• Stanisław m.
    09.02.2008 21:41
    Już miałem się żachnąć, nim w czytaniu dotarłem do ostatniego rozdziału, że Autor przesadnie uogólnia zło rewolucji, która w ogólnym rozumieniu, jest tylko bardzo szybką zmianą. A przecież, gdy jakaś mniejszość albo i większość z jakiegoś powodu cierpi, to trwanie przy status quo może być złem wołającym o pomstę do nieba.

    Tak jest z głodem, tak jest z ze zniewoleniem politycznym lub ekonomicznym, z prześladowaniami za przekonania, za wiarę.
    W takich przypadkach pytanie nie brzmi, czy "rewolucja" jest potrzebna, lecz jakie będą jej skutki, czy przyniesie więcej dobra, czy tylko zmieni formę zła, a cierpiących dalej pozostawi w zniewoleniu głodem, biedą itd.

    W orzekaniu, czy rewolucja jest złem, konieczna jest swoista ekonomia. Ekonomia, która widzi nie tylko "masy" cierpiących, lecz przede wszystkim osoby. Ekonomia, która nie zakłada, że dla dobra ogółu można nie liczyczyć się z jednostką.

    Niewątpliwie, rewolucję trzeba przede wszystkim przeprowadzić w sobie. Tu o. Krąpiec ma w stu procentach rację. Ale od razu jest pytanie: "JAK" PRZEKONAĆ do takiej wewnetrznej rewolucji beneficjentów zła?
    Własnym przykładem? Będą się z tego śmiać.
    Konstatować zło, nawet diagnozować przyczyny, jest łatwo. Trudniej odpowiedzieć, na pytanie "jak".
    Zbyt pochopnie o. Krąpiec przeciwstawia "dlaczego" pytaniu "jak". Potrzebne są oba pytania. To prawda, widzenie tylko "jak" prowadzi do opisanego przez Autora zła fałszywego postepu. Jednakże ogranicznie się tylko do "dlaczego" oznacza bierną zgodę na zło istniejące.

    Sprawa, ze szkodliwością rewolucji i proponowanym lekiem nie jest więc taka prosta i jednoznaczna. Jak ze wszystkim, co się rozważa na wysokim poziomie ogólności.

    Wydaje mi się również, że o. Krąpiec zbyt idealnie traktuje tradycję. A jeśli tradycja utrwala zło? Przecież, we wszystkich wynienionych przez niego przykładach, ta niosąca nowe, postępowe zło rewolucyjna "mniejszość", wykorzystywała sytuację utrwalonego, dotykającego "większości", zła, niesprawiedliwości.
    Niestety Autor ignoruje lub idealizuje stan poprzedzajacy rewolucje, bez którego byłaby zwyczajnie zbędna, bez którego nie znalazłaby posłuchu.

    Być może moje watpliwości byłyby mniejsze, gdyby o. Krąpiec dokładniej określił zakres stosowania przez siebie pojęć tradycja, ewolucja i rewolucja. Z tekstu trudno się tego domyśleć.
    Czym innym jest np. tradycja wiary, czym innym obyczajów, czym innym władzy ekonomicznej i politycznej, choć wszystkie są z sobą splecione, wzajemnie się przenikają, wzajemnie warunkują. Podobne rozróżnienia przydałyby by się przy rozważaniu opozycji ewolucja-rewolucja.

    Mimo tych watpliwości, z kierunkiem myślenia o. Krąpca trudno się jednak nie zgodzić.
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...