Nie jestem rekordzistką

Tak Rodzinie 1/2014 Tak Rodzinie 1/2014

Nie, nie jestem rekordzistką. Mam dwóch synów. Licząc razem z mężem – trzech muszkieterów w domu. I jedna kobieta, czyli ja.

 

Tata jest najważniejszy!

Niedzielny poranek. Uff… Wreszcie można pospać. To znaczy, można byłoby, gdyby nie dochodzący z drugiego pokoju głos: „Tata, pobaw się ze mną…”. Mój zaspany mąż odpowiada: „Za pięć minut przyjdę”. I tak oto rozpoczyna się rodzinne świętowanie. Tata wstaje, wiedząc, jak ważny jest ten czas. Teraz możesz mnie mieć tylko dla siebie, tak jak tego potrzebujesz. Zanim obudzi się brat, chłopaki zdążą rozegrać żołnierzykową bitwę. Albo zbudują jakąś twierdzę. Potem, już we trzech, rozłożą na stole grę planszową i skupieni wokół niej, zapomną o bożym świecie. Śniadanie? Po co? Ubieranie? Przecież mamy piżamy. Łyknięta naprędce herbata, gryźnięta kanapka i już pędzimy na Mszę świętą.

Dać wolność…

Tak, jest! Są głodni! Marzną! I proszę sobie nie myśleć, że jestem bezduszną, okrutną istotą, która z satysfakcją przygląda się dziecięcym cierpieniom. Nic z tych rzeczy. Czasem w matczyne serce wkrada się po prostu wątpliwość, czy oni w ogóle są zdolni do głodu, czy odczuwają chłód… Więc jeśli zawsze będę zgadywać ich potrzeby i zaspokajać je, zanim oni sami zdążą je sobie uświadomić, to nie nauczę ich tego, że to ważne, żeby troszczyć się o siebie samego. Wziąć za siebie odpowiedzialność. Choć matczyne serce aż się rwie, by założyć młodemu szlafrok i skarpety, rozum podpowiada „nie”.

… i zachęcić

Pięknie, ale idąc tylko tym tropem: na śniadanie, obiad i kolację kasza ryżowa i nutella. Ewentualnie dżem. Objawów znudzenia nie zaobserwowałam. Dieta pełnowartościowa, zdrowe odżywianie to dopiero wyzwanie! Niedzielny obiad jemy w gościnnym pokoju. Wspólnie. Ale jak tu przyjść na obiad, kiedy właśnie sklejamy transformersa… „Spokojnie, tylko spokojnie” – powtarzam sobie w myślach. Przypominam sobie wszystkie złote rady zasłyszane na warsztatach wychowawczych i… idę do dziecinnego pokoju. Ostrożnie lawirując pomiędzy najnowszymi budowlami ustawionymi, rzecz jasna, na podłodze a stosikiem figurek origami, docieram szczęśliwie do moich chłopców. Błogo się uśmiechając, zapowiadam, że za dziesięć minut będzie obiad. Po kilku chwilach werbuję z pomocą męża oddział lub ochotnika, który nakryje do stołu. Czasem dzwonię dzwoneczkiem, gdy czas się skończył i obiad stygnie na stole, czasem stosuję dodatkowe zachęty typu zapach piekącego się ciasta, będący zapowiedzią wynagrodzenia cierpień związanych z jedzeniem kotleta.

Wymagać i nagradzać

Mądrze dawać, jak wierzę, nie znaczy dawać wszystko, czego młody człowiek zapragnie. I to natychmiast. Poza zasłużonymi gratyfikacjami (punkty przyznane za osiągnięcia w szczególnie trudnych dla kogoś obszarach, jak np. wieczorne mycie się bez ociągania), pozwalamy sobie na małe przyjemności typu wyjście na lody czy frytki. Czasem tylko we dwoje, czasem całą czwórką. Potrzeb jest oczywiście wiele, z istotniejszych wydawał mi się sport. Tu sprawa nie jest skomplikowana – zajęć dodatkowych jest obecnie całe mnóstwo. Moje urwisy chodzą np. na lekkoatletykę, ale w tym wieku (wczesnoszkolnym), moim zdaniem, to naprawdę nie ma większego znaczenia. Liczy się za to ilość wybieganych kilometrów.

Zarażać pasjami

Był czas, kiedy to wspólne robienie kopytek czy knedli pozwalało mi na przeżywanie radości z wykonywanej razem z chłopakami pracy. Potem, kiedy w dziecięcym pokoju pojawiły się pierwsze budowle z klocków, zajęcia kuchenne straciły na atrakcyjności. Owszem, przedświąteczne pieczenie pierniczków na choinkę czy przygotowywanie aromatycznej skórki pomarańczowej przyciąga do kuchni zaciekawione twarze, jednak twórczy zapał synów wyraża się przede wszystkim w pożarciu jak największej ilości smakołyków.

Czy zatem nasze światy mogą się spotkać? Tak, tym wspólnym obszarem są zapewne moje pasje. Świat przyrody, z którym jestem związana także zawodowo, inspiruje mnie i wciąż zachwyca. Z radością obserwuję, jak młodszy potomek przygląda się owadom czy przynosi do rozpoznania nieznane okazy grzybów. Druga latorośl realizuje się za to w turystyce pieszej, co zresztą jest wspólną pasją mamy i taty.

Wybierać środowisko

Mam wizję. Wizję, wyobrażenie – ku czemu ma zmierzać nasze, wspólnie z mężem, wychowanie potomstwa. Choć każde z nas ma swoje priorytety, to zasadniczo, dzięki Bogu, się zgadzamy. Wiara i miłość: ku sobie nawzajem, dobrze pojęta miłość własna oraz miłość Ojczyzny, wrażliwość wobec potrzebujących pomocy – to esencja tego, co uważamy za ważne. Stąd wspólna modlitwa, rozmowy o historii, komentarze do bieżących wydarzeń, pielęgnowanie pamięci o bliskich, którzy walczyli o wolną Polskę. Nie bez znaczenia jest też wsparcie, jakie otrzymujemy poprzez udział w grupach (własny bądź wyłącznie dzieci ) – Domowy Kościół i harcerstwo.

Oddać pierwszeństwo mężowi to najtrudniejsze. Niegdyś Słowianie praktykowali zwyczaj postrzyżyn, który symbolicznie kończył siedem lat matczynej opieki nad dzieckiem. Z moich obserwacji wynika, że przeniesienie uwagi z mamy na ojca jest naturalne, dzieje się samoistnie. Po prostu jest taki czas, kiedy tata staje się najważniejszy.

 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| MAMA, TATA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...