• news
    30.06.2010 09:33
    Religia w szkole to bardzo zły pomysł. Wg mnie niedpouszczelny już na samym wstępie rodzi podziały na tych którzy chodzą i na tych którzy nie chodzą. Nauczanie religii w szkole jest sztuczne i byle jakie. Religia to wymiar duchowy, co innego salka , kościół i ktoś kto jest do tego powołany przez swoje powołanie, co innego jakaś apni czy pan katecheci jak to się teraz mówi. Skąd mogę wiedzieć co owa pani powie mojemu dziecku na temat tak duchowy i integralny. Na religijność dziecka największy wpływ mają rodzice, i skoro Kościołowi tak zależało na religijności obywateli - dzieci, to powinnien tak edukować ich rodziców, aby umieli swoją wiarę dzieciom przekazać. Nie załatwi tego religia w szkole. A wręcz odwrotnie--zaszkodzi, poprzez spory, sprzeczki, ingerencję. To ma być dobrowolny wybór. Ja chcę, bo Cię kocham Panie Boże, a nie dlatego, że muszę, bo ocena bo świadectwo. Kto ma wychować do takiej decyzji???
  • Zosia
    30.06.2010 10:17
    Jak ma się czuć dziecko które w przedszkolu ma religię, czy w szkole nawet, a w domu mamusia żyje z przyjacielem, tatusia nie ma. Ile jest w Polsce prawdziwych małżeństw, ile konkubinatów, związków partnerskich. Dziecko jest bardzo delikatne i wrażliwe, łamie się go już na wstępie. Do kogo ma pójść, do kogo się zwrócić by ktoś mu to wytłumaczył. Zresztą czy jakieś tłumaczenie jest tu możliwe. Ono traci poczucie bezpieczeństwa. To dla niego stres i niespójność.
    Chciałam też zapytać jak Kościół wyobraża sobie wychowanie dzieci w wierze katolickiej, gdy jedno z małżonków jest niewierzące?
  • PKal
    05.07.2010 23:36
    Pamiętam lekcje religii, gdy odbywały się poza szkołą. Mieliśmy wtedy przerwę w lekcjach - właśnie na religię. Teoretycznie wszyscy, którzy byli zapisani, mieli obowiązek przyjść, ale w praktyce docierało ok. połowy. Nikt nie wyciągał konsekwencji wobec wagarowiczów. Na religię przychodzili zatem tylko zainteresowani lub po prostu ci bardziej obowiązkowi.
    I te lekcje mi się podobały - można było czegoś się dowiedzieć, podyskutować z księdzem czy katechetą (nie pamiętam), było bardziej kameralnie.
    Natomiast w liceum religia była w szkole i chodzili wszyscy za wyjątkiem dwóch osób w klasie. Te lekcje były mało sensowne i męczące. Pamiętam hałas i chaos - jedni gadali, inni grali w karty, księdza słuchało nie więcej niż 10 osób.
    Ja widzę dwa rozwiązania - powrót do religii poza szkołą lub zrobienie z religii normalnego, obowiązkowego przedmiotu, najlepiej z alternatywą w postaci etyki lub czegoś jeszcze innego.
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...