Niemiłosierni dla samarytan

ADAM SUWART

publikacja 08.08.2011 22:52

Są ich tysiące. Łącznie potrafią zarobić nawet 365 mln złotych rocznie. Ponieważ dochód z ich procederu jest nieopodatkowany, fiskus może tracić rocznie grube miliony. A wszystko to za sprawą naszej szczodrobliwości, wyrzutów sumienia albo po prostu chęci „świętego spokoju”.

Przewodnik Katolicki 32/2011 Przewodnik Katolicki 32/2011

 

Napadnięto mnie na promenadzie w Świnoujściu. Dziesiątki ludzi przechadzających się w letni dzień w centrum nadmorskiego kurortu było narażonych na podobne zaczepki. Kilka rozproszonych w tłumie osób podchodziło do spacerowiczów i pełnymi bólu i cierpienia oczami spoglądało prosto w oczy zaczepionego turysty, prosząc łamiącym się, niemal zawodzącym głosem o wsparcie. Chłopiec wyglądający na dwunastolatka wręcz uwieszał się na ręce kobiety, która nerwowym ruchem szukała w torebce portmonetki. Gruchnęły monety w kieszonce portfela, jedna zaszkliła się z oddali blaskiem nadmorskiego słońca i już, „już jestem wolna od namolnego dzieciaka” – pomyślała zapewne przymuszona do darowizny kobieta, odchodząc tymczasem przyspieszonym krokiem i wycierając nerwowym ruchem przedramię z niewidzialnego śladu, jaki zostawiła na nim ręka żebraka. Chłopak stał tymczasem przy kolejnej osobie. Również uległa…

Usiadłem na ławce i obserwowałem przebieg procederu. W ciągu godziny chłopak uwiesił się ręki, uczepił spódnicy albo zaplątał między nogami 16 osób. Aż 12 wręczyło mu monety. Były to zapewne kwoty od złotówki do 5 zł. Dzięki temu przez godzinę małoletni żebrak mógł zarobić średnio nawet 36–40 zł. Piękna stawka. Trudno rozstrzygnąć, ile godzin dziennie i jak często w tygodniu chłopiec ów zajmuje się żebraniem, a tym bardziej, jaką część z uzyskanej kwoty musi oddać zwierzchnikowi tego procederu. Bo o tym, że działalność ta jest przez kogoś zorganizowana, przekonałem się tuż przed zakończeniem mojej niejawnej obserwacji, kiedy to jedno z dzieci z wprawą zagwizdało – na co zresztą prawie nikt z przechodniów nie zwrócił uwagi – po czym błyskawicznie z boku pojawiły się dwie dziewczynki i żebrzący wcześniej chłopiec. Wymienili się oni spojrzeniami, jakimiś uwagami wypowiadanymi do ucha, po czym pobiegli w sobie tylko znanym kierunku. Choć żebraków, jak większość z nas, widzę nie od wczoraj na naszych ulicach, po tym nadmorskim doświadczeniu postanowiłem przyjrzeć się bliżej temu zagadkowemu procederowi.

Z przymusu i przyzwyczajenia

Krystyna, 83 lata, jedna z głównych ulic Poznania 

Śniada cera, pomarszczona twarz, siwe włosy, gruba wełniana spódnica, rozpinany sweterek, ubierany nawet przy upale, zaciśnięte wąskie usta i lekko wystająca dolna szczęka. Spod zgaszonych błękitnych oczu wyziera resztka nadziei, gdy prawie każdego dnia, stojąc przed jednym ze sklepów przy ruchliwej poznańskiej ulicy, kobieta ta podchodzi do przechodnia, prosząc z wysuniętą dłonią o wsparcie. Przez swój wiek, tembr głosu i rozczulające spojrzenie, staruszka wzbudziła też i moje współczucie.

Postanowiłem zastosować mój test nr 1. Poproszony o datek, zapytałem: – A może chciałaby pani trochę jedzenia zamiast pieniędzy? Test zdany: – Jak najbardziej, proszę pana, wszystko przyjmę. Cofnąłem się więc do sklepu, w którym właśnie zrobiłem zakupy dla siebie i tym razem pod dyktando utrudzonej żebraniem seniorki kupiłem jeszcze: litr mleka, krojony chleb, wędlinę w plasterkach, a od siebie dodałem puszkę z makrelą w oleju, akurat mieli w promocji. „Zaledwie 12 złotych, a ktoś głodny się naje” – ucieszyłem się.  Gdy wyszedłem ze sklepu, kobieta czekała. Zabłysnęły i ożywiły się jej oczy, gdy zobaczyła w moim ręku siatkę z artykułami dla niej przeznaczonymi. Znalazła jeszcze chwilę na krótką rozmowę: – Dlaczego pani prosi o wsparcie, stojąc tu na ulicy – pytam spokojnie, by jej nie urazić. – Oj, panie, małą mam tę emeryturkę, wszystko idzie na czynsz, prąd, gaz kazałam już odciąć, a na leki już prawie nie starcza. Więc o jedzenie muszę prosić przed sklepami – odpowiada całkiem wiarygodnie.

Zdaję sobie sprawę, że emerytury w naszym kraju często przypominają już nie jałmużnę, ale jej namiastkę, daję wiarę tym wyjaśnieniom. Drążę jednak dalej: – Ale jest pani samotna, nie ma żadnej rodziny? – Syna mam, ale chory jest, ułomny. Do pracy się nie nadaje, a renty nie ma – słyszę i dziwię się, że syn pozwala starej kobiecie na taką „uliczną” działalność. Po chwili, gdy dowiaduję się, że syn ma prawie 50 lat, moje zdziwienie zamienia się niemal w oburzenie. Rozstajemy się. Kobieta solennie dziękuje za drobną przecież pomoc – „Niech Bóg panu błogosławi”. Dziękuję, odwracam się. Ale obserwacja jeszcze się nie zakończyła. Staję kilkadziesiąt metrów dalej. Zasłania mnie znak drogowy. Kobieta pokonała już też spory kawałek w przeciwnym kierunku. Ale nadal ją widzę. Przebiera ręką w siatce, którą ode mnie otrzymała. Wyciąga kolejne artykuły spożywcze, ogląda je i jakby od niechcenia wrzuca z powrotem, po czym włócząc zmęczonymi i opuchniętymi nogami obutymi w staroświeckie, zniszczone mokasyny, idzie w dal.

Po ok. dwóch godzinach przypominam sobie, że zapomniałem kupić mleko, może dlatego, że kupiłem je staruszce. Idę więc do sklepu i ku mojemu zdziwieniu kobieta znów przed nim stoi. Czuję zawód przemieszany z irytacją. Co gorsza, gdy zbliżam się do sklepowych drzwi, kobieta znów wyciąga do mnie rękę, najwyraźniej nie poznając mnie, mimo że przed dwiema godzinami rozmawialiśmy. – Przecież kupiłem dziś pani jedzenie. A pani znowu tu stoi? – pytam spokojnie. – Tak? Hm, no tak, no stoję – odpowiada niezdecydowana. Nie indaguję staruszki jednak tym razem. Nie mam takiego prawa. Ze sklepu wychodzę tylko z kartonikiem mleka.

Według danych statystycznych programu „Przeciwdziałanie Procederowi Żebractwa na Terenie Miasta Poznania w latach 2008–2010” – 62 proc. żebrzących to mężczyźni, a pozostałe 38 proc. – kobiety. Ponad połowa żebraków ma 40 lat (52 proc.), 60 proc. ma wykształcenie podstawowe, 23 – zawodowe, 14 – średnie, a 3 – wyższe. Aż 60 proc. osób trudniących się żebraniem ma problemy zdrowotne, a prawie trzy czwarte żebrzących nie korzysta z  żadnej pomocy instytucjonalnej – albo o niej nie wiedzą (najrzadziej), albo nie chcą z niej korzystać (aż 59 proc.) Gdy wspomniałem 83-letniej pani Krystynie, że niedaleko miejsca, gdzie przez żebranie uzyskuje bądź nie pomoc od ludzi, jest jadłodajnia Caritasu, w której codziennie wraz z synem mogłaby zjeść ciepły posiłek, odpowiedziała, że „to przecież wstyd”. Najwyraźniej żebranie przed sklepem już tak bardzo nie zawstydza.

Niemiłosierni dla samarytan  

 

 

„Nie żebram. To jest sztuka”

Dżony, 29 lat, Kraków,

w ciągu: Grodzka–Rynek–plac Mariacki–Floriańska

„Wychodzi na płytę” dwa, trzy razy w tygodniu. Latem nawet częściej, bo i potrzeby są większe. Spędza tam od dwóch do pięciu godzin. Utarg dzienny? – Czasem tylko 25 zł, ale kiedyś nawet jednorazowo „stówka mi spadła” – opowiada. Dlaczego ktoś zdecydował się dać „Dżonemu” 100 zł? Dżony mógł zachwycić darczyńcę swoim kunsztem. Jest bowiem – jak sam twierdzi – mimem. Swój strój zaprojektował wraz z dziewczyną, podpatrując poszczególne elementy kilka lat temu na barcelońskiej La Rambla u mistrzów swego fachu, których tam nie brakuje. Dżony rzeczywiście jest utalentowany. Zastyga na długie minuty w dramatycznych pozach, co niewątpliwie wymaga sporych predyspozycji i długiego treningu. Ludzie podchodzą co chwilę, gdyż rzuca się w oczy swoim niezwykłym strojem, całkowicie maskującym tożsamość makijażem, płynnymi ruchami i nagłymi zmianami pozy. Do tych ostatnich dochodzi za każdym razem, gdy ktoś wrzuci monetę (lub banknot!) do szerokiego kapelusza, który leży obrócony na chodniku przed Dżonym. Podobnie, jak kilku innych ulicznych i domorosłych artystów, Dżony stał się elementem krajobrazu krakowskiej Starówki. Ma pomysł na siebie, nie siedzi w kącie z kartką „proszę o wsparcie”, tylko robi coś, co wielu turystów na tyle zafrapuje, a nawet zachwyci, że zatrzymują się na dłuższą chwilę, by obejrzeć ten osobliwy spektakl jednego aktora. Pytany, czy nie wstydzi się żebrania, Dżony odpowiada hardo: – Jeśli uważasz, że żebrzę, to nie mamy o czym rozmawiać. To jest ciężka praca, której wielu nie udałoby się wykonać. A poza tym, czy nie widzisz, że to sztuka… 

***

Według badań 53 proc. ludzi zbierających w różny sposób pieniądze na ulicy nie uważa się za żebraków. 42 proc. poświęca na ten proceder cztery godziny dziennie, 30 proc. – 7 do 8 godzin, a 23 proc. prosi o jałmużnę przez cały dzień. 76 proc. zbiera na żywność,  9 proc. – na używki, a 5 proc. – na spłatę długów. Jednak aż 22 proc. przyznaje się ostatecznie, że uzbierane kwoty wydaje potem na alkohol, papierosy lub narkotyki.

„Dla brata i mamy”

Ania 12 lat, warszawska Starówka

Letni wieczór, granatowy, kojący zmrok nadchodzi znad nieodległej Wisły. Gwar ludzkiej paplaniny obija się od kamiennych płyt i starego bruku. W sezonowych barach letnich ogródków posykują ekspresy do kawy, cicho pieni się nalewane piwo, pobrzękują błyszczące kieliszki. Pośród wydekoltowanych, opalonych dam i panów w białych płóciennych garniturach, fosforyzujących teraz w ciemni letniego wieczoru przechadza się szczupła dziewczynka w podziurawionym bordowym t-shircie, krótkich poplamionych spodniach i rozczłapanych japonkach. Z wyrazem nieufności na zmęczonej twarzy podchodzi do stolika i oferuje „zakochanym parom” z innego świata wymięte przez cały dzień w spoconej dłoni obrazki. Tandetne obrazki, będące nieudolną kopią XVIII-wiecznych rycin Warszawy. Prawie nikt nie kupuje, panowie odganiają dziewczynkę, by po chwili znów sączyć lampkę drogiego mozelskiego rieslinga i spijać miłosne zaklęcia z ust towarzyszki tej luksusowej uczty, którą tylko na chwilę zakłóciło przygarbione, umorusane całodzienną żebraniną dziecko. Gdy wreszcie 12-letnia, jak się okazało, Ania zbliżyła się do stolika zajmowanego między innymi przeze mnie, okazało się, że „zbiera dla mamy, która mało zarabia i dla chorego brata”. Gdy pytam, na co brat choruje, Ania odpowiada: „na białaczkę”, i przekonawszy się czy dostanie lub nie pieniądze, odchodzi, niezainteresowana dalszą rozmową. Wyrecytowana przez rzekomą Anię wersja wydaje się tak wyuczona i mało prawdopodobna, tak rutynowo i od niechcenia powtarzana, że jest prawie pewne, że dziecko zbiera pieniądze z zupełnie innego powodu. Nie sposób przez tych parę chwil dociec, z jakiego.

*** 

Aż 20 proc. spośród wszystkich żebrzących to nieletni. 86 proc. nieletnich żebraków to chłopcy, Ania zaś jest w 14-procentowej „mniejszości” dziewczynek, które proszą o datki. 45 proc. spośród nieletnich żebraków ma od 12 do 14 lat. 38 proc. tych dzieci pochodzi z rodzin wielodzietnych. Mama pracuje w przypadku 43 proc. dzieci, jest z dziećmi w domu u 31 proc. zaś nie pracuje w 10 proc. przypadków. Podobnie kształtują się dane dotyczące ojców nieletnich żebraków. Aż 65 proc. dzieci twierdzi, że lubi ten sposób „zarobkowania” (czyżby racjonalizacja?), 74 proc. ma kolegów, którzy trudnią się żebraniem i 69 proc. jest zmuszona w różny sposób do takich praktyk.

Regulamin samarytanina

Chrześcijanin jest wezwany do pomocy materialnej wobec bliźniego, który o nią ze słusznych przyczyn prosi. Jałmużna i inne miłosierne uczynki względem bliźniego powinny być praktykowane nie tylko w okresie Wielkiego Postu, ale na każdym kroku. Ignorowanie słabszego człowieka, który prosi o pomoc może często pogłębiać jego dramat. Z drugiej jednak strony bezmyślne pomaganie czasem również pogłębia różne patologie. Dlatego gdy ktoś prosi o pomoc finansową, zaproponujmy mu najpierw jedzenie. Skontrolujmy też, co dzieje się z pieniędzmi, które raz po raz dajemy konkretnej osobie – czy przypadkiem nie są wydawane na alkohol lub używki. Gdy widzimy zabiedzone dziecko, wezwijmy straż miejską czy policję, może w domu takiego nieletniego dzieje się coś złego.  

Czasem nawet współczesny „miłosierny Samarytanin” ma prawo odmówić pomocy, gdy jest przekonany, że pada ofiarą wyłudzenia albo subtelnego szantażu moralnego. A takich figur i socjotechnik żebraczych nie brakuje, szczególnie w porze letniej, gdy znacznie częściej jesteśmy nagabywani przez niemiłosiernych w swym żebractwie ludzi, którzy z tego rodzaju działalności uczynili sobie niekiedy doskonałe źródło wcale niemałego zarobku.

W artykule wykorzystano m.in. dane statystyczne „Programu Przeciwdziałania Procederowi Żebractwa  na Terenie Miasta Poznania w latach 2007–2010”

Niemiłosierni dla samarytan