Wieczorna modlitwa początkującego misjonarza

O. Dariusz Marut CSSp

publikacja 11.09.2011 22:25

Jak mówić o Tobie? Jak powiedzieć, że ich kochasz, że jesteś blisko? A oni tacy biedni. A półnagie dzieci dziś z uśmiechem dzieliły jednego cukierka na czworo. Papierek obejrzany wielokrotnie dostał się najmniejszej dziewczynce. Złożony starannie w kostkę trafił do kieszonki.

Wzrastanie 9/2011 Wzrastanie 9/2011

 

Ojcze nasz…

A Ojciec brzmi tutaj inaczej… Malgasze mówią „Andriamanitra”, czyli Pachnący Książę. A tata to „Baba” i ciężko go tutaj spotkać, bo tyle kobiet samotnie wychowuje kilkoro dzieci…

któryś jest w niebie…

Niebo jest tak bardzo błękitne, bezchmurne… A w porze deszczowej ciemne, pomrukujące, budzące trwogę, siekące co dzień bezlitośnie deszczem i błyskawicami. Często brniemy w wodzie do pasa, w drodze do oddalonych w buszu wiosek gdzie na nas czekają. Boimy się krokodyli.

święć się imię Twoje…

Jak mówić o Tobie? Jak powiedzieć, że ich kochasz, że jesteś blisko? A oni tacy biedni. A półnagie dzieci dziś z uśmiechem dzieliły jednego cukierka na czworo. Papierek obejrzany wielokrotnie dostał się najmniejszej dziewczynce. Złożony starannie w kostkę trafił do kieszonki. Ale przecież Ty też nie jesteś biznesmenem. Jesteś blisko cierpiących, głodujących i zapomnianych. Czy to nie Ty w Europie wysiadujesz na zimnie pod supermarketem i prosisz o kawałek chleba? Czy nie jadasz zupy w Caritasie? Czy nie zachodzisz w głowę, co dziś włożyć do garnka i z czego zapłacić za prąd? A tutaj – gdzie jesteś? Bo my tu nie mamy supermarketów… Mamy jednak ledwo trzymające się na nogach staruszki, które proszą chociaż o garść ryżu; mamy nienajedzone dzieci, które pod naszym kościołem od piątej rano czekają na spadające z drzew mango; mamy ludzi, którzy w pocie czoła całymi dniami ciężko pracują, by starczyło na ryż. A może jesteś wszędzie tutaj! Dali Ci wizę?

przyjdź królestwo Twoje…

Prosimy i czekamy wszyscy, śpiewając i trzymając się za ręce w czasie znaku pokoju.

bądź wola Twoja…

Biały wśród czarnych. Tak tu gorąco. Tak często ciężko. Pół roku suszy i pół roku powodzi. Świat, w którym żyłem, został daleko. A pewna kobieta powiedziała mi przed wylotem: Wakacje po trzech latach? Czy to nie marnotrawstwo? Lepiej przylecieć później, a pieniądze biednym dzieciom rozdać…”. A ktoś inny dodał: „Ksiądz gruby… Dobrze, nie będzie musiał tyle tam jeść. Ma zapas!”. Nie chciałem tu przylatywać, a teraz nie zamieniłbym tego na nic innego.

jako w niebie, tak i na ziemi…

Dlaczego stworzyłeś tutaj ziemię czerwoną, porośniętą tajemniczym buszem? Pełną niespodzianek i niebezpieczną a zarazem tak piękną…

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…

Jaki chleb? Jaki powszedni? Chleb jest tylko w miastach – tam gdzie żyją biali i bogaci. My tu wszyscy jemy ryż. Trzy razy dziennie: ryż, ryż, ryż.

i odpuść nam nasze winy…

Byśmy nie byli nigdy zgorszeniem dla tych najmniejszych, byśmy nie wypaczyli Twego obrazu w patrzących na nas dziecięcych oczach.

jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…

Naucz nas kochać, naucz nas dawać, naucz nas czuwać przy drugim człowieku.

i nie wódź nas na pokuszenie…

Strzeż nas w dzień i w noc, byśmy nie stracili światła, byśmy nie wypuścili Twej dłoni.

ale nas zbaw ode złego.

Amen.

Jedyne słowo takie samo. Amen. Niech tak się stanie.

Więc proszę:

Pachnący Książę, który zamieszkujesz to piękne, lazurowe niebo,
Bądź uwielbiony w tym ubogim ludzie.
Jeśli Twoje królestwo jest jeszcze piękniejsze niż malgaska ziemia, to czekamy na nie.

Z nadzieją przyjmujemy Twoją wolę
– Jak w tym błękitnym niebie, tak i tu, na tej czerwonej ziemi.
Niech nam nigdy nie zabraknie ryżu.
Wybacz nam pychę, lenistwo, chciwość i zło,
Choć my nie zawsze wybaczamy innym.
Wybacz nam nasz egoizm
I uchroń nas przed wszystkimi zagrożeniami,
Przed „trombą”, „gri-gri” i tymi, którzy tutaj tańczą nocami po cmentarzach.
I wprowadź nas do Twojego Królestwa Miłości,
Bo jesteśmy jej spragnieni jak wzrastający w czasie suszy ryż.
Amen.

 

 

Jedyne słowo takie samo jak w Polsce.

Jedyne słowo.
Niech tak będzie, niech tak się stanie.
Cała reszta inna.
A może jednak nie?
AMEN

ojciec Dariusz Marut CSSp

Ojciec Dariusz Marut pracuje na Madagaskarze dwa i pół roku na misji w Mampikony wraz z trzema innymi kapłanami. Na terenie ok. 150 km duszpasterzują w 40 kościołach i 15 prowadzonych przez siebie szkołach - od podstawówki do liceum dla 3000 dzieci. Prowadzą także kantynę szkolną dla 80 najuboższych dzieci.

Ojciec Darek tak wspomina pierwszą myśl o wyjeździe w te tereny: - Przed samym wylotem na Madagaskar byłem w Łagiewnikach. Zupełnie przypadkiem spowiadałem się u starszego jezuity, który jak się okazało prawie całe życie pracował na misjach. Powiedział do mnie: „Młody księże, po co ksiądz leci na Madagaskar? Nie żeby nawracać, ewangelizować i chrzcić. Leci tam ksiądz, bo Pan Bóg uważa, że to najlepsze miejsce dla księdza, żeby się móc zbawić. To przez to miejsce może się ksiądz nawracać i przybliżać do Pana Boga. Potem dopiero jest reszta. Niech ksiądz tylko daje świadectwo swoim życiem i postawą, a zrobi ksiądz już bardzo dużo. Niech ksiądz tylko modli się i kocha!” Dziś wiem, że miał świętą rację!

Czekała na Jezusa

Po przylocie na Madagaskar o. Dariuszowi świat przewrócił mi się do góry nogami, ponieważ wszystkiego musiał uczyć się od nowa: modlić się w niezrozumiałym języku; kochać ludzi, którzy żyją w innej kulturze i często niezrozumiałych zwyczajach i zmagać się z wszechobecną nędzą. I był to dla niego wielki przeskok, ponieważ przed seminarium skończył szkołę gastronomiczną i pracując w ekskluzywnym hotelu miał kontakt z wyśmienitymi daniami. A na swej obecnej misji, kiedy zasiadał do swojej miski ryżu przez otwarte drzwi czuł na sobie spojrzenia dzieci, które go dziś nie miały.

- Zadzwoniła kiedyś do mnie pracująca w buszu siostra zakonna – księże, przyjedź prędko do nas na wioskę, bo mamy umierającą kobietę. Po kilku godzinach dotarłem na miejsce. Kobieta była nieprzytomna i niezwykle wychudzona. Wszyscy byli zgromadzeni wokół niej i modlili się. Dokładnie w momencie, kiedy udzielałem jej absolucji kreśląc znak krzyża na czole wygięła się i zmarła. Będący tam lekarz stwierdził zgon mówiąc: „Czekała na Jezusa – teraz odeszła już z Nim w pokoju” – mówi o. Darek.

Do misjonarzy często przychodzą chorzy. - Kiedyś trędowata starsza kobieta poprosiła mnie, bym opatrzył jej ranę. Nogi mi się ugięły, kiedy zobaczyłem gnijące mięso i wystające kawałki białych kości. Dodatkowo uderzający odór. Nie mieliśmy nawet zwykłych gumowych rękawiczek. Tylko trochę środków opatrunkowych. Nie śmiałem jednak odmówić, nie chciałem jej zranić, odrzucić. Od tego dnia przychodzi codziennie tak jak i inni – wspomina duchacki misjonarz.

Ludzie z Madagaskaru czekają z utęsknieniem na kapłana. Wychodzą by pomóc nieść bagaże, by wskazać drogę, by przestrzec przed krokodylami. Tak bardzo spragnieni są Eucharystii i obecności księdza. Wieczorem, przy blasku świecy wszyscy schodzą się i pomimo zmęczenia całodzienną, ciężką pracą, zaczynają się spowiadać. Potem celebrowana jest Msza św., a rozmowy trwają do późna w nocy.

Dla ludzi z Madagaskaru kapłan to człowiek znający się na wszystkim. Jest nie tylko kapłanem prowadzącym modlitwy, ale także jako pomoc pierwszego kontaktu. Przychodzą dosłownie z wszystkimi problemami i sprawami. Trzeba każdego wysłuchać i każdemu poradzić, choć pomóc na pewno nie da się każdemu.

Jak kłosy ryżu

Co w tradycji i kulturze Malgaszy jest zaskakujące? Jak mówi o. Dariusz: - Przeżywanie śmierci. Kiedy ktoś umiera to nie jest to moment dramatyczny. Smutny tak, ale nie tragiczny. Przeżywają to inaczej niż my w Polsce. Po kilku latach od pogrzebu zmarły jest wykopywany. Myje się jego szczątki, owija w nowe płótna i wkłada do małej drewnianej trumienki. Wtedy dopiero następuje druga część pogrzebu. Mówi się, że zmarły odszedł już do swoich przodków. Wtedy jest wielkie święto. Niesie się trumienkę w tańcu. Po kolei wszyscy członkowie rodziny w drodze do rodzinnego grobu przejmują ją i tańczą z nią radośnie śpiewając. 

Pomimo wielu problemów, ludzie na Madagaskarze są bardzo życzliwi oraz radośni i jak mówi o. Darek: - Nieraz mam wrażenie, że to my, żyjący tu „biali”, odcięci od Internetu, prądu, gazet i życia nazywanego u nas potocznie „normalnym”, jesteśmy bardziej „nieszczęśliwi” niż otaczająca nas lokalna społeczność od pokoleń przyzwyczajona, by zamiast na zegarek patrzeć na słońce, zamiast brać prysznic – kąpać się w rzece, a zamiast czytać gazety i sprawdzać maile – rozmawiać z innymi. A wszystko to wplecione w naturalny rytm siania i zbierania ryżu. Ale to nie dzieje się tu z przypadku. W ten proces włączony jest również każdy człowiek, który jest jak posadzony w porze deszczowej kłos ryżu. Najpierw smagany deszczem, gorącym słońcem i wiatrem, pewnego dnia przechyla się ku ziemi, pełen ciężkich, życiodajnych ziaren i odchodzi w ciszy, jak chylący się ku zachodowi dzień, dając miejsce kolejnym pokoleniom. Dzięki pobycie tutaj pogłębiam swoją wiarę i czuję się szczęśliwy.

Oprac. Dorota Mazur