Z Pińska w świat

Europa od czasów odkryć Kolumba panowała nad światem w sensie politycznym i kulturowym. Teraz ów monopol się skończył. Tygodnik Powszechny, 27 stycznia 2008




Katarzyna Janowska: Powtarza Pan często, że być może jest Pan już jedynym człowiekiem, który jest w stanie opisać przedwojenny Pińsk. Jeśli Pan się tego nie podejmie, świat Pana dzieciństwa pochłonie zapomnienie. Pińsk to było dobre miejsce do wyruszenia w podróż pod nazwą życie?

Ryszard Kapuściński: Bardzo chciałbym taką książkę napisać. Pińsk leży dokładnie w połowie drogi między Wilnem i Lwowem. O obu tych miastach napisano mnóstwo książek, powstały albumy fotograficzne, a o moim Pińsku nie ma zbyt wielu literackich wspomnień. Pińsk był opuszczonym miejscem, położonym wśród bagien, ze słabą komunikacją. Był miastem wielokulturowym, w którym mieszkali Polacy, Białorusini, Ukraińcy, Litwini, Ormianie i Żydzi. Stamtąd wyniosłem poczucie, że inny to nie jest obcy, ale ktoś bliski, z kim można się porozumieć, nawet nie znając jego języka. Miałem poczucie, że jeśli w Pińsku wsiądę do łódki, to będę mógł opłynąć cały świat.


Namiot w sercu wioski


W ,,Podróżach z Herodotem” pisał Pan, że ten grecki podróżnik i dziejopis to pierwszy reporter w historii świata. Teraz pracuje Pan nad książką, w której przywołuje Pan postać Bronisława Malinowskiego, wybitnego polskiego antropologa. Czy jego pomysły badawcze też miały coś wspólnego ze sposobem pracy reportera?

Malinowski był dla mnie drugim po Herodocie twórcą reportażu. Herodot rozumiał, że podróż fizyczna, psychiczna, duchowa jest źródłem literatury, a Malinowski zdawał sobie sprawę z faktu, że aby pisać o jakimś miejscu, trzeba tam być, zamieszkać z miejscową ludnością, starać się nauczyć jej języka, zrozumieć, czym się ci ludzie kierują w swoim życiu.

Na tym polegało jego rewolucyjne działanie. Był rok 1914, początek XX wieku, szczyt kolonializmu – a więc konfliktów rasowych. I on, biały człowiek, doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozbija namiot w środku wioski na maleńkich wyspach Trobriandzkich na Pacyfiku. Zaczyna żyć z tamtymi ludźmi. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie było. Przyjął założenie, że nie ma kultur wyższych i niższych, tylko różne. Każda, aby spełniać swoją misję, musi zaspokoić wszystkie potrzeby duchowe i umysłowe społeczeństwa, które ją stworzyło.

Teza o tym, że nie ma kultur wyższych i niższych musiała brzmieć obrazoburczo. To był świat szalenie europocentryczny.

To była wielka, odważna decyzja intelektualna. W tamtym czasie biały człowiek był kolonialistą, kimś, kto przyjeżdżał, by panować. Natomiast Malinowski chciał z tubylcami nawiązać partnerskie relacje. Przyjechał w pojedynkę, chciał zdobyć własne doświadczenia. Tak właśnie powinien zachowywać się rasowy reporter.

Malinowski otwiera nowy etap stosunków między Europejczykami a ludźmi innej rasy. Wprowadza zasadę dialogu. Ma poczucie, że będąc sam w otoczeniu całej wioski, jest zależny od dobrej czy złej woli jej mieszkańców. Udowadnia, że ludzie, mimo odrębności kulturowych, mogą żyć wspólnie. Zaczyna epokę, która trwa do dzisiaj. Epokę, w której kluczowe staje się pytanie: jak się ustosunkować do innego? Kim w ogóle jest ów inny?

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...