Łatając łaty

S. Agata

publikacja 30.06.2011 13:12

Próbowałeś kiedyś łatać łaty? Może to dziwne pytanie, bo kto jeszcze się bawi w reperowanie czegoś, co i tak jest już strzępem. Mam na myśli takie kawałki materiału, które mają dziury, a które zszywa się jeszcze z innymi kawałkami, żeby sklecić jakąś całość. A może to brzmi jak pomysł na modę, no bo w końcu dzisiaj, jeśli chodzi o styl ubierania się, to w sumie wszystko jest dozwolone... A tak naprawdę to ja żadnej nowej mody nie wymyślam.

Rycerz Młodych Rycerz Młodych
3/2011

 

Jest taki Projektant, który nie robi nic innego, jak tylko łata te łaty i kleci z nich taki materiał, który choć jednokolorowy, to wydaje się być tkany z jednego kawałka. I to jest Jego swoista moda, która trwa od wieków i nigdy nie będzie przestarzała. Tylko nie wszystkim podoba się ten styl... To Pan, który nicią swojego miłosierdzia łata nasze osobiste dziury i zszywa nas między sobą, gdy raz po raz rwą się więzy, które nas łączą.

Co ja mogę?

Przypomnij sobie te chwile w twoim życiu, gdy, jak często mówimy, czułeś się jak „ściera”. To o tym właśnie mowa! Te „dziury”, które nosisz w sobie, sprawiają, że materiał się pruje i sam wiesz, że odrywasz się od innych. Wiesz także, że człowiek nie może żyć w oderwaniu od innych. To jest właśnie podwójna „logika” grzechu ludzkiego. Przewinienie nie tylko powoduje wewnętrzny podział, ale też łamie więzy zewnętrzne, ponieważ niszczy wolność człowieka. Paradoksalnie, to możliwość grzeszenia jest najbardziej jaskrawym wyrazem tego najcenniejszego daru, który Pan Bóg ofiarował człowiekowi. Jednocześnie to samo przeciwstawienie się woli Bożej wprowadza nas automatycznie w stan niewoli. Pewnie dla wielu z nas tutaj otwiera się nowe „tło”, na którym toczy się życie ludzkie... Czym tak naprawdę jest wola Boża, jak ją poznać, jak ją pełnić? Ona jest na pewno przede wszystkim kwestią wiary. Wiary w Tego, który jasno nam powiedział, że „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni” (1 Tm 2,4). Więc pytanie, które należy sobie postawić w codzienności naszego życia, brzmi: Co ja konkretnie mogę uczynić, lub: Jak to uczynić, aby dopomóc dziełu zbawczemu? Nasze wybory i decyzje jako ostateczny cel powinny mieć zawsze zbawienie.

Jednak w życiu nie jest tak łatwo zawsze postępować słusznie. Nie sposób nie myśleć w tym kontekście o Ojcu miłosiernym i jego marnotrawnym synu. Więc jak to działa? Najpierw marnotrawstwo na całego, później egoistyczne poszukiwanie sposobu na zaspokojenie swoich potrzeb. Im więcej egoizmu, tym szybciej zostajesz sam. A samotność jest miejscem na refleksję. Wtedy w końcu zaczynasz wchodzić w głąb siebie i swego serca. Zaczynasz rozumieć, że tak naprawdę żyjesz oderwany od Ojca, i dlatego nie znajdujesz już sensu w niczym. Wracasz. Twoje poniżenie nie pozwala ci patrzeć Ojcu w twarz. Jesteś tą „ścierą”, tą łatą, która zostanie zacerowana, po czym zszyta z innymi. „Miłość ci wszystko wybaczy”, miłosierdzie ci wszystko odpuści i uratuje cię od zguby. Tak, jak znasz uczucie ekstremalnej słabości, tak znasz na pewno tę ulgę, tę radość, gdy Pan, często przez ręce kogoś, kto żyje obok ciebie, „załata” cię. Wyobraź sobie taką Miłość, która uśmiecha się do ciebie z daleka, nawet gdy Ją zdradziłeś. Wyobraź sobie kogoś, kto reaguje, zanim wypowiesz słowo, taką Miłość, która zamyka ci usta, gdy przychodzisz, aby Ją poprosić o przebaczenie. Wyobraź sobie Tego, kto nic nie mówi, lecz widząc twój trud, po prostu przytula cię, czyli taką Miłość, która chce, abyś natychmiast bez chwili zwłoki utonął w Jej ramionach. Wyobraź sobie tę śmiertelną ranę, która zostaje wyleczona, zanim jeszcze zostanie zadana... Tym wszystkim jest Miłosierdzie.

Postaw na czyny

Ale wiesz, jak to działa także w drugą stronę – dokładnie przeciwnie do grzechu. Jak tylko twoja „dziura” zostanie załatana, automatycznie czujesz się bliżej ludzi, odzyskujesz wiarę w siebie i na nowo patrzysz innym w oczy. I to wszystko dlatego, że Miłość spojrzała ci w oczy i w nich wyczytałeś, że Ona już nie pamięta tego, co tobie nie dawało spokoju.

Jesteś adresatem Miłości miłosiernej, ale jesteś też Jej nośnikiem. Jeśli w swoim życiu doświadczyłeś miłosierdzia, nie możesz już nie być Jej świadkiem – wg słów
św. Faustyny, która zapewnia: „Kto Ciebie raz poznał, ten nic innego kochać nie może”. Dlaczego ta nasza święta Rodaczka mówiła o miłosierdziu Bożym jako o największym przymiocie Boga? Bo to ono podtrzymuje nas co dzień przy życiu. Każdy z nas w swoim życiu dał Panu Bogu wystarczająco dużo powodów do stracenia cierpliwości. A On wciąż zszywa, doszywa... Dlatego s. Faustyna pisze: „Miłosierdzie jest największym przymiotem Boga, wszystko, co mnie otacza, o tym mi mówi” (Dzienniczek, 611). Już samo istnienie świata jest niezbitym dowodem na miłosierdzie Boże. A my? Powinniśmy wszyscy być apostołami miłosierdzia. Wszystkim nam łatwo jest osądzać, potępiać, może nawet często pouczać, jak powinno się żyć. Najpierw warto pomyśleć, że pouczanie nie ma sensu, jeśli życie tego, który poucza, nie jest przykładne. Ale też czasy się zmieniają. Stajemy dziś w sytuacji stopniowego osłabiania się osobowości kolejnych pokoleń, coraz głębszej nieporadności życiowej.
W momencie słabości nie przychodzi nam nawet do głowy, żeby zwrócić się do kogoś, no bo do tego potrzeba pokory, lub lepiej: bo to inni powinni zauważyć i się do nas zbliżyć. Osobiście próbuję wciąż żyć według takiej małej reguły: moim obowiązkiem jest dostrzec i zbliżyć się do potrzebującego człowieka, ale gdy ja sama mam się źle, będę wyciągać rękę, prosząc o pomoc. I to dlatego, że za bardzo przywykliśmy już do przychodzenia „na gotowe” i tym samym odwykliśmy od prawdziwego zaangażowania w swoje życie i otwarcia na życie innych. Dlatego powinniśmy stawiać na czyny, a nie na słowa. I sami, doświadczając miłosierdzia, mamy pokazać innym, że jest takie Źródło, które się nigdy nie wyczerpie.

 

 

Sprawiedliwość czy miłosierdzie?

To, czego doświadczamy, gdy my sami jesteśmy dawcami lub pośrednikami miłosierdzia, jest na pewno porównywalne ze świętem, które miłosierny Ojciec uczynił swemu młodszemu synowi. Święto zorganizowane niesprawiedliwie w stosunku do starszego syna... Pytanie: sprawiedliwość czy miłosierdzie? Czy może być tak, że podczas gdy największym przymiotem Boga jest miłosierdzie, człowiek będzie kierował się głównie sprawiedliwością? I to jaką, tą subiektywną, to znaczy tym poczuciem, które nosi w swoim sercu, a które nie zawsze ma na uwadze dobro drugiego człowieka. Mówi Ojciec Święty Jan Paweł II w encyklice Dives in misericordia: „Ten rodzaj nadużycia samej idei sprawiedliwości oraz praktycznego jej wypaczenia świadczy o tym, jak dalekie od sprawiedliwości może stać się działanie ludzkie, nawet jeśli jest podjęte w imię sprawiedliwości. Nie na próżno Chrystus wytykał swoim słuchaczom, wiernym nauce Starego Testamentu, ową postawę, która wykazała się w słowach: «oko za oko i ząb za ząb»”.

W takich momentach miłosierdzie staje się zarówno dla tego, kto przebacza, jak
i dla tego, kto potrzebuje przebaczenia, morzem, w które trzeba się rzucić, nawet jeśli się nie umie pływać. Rzuca się ten, kto się upokarza, ale rzuca się też ten, kto otwiera swe serce, zanim jeszcze ów drugi poprosi o łaskę. I wtedy staje się cud: pływamy razem i nie toniemy, bo nasze dziury zostały zszyte – nie toniemy i – co więcej – jesteśmy zszyci razem, więc pomagamy sobie. Miłosierdzie staje się okazją do głębokiego uzdrowienia z obu stron. Jan Paweł II potwierdza to w słowach: „Miłość miłosierna we wzajemnych stosunkach ludzi nigdy nie pozostaje aktem czy też procesem jednostronnym. Nawet w wypadkach, w których wszystko zdawałoby się wskazywać na to, że jedna strona tylko obdarowuje, daje – a druga tylko otrzymuje, bierze – (jak np. w wypadku lekarza, który leczy, nauczyciela, który uczy, rodziców, którzy utrzymują i wychowują swoje dzieci, ofiarodawcy, który świadczy potrzebującym), w istocie rzeczy zawsze również i ta pierwsza strona jest obdarowywana”.

Często się dziś mówi o tym, że to Miłosierdzie zbawi świat. Tak zresztą Pan Jezus powiedział św. Faustynie, że orędziem o Miłosierdziu przygotuje świat na swoje ostateczne przyjście. To może wzbudzić w nas lęk. Są zatem różne motywacje. Są ci, którzy spełniają uczynki miłosierdzia, bo się boją, ale w tym przypadku zwykle takie „dobrodziejstwo” szybko się kończy, bo obawa nie może być motorem naszego życia i – co więcej – takie uczynki w istocie nie są dobrymi, gdyż nie ma w nich ducha. Są ci, którzy chcą się pokazać... i wobec takiej postawy chyba nie są potrzebne komentarze. Ważne jest podkreślenie, że te rodzaje „miłosierdzia”, które nie są motywowane miłością, nie przynoszą owocu. Często pochodzą od ludzi, którzy tak naprawdę nigdy nie posmakowali w swoim życiu prawdziwego przebaczenia. Są zaś ci, którzy rozkoszują się miłosierdziem wyłącznie dlatego, że poznali je na własnej skórze, a z drugiej strony dlatego, że najprawdopodobniej umieją czytać znaki czasu. Jak czytamy w Konstytucji soborowej Gaudium et Spes: „Zakłócenia równowagi, na które cierpi dzisiejszy świat, w istocie wiążą się z bardziej podstawowym zachwianiem równowagi, które ma miejsce w sercu ludzkim. W samym bowiem człowieku wiele elementów zwalcza się nawzajem. Będąc bowiem stworzeniem, doświadcza on z jednej strony wielorakich ograniczeń, z drugiej strony czuje się nieograniczony w swoich pragnieniach i powołany do wyższego życia. Przyciągany wielu ponętami, musi wciąż wybierać pomiędzy nimi i wyrzekać się niektórych. Co więcej, będąc słabym i grzesznym, nierzadko czyni to, czego nie chce, nie zaś to, co chciałby czynić. Stąd cierpi rozdarcie w samym sobie, z czego z kolei tyle i tak wielkich rozdźwięków rodzi się w społeczeństwie”. Stąd już prawie logiczną konsekwencją jest wola budowania swego życia według logiki miłosierdzia.

„Rozdarcie” – tego właśnie terminu używa Kościół w przytoczonym fragmencie. I to dziwnie pasuje do naszej refleksji nad łatami do załatania. Chciałbyś i ty być projektantem? Pan Bóg zaprasza nas do wspólnego stwarzania świata, do niesienia życia, do łatania i zszywania. Co mamy uszyć? Nie wiemy. Ten materiał, którym jest Boski plan zbawienia, jest zbyt obszerny, abyśmy byli w stanie objąć go naszym wzrokiem. Wiemy jedno: składa się z łat, którymi jesteśmy my sami. Niech więc Miłosierdzie, które łata nasze dziury i jednoczy nas ze sobą, tym bardziej przenika nasze życie i świat, im więcej w nich ran, rozdarć i nieporozumień, będących przestrzenią, w której nić miłosierdzia nawleczona na igłę Miłości, będzie mogła „stwarzać wszystko nowe”.