Z Bogiem na starcie

To nie jest tak, że my tylko trenujemy. Będąc poza domem, stajemy się jakby wioślarską rodziną. Chodzimy razem na imprezy, bawimy się i jemy wspólnie posiłki. Gdy jestem w Poznaniu, studiuję jak inni, chodzę na zajęcia i zdaję egzaminy. Jedynie pewne rzeczy jestem zobowiązana uzgadniać z trenerem. Przewodnik Katolicki, 27 lipca 2008



Czternastokrotne mistrzostwo Polski, kilkakrotne występy w finałach Pucharu Świata, do tego rekordy na 2000 m - to wszystko stanowi ogromny sukces. Przed Tobą jednak kolejne wyzwanie, na dodatek na najtrudniejszej wioślarskiej osadzie…

- Do tej pory były etapy przygotowań, w tej chwili jednak nie mogę się doczekać rozpoczęcia olimpiady. Najchętniej już teraz wystartowałabym i zobaczyła jak to jest. Na pewno jest to dla mnie realizacja celu, który sobie wyznaczyłam cztery lata temu, kiedy po raz pierwszy nie zakwalifikowałam się do igrzysk.
Startuję w jedynce podwójnej - to niełatwa osada. Trenuje się tak samo jak inni, ale jest się samemu. Trzeba przełamywać bariery, radzić sobie z problemami i pytać siebie, czego chcę.

Większość miesięcy w roku spędzasz na zgrupowaniach, oddając się treningom, podczas gdy Twoi rówieśnicy prowadzą studenckie, beztroskie życie. Czy nie czujesz, że jakiś etap w życiu Cię omija?

- Nie! To nie jest tak, że my tylko trenujemy i nic więcej. Przez te osiem miesięcy, będąc poza domem, stajemy się jakby „wioślarską rodziną”. Chodzimy razem na imprezy, bawimy się i jemy wspólnie posiłki. Gdy jestem w Poznaniu, studiuję jak inni, chodzę na zajęcia i zdaję egzaminy. Jedynie pewne rzeczy jestem zobowiązana uzgadniać z trenerem.

To wszystko jest na pewno wyczerpujące; gdy jednak jesteś w Poznaniu, zawsze znajdujesz czas i siły, by przyjść na niedzielną Mszę św.

- Miałam taki okres, kiedy bardzo to zaniedbywałam - do tego muszę się przyznać. Potem jednak nadszedł etap, że bardzo mi Mszy brakowało. W 2007 roku, przed mistrzostwami świata w Monachium, kiedy to był ogromny stres, zadecydowałam, że z początku będę chodzić do kościoła tylko wtedy, gdy będę czuła taką potrzebę… Okazało się, że co tydzień byłam na niedzielnej Mszy św.

Przebywając w Poznaniu, starałam się przychodzić na wieczorną Eucharystię o 19.00 Potem koleżanka zaproponowała, bym poszła z nią na godzinę 20.30 do katedry, do Duszpasterstwa Młodych 20/30. Z początku nie mogłam się tam odnaleźć. Po czasie jednak urzekła mnie atmosfera, jaka tam panuje. Zresztą i do katedry mam sentyment, tu jest moja parafia i przeżyłam tam wiele niezapomnianych chwil, takich jak Pierwsza Komunia Święta czy coroczne Pasterki. To jest takie miejsce, gdzie się ładuję, nabieram siły.

Czy to znaczy, że modlitwa pomaga w sukcesach?

- Zdecydowanie tak! Wydaje mi się, że stwierdzenia w rodzaju: „Jak trwoga, to do Boga” są jak najbardziej trafne w sytuacji, kiedy staje się na starcie w czasie zawodów i mówi: „Boże, pomóż mi”. Dla mnie nie jest to wymienianie imienia Pana Boga nadaremno. W takich sytuacjach człowiek szuka wsparcia we wszystkich źródłach, a Bóg jest tym pierwszym. Tak zostałam wychowana i to mi pomaga. Zresztą moim znajomym również.




«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...