Maszyna i operator. Transhumanistyczna wizja ciała

OLGA DRENDA

publikacja 25.08.2011 21:32

Jaki status ma ciało w transhumanizmie? Czy filozofia ta nie jest może zakamuflowanym, futurystycznym przedłużeniem gnostyckich idei antagonizmu duszy i ciała, przy czym wrogiem umysłu/ducha nie jest tu ciało sensu stricto, ale jego dokuczliwa niedoskonałość?

Znak 7-8/2011 Znak 7-8/2011

 

Emancypacja sztucznej inteligencji

W ważnym filmie z gatunku cyberpunk, animacji Mamoru Oshii Ghost In The Shell, główna bohaterka – major Motoko Kusanagi jest doskonale symbiotyczną konstrukcją: organicznym mózgiem umiejscowionym w ciele, mechanicznie i cyfrowo dostosowanym do wymagających szczególnej sprawności i siły zadań. Znamienne, że dobór właściwych słów przyszedł mi z pewną trudnością, bo zaczęły pojawiać się pytania: czy można w takim przypadku uznać, że „ludzki” mózg zamieszkuje „nadludzkie” ciało? Czy ciało stanowi tutaj pewnego rodzaju ekstensję mózgu, albo przeciwnie – czy takie udoskonalone, doszlifowane ciało może miewać tylko tymczasowych lokatorów? Która część właściwie dysponuje autonomią, o ile którakolwiek nią dysponuje?

Według zaskakujących słów samej bohaterki filmu – „ludzkie ciało i umysł to konstrukcja z niezliczonej liczby elementów składowych; podobnie wszystkie moje elementy tworzą ze mnie jednostkę o odrębnej tożsamości. Moja twarz i głos odróżniają mnie od innych, moje myśli i wspomnienia są niepowtarzalne jedyne dla mnie samej (…) zbieram informacje, aby wykorzystać je do własnych celów. Wszystko to tworzy zbiór, z którego wyłaniam się ja i moja świadomość. Czuję się ograniczona, zdolna do ekspansji jedynie wewnątrz pewnych granic”.

U Oshii (jak również w komiksie Masamune Shirow, który stał się podstawą scenariusza), koncepcję tożsamości zaczerpnięto od Arthura Koestlera; zgodnie z nią duch właśnie, poczucie jednostkowej odrębności, nie stanowi nic ponad wypadkową nagromadzonej ludzkiej wiedzy i wypracowanych nawyków. W Ghost In The Shell dochodzi jednakże do emancypacji sztucznej inteligencji. Oto Władca Marionetek, samorodny byt stworzony w oceanie informacji, osiąga zdolność manipulacji innymi istnieniami, potrafi przejąć kontrolę nad dowolnym „duchem”.

Film Oshii powstał w roku 1995, u szczytu milenijnej gorączki, gdy wszechobecnym tropem w tekstach kultury było marzenie o cyberutopii, a powszechną praktyką – odwoływanie się do  ponurych światów przyszłości według Williama Gibsona, albo oświeceniowo-modernistycznych wizji „lepszego życia dzięki technologii”, podsuwanych przez transhumanizm.

Ten obecny w myśli zachodniej od połowy XX wieku nurt pokłada wiarę w nieustanny postęp, zwłaszcza na polu medycyny i biotechnologii. Zgodnie z założeniami transhumanizmu, formułowanymi między innymi przez FM-2030 (twórcę terminu transhumanizm) i Raya Kurzweila, mamy do czynienia z nieustannym przyspieszeniem rozwoju na tych polach, co pozwala sądzić, że człowiek wkrótce miałby być zdolny – o ile już nie jest – do kontroli nad kierunkiem własnej ewolucji.

Ray Kurzweil, uogólniając prawo Moore'a na rozwój wszelkich technologii, przewidywał, że wystarczy kilkadziesiąt lat, by osiągnąć „technologiczną osobliwość”, czyli stan, w którym sztuczne inteligencje staną się autonomiczne i będą zdolne do produkowania dalszych, znacznie bardziej zaawansowanych od poziomu człowieka sztucznych inteligencji. FM-2030 (F.M. Esfandiary) przewidywał, że skuteczna technologiczna ekspansja pozwoli nie tylko rozwinąć istniejące już fizyczne zdolności człowieka i poszerzyć ich repertuar, ale i wyeliminować biologiczne ograniczenia człowieka (z chorobami i śmiertelnością włącznie). Poligonem testowania potencjalnych transludzkich możliwości jest oczywiście ciało, pojmowane jako rodzaj mechanizmu podlegającego rekonstrukcjom i udoskonaleniom.

Ciało jest nieaktualne

Choć utopie i antyutopie lat 80. i 90. mocno się przedawniły, dyskusja nie przestała być aktualna. Transhumanistyczna wizja ciała, mimo że nie zawsze nazywana z imienia, nawiedza chętnie sferę sztuk wizualnych. Dążenie do aktualizacji fizycznych możliwości pojawia się często nawet w rejonach, które wydają się być całkiem odległe od błyszczących wież transhumanistycznego idealizmu. Filozofia ta jest często zbywana argumentem szaleństwa lub nierealistycznych fantazji; nie znaczy to jednak, że bliski jej sposób pojmowania ciała nie funkcjonuje w kulturze.

„Ciało przyszłości” zamieszkało w powszechnej wyobraźni, karmiąc nadzieje i obawy człowieka. Motyw wszczepiania w ludzki organizm elektronicznych elementów jest jednocześnie i krzepiącą wizją rozwoju medycyny czy komunikacji, i ulubionym koszmarem wierzących w teorie spiskowe.

Goszczący niedawno w Polsce australijski artysta performer Stelarc przekonuje, że „ciało się zdezaktualizowało”, innymi słowy – nie nadąża ono za wymogami epoki informacji i jest formą archaiczną. Na dowód tego kwestionuje jego ograniczenia i stara się przetestować potencjalne możliwości udoskonalenia, zmieniając ciało w swego rodzaju laboratorium. Stelarc buntuje się przeciw, jak sam to nazywa, „ergonomicznej poprawności”, czyli założeniu, że to technologia ma służyć ciału; według niego, to ciało powinno dostosowywać się do technologii, do której struktur dawno już nie pasuje.

„Technologia jest elementem człowieczeństwa”, mówi Stelarc, eksperymentując między innymi z ekstensjami dłoni do rzeczywistości wirtualnej czy trzecią, prostetyczną ręką, reagującą na impulsy przesyłane z ciała[1]. Artystka nowych mediów i teoretyczka transhumanizmu, Natasha Vita-More stworzyła koncepcję Primo Posthuman – ludzkiego organizmu, zaprojektowanego do osiągania maksimum swoich możliwości, w którym, ponadto, z łatwością można będzie naprawiać zużyte „części zamienne”.

Przy tej okazji nasuwa się szereg pytań o status ciała w transhumanizmie i podobnych nurtach myślowych. Czy filozofia ta nie jest przypadkiem zakamuflowanym, futurystycznym przedłużeniem gnostyckich idei antagonizmu duszy i ciała, przy czym wrogiem umysłu/ducha nie jest tu ciało sensu stricto, ale jego dokuczliwa niedoskonałość? Byłaby to wówczas transgresja dokonująca się na polu materii, w której ciało stanowiłoby rodzaj wehikułu podobnego do znanych z japońskiej animacji wielkich robotów lub interfejsu podlegającego kontroli ze strony świadomości. Wszak w znacznym stopniu chodzi tu o kontrolę i eliminację przypadku.

Przeciwnym (a może komplementarnym?) biegunem dla tych dążeń byłyby działania neo-rytualne, w których modyfikacje, a wręcz uszkodzenia ciała, stanowiłyby punkt wyjścia dla poszerzenia umysłu i bramę do rzeczywistości duchowej, jakkolwiek nie byłaby ona pojmowana. Przykładowo, w latach 70. XX wieku Joseph Mellen i Amanda Feilding przeprowadzili liczne próby dosłownie pojętego „otwarcia własnych głów” za pomocą samodzielnie przeprowadzonej trepanacji czaszki. Nie bez sukcesów – oboje żyją do tej pory, angażując się w ruch psychedeliczny (termin ukuty przez Humphreya Osmonda w korespondencji z orędownikiem „poszerzania świadomości”, Aldousem Huxleyem; z gr. psyche – umysł i delein – objawiać).



[1]W dniu, w którym pisałam te słowa, media informowały o zakończonym powodzeniem dobrowolnym przeszczepie w pełni działającej, bionicznej dłoni w miejsce ręki pozbawionej czucia po wypadku motocyklowym. Pacjent, 26-letni obywatel Austrii, kontroluje nową część ciała przy pomocy impulsów płynących z mózgu (za BBC News).

 

 

A może, jak przekonuje Nick Bostrom, transhumanizm jest jednym z przejawów panhistorycznego dążenia do transgresji, obecnego od dawna w historii ludzkiej cywilizacji – kolejnym przyczynkiem do poszerzenia repertuaru zdolności oferowanych skądinąd przez naturę? Wystarczy spojrzeć na katalog potencjalnych upgrade'ów: długowieczność, wytrzymałość, zdolność widzenia w ciemności, które człowiek pożycza sobie przecież od innych biologicznych gatunków).

Transhumanizm jest często przedmiotem krytyki, nietrudno wyobrazić sobie jego potencjalne podobieństwo do znanego przecież z przeszłości entuzjastycznego i walecznego modernizmu, który budował fundament pod totalitaryzm. Francis Fukuyama nazwał transhumanizm „najbardziej niebezpieczną ze współcześnie istniejących idei”, mogącą zachwiać porządkiem demokratycznym. Inni sceptycy (Lori Andrews, George Annas) przestrzegają przed niebezpiecznymi mutacjami nietzscheanizmu, które miałyby czaić się pod powłoką bezkrytycznego optymizmu transhumanistów. Sprawa wydaje się być bardziej złożona niż apokaliptyczny scenariusz społeczeństwa eugenicznego czy potencjalnej wojny plemiennej „lepszych” z „gorszymi”.

Korzeni tego światopoglądu można bowiem szukać w równym stopniu u Nietzschego, co w rosyjskim kosmizmie – Nikołaj Fiodorow postulował wszakże radykalne przedłużanie ludzkiego życia, a docelowo nieśmiertelność czy wręcz zdolność wskrzeszania zmarłych. Wspólny wróg – śmiertelność – w wizji kosmistów stałby się czynnikiem eliminującym podziały wewnątrz społeczeństwa. Technologia, w tym wizja kolonizacji Kosmosu, miały u Fiodorowa głęboko duchowe podłoże: ewolucja zdążała do rozwoju inteligencji, a zatem rolą człowieka miało być przede wszystkim roztropne zarządzanie danym mu światem.

Nowe wspaniałe ciała

Niezależnie jednak od inspiracji leżących u podłoża idei, można zrozumieć obawę czy sceptycyzm związany z powierzeniem przyszłości hiperentuzjastom. O ile jednak podobne wizje radykalnej transformacji społecznej, mogą kiedykolwiek doczekać się realizacji, to stanie się to raczej w odległej przyszłości – nietrudno zauważyć, że ruch transhumanistyczny boryka się z nieustannym brakiem poparcia (przede wszystkim finansowego), działając głównie na polu manifestów.

Niedaleko idei transhumanistycznych wydają się również lokować aktualne dziś obsesje cielesności, hedonizmu i zbytku, przy czym – jak zauważają niektórzy krytycy – futurystyczne idee paradoksalnie znajdują dobre warunki realizacji wśród zupełnie przyziemnych pobudek. To popyt na urodę i bogactwo oraz rozwój wewnątrz własnych mikrokosmosów wydają się mieć potencjalnie największy wpływ na konstrukcję „nowego modelu człowieka”, jakkolwiek miałby on nie wyglądać. Prowadzi to niektórych do smutnej konstatacji, że forpocztą przyszłości może być jedynie handel, rozrywka i pornografia. Jednak można znaleźć wymykające się schematom przypadki.

Genesis Breyer P-Orridge, budzący niegdyś znaczne kontrowersje brytyjski muzyk (Psychic TV, Throbbing Gristle) i performer (COUM Transmissions), jeden z twórców nurtu industrialnego, poddał się serii zaawansowanych operacji plastycznych, celem upodobnienia się do swej zmarłej niedawno partnerki, Lady Jaye; ona sama za życia modyfikowała ciało na wzór ukochanego.

U podstawy tej głębokiej ingerencji w ciało, pod pewnymi względami bliskiej ideom transhumanizmu, leżały motywacje tak dalekie od progresywnego fetyszyzmu, jak to możliwe: miłość do drugiej osoby można by uznać przecież za pobudkę arcyludzką. Pandrogynia postulowana przez parę Breyer P-Orridge miałaby być, poza wymiarem emocjonalnego zjednoczenia, ostateczną demaskacją konstruktów tożsamości, aktem obnażającym „prawdziwe człowieczeństwo”.

Wetware się buntuje

Dosyć prawdopodobny scenariusz zakłada, że nie będzie żadnej rewolucji, a płynna, pełznąca zmiana kierunku ewolucyjnego (może wielu kierunków?) już się dokonuje. Częściowej cyborgizacji ciała można, przy sporym nakładzie dobrych chęci i silnej woli, dokonać we własnym domu, czego dowodzą działania Brytyjki Lepht Anonym. Ona sama określa się jako wetware hacker (wetware to w hackerskim slangu określenie „żywego dopełnienia” komputera, w analogii do software i hardware), na własną rękę wszczepia pod skórę drobne implanty sprawiające, że staje się czuła na pole elektromagnetyczne, potrafi również za pomocą ciała wskazać magnetyczną północ.

Do samodzielnej cyborgizacji używa igieł i skalpeli, a przed toksycznością wszczepianych metali chroni się, pokrywając je klejem montażowym. Domowy hacking ciała w wykonaniu Anonym to przeciwieństwo elitaryzmu transhumanistów, czy raczej jego kreatywny rewers: nie stoją za nim wielkie idee, a tym bardziej wielkie finanse. Jej główną motywacją jest, jak sama przyznaje, czysta ciekawość.

Zasadniczo jednak konstytucyjny dla transhumanizmu wydaje się być czas przyszły: laboratorium pracuje na naszych oczach, lecz wszelkie spektakularne osiągnięcia pozostają jak na razie w sferze zapowiedzi o nieokreślonym czasie realizacji. Co interesujące, obserwujemy raczej pewien opór materii.

W roku 2007 Stelarc podjął próbę wszczepienia w swoje przedramię trzeciego ucha, wyhodowanego z własnych komórek i wyposażonego w mikrofon zdolny do odbioru dźwięków z zewnątrz i – docelowo – do bezprzewodowego łączenia się z Internetem. Jak na ironię, mikrofon musiał zostać usunięty na skutek wdania się infekcji. Chwilowy bunt ciała nie oznacza jednak, że projekt całkowicie zawieszono. Przeciwnie, jego założenia pozostają w planach. „Wszystko w swoim czasie”, wydają się przekonywać transhumaniści i ich ideowi sąsiedzi.

OLGA DRENDA – dziennikarka, publikowała w Lampie, Tygodniku Fotograficznym, Coilhouse, współpracuje z festiwalem Unsound

Inspiracje:

  • Monika Bakke, Bio-transfiguracje. Sztuka i estetyka posthumanizmu, Poznań 2010
  • sapiensanonym.blogspot.com – strona www Lepht Anonym
  • hplusmagazine.comH+, magazyn online wydawany przez stowarzyszenie Humanity+, największa publikacja poruszająca problematykę transhumanizmu