Przykro, że trzeba psychotraumatolożki i etnolożki, żeby wytłumaczyć rzeczy oczywiste. Przykro, że Wojciech Tochmann, którego reportaże do tej pory ceniłam (choć nie śledziłam pilnie wszystkich) oczernił pallotyńskich misjonarzy. Co mianowicie ma zrobić grupka nieuzbrojonych ludzi stojących naprzeciwko bandy uzbrojonej w maczety,a zapewne i broń palną? Co mieli zrobić misjonarze? Zabarykadować się i dać się spalić? Rzucać kamieniami? Ruszyć z gołymi rękami na maczetę? Ciekawe czy pan reporter kiedyś w życiu osobiście bronił człowieka np. kopanego na ulicy czy też stosował tylko ulubioną ostatnio przez walczących z krzywdą metodę "komórka i telefon na policję". A jeśli bronił osobiście, to czy nie cofnąłby się na przykład na widok noża czy tym bardziej rewolweru? Przypomina mi to absurdalne zarzuty, które przeciw ocaleńcom z Zagłady kierowali ich bliskowschodni czy amerykańscy rodacy.
W telewizji pokazywano obrazek z ukrytej kamery- nasz ukochany kraj- Polska -jakiś napad w biały dzień, a obok przechodzący, obojętni ludzie...
Nie trzeba wojny...
PS Modlitwa czasem jest j e d y n y m ratunkiem. Po prostu.