• Beszad
    08.09.2011 10:33
    Beszad
    Wstrząsająca historia. Przyznam, że nauczony byłem z dystansem podchodzić do tego typu zeznań, bo panuje powszechny sąd, że większość z nich to zwykłe konfabulacje. Tu jednak wczytałem się dokładnie w tekst i nie czuję ani cienia fałszu. Dotarło do mnie coś bardzo ważnego - że takie sytuacje to najtragiczniejsze doświadczenie osamotnienia, bo oprawcą staje się osoba, której chciałoby się całkowicie zaufać, a odrzucenie po wyznaniu prawdy przychodzi ze strony najbliższego otoczenia, które nie potrafi przyjąć takich wyznań za prawdziwe.

    Co gorsza - nawet w majestacie prawa cała tragedia była bagatelizowana i stworzono warunki, aby mogła trwać nadal, jak czytamy w artykule: "...zaraz po wyroku nadal uczył dzieci, mimo że sąd zakazał mu przez osiem lat kontaktu z dziećmi. Trochę to wyglądało jak naśmiewanie się z nas, którzy przeciw niemu zeznawaliśmy. Potem został odesłany do innej parafii. Ja myślę, że powinien przede wszystkim zostać wysłany na leczenie, a już na pewno należało go odizolować od dzieci."

    Osobiście miałem w dzieciństwie szczęście do księży bardzo dobrych i odpowiedzialnych. Nie wiem jak rozległy to problem - być może to tylko wąski margines. Niemniej trzeba stworzyć atmosferę, aby podobne sygnały były traktowane poważnie i przyjmowane z przede wszystkim z troską o dobro dziecka. Właśnie dlatego uważam ten artykuł za bardzo ważny (i odważny!) akt troski o czystość Kościoła - zwłaszcza, że ma miejsce na łamach publicystyki katolickiej.
Dyskusja zakończona.
Pobieranie... Pobieranie...