W solidarności z ludźmi pracy

Rozmowa z bp. Kazimierzem Ryczanem

publikacja 14.09.2011 09:25

Z bp. Kazimierzem Ryczanem – Krajowym Duszpasterzem Ludzi Pracy – rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś

Niedziela 37/2011 Niedziela 37/2011

 

Ks. Ireneusz Skubiś: – Gdy chcemy rozmawiać o świecie robotniczym w Polsce, jako punkt wyjściowy stawiamy dziś sprawę solidarności. Chodzi o związek zawodowy „Solidarność”, ale także o słowo wyrażające cnotę chrześcijańską. Czy owa cnota solidarności, zdaniem Księdza Biskupa, sprawdza się w funkcjonowaniu „Solidarności” – organizacji?

Bp Kazimierz Ryczan: – Są zjawiska społeczne niepowtarzalne, które dojrzewają przez dłuższy czas – dojrzewają w kontekście specyficznych uwarunkowań i nierzadko w obecności charyzmatycznych osobowości. Takim niepowtarzalnym wydarzeniem była „Solidarność”, którą zachwyciło się 10 milionów Polaków.

„Solidarność” była darem z nieba. Rzadko patrzymy na świat oczyma wiary. Wspominamy i powtarzamy wołanie Jana Pawła II: „Niech zstąpi Duch Twój”, ale nie interpretujemy tych słów w kategoriach potęgi modlitwy. „Solidarność” stała się darem dla Polski i dla Europy Wschodniej, która doczekała się wymarzonej wolności i suwerenności oraz wyzwolenia spod dominacji Związku Radzieckiego. Tymczasem jak każdy dar Boga „Solidarność” spotkała się ze sprzeciwem potęgi zła i szatana. Pycha żywota, napędzająca tryby walki o władzę, uwikłała kręgi przywódcze „Solidarności” w gonitwę za znaczeniem. Tu skończył się ruch o nazwie „Solidarność”, a rozpoczął działalność związek zawodowy o tej samej nazwie. Sprawa potoczyła się, „jak w książkach napisano”. Ze związku wyłoniła się partia, która sięgnęła po władzę. Proszę zauważyć, że u podstaw życia związku zawodowego leży zasada solidarności i miłości społecznej. Bez solidarnego myślenia i działania nie można obronić praw robotniczych. Solidarność natomiast jako cnota moralna polega na mocnej i trwałej woli angażowania się na rzecz dobra wspólnego, czyli dobra wszystkich i każdego. Wszyscy bowiem jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich. Dziś ludzie „Solidarności” nazywani są kombatantami, a Związek Zawodowy „Solidarność” powinien od nowa spojrzeć wstecz, sięgnąć do swoich korzeni i nauczyć się, co oznacza cnota solidarności. Dotyczy to wszystkich – tych na szczycie władzy i szeregowych członków.

– „Nie ma miłości bez solidarności” – to zdanie bł. Jana Pawła II. Jak Ksiądz Biskup widzi połączenie tych dwóch pojęć w naszej polskiej obecnej rzeczywistości?

– Jan Paweł II powiedział także, iż „nie ma solidarności bez miłości”. Bardzo przykro przeżyłem obchody 30. rocznicy „Solidarności” w gdańskiej Hali. Obecni byli przedstawiciele najwyższych władz państwowych wywodzący się z „Solidarności” oraz władze Związku Zawodowego „Solidarność”, delegaci z całej Polski i zaproszeni goście. Rozległy się gwizdy, pokrzykiwania. Dlaczego? Przedstawiciele władz Polski przyjechali na zjazd „Solidarności” bez miłości i pozwolili sobie na prowokację. Tego nie wolno robić nawet z pozycji władzy. Okazało się, że nie ma miłości bez solidarności i nie ma solidarności bez miłości. Ten brak odczuwamy na każdym kroku w naszej ojczyźnie.

– Mamy ugrupowania powołujące się na źródła  „Solidarności” z lat 80. Co w świetle faktów i wydarzeń sprzed 30 lat można dziś powiedzieć Polakom?

– Młodzież powinna poznać najnowszą historię Polski, także lat 80. Dziś 45-letni Polak nie pamięta tych wydarzeń, chyba że ojciec był internowany lub represjonowany. Dla tych ludzi jest to historia tak odległa, jak wojna z Rosją komunistyczną z roku 1920. To ich nie grzeje ani nie ziębi. „Solidarność” wprawiła cały świat w zadumę, że bez przemocy można było rozbroić potęgę komunistycznego obozu i wybić się na niepodległość. Trzeba powiedzieć, że przewrót ten byłby niemożliwy bez obecności Kościoła w Polsce, który stawał w obronie robotników, inteligencji, pisarzy, wolności wyznania i sumienia. Trzeba dopowiedzieć więcej: Kościół został zinstrumentalizowany przez ideologów „Solidarności”, którzy przecież nie byli w stu procentach ludźmi wierzącymi. Ludzie niewierzący występowali czynnie podczas celebry Eucharystii, przemawiali podczas odpustów i wielkich religijnych zgromadzeń, a dziś są przeciwnikami Kościoła w Polsce.

Co powiedzieć Polakom? Ojczyzna – podobnie jak 30 lat temu – prosi o wolność i równość dla wszystkich obywateli. Suwerenność można utracić nie tylko na drodze militarnej. Suwerenność można stracić na polu ekonomicznym przez beztroską politykę gospodarczą. Dziś nie trzeba najeżdżać czołgami, wystarczy zakręcić kurek od gazu lub nałożyć embargo ekonomiczne. Wrogowie Polski nie spali w latach 80. i dziś także nie śpią. Potrzebne jest nam solidarne czuwanie.

– Czy wydarzenia i działania podejmowane przez polskich robotników na Wybrzeżu i w innych miejscach przyniosły dobre owoce? Czy można powiedzieć, że to były zwycięstwa, czy raczej klęski? Niektórzy mówią, że była to przegrana wojna, inni – że to tylko przegrana bitwa. Jak Ksiądz Biskup oceni tę sytuację jako duszpasterz, a także jako znawca katolickiej nauki społecznej?

– Jeżeli rozpatrzymy zryw „Solidarności” w perspektywie międzynarodowej, to nie może być wątpliwości, że ocena będzie pozytywna. W środkach masowego przekazu Niemiec pojawiły się stwierdzenia, że obalenie muru berlińskiego dało początek transformacjom politycznym w Europie Środkowo-Wschodniej. Takim kłamstwom należy solidarnie przeciwstawić jasną prawdę o Polskim Sierpniu. Czy klęską był stan wojenny wprowadzony dla ratowania władzy PZPR, służebnie poddanej Radzieckiej Rosji? Jaruzelski nie wygrał stanu wojennego, chociaż polała się krew robotnicza i próbowano złamać ducha „Solidarności”. Nie będę oceniał „okrągłego stołu”, który – moim zdaniem – zbudował parasol ochronny nad uwłaszczaniem się dotychczasowej klasy rządzącej oraz nad cichym przenikaniem starych agentów we wszystkie struktury nowej władzy. Podzielenie się władzą z liberalnym skrzydłem polskiej prawicy zaowocowało „grubą kreską”. Ten pseudochrześcijański wymysł uniewinnił niemoralność dotychczasowych władz i pozwolił na dalszą wszechwładzę służb specjalnych. Kolejne niewykorzystane przez Polaków zwycięstwo. Czesi byli mądrzejsi...

Obok nurtu politycznego nowego biegu nabrało życie kulturalne. Znikła cenzura, powstały nowe uczelnie, prywatne szkoły, także katolickie. Powstały nowe tygodniki i wydawnictwa katolickie. 20. już rok nadaje Radio Maryja i zadomowiło się na dobre nie tylko w Polsce, ale na wszystkich kontynentach, gdzie mieszkają Polacy. W przestrzeń telewizyjną wpisała się Telewizja Trwam, która staje kością w gardle dzisiejszym władzom, także politycznym. Wydarzeniem o wymiarach międzynarodowych był XXVI Światowy Dzień Młodzieży w Madrycie. Na antenie telewizji chrześcijańskiego narodu nie było miejsca na to wydarzenie. Przekazywała je jedynie Telewizja Trwam. Bardzo to smutne, ale prawdziwe. Odżywają duchy laicyzmu, chociaż Zapatero spotkał się z Benedyktem XVI. Jest tolerancja dla grzechu, dla ruchu gejowskiego, dla inności seksualnych – zanika tolerancja i wolność dla sacrum. Wierność sacrum i przykazaniom nie doprowadziła Polski do stanu niewoli ani do kryzysu gospodarczego. Potrzeba nowej solidarności. Takie zadanie staje przed wyborcami.

 

 

– Z pozycji duszpasterza ludzi pracy i człowieka Kościoła chcielibyśmy usłyszeć tzw. komentarz dnia. Jak się żyje polskiej robotniczej rodzinie? Czy robotnicy i ich rodziny mają szansę rozwoju?

– Nie można uogólniać sądów na temat prosperity klasy robotniczej na całą Polskę. Są regiony bardziej i mniej zamożne. Nie będę też uruchamiał wyobraźni, ale podam kilka sprawdzonych danych z początku bieżącego roku, które – moim zdaniem – wystarczają, by dopowiedzieć sobie resztę. GUS informuje, że w tym roku mamy 1,8 mln bezrobotnych. Są regiony, gdzie liczba bezrobotnych przekracza 20 proc. Najniższa stawka wynagrodzenia miesięcznego w 2011 r. wynosi 1386 zł. Wysokość 1000 zł przekroczyła dopiero w 2008 r. Inspekcja Pracy w swym sprawozdaniu za ubiegły rok wykazuje kwotę należności niewypłaconej pracownikom przez zakłady pracy w wysokości 180,6 mln zł.

Od strony moralnej zatrzymywanie słusznej zapłaty jest grzechem wołającym o pomstę do nieba. Cena kilograma cukru od grudnia ubiegłego roku wzrosła z 2,95 zł do 4,45 zł w marcu 2011 r. Podatek VAT wprowadzony na podręczniki szkolne spędza sen z oczu rodziców, którzy mają kilkoro dzieci. Inflacja wzrasta, wynagrodzenia nie wzrastają. Jeśli dodamy do tego klęski żywiołowe oraz kolejki w służbie zdrowia i drogie leki, możemy sobie wyobrazić położenie klasy robotniczej w Polsce. Boję się myśleć o małohektarowych gospodarstwach rolnych...

– Jak należy spoglądać na zagospodarowanie polskiej własności? Czy rzeczywiście wyprzedaż majątku narodowego będzie sprzyjać rozwojowi rynku pracy i dochodu narodowego?

– Przypomnę lata 90. i proces likwidowania PGR-ów. Inwentarz zarówno żywy, jak i martwy został samowolnie wyprzedany przez dyrekcję. Pracownicy PGR-ów stali i patrzyli z płaczem, jak znikają narzędzia ich pracy. Pozostały bloki mieszkalne, o które już nikt nie będzie się troszczył, nieuprawiana ziemia i niepewność jutra. Z kolei rozpoczął się proces prywatyzacji.

Na moich oczach sprzedano zagranicznemu właścicielowi najlepsze zakłady Kielecczyzny: dwie cementownie i wytwórnię wapna – Francuzom, fabrykę Iskra – Japończykom. Dziś na autostrady kupujemy cement wytworzony z rodzimych kopalin, także sprzedanych. W Polsce pozostaje tylko zanieczyszczenie środowiska naturalnego i podatek płacony gminom. Zwolniono część pracowników, a związki zawodowe są niechętnie widziane. Nie powstają nowe zakłady pracy. Polacy nastawili się na emigrację zarobkową.

– Czy polityka państwa, które mieni się być państwem rządzonym przez tzw. ludzi „Solidarności”, sprzyja polskiemu robotnikowi, stoczniowcowi, górnikowi, hutnikowi i innym i jest przyjazna także dla ich rodzin?

– „Solidarność” lat 80. to już przeszłość. Polityka gospodarcza kieruje się rachunkiem ekonomicznym i czystą kalkulacją. Idea „Solidarności” została zaprzepaszczona. Zróżnicowało się pod względem zasobności polskie społeczeństwo. Powiększa się liczba osób bardzo bogatych i bardzo ubogich. Pieniądz generuje pieniądz, a ubóstwo generuje stan biedy. O tym mogą wiele powiedzieć nauczyciele w szkołach wiejskich i podmiejskich. Wydaje się naturalne, że zakłady nierentowne, w które nie opłaca się już inwestować, podlegają likwidacji. Ale pozostają ludzie. Starsi przejdą na emeryturę. A co z młodymi? Rodziny czekają na chleb. Ojców już nie stać na wyjazd zagraniczny. Stoi porzucona Stocznia Gdańska. Ileż było kłamstwa przy jej ratowaniu! Uśmiercono kolebkę „Solidarności”. Niemcy zainwestowali w swoje stocznie, zainwestowali w przemysł samochodowy. U nas pada przemysł metalowy, stają huty, przemysł zbrojeniowy, przemysł lotniczy. Rosjanie ostrzą sobie zęby na przemysł naftowy i na nasze rafinerie. Przedstawiciele niektórych partii politykę prorodzinną sprowadzają do bezpłatnych środków antykoncepcyjnych i do bezpłatnego in vitro. Rodziny wielodzietne są zaniedbane. Zajmujemy ostatnie miejsce pod względem przyrostu naturalnego w Europie. Przed nami widmo wyludnienia.

– Istnieje pojęcie „przyjaznego państwa”, także w naszym polskim parlamencie. Czy można powiedzieć, że Polska jest państwem przyjaznym dla wszystkich obywateli? Czy w Polsce mamy faktycznie rządy demokratyczne?

– Wydaje się, że punkt widzenia „państwa przyjaznego” zależy od przynależności do partii. Koalicja rządząca głosi propagandę sukcesu gospodarczego. Stoimy na czele państw, które najłagodniej przetrwały czas kryzysu. Tymczasem na nic nas nie stać. Przyjazne państwo nie może poradzić sobie z bezrobociem, nie może pozbyć się korupcji na najwyższych szczeblach. Przyjazne jest dla wszystkich, którzy przyłączą się do programu zniszczenia PiS jako opozycji parlamentarnej. Przyjazne jest dla inności seksualnych, dla rodzimych lewaków, którzy sprofanowali krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Niezależnie od poglądów na fakt krzyża przed Pałacem Prezydenckim nie wolno było do tego dopuścić. Sztandarowi katoliccy prezydenci Warszawy i Polski nie powinni zezwolić w godzinach nocnych na lewacki happening. Ich zachowania były przewidywalne dla uczciwego obserwatora. Państwo jest przyjazne dla środków przekazu, które popierają politykę państwa. Jednoznacznie należy stwierdzić, że nie jest przyjazne wobec katolickich środków masowego przekazu, a szczególnie wobec Radia Maryja i Telewizji Trwam. Szkoda narodu, który dzielony jest przez „przyjazne państwo”. Współczuję naiwnym duchownym, którzy nie widzą tego, że poniża się jedną trzecią narodu.

Gdy chodzi o demokrację, mogę powiedzieć, że mamy demokrację wyborczą, i tej nie możemy kwestionować. Nie mamy demokracji, której towarzyszyłaby solidarność narodowa. Komuniści walczyli z opozycją, chociaż można było spotkać ich przy wspólnej wódce. Obecnie strony sporu politycznego własną nienawiść przypisują swoim przeciwnikom i zrobili z tego zasadę współżycia. Młodzi patrzą, myślą i gorszą się. Przestaje ich interesować Polska. Tragedia!

– Co dla Księdza Biskupa jako duszpasterza ludzi pracy jest priorytetem?

– Priorytetem pozostaje dla mnie człowiek zmierzający do celu ostatecznego. Priorytetem jest towarzyszenie mu na co dzień, niezależnie od tego, czy sobie tego życzy, czy nie. Priorytetem jest propozycja prawdy ewangelicznej i etosu kamiennych tablic. Priorytetem jest pójście nawet z pojedynczym człowiekiem drogą kamienistą i pod górę, by dojść pod Krzyż. Nie jest ważne, czy człowiek ten jest sprawiedliwy, czy grzeszny. Do takich zostałem posłany. Proszę się nie dziwić, że tym, którzy wskazują błędne drogi, którzy usiłują potłuc kamienne tablice przykazań, będę zawsze mówił „nie”. Modlę się też o prawdziwą solidarność narodu.