Nadal niewiele wiem o Afryce

Afrykę znałem z lekcji geografii, ale fascynowała mnie raczej Ameryka, a już najbardziej Azja. Afryka kojarzyła mi się z malarią, muchą tse-tse, groźnymi chorobami, zabójczym promieniowaniem słonecznym i wszelakiej maści zwierzętami, które tylko... czyhają na „świeży posiłek”. A ludzie? Don BOSCO, 2/2009



W 2006 r., tuż po wizycie Radcy Regionalnego ds. Misji – ks. Václava Klementa SDB – zgłosiłem się na misje do Chin. Poszukiwanie nowych misjonarzy na Daleki Wschód było celem wizyty radcy w naszym kraju. Czas jednak pokazał, że nasze zgromadzenie miało jeszcze pilniejsze potrzeby. Misjonarze byli pilnie poszukiwani do pracy w Afryce. Podjąłem więc wyzwanie.

Afrykę znałem z lekcji geografii, ale fascynowała mnie raczej Ameryka, a już najbardziej Azja. Afryka kojarzyła mi się z malarią, muchą tse-tse, groźnymi chorobami, zabójczym promieniowaniem słonecznym i wszelakiej maści zwierzętami, które tylko... czyhają na „świeży posiłek”. A ludzie? Cóż mogłem myśleć o ludziach zupełnie się ode mnie różniących i bynajmniej nie o kolor skóry chodziło, ale przede wszystkim o styl życia, mentalność. Dziś już wiem, jak bardzo uboga była i jest nadal moja wiedza o Afryce, mimo mojego dwuletniego pobytu tutaj.

Najpierw wysłano mnie na kurs misjonarzy do Rzymu. Potem udałem się do Portugalii na naukę języka portugalskiego. Później były problemy wizowe, aż wreszcie udało mi się wyruszyć w pierwszą wyprawę misyjną do Angoli. Nie należę do grupy najodważniejszych „zdobywców trofeów”, jednak poprzez wiarę, która z natury jest tajemnicą i zmusza do sięgania ponad własne ograniczenia, odważyłem się zmierzyć z wyzwaniem i jednak zostać misjonarzem.

Zamieszkałem w stolicy Angoli, w Luandzie, w dzielnicy Sambizanga, popularnie zwanej Lixeira, tzn. śmietnik. Moim podstawowym zajęciem było szlifowanie portugalskiego, ale także uczestnictwo w spotkaniach młodzieżowej grupy misyjnej, praca w parafii (do obsługi było 13 kaplic), a także... zmywanie naczyń i robienie kawy.

Nasza placówka opiekowała się również dalekimi misjami, które z powodu braku kapłanów mogły jedynie raz na jakiś czas być odwiedzane. Organizowaliśmy wówczas tygodniowe wyprawy do Mussende, regionu oddalonego od Luandy o ok. 600 km. Brałem udział w trzech takich wyprawach. Ze wzruszeniem odwiedzałem wioski, które po raz pierwszy witały kapłana, a inne od rozpoczęcia wojny, czyli od 30 lat nie miały mszy św.

W Angoli ludziom żyje się coraz lepiej. Młodzież używa MP4 i posiada nowoczesne telefony komórkowe. Ale Sambizanga, to bardzo biedna dzielnica. Także biedna duchowo. Na terenie naszej parafii mieszka ok.150 tys. osób, którzy schronili się tutaj przed wojną i jej konsekwencjami (bandy, rozboje, gwałty, niesprawiedliwość) i własnymi rękami wybudowali sobie gliniane chatki albo zamieszkali w zniszczonych fabrykach i magazynach jeszcze z czasów kolonialnych.

Angola, to kraj bardzo bogaty w surowce naturalne. Jest jednym z głównych wydobywców ropy naftowej. Niestety, życie jest tu bardzo drogie. Mało ludzi posiada pracę, a jeśli już, to z pensji trudno przeżyć, pozostaje więc praca w polu, kłusownictwo i handel. Papież Benedykt XVI w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju 2009, mówił że pierwszymi ofiarami ubóstwa są zawsze dzieci. I tutaj to widać! Tutejsze dzieci już nie są ofiarami wojny, ale społecznego i rodzinnego zapomnienia.

My, w prawie każdej z naszych placówek, prowadzimy alfabetyzację dzieci. Niestety rząd zalega z wypłatami dla nauczycieli, a ci w związku z tym nie przychodzą do szkoły. Powodem jest wszechobecna korupcja. To rodzi ogromne zamieszanie. Dzieci pozostają bez opieki, mają zaległości, wiele nie zdaje do następnych klas.

Od tego roku (nowy rok szkolny rozpoczyna się w lutym) spróbujemy przeznaczyć większą część europejskiej pomocy na wypłaty dla nauczycieli z tzw. środków własnych. Mamy nadzieję, że to się powiedzie.


«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...