króluj nam Chryste 3/2011 Króluj nam Chryste 3/2011

 

Moja mama jest lekarzem „od dzieci”. Temat choroby był więc obecny w moim życiu od zawsze. Sam chorowałem niewiele, ale wielokrotnie widziałem chore maluchy i słyszałem rozmowy na temat ich leczenia. Jedno jest pewne – choroba nikogo nie cieszy. Szczególnie dzieci, które nie rozumieją działania wirusów, mechanizmu „gorączki”, skuteczności lekarstw i drżą przed zastrzykami. Przyjmują chorobę ze smutkiem, często z łzami. Dlaczego nie lubimy chorować? To chyba oczywiste: boli, nic nie daje radości, wszystko męczy i denerwuje – po prostu cierpimy.

Gdy człowiek jest chory, zaczyna się zastanawiać: Skąd to się wzięło? Dlaczego właśnie ja? Dawno temu sądzono, że każde cierpienie jest karą zesłaną przez bogów. Ludzie Starego Testamentu właśnie tak patrzyli na chorobę. Uważali tak choćby przyjaciele biblijnego Hioba, którzy twierdzili, że musiał dużo nagrzeszyć, skoro Pan Bóg zesłał na niego i jego rodzinę chorobę. W dzisiejszych czasach, już w szkole, dowiadujemy się, że choroby powodowane są przez wirusy, że można się zaszczepić. A jak schorzenie jednak przyjdzie, lekarz zapisze antybiotyk, który w kilka dni powinien sobie z nim poradzi. Czy choroba ma jakiś związek z wiarą i Panem Bogiem? Czy to tylko sprawa wirusów i lekarstw? Co wtedy, gdy jest nieuleczalna? Co, gdy ktoś rodzi się z chorobą i jest niepełnosprawny? Jaki sens ma takie cierpienie?

Zbliżenie do Boga i test dla bliskich

Jezus Chrystus w Ewangelii tłumaczy tym, których naucza, że choroba nie jest karą za złe postępowanie. Każde cierpienie ma swoje zwykłe przyczyny (nie dbamy o zdrowie, przemęczamy się, przebywamy w miejscu, gdzie panuje wirus, ulegamy wypadkowi itp.), ale Stwórca pozwala na nie, aby coś ważnego nam pokazać. Gdy rozpoczyna się choroba i nagle nie możemy wykonywać codziennych obowiązków, to najpierw dostrzegamy, że jesteśmy całkowicie zależni od innych i od Pana Boga. Gdy dopisuje nam zdrowie, wydaje nam się, że możemy wszystko, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Widzimy, jak bardzo kochają nas  bliscy, którzy w czasie choroby okazują nam więcej troski niż zwykle. Choroba sprawia też, że wszystkie inne problemy maleją, a najważniejsze staje się pragnienie bycia zdrowym. Można więc przez chorobę zbliżyć się do Boga, jeszcze bardziej Jemu zaufać i doświadczyć więcej miłości od bliźnich.

Są jednak tacy, którzy właśnie w czasie choroby tracą wiarę. Twierdzą, że skoro Bóg dopuścił bez ich winy wielkie cierpienie, którego nie potrafią unieść, to jest On okrutny i na pewno nie kocha człowieka. Taka postawa najczęściej wynika z tego, że przy chorych nie było kogoś, kto chwyciłby za rękę, porozmawiał, wysłuchał i pocieszył. I tu bardzo ważne zadanie dla nas – zdrowych. Jeden z uczynków miłosiernych względem ciała to: chorych odwiedzać. Taka wizyta pomaga choremu przyjąć i znieść cierpienie, a nam daje możliwość spotkania w tym chorym Jezusa, zgodnie ze słowami: „byłem chory a odwiedziliście mnie” (Mt 25, 36).

I kto tu jest niepełnosprawny?

W niektórych sytuacjach trudno jednak tak do końca określić, kto jest chory, a kto zdrowy. Jan Mela (Polska) ma 22 lata i jest najmłodszym w historii zdobywcą obu biegunów w ciągu jednego roku. Jest jednocześnie pierwszym niepełnosprawnym, który dokonał takiego wyczynu. Jasiek stracił lewe podudzie i prawe przedramię w wyniku porażenia prądem, którego doznał w 2002 r. w Malborku, kiedy wszedł podczas deszczu do niezabezpieczonej stacji transformatorowej. Philippe Croizon (Francja) ma 42 lata przepłynął kanał La Manche: 34 km w 14 godzin. W wyniku amputacji po porażeniu prądem utracił ręce i nogi. Nick Vujicic (Australia) ma 28 lat. Urodził się bez rąk i nóg na skutek bardzo rzadkiej choroby. Przez wiele lat ćwiczył, by się usamodzielnić, a dziś prowadzi spotkania, na których mówi o swojej wierze w Boga i zachęca innych do walki ze swoimi ograniczeniami. Kto z nas zdobył oba bieguny w ciągu jednego roku, przepłynął kanał La Manche lub jeździ po świecie, by mówić innym o Bogu? Kto, tu jest pełno–, a kto niepełnosprawny?

Chyba każdy chciałby przeżywać swoją chorobę w taki sposób. Co zrobić, by się nie załamać i nie stracić radości życia? Człowiek niewierzący powie, że potrzeba silnej woli i samozaparcia. Człowiek wierzący, doda jeszcze modlitwę i wiarę we wszechmoc Stwórcy. Ta wszechmoc to nie natychmiastowe uzdrowienie i zlikwidowanie cierpienia, ale to działanie Pana Boga, które chyba najlepiej wyraża modlitwa umieszczona na tablicy Instytutu Rehabilitacyjnego w Nowym Jorku:

Prosiłem Cię Panie o siłę, by zyskać powodzenie
Ty uczyniłeś mnie słabym, abym nauczył się słuchać.

Prosiłem o zdrowie, aby dokonać rzeczy wielkich
Otrzymałem kalectwo, by spełniać rzeczy lepsze.

Prosiłem o bogactwo, żeby być szczęśliwym
Otrzymałem ubóstwo, żeby być mądrym.

Prosiłem o władzę i znaczenie, by cenili mnie ludzie
Otrzymałem zależność, bym odczuł potrzebę Ciebie.

Prosiłem o przyjaciela, żeby nie żyć samotnie
Ty dałeś mi serce, bym kochał wszystkich.

Prosiłem o radość
Ty dałeś mi życie, bym radował się wszystkim.

Nie mam niczego, z tego o co prosiłem
Ale mam wszystko to, czego się spodziewałem.

I jakby wbrew mnie samemu
Moje niewyrażone prośby zostały wysłuchane.

Jestem najhojniej obdarzony.
(autor nieznany)