Co do rekolekcji stanowych: u nas bywają dla małżeństw, dla dzieci, dla młodzieży, dla tzw. niewiast (czytaj: mężatek), dla mężczyzn (nie wiem jak czytać, bo jakoś ani razu nie byłam), a także, o radości, dla osób po rozwodzie. Niestety, żadnej oferty dla osób stanu wolnego... kiedyś znalazłam w sieci propozycję rekolekcji dla osób samotnych. Okazało się, że prowadzący miał na myśli samotnych po rozpadzie poprzedniego związku. Więc na szczęście w temacie duszpasterstwa osób rozwiedzionych coś się w dobrą stronę rusza...
Przy okazji: bardzo proszę o temat, czy Bóg miłuje singla?
To żadna paranoja. Długi czas byłam singielką i wiem o czym ci ludzie piszą. Mam porównanie - teraz czuję się jak pełnowartościowy człowiek. Mam mieszane uczucia bo przecież ja przecież jestem tym samym człowiekiem, a automatycznie nabrałam wartości.
Zgadza się. Jeszcze się nie spotkałam z naukami dla samotnych w czasie rekolekcji parafialnych. Gdy po Mszy św. są nauki dla żon i matek, wymykam się zawstydzona razem z mężczyznami i dziećmi. Modlitwa różańcowa, kolejne dziesiątki: za osoby konsekrowane, za małżonków, za dzieci, za młodzież, za starych i chorych. Można się zapaść pod ziemię. Przypomina się o nas wtedy, gdy trzeba coś zrobić. Duszpasterstwa dla żyjących w związkach niesakramentalnych są, dla porzuconych albo po prostu samotnych - nie.
Na pewno ciężko było słuchać słów tego rekolekcjonisty, mimo świadomości, że nie ma on racji. Mnie samą nie jeden raz zaskoczyło, gdy ksiądz na kazaniu mówił słowa podnoszące na duchu dla osób żyjących w drugim związku. Że chociaż nie mogą przystępować do Komunii św. to jednak są w Kościele, że mają uczestniczyć w życiu Kościoła, podane były wskazówki gdzie jest duszpasterstwo dla takich osób.I dobrze, ale nigdy ani słowa wsparcia dla osób które po rozwodzie żyją same i nie jest im lekko. Czy Pan Bóg kocha singla - tak, czy kocha mnie Kościół, moja Matka - często mam wrażenie,wiem że błędne, że nie. Nawet nie chciałabym osobnych duszpasterstw, nauk, wystarczyłoby żebym mogła uczestniczyć w naukach dla kobiet po prostu. żebym mogła podejść po błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem (tylko dla rodzin). Żebym nie była pytana przez księdza (w obecności skonsternowanych znajomych)czy zapomniałam wyjść za mąż. Żeby na kolędzie ksiądz nie nazywał mnie starą panną, nie rzucał "dowcipnych" uwag (oczywiście nie wszyscy ksieża, ale płakałam po kolędzie nie jeden raz). Żebym nie czuła się w kościele jak odmieniec albo jak powietrze. Naprawdę, małe są wymagania singli. Dodam, że doznałam w Kościele wiele dobra i kocham swój Kościół.
Aniu, bardzo kocham mój Kościół. I bardzo próbuję przekładać to na konkrety czynów. I nie raz płakałam po kolędzie albo i po spowiedzi, kiedy musiałam ze wstydem jak kolejny grzech wyznawać, że "jestem sama", bo padało pytanie "ile masz dzieci" - nawet nie pytanie, czy mam męża, jakby to było albo oczywiste, albo bez znaczenia... Czy choćby w czasie przekazywania obrazu Matki Bożej z domu do domu - zaczęłyśmy z sąsiadką, też "pojedynczą", modlitwę według procedur z załączonego zeszyciku, po czym w połowie uznałyśmy, że to cyrk i trzeba przerwać te "nasza rodzina przekazuje waszej rodzinie...". Odmówiłyśmy razem modlitwę, ona wzięła obraz, a żal pozostał. Tak, wiem, to drobiazgi. I może trzeba i to - za Kościół?
Myślę, że ważna jest świadomość, że rekolekcjonista czy ksiądz mówiący kazanie, spowiednik czy duchowny prowadzący ze mną rozmowę nie ma racji. Ale ja często tej świadomości nie mam. I myślę, że wielu singli i wiele osób po rozwodzie nie ma tej świadomości, i bardzo czuje się winna przy okazji takich rozmów, kazań, spowiedzi. I powstaje pytanie: czy naprawdę żyję w grzechu ciężkim? I czy Bóg mnie kocha, jeżeli nic nie mogę z tym zrobić?
To jakieś dziwne pomieszanie (świadome?). Osoba rozwiedziona, zwłaszcza ta od której odeszła druga strona, nie ma przeszkód, by przystępować do komunii św. pod warunkiem, że nie żyje w nowym, niesakramentalnym związku. To jest przecież istotna różnica. Autorka artykułu zaciera (zaciemnia) tę różnicę. To chyba nie jest uczciwe stawianie sprawy.
"o jakieś dziwne pomieszanie (świadome?). Osoba rozwiedziona, zwłaszcza ta od której odeszła druga strona, nie ma przeszkód, by przystępować do komunii św. pod warunkiem, że nie żyje w nowym, niesakramentalnym związku. To jest przecież istotna różnica. Autorka artykułu zaciera (zaciemnia) tę różnicę. To chyba nie jest uczciwe stawianie sprawy."
Też mi się nie podoba ten "atak" na księdza. Zawsze można podejść i najpierw powiedzieć mu to w cztery oczy!! A nie od razu pisać to w czasopiśmie, aby mu dopiec?!? Tak to widzę! To wygląda jakby taka okazja, żeby wytknąć księdzu jego niewiedzę, a tak się nie robi! Najpierw upomnij brata w cztery oczy, a nie szkaluj za plecami? Tak czy nie?!?
Zgorszył mnie ten tekst :-((( Zwłaszcza, że w ostatnim czasie wielu księżom udało się uratować małżeństwa, które zmagają się z poważnymi kryzysami! I tylko dzięki nim właśnie małżeństwa te odnowiły swoją miłość małżeńską, sakramentalną!
Dlatego skoro ta Autorka miała tyle siły, by pisać do czasopisma swoją opowieść, to najpierw powinna pójść do tego Księdza i mu opowiedzieć o swojej sytuacji, aby go niejako "upomnieć" czy też mu pokazać swoje siadectwo wierności!!
Dobrze, że autorka o tym napisała, bo wypowiedź tego księdza pewnie nie jest odosobniona i gdy więcej osób duchownych przeczyta taki tekst, to zrobią sobie rachunek sumienia czy sami popełniają podobnych "błędów" (choć to zbyt łagodne słowo). Ten tekst absolutnie nie może nikogo zgorszyć! Zgorszyc może tylko postawa takich księży, jak opisany w artykule.
Przy okazji: bardzo proszę o temat, czy Bóg miłuje singla?
TAK. BARDZO MIŁUJE! DLACZEGO NIE MIAŁBY MIŁOWAĆ???? TO JAKAŚ PARANOJA SIĘ TWORZY!
BÓG KOCHA CIĘ SINGIELKO - o ile nie grzeszysz za mocno ;-)))
Czy Pan Bóg kocha singla - tak, czy kocha mnie Kościół, moja Matka - często mam wrażenie,wiem że błędne, że nie. Nawet nie chciałabym osobnych duszpasterstw, nauk, wystarczyłoby żebym mogła uczestniczyć w naukach dla kobiet po prostu. żebym mogła podejść po błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem (tylko dla rodzin). Żebym nie była pytana przez księdza (w obecności skonsternowanych znajomych)czy zapomniałam wyjść za mąż. Żeby na kolędzie ksiądz nie nazywał mnie starą panną, nie rzucał "dowcipnych" uwag (oczywiście nie wszyscy ksieża, ale płakałam po kolędzie nie jeden raz). Żebym nie czuła się w kościele jak odmieniec albo jak powietrze. Naprawdę, małe są wymagania singli. Dodam, że doznałam w Kościele wiele dobra i kocham swój Kościół.
I nie raz płakałam po kolędzie albo i po spowiedzi, kiedy musiałam ze wstydem jak kolejny grzech wyznawać, że "jestem sama", bo padało pytanie "ile masz dzieci" - nawet nie pytanie, czy mam męża, jakby to było albo oczywiste, albo bez znaczenia... Czy choćby w czasie przekazywania obrazu Matki Bożej z domu do domu - zaczęłyśmy z sąsiadką, też "pojedynczą", modlitwę według procedur z załączonego zeszyciku, po czym w połowie uznałyśmy, że to cyrk i trzeba przerwać te "nasza rodzina przekazuje waszej rodzinie...". Odmówiłyśmy razem modlitwę, ona wzięła obraz, a żal pozostał. Tak, wiem, to drobiazgi. I może trzeba i to - za Kościół?
Myślę, że ważna jest świadomość, że rekolekcjonista czy ksiądz mówiący kazanie, spowiednik czy duchowny prowadzący ze mną rozmowę nie ma racji. Ale ja często tej świadomości nie mam. I myślę, że wielu singli i wiele osób po rozwodzie nie ma tej świadomości, i bardzo czuje się winna przy okazji takich rozmów, kazań, spowiedzi. I powstaje pytanie: czy naprawdę żyję w grzechu ciężkim? I czy Bóg mnie kocha, jeżeli nic nie mogę z tym zrobić?
Wiem, że kocha. Ale jest ciężko.
Też mi się nie podoba ten "atak" na księdza. Zawsze można podejść i najpierw powiedzieć mu to w cztery oczy!!
A nie od razu pisać to w czasopiśmie, aby mu dopiec?!? Tak to widzę!
To wygląda jakby taka okazja, żeby wytknąć księdzu jego niewiedzę, a tak się nie robi! Najpierw upomnij brata w cztery oczy, a nie szkaluj za plecami? Tak czy nie?!?
Zgorszył mnie ten tekst :-(((
Zwłaszcza, że w ostatnim czasie wielu księżom udało się uratować małżeństwa, które zmagają się z poważnymi kryzysami!
I tylko dzięki nim właśnie małżeństwa te odnowiły swoją miłość małżeńską, sakramentalną!
Dlatego skoro ta Autorka miała tyle siły, by pisać do czasopisma swoją opowieść, to najpierw powinna pójść do tego Księdza i mu opowiedzieć o swojej sytuacji, aby go niejako "upomnieć" czy też mu pokazać swoje siadectwo wierności!!
Wypowiedź "w gazecie" trafia do szerszego grona odbiorców, którym może być potrzebna.
Ten tekst absolutnie nie może nikogo zgorszyć! Zgorszyc może tylko postawa takich księży, jak opisany w artykule.