Ogniste pytania…

Ks. Zbigniew Kapłański

publikacja 03.08.2011 12:36

Zaprzyjaźnieni maturzyści z różnych szkół zaprosili mnie na ognisko za miastem. Było wesoło, były piosenki, żarty i wspomnienia. A potem nadszedł czas na tematy nieco poważniejsze. Dlatego tę relację postanowiłem nazwać:

Nasza Droga 15-16/2011 Nasza Droga 15-16/2011

 

Zaczęło się od pytań praktycznych, pytań, które podsunęła codzienność:

Rodzice zaplanowali sierpniowy urlop w rejonie Bułgarii i Turcji. Gdy zapytałam, gdzie tam będziemy na Mszy Świętej, to popatrzyli na mnie jak na dziwadło i powiedzieli, że jeśli nie jest możliwe pójście do kościoła, to przecież nie ma grzechu. Ja na to, że takie zdanie jest prawdziwe tylko wtedy, gdy ta niemożność jest od nas niezależna, ale jeśli to my taką niemożność sami organizujemy, to chyba graniczy z grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Prawie wynikła kłótnia, nawet się zastanawiam, czy w ogóle z nimi jechać, ale z drugiej strony to byłaby dla nich wielka przykrość. Jak to rozwiązać?

Spróbujmy po kolei… Muszę przyznać, że znam wiele rodzin, które zaczęłyby planowanie wakacji od postawienia pytania o możliwość udziału w niedzielnej Mszy Świętej. To jest postawa dość radykalna, ale też jasna i oczywista. Tak też radzę ustawić hierarchię wartości w rodzinach, które założycie. Pierwszy fakt, o którym warto pamiętać na takim wyjeździe, to tzw. communicatio in sacris (pewna jedność, kompromis w sprawach świętych). Na mocy umów między przedstawicielami różnych wyznań chrześcijańskich ustalono, że katolicy i prawosławni mogą korzystać z sakramentów udzielanych w bratnich kościołach, jeśli tylko kontakt ze świątynią albo kapłanem swojego wyznania jest w znacznym stopniu utrudniony. Mówiąc najprościej: jeśli jesteśmy z kraju, gdzie duży procent społeczeństwa to ludność prawosławna i raczej nie ma kościołów rzymskokatolickich, to obecność na Mszy Świętej sprawowanej przez kapłana prawosławnego spełnia obowiązek uczestnictwa w Eucharystii. Nawet wolno przyjąć Komunię Świętą (oczywiście pod zwykłymi warunkami, w stanie łaski uświęcającej). W Turcji są różne rejony – faktycznie nie wszędzie są kościoły katolickie, a bywają takie obszary, gdzie spotykamy wyłącznie meczety. Ale może wtedy tak zmodyfikować trasę, aby niedzielę zaplanować „w pobliżu Mszy Świętej katolickiej”?

Na marginesie warto dodać, że z takiego rozwiązania nie można skorzystać w przypadku kościołów i nabożeństw protestanckich, w tym wyznaniu (wyznaniach) rozumienie Eucharystii jako nieustannej Obecności Pana Jezusa pod postacią chleba jest zupełnie inne niż nasze.

Spotkałem jeszcze dwa pomysły, które ewentualnie można zastosować w swoim życiu. Pierwszy to „patent” zawodowego kierowcy, który czasem wiezie produkty spożywcze i nie może się zatrzymać tam, gdzie chce. Pewien znajomy nagrał sobie na płycie kilka Mszy Świętych w telewizji i w sytuacjach krytycznych je odtwarza. Turyści chyba jednak nie powinni korzystać z tego rozwiązania. Drugi pomysł  (stała praktyka różnych grup i wspólnot) – „zabrać ze sobą Mszę Świętą” czyli księdza. Wtedy Eucharystię możemy mieć codziennie.

Jak już jesteśmy przy niedzielnym obowiązku uczestnictwa we Mszy Świętej… Co będzie mogła zrobić moja siostra, która studiuje medycynę i na pewno nieraz wypadnie jej dyżur w niedzielę?

Zacznijmy od tego, że służba konieczna dla bezpiecznego funkcjonowania społeczeństwa zwalnia od konieczności udziału w Eucharystii. Ale zwalnia, jeśli to uczestnictwo nie jest możliwe. Wielu lekarzy ma włączony tzw. pager i spokojnie idzie do kaplicy szpitalnej na Mszę Świętą – jak będzie konieczność, to po prostu go wezwą. Czasem jest możliwość pójścia na wieczorną Mszę Świętą w sobotę, wieczory sobotnie są zwykle w szpitalach nieco spokojniejsze.

Mówimy o jednym z obowiązków chrześcijanina, ale to przecież tylko cząstka życia… Czy nie ma szans na zbawienie człowiek, który żyje uczciwie, ale do kościoła nie chodzi?

Powiedziałbym, że mamy pewność (z przykazań), że Pan Bóg każe nam święcić dzień święty. Jeśli ktoś zaniedbuje ten obowiązek, to już żyje według własnego prawa, wolno mu tak zrobić, ale jest to ryzyko – nikt tutaj na ziemi nie podejmie się zapewnienia go o zbawieniu. Oczywiście udział we Mszy Świętej ma przemieniać życie – jeżeli ktoś systematycznie przychodzi do kościoła, a nie wprowadza w życie tego, co tam słyszy i widzi, to tak samo żyje „na własne ryzyko”.

A jak jest ze zbawieniem osób innej wiary? Ateistów?

Musimy zostawić to Panu Bogu. To po prostu nie nasza sprawa. Wierzymy jednak, że Pan Bóg, który zna serca ludzkie, nikomu nie zrobi krzywdy i na pewno nie odrzuci tych, którzy nie przyjęli wiary bez chęci lekceważenia Stwórcy. Każdy może starać się żyć najlepiej, jak potrafi i Bóg na pewno przygarnie do Serca tych, którzy postępowali zgodnie z własnym sumieniem i nad tym sumieniem pracowali.

 

 

Są w dzisiejszym świecie ludzie, którzy chcą drwić z Boga i Jego wyznawców. Jak się wobec nich zachowywać?

Nie ma wątpliwości, że Pan Jezus przede wszystkim zalecił na modlitwę – jako sposób na siebie, na spokój swej duszy i jako sposób na innych, by wyprosić łaskę, która przemieni serca szyderców. Można też oczywiście szukać argumentów logicznych, kulturowych, aby spróbować kogoś przekonać. Warto jednak pamiętać, że nawet Panu Jezusowi mało kogo udało się przekonać samą rozmową. Nawrócenie to bardziej skutek łaski, intelekt wspiera wolę, ale sam umysł rzadko wystarcza, aby wybrać Pana Boga jako Tego, kto decyduje w naszym życiu. Gdy ktokolwiek, niezależnie od jego przekonań, przekracza granice, które stawia mu prawo, oczywiście wolno się bronić, sięgając do prawnych mechanizmów. Nie wolno przekraczać obrony proporcjonalnej do ataku, ale o tym mówi prawo państwowe, nie potrzeba szukać religijnych uzasadnień. O terroryzmie nie może być mowy, jeśli ktoś chce być wiernym Chrystusowi.

Czy my jednak nie jesteśmy zbyt łagodni? Bo na przykład muzułmanów ludzie się po prostu boją i dlatego często siedzą cicho…

Musimy być konsekwentni. Wyznając chrześcijaństwo, religię pochodzącą od Chrystusa, nie możemy zmieniać Jego zasad! On nie chciał, aby się Go ktokolwiek bał. Przeciwnie, powtarzał w różnych sytuacjach „Nie lękajcie się!”. Czasami z takiej postawy rodzą się nowi męczennicy, a czasami – pod wpływem budującego świadectwa – nowi nawróceni.

A czemu Pan Bóg pozwala na to, że chrześcijanie są prześladowani? Czemu są organizacje, wręcz firmy, wydawnictwa specjalizujące się w krytykowaniu Kościoła? Czasem wyolbrzymiają istniejące nieprawidłowości, a czasem wręcz wymyślają coś, oczerniają ludzi, mieszają im w głowach…

Nie da się ujawnić wszystkich mechanizmów nieprawości. Czasem prześladowania wynikają z siły chrześcijan. Głoszą wolność człowieka i pokazują tę wolność w życiu, a bardzo trudno manipulować ludźmi wolnymi. Ci, którzy chcieliby przejąć władzę nad duszami, ci, którzy chcieliby rządzić bezmyślnym tłumem, zawsze będą wrogami chrześcijaństwa. Nie można jednak powiedzieć, że to jest zgodne z wolą Pana Boga – każde zło jest przeciw Woli Bożej. Pan Bóg jednak wszystkim obiecał wolność ze swej strony, nie złamał danego słowa nawet wobec tych, którzy przybijali do Krzyża Jezusa Chrystusa.

Przy tym pytaniu musimy dodać, że to Osoba Jezusa Chrystusa mobilizuje, by nasza codzienność była prześwietlona Jego Łaską, by nikt „nie mógł się przyczepić”. Oczywiście celem ma być świadectwo zachęcające obserwatorów, aby pozazdrościć nam naszej drogi i by do nas dołączyć.

Jeśli już poruszyliśmy tematykę spotkania z innymi wyznaniami, to czemu w tym względzie światowa opinia publiczna przyzwala na niesprawiedliwość? Czy w krajach chrześcijańskich nie jest więcej meczetów niż kościołów katolickich, protestanckich i prawosławnych razem wziętych w krajach muzułmańskich? Czy dla prostej sprawiedliwości nie powinno być tak, że „jeden za jeden”?

Słowa są słuszne, ale chyba adresat pomylony. Przecież to, że przyznamy rację, nie wpłynie na zmianę stanu rzeczy. Niesprawiedliwość jest jaskrawa, ale czy istnieje w świecie władza, która by temu umiała zaradzić? Jakaś policja, jakieś wojsko, jakiś sąd? Na pewno trzeba się głośno domagać sprawiedliwości, na pewno nie wolno udawać, że nie ma sprawy, ale przede wszystkim modlić się o uznawanie wolności religijnej gdziekolwiek w świecie i o wzajemny szacunek okazywany wyznawcom innych religii.

A jak się zachować, gdy ktoś w naszym otoczeniu kpi z kapłanów, wyśmiewa katolików, szydzi z przestrzegania zasad moralnych wynikających z Ewangelii?

I znów koniecznie trzeba zacząć od modlitwy, a nie od szukania argumentów. Człowiek modlitwy wszystko umie spokojniej i skuteczniej rozwiązać. Oczywiście nie warto powtarzać „kapłan też człowiek”, bo takie zdanie niemal zdejmuje z księży staranie, aby byli wzorem i przykładem. Gdy zasłyszane zarzuty są słuszne – nie wolno twierdzić, że są wymyślone – warto zachęcić rozmówców do wspólnego szukania rozwiązań dostrzeżonych problemów. Gdy słyszymy niesprawdzone plotki, albo wręcz informacje wyssane z palca, trzeba spokojnie ukazywać prawdę, dodając, że Pan Bóg od dawna miał kłopoty ze swymi wyznawcami, ale nigdy nie przestał szukać tych, których ukochał prawdziwą miłością, czyli każdego z nas…