Sprawiedliwość – szczyt nie do zdobycia

Jeśli przyjmiemy, że sprawiedliwość polega na tym, by oddać wszystko, co się innym należy, natychmiast uruchamia się odwieczny kołowrót roszczeń. Najsprawiedliwiej bowiem Pan Bóg wyposażył nas jedynie w rozum: nikt nie narzeka na jego niedobór, a wszyscy są wręcz zadowoleni z poziomu swego intelektu. Niedziela, 6 grudnia 2009



Ze sprawiedliwością jest trochę jak z żoną porucznika Columbo: ciągle się o niej mówi, a nikt jej jeszcze nie widział na własne oczy. Czy zatem możliwa jest sprawiedliwość w życiu społecznym? Na pewno nie jest możliwa w takim stopniu, jak byśmy sobie tego życzyli, ale czy może to uzasadniać rezygnację z dążenia do ideału? Żaden sportowiec nie wie, w którym miejscu znajduje się nieprzekraczalna granica dla ludzkiego wysiłku, a jednak każdy usilnie pracuje nad tym, by poprawić poprzedni rekord. Podobnie jest ze sprawiedliwością, która choć ciągle jest niedoścignionym celem, ułatwia nam życie, w miarę jak się do niej zbliżamy.

Koszmary przeszłości

Cnota sprawiedliwości w polskich warunkach jest wyjątkowo obciążona historycznie. Któż z nas nie zna pojęcia „homo sovieticus”? Rosyjski pisarz i socjolog Aleksandr Zinowjew w taki właśnie sposób określił człowieka, który przyzwyczaił się do komunistycznej formuły państwa; człowieka oczekującego, że od państwa otrzyma pracę, opiekę socjalną, zdrowotną i inną w zamian za płacenie podatków. Niestety, pierworodnym grzechem stosunków społecznych tamtego okresu była powszechna obecność pozorów: obywatele udawali, że płacą, a państwo udawało, że wynagradza za pracę.

Wewnętrzne zapotrzebowanie na sprawiedliwość doprowadziło wówczas do bardzo specyficznej, wykładanej nawet na katedrach teologii „zasady wyrównania”. Być może niewielu już dziś pamięta, ale nie zawsze z radykalną krytyką autorytetów spotykały się powszechne w niedawnym okresie praktyki wynoszenia z zakładu pracy określonych dóbr czy niekasowania biletu za przejazd komunikacją miejską. Myślenie wyglądało wówczas mniej więcej następująco: jeśli państwo mnie okrada czy też nienależycie wynagradza, mam prawo do swoich „małych grzeszków”, dzięki czemu mogę podreperować i tak nadwątlony budżet domowy. Z zakładów pracy masowo znikały więc środki czyszczące, spinacze czy butelki z wodą mineralną, a zdarzało się, że w niebyt trafiała jakaś wywrotka z piaskiem czy worek cementu.

Między kombinatorstwem a złodziejstwem

Komunizm skończył się w polskim ustroju, ale na pewno nie w myśleniu. Refleksja nad cnotą sprawiedliwości jest dobrą okazją, by przyjrzeć się reliktom przeszłości obecnym w życiu społecznym po dziś dzień. Unikanie płacenia podatków wydaje się procederem tyleż powszechnym, co moralnie dopuszczalnym. Coraz częściej słyszymy w mediach o najróżniejszych fortelach, od rejestrowania firm w tzw. rajach podatkowych, po tzw. kreatywną księgowość. Nawet jeśli zgodzimy się z legalnością takich czy innych rozwiązań, otwartym pytaniem pozostanie kwestia przyzwoitości w sensie ludzkim, a także grzechu w sensie religijnym.

Jeśli bowiem sprawiedliwość jest cnotą, nietrudno wydedukować, że w momencie pojawienia się jakiejkolwiek pokrętności w dziedzinie naszych należności wobec społeczeństwa (celowo nie wspominam tu o abstrakcyjnym państwie) pojawia się jednocześnie przestrzeń dla grzechu. Jak bowiem inaczej nazwać bezprawne korzystanie z dobrodziejstw zorganizowanego systemu, dzięki któremu nasze dzieci zdobywają wykształcenie w szkołach publicznych, wcześniej są szczepione przeciwko niebezpiecznym chorobom, a w razie niebezpieczeństwa mogą liczyć na pomoc policji? Bezprawiem jest korzystanie z czegoś, za co się nie zapłaciło, a tłumaczenie swej niegodziwości rozpasanym systemem fiskalnym może być jedynie tematem kolejnej refleksji i niewiele ma wspólnego z usprawiedliwianiem zwykłej nieuczciwości.



«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...