• tella
    26.07.2010 13:19
    Przeszłam podobne załamanie wiary będąc na 3 miesięcznym stażu w Paryżu. Francuskie zazwyczaj puste, poza paroma staruszkami, kościoły zniechęcały mnie, polska parafia była daleko, pogoda zdecydowanie niezachęcająca do długich wypraw (był to okres jesienno-zimowy). Poczułam powiew "wolności", możliwość ucieczki od konwenansów i przestałam chodzić w niedziele do kościoła. Miałam uczucie pustki, ale jakoś nie połączyłam go z brakiem udziału we mszy św. Traf chciał, iż po zakończonym pobycie w Paryżu, mój staż obejmował kolejne 3 miesiące, tym razem w Egipcie, Kairze. Tam, wśród setek meczetów, codziennych wezwań muezinów do modlitwy, nagle poczułam się wyjątkowa, doceniłam to, że jestem katoliczką. Odkryłam, że jestem z tego dumna, że bycie chrześcijaninem, uczęszcanie we mszy św. wcale nie musi być oczywistością. W Kairze doznałam nawrócenia, odnalazłam mały kościół katolicki, i nagle nie miało dla mnie już znaczenia, że jest daleko, że jest tylko jedna - sobotnia msza św., w której mogę uczestniczyć (niedziela była dniem pracującym). Wiele się nauczyłam ze swojej historii i cieszę się, że moja "ucieczka" z kościołą trwała tak krótko.
  • konkluzja
    26.07.2010 21:53
    Spędziłam kilka lat w Belgii. Poznałam tam ludzi, którzy wiarą żyją na co dzień, nie tylko w murach Kościoła, którzy nie chwalą się szeroko swoim katolicyzmem, ale dyskretnie świadczą o obecności Boga, wśród ludzi różnych wyznań, religii, ateistów, agnostyków... Tam nikt nie krzyczy o wartościach chrześcijańskich, tam ci, którzy się za chrześcijan uważają, żyją po prostu Ewangelią. Nikt nikogo do wiary nie zmusza, ale też nie spotkałam nikogo, kto by czyjąś wiarę czy przekonania religijne wyśmiewał. Załamanie przeżywam po powrocie do kraju, widząc butę i arogancję naszych hierarchów i ideologizację wiary w Kościele. Na Zachodzie kościoły nie są tłoczne (może z wyjątkiem tych turystycznych), ale ci, którzy tam są - księża i świeccy - wiedzą, po co przychodzą i dla wielu (spośród niewielu) Bóg jest naprawdę kimś ważnym. Jeśli ktoś chce Go znaleźć, to znajdzie, czy w Polsce, czy gdziekolwiek. A obecne u nas w środowiskach kościelnych wieczne moralizatorstwo i ciągłe biadolenia, że gdzieś jest gorzej, (a nas super-jakżeby inaczej), bynajmniej do wiary nie zachęcają...
  • renata155
    29.07.2010 18:44
    renata155
    a ja się zastanawiam,co by było gdyby nie było?..hehehe...bo polskiego kościoła ,nie było na pewno w pobliżu..moja zerowa znajomość angielskiego była(nadal jest) barierą przed wejściem w angielską społeczność..po za tym,nie wiedziałam jak to w angielskich kościołach jest?,może spotkam się z czymś całkowicie innym niż w Polsce?.może coś mnie zaskoczy?..może coś zrobię źle?..a może ,nie daj Boże ktoś się tam do mnie odezwie????..panika .. ;).
    --Chyba Pan Bóg uwzględnił moje ewentualne pożegnanie się z kościołem na obczyźnie,i dlatego "wylądowaliśmy" w sąsiedztwie angielskiego kościoła katolickiego,z polskim proboszczem przy ołtarzu...i chyba to,że był on pierwszym polakiem którego spotkaliśmy,i który niejako wziął naszą rodzinę pod swoją "opiekę"..uczestnictwo we mszach,spowiedź,i udział w życiu ,czy praca na rzecz parafii wedle naszych możliwości było naturalną koleją rzeczy..możliwość rozmowy z innymi polskimi księżmi(zwłaszcza w czasie wakacyjnym) gośćmi proboszcza..jest naprawdę miłym urozmaiceniem,i możliwością do ciekawych rozmów,jest też okazją do rozwinięcia wiedzy (tematy wiary,kościół polski,a kościół..choćby na Filipinach.czy misje w afryce,bo i stamtąd przyjeżdżają polscy księża i misjonarze).
    wydaje mi się bez tego "daru losu" w postaci ks.Józefa.moja rodzina ,kościół uważałaby za taki wakacyjny dodatek ,w wakacyjne przyjazdy do Polski
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...