W proch rozsypani?

Nauka Kościoła nie pozostawia wątpliwości: ciało zmarłego człowieka musi zostać pochowane z należnym mu szacunkiem.

Kościół, choć dopuszcza kremację, zdecydowanie nie zgadza się na dowolne dysponowanie prochami zmarłych. Bóg wskrzesi nas i z grobu, i z prochów - tych w urnie i tych rozsypanych na cztery strony świata. Ale to my, żyjący, potrzebujemy grobów.

Do Sejmu wpłynął przygotowany przez SLD projekt zmian ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Projekt przewiduje między innymi tworzenie ogrodów pamięci, przeznaczonych na rozsypywanie prochów bliskich oraz zgodę na przechowywanie prochów bliskich w domach lub dowolnych miejscach, z wyjątkiem śmietników, łazienek, kuchni i spiżarni, piwnicy, garażu, pomieszczeń magazynowych, pokojów dziecięcych i w pobliżu legowisk zwierząt. Nad prawidłowym przechowywaniem prochów czuwać miałby inspektor sanitarny. Twórcy projektu tłumaczą, że zmierza on do urzeczywistnienia wolności sumienia i wyznania w zakresie formy pochówku w zgodzie z takimi wartościami, jak: poszanowanie godności zmarłego, ochrona zdrowia i moralności publicznej.

Proszę Państwa, mam kota. Nie wyobrażam sobie, żeby godność prochów zmarłego mogła zostać uszanowana w jego obecności, nawet jeśli nie znajdowałyby się „w pobliżu jego legowiska”. Potwierdzą to miliony właścicieli kotów: zamknięta urna z przesypującymi się w środku prochami prędzej czy później zostałaby odkryta jako świetna zabawka. To tylko tak na marginesie – bo temat zdecydowanie zasługuje na bardzo poważne potraktowanie.

Cmentarz

Najprostszy argument, że taka jest tradycja Kościoła, że ciało należy pochować, a nie postawić w urnie na kominku, jest banalny i nie obroni się w świecie, w którym ludzie domagają się wygody, higieny i oszczędności, a na dodatek brakuje im wiary. Jeśli nauka Kościoła ma trafić do współczesnego człowieka, powinniśmy raczej spojrzeć na problem kremacji i rozsypywania prochów od drugiej strony. Zatem – dlaczego tak bronimy cmentarzy? Co nam dają groby bliskich i tych mniej bliższych? Kto bardziej ich potrzebuje: ci, którzy odeszli, czy ci, którzy zostali?

Kiedy wielki społecznik przełomu wieków XIX i XX, ks. Piotr Wawrzyniak, uporządkował cmentarz w Mogilnie, wszystkich gości, którzy przyjeżdżali do niego pociągiem, prowadził właśnie tam – na cmentarz. Kto zna Mogilno, wie, że nie było to ani trochę po drodze.

Gdy byłam małą dziewczynką, babcia zabierała mnie na spacer na cmentarz. Szłyśmy na groby ludzi, których nigdy nie poznałam, na groby jej rodziców i braci, poległych na wojnie. Babci nie ma już prawie 30 lat, a ja wciąż wracam na te same groby i stawiam kwiaty ludziom, których nigdy nie poznałam. Oni są moi, a jestem ich.

Kiedy ktoś bliski z mojej rodziny ma kłopoty, odruchowo wiem, dokąd iść go szukać – na cmentarz. Bo tam właśnie chodzi się pogadać z tymi, którzy nas kochali, a teraz wiedzą już więcej.

Ks. Józef Tischner pisał o cmentarzu: „Nazywa się go niekiedy – niesłusznie – miejscem rozstania. Miejscem rozstania jest dom, cmentarz jest miejscem spotkania ze zmarłymi. Zmarli stają się tutaj naszymi prawdziwymi przodkami – tymi, którzy dla nas budowali nasze wsie, miasta, uprawiali pola. Idąc na cmentarz, powracamy do tych, którzy byli”.

Znak i duma

To na cmentarzu człowiek uświadamia sobie, ile zawdzięcza tym, którzy byli przed nim, i że wszystko swoje będzie musiał pozostawić innym. Nawet jeśli udaje mu się to gdzie indziej, na cmentarzu nie może udawać samowystarczalnego. Umarli są zobowiązaniem: nie można nie wypełnić ich woli, nie można zmarnować tego, kim byli. Umarli sprawiają, że człowiek staje się dziedzicem: czasem majątku, czasem tylko słów, etosu, marzeń. Cmentarz konfrontuje z umarłymi i pozwala przejąć ich godność i dumę.

A co, jeśli rozsypiemy prochy? Dokąd będziemy wracać? Gdzie będziemy szukać naszych przodków i ich siły? Jesteśmy ludźmi i potrzebujemy znaków. Grób jest znakiem – rozsypany proch znika i nie zostaje po nim nic.

Jakiś czas temu dzięki internetowi odnalazłam i poznałam dalekiego kuzyna. Bardzo dalekiego, ze wspólnym przodkiem w siódmym pokoleniu. Zamieniliśmy kilka zdań. Potem, podczas wizyty na cmentarzu, zrobiłam i wysłałam mu zdjęcie grobu jego pradziadków. Odpowiedź przyszła natychmiast: „Jak tylko zobaczyłem zdjęcie, wiedziałem, że muszę tam być. Przyjeżdżam z całą rodziną. Do zobaczenia za tydzień”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Pobieranie... Pobieranie...