Dalekie wybrzeża ciszy...

Rycerz Młodych 5/31/2012 Rycerz Młodych 5/31/2012

Kilka tygodni temu usunąłem konto na Facebooku, z listą znajomych liczoną w setkach. Krok radykalny i dyskusyjny, zważywszy na znaczenie portalu jako źródła informacji i narzędzia komunikacji. Dlaczego więc?

 

Podróże kształcą... wykształconych

Przy wszystkich korzyściach Facebooka miałem dość jego miałkości i pustki. Infantylnego wyrażania sądów jedynie za pomocą „lubienia” czegoś („nie lubić” już nie można), tudzież krótkich komentarzy, złożonych z pisma obrazkowego i potworków językowych. Przede wszystkim zaś nie potrafiłem dłużej znieść spiętrzonej fikcji i pseudorelacji, przed którymi ostrzegał papież Benedykt XVI w ubiegłorocznym orędziu na 45. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu: W poszukiwaniu dzielenia się, „przyjaźni”, staje się w obliczu wyzwania bycia autentycznym i wiernym wobec siebie, nie ulegając złudzeniu budowania swego „profilu” społecznościowego. W którymś momencie stwierdziłem, że fejsbukowe społeczeństwo jest tak dalekie od prawdziwego, iż pozostawanie w nim jest szkodliwe dla prawdziwych relacji. Ktoś powie: chwileczkę, czy to nie ci sami ludzie, korzystający po prostu z dobrodziejstw współczesnych technologii? Okazuje się, że nie zawsze. W zasadzie rzadko. Podróże kształcą, ale tylko wykształconych. Prawdziwi w Internecie są tylko ci, którzy umieją być takimi w codziennym, niewirtualnym życiu. W moim odczuciu społeczności internetowe (i szerzej: medialne) są dziś – na ogół – frustrująco niedojrzałe, przez co przerażająco zmanipulowane.

Odwrotna zależność też występuje. Królują kłamliwe obrazy i wyrachowany marketing. Troska o wizerunek i atrakcyjność handlową stała się ważniejsza od oferowanej treści. Dzieje się tak w wielu dziedzinach życia ludzkiego. Kiedy jednak tego rodzaju podejście staje się normą w kontaktach międzyludzkich, przynosi zawsze opłakane skutki. Potwierdza to poniekąd smutną obserwację historyków i filozofów, iż wraz z rozwojem technologicznym ludzkości nie idzie w parze rozwój moralny. Chwilami można wręcz odnieść wrażenie, że im bardziej jesteśmy zaawansowani technicznie, tym gorzej idzie nam myślenie o sprawach podstawowych i najważniejszych. Cóż z tego, że możemy w ciągu kilku sekund na różne sposoby skontaktować się z dowolnym miejscem na Ziemi, skoro nie potrafimy porozumiewać się z własnymi domownikami? Co nam po powszechnym dostępie do wiedzy, skoro zanika umiejętność jej pozyskiwania i posługiwania się nią? Żadne urządzenie czy wynalazek nie zwalnia od myślenia i odpowiedzialności. Uleganie takiej pokusie kończy się fatalnie dla człowieka, zwłaszcza takiego, który funkcjonuje niemal wyłącznie w świecie wirtualnym.

Zdążyłem wychować się przed ekspansją komputerów, komórek i Internetu. Wolny czas spędzaliśmy, łażąc z przyjaciółmi po górach (najczęściej po moich rodzinnych Bieszczadach), przesiadując przy ogniskach z gitarami oraz – przede wszystkim – nie wypuszczając z rąk książek. Mało kto miał w domu kolorowy telewizor, w którym tak czy siak były do wyboru dwa programy. Dzisiejszej młodzieży trudno to wszystko sobie wyobrazić. Nie piszę o tym w przekonaniu, że „kiedyś było lepiej”. Sam używam intensywnie smartfona i spędzam w Internecie wiele godzin dziennie. Tęskno mi jednak do czasów, w których słowo znaczyło więcej i było ważniejsze od obrazu. Czasów, w których pisało się odręcznie listy na starannie dobieranej papeterii i dzielono się podniszczonymi książkami, o których z kolei chętnie się dyskutowało. Czy to możliwe, by te czasy wróciły? Oczywiście, że tak! Powiem więcej, tak naprawdę one nigdy się nie skończyły. Cała rzecz w tym, jak podchodzi się do słowa i – co niekiedy jeszcze ważniejsze – do milczenia. Bo w świecie pełnym zgiełku komunikacyjnego, właśnie ciszy – refleksyjnej, zadumanej, rozmodlonej – potrzebujemy najbardziej.

Na drodze do Słowa

Sięgnijmy znów do nauczania Benedykta XVI, który okazuje się być niezwykle przenikliwym obserwatorem współczesności. Nieprzypadkowo papież, opisując przestrzeń medialną, którą jesteśmy dziś wszyscy ciasno otoczeni, mówi o „cyfrowej erze”, w której człowiek, zachłyśnięty własnymi osiągnięciami technicznymi, staje się coraz bardziej zagubiony wewnętrznie. O tym, jak pozostawać sobą i jak ewangelizować w medialnym gąszczu, papież pisze w kolejnych orędziach na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu (w Polsce obchodzony zawsze w trzecią niedzielę września). Tegoroczne orędzie nosi tytuł: „Milczenie i słowo drogą ewangelizacji” i – jak zawsze – pełne jest niezwykle trafnych uwag, które nie wymagają specjalnego komentarza. Ojciec Święty przypomina o zapomnianym dziś związku między milczeniem a słowem, dwoma momentami komunikacji, które powinny być w równowadze, następować po sobie i się dopełniać, by budować autentyczny dialog oraz głęboką bliskość między ludźmi. Kiedy słowo i milczenie nawzajem się wykluczają, komunikacja ulega pogorszeniu, bo albo wprawia w stan pewnego oszołomienia, albo – przeciwnie – wywołuje chłód; kiedy natomiast milczenie i słowo wzajemnie się dopełniają, komunikacja nabiera wartości i znaczenia. Innymi słowy, kiedy ta równowaga zostaje zachwiana, stajemy się świadkami albo przepychających się, przekrzykujących monologów, albo ciszy, która jest ponurą pustką, brakiem więzi i sensu. Coś Wam to przypomina? Włączcie komercyjny program telewizyjny lub radiowy, zajrzyjcie na swoje konto społecznościowe: ile tam jest autentycznego dialogu, treści, otwartości na drugiego człowieka? Nie odnosicie wrażenia, że króluje tu raczej rozpaczliwy głód akceptacji i miłości, wystrojony w smutny i karykaturalny sposób na bieżącą modłę? Wszyscy mówią, próbują być zabawni, chwalą się zdjęciami z wakacji. Krzyczą: Oto ja! Prawda, że jestem fajny? Lubcie mnie! Rozmawiajcie ze mną! Bądźcie ze mną! Jakże często krzyk ów trafia w zimną próżnię, rodząc frustracje, powodując załamania, odbierając chęć życia. Oto niebezpieczeństwo prowadzenia wirtualnego życia wewnętrznego, które zamiast w kontemplacji Słowa, próbuje szukać odpowiedzi w cyfrowym, ulotnym i sztucznym poklasku.

Człowieka nie może zadowolić zwykła wymiana w duchu tolerancji sceptycznych opinii i doświadczeń życiowych: wszyscy poszukujemy prawdy i podzielamy to głębokie pragnienie, szczególnie w naszych czasach, w których osoby, kiedy wymieniają informacje, mówią też o sobie, dzielą się swoją wizją świata, swoimi nadziejami, swoimi ideałami – pisze dalej Ojciec Święty. Nie wystarczy przeglądanie stron internetowych, na których znajdują się (rzekomo) mądre i dowcipne zdjęcia czy komentarze. Od tego człowiek nie staje się ani spokojniejszy, ani mądrzejszy. Należy uważnie zainteresować się różnymi formami witryn, aplikacji i sieci społecznościowych, które mogą pomóc współczesnemu człowiekowi w znalezieniu czasu na refleksję i autentyczne pytania, a także momentów milczenia, okazji do modlitwy, medytacji lub dzielenia się Słowem Bożym. Na szczęście takich miejsc w Internecie nie brakuje. Ale nawet takie witryny nie zastąpią autentycznego, osobistego i niecyfrowego spotkania z Bogiem i człowiekiem. I przede wszystkim nie zastąpią ciszy, wolnej od obrazów i dźwięków, milczenia, które staje się kontemplacją, pozwalającą nam wejść w milczenie Boga i w ten sposób dotrzeć tam, gdzie rodzi się Słowo, Słowo odkupieńcze. Czyż nie tego szuka człowiek wszystkich czasów, być może dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej: Słowa, które jest odpowiedzią na wszystkie pytania i wszystkie niepokoje? Słowa, które nie jest sztuczną pociechą, zagłuszaniem lęków, panicznym wypełnianiem wewnętrznej pustki? Słowa, które niesie z sobą ostateczny sens, radość, pełnię, życie? Słowa, które samo jest Życiem i – tym samym – Prawdą i Drogą?

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| CISZA, FACEBOOK

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...